ABI
Październik
Obudziłam się
gwałtownie. Nie mogłam przypomnieć sobie, kiedy zasnęłam, ale
musiałam przed tym wyłączyć lampkę nocną. Jedynym źródłem
światła w moim pokoju był księżyc za oknem.
Dzwonił telefon.
– Olivia? –
mruknęłam z nadzieją, że wstanie, żebym ja nie musiała tego
robić. Moja córka była jedną z tych osób, które budziły się i
zasypiały w ułamku sekundy.
Przekręciłam się
na bok i spojrzałam na zegarek. Czerwone cyfry pokazywały 4:48
rano. Nikt, kto dzwoni o tej porze, nie ma do przekazania dobrych
wieści.
Pochyliłam się i
chwyciłam telefon, a kołdra z naturalnego pierza zsunęła się z
moich rozgrzanych ramion, wystawiając je na powiew chłodnego
powietrza.
– Tak,
słucham?
– Czy
rozmawiam z panią Abigail Knight? – Męski głos był niski i
spięty, przypominał syk żmii szykującej się do ataku.
– Tak.
– Dzwonię ze
szpitala Portage Point. Chodzi o pani córkę, Olivię. Obawiam się,
że doszło do wypadku.
Pobiegłam do pokoju
Olivii, żołądek zaciskał mi się z nerwów.
Drzwi były
zamknięte, więc otworzyłam je, irracjonalnie myśląc, że będzie
siedziała na łóżku i patrzyła na mnie zaspanym wzrokiem.
Wyobraziłam sobie z nadzieją, że wścieknie się na mnie za
naruszenie jej przestrzeni i rzuci we mnie poduszką. Ja zaśmieję
się cicho, kładąc z ulgą rękę na piersi, a moje serce znowu
zacznie bić normalnie.
– Miałam
straszny sen – powiedziałabym.
– Nic mi nie
jest, mamo – odpowiedziałaby, patrząc na mnie z pogardą, na jaką
stać tylko siedemnastolatkę. – Za bardzo się martwisz.
Ale jej pokój był
pusty. Na łóżku leżała skopana kołdra. Brudne ubrania niemalże
wypadały z kosza na pranie wystającego z niedomkniętej szafy. Na
komodzie walały się kartki papieru.
Wybiegłam z pokoju,
zeszłam po schodach, po czym popędziłam do samochodu.
Minionego wieczoru,
na grillu u Stokesów, wszystko było w porządku.
Nie. Pokręciłam
głową, dopuszczając do siebie prawdę. Nie, nie
było w porządku. Już
od jakiegoś czasu coś się z nią działo.
Może to tylko
typowe humorki nastolatki, ale miałam złe przeczucie. Olivia była
zwykle pogodna i słodka. Nie sprawiała problemów. Nigdy nie
imprezowała, dobrze się uczyła, pomagała przyjaciołom odrabiać
lekcje.
Z czasem zrobiła
się rozkojarzona i drażliwa. Reagowała złością za każdym
razem, gdy pytałam, czy coś się dzieje. A potem zaczęła pytać o
swojego ojca.
Chce poznać
prawdę.
Nagle uderzyła mnie
pewna myśl, wywołując nieprzyjemne uczucie. Zacisnęłam zęby.
Tak długo martwiłam się, że wszystkie kłamstwa, które ukrywałam
w mrocznej części swojego serca, pewnego dnia ujrzą światło
dzienne. Te kłamstwa i moja przeszłość nie pozwalały mi ani na
chwilę stracić czujności.
Wiatr omiótł
samochód, rzucając na przednią szybę garść brązowych liści.
Gdy wsiadałam do auta, kwas z żołądka wydrapywał sobie drogę do
gardła. Wyjątkowo mój stary gruchot odpalił bez problemu, jakby
wiedział, że musimy się spieszyć.
Kiedy ruszyłam z
podjazdu, opony wyrzuciły w powietrze żwir. Włączyłam
wycieraczki. Mały liść utknął pod jedną z nich i z każdym jej
ruchem zostawiał na szybie wilgotną smugę. Tam i z powrotem, tam i
z powrotem.
Przypomniałam sobie
ostatni raz, gdy byłam w szpitalu z Olivią – złamała rękę,
spadając ze starej wierzby w ogrodzie. Miała dziesięć lat.
Wywołane tym poczucie winy było przytłaczające. Zawiodłam w
najważniejszej pracy, jaką miałam w życiu do wykonania: dbaniu o
jej bezpieczeństwo.
Chwyciłam mocno
skórzaną kierownicę, wracając do teraźniejszości, bo nie
chciałam zatonąć we wspomnieniach. W samochodzie coś aż
zazgrzytało, gdy zbyt gwałtownie weszłam w zakręt. Byłam
lekkomyślna, musiałam zwolnić, ale Olivia…
Nie potrafiłam
dokończyć tej myśli. Ona była centrum mojego wszechświata,
jedynym, co nadawało sens mojemu życiu. Bez niej znajdę się w
próżni.
Gdy kolana zaczęły
mi się trząść, docisnęłam pedał gazu. Ten jeden liść ciągle
znajdował się za wycieraczką, tyle że był już naderwany i
kształtem przypominał złamane serce.
Kiedy znalazłam się
na szpitalnym parkingu, szybko zahamowałam. Był prawie pusty. Przed
wejściem stała karetka, a dookoła znajdowało się kilka
samochodów. Światło latarni odbijało się od mokrego asfaltu.
Zatrzymałam się pod samym wejściem w chwili, gdy liść pod moją
wycieraczką został brutalnie rozszarpany.
Wpadłam do budynku,
mocno uderzając łokciem w przesuwne drzwi. Poczułam ból aż w
czubkach palców, ale to mnie nie spowolniło. Musiałam znaleźć
Olivię.
Proszę, proszę,
niech nic ci nie będzie.
Nagle zza drzwi
wahadłowych wyłonił się lekarz. Szedł szybko, pewnie, jak
człowiek, który wie, co robi. Spoglądał na mnie przekrwionymi
oczami.
– Abigail
Knight? – Rozpoznałam głos, który słyszałam przez telefon.
Doktor miał przerzedzone białe włosy i gładko ogoloną twarz. Z
szyi zwisał mu stetoskop. Biały kitel znaczyły smugi w kolorze
rdzy.
Podszedł bliżej,
wyciągnął do mnie rękę, po czym uniósł grube jak gąsienica
brwi.
– Gdzie jest
Olivia? – wydyszałam, czując, jakbym miała hiperwentylować.
Ludzie patrzyli na mnie, ale miałam to gdzieś. – Gdzie moja
córka?
Gdy chciałam go
ominąć, zablokował mi drogę.
– Nazywam się
Griffith. Jestem doktorem. – Podszedł krok bliżej. Zobaczyłam w
jego brązowych oczach złote plamki. – Proszę iść ze mną.
– Dlaczego? –
Głos miałam spięty, słowa ledwo wypływały z moich ust. –
Gdzie jest Olivia?
– Zabiorę
panią do niej, ale najpierw musimy porozmawiać w jakimś bardziej
odosobnionym miejscu.
Ton, którym to
powiedział, świadczył o powadze tego, co miał do powiedzenia.
Tylko dlatego nie byłam w stanie wyrzucić z siebie pytań, które
próbowały wyrwać się z moich ust.
Rozejrzałam się po
poczekalni. Kilka osób na nas patrzyło, a reszta siedziała z
nosami w telefonach albo udawała, że czyta gazety.
Kiwnęłam głową.
Doktor Griffith
poprowadził mnie przez drzwi wahadłowe, za którymi znajdował się
przestrzenny i jasny korytarz prowadzący do małej salki.
Pomieszczenie pachniało mieszanką kwiatów i było ozdobione
pastelowymi detalami. Lśniąca podłoga miała kolor cynamonu, a
ściany pokryto szaro-kremową farbą.
– Proszę
usiąść. – Doktor Griffith wskazał skórzane krzesło. Usiadłam
sztywno na jego krawędzi.
Doktor podszedł do
stojącego w kącie pokoju dystrybutora z wodą. Obok, na czarnym
stoliku, stał stos białych kubeczków. Doktor wziął jeden i
napełnił go wodą. Dystrybutor zabulgotał, wypychając powietrze w
górę zbiornika.
Lekarz zaoferował
mi kubek, ale tylko na niego patrzyłam. Nie byłam w stanie
wyciągnąć ręki i objąć go palcami. Ostatecznie doktor odstawił
kubek na stolik. Złapał plastikowe krzesło stojące pod ścianą i
postawił je naprzeciwko mnie. Przez chwilę ciągnął jego nogami
po podłodze, na co aż zazgrzytałam zębami. Usiadł, wsparł
łokcie na kolanach i splótł palce jak do modlitwy.
– Miał
miejsce wypadek… – powiedział, powtarzając swoje wcześniejsze
słowa.
– Czy z
Olivią wszystko w porządku? – wtrąciłam.
To, jak na mnie
patrzył. Ze współczuciem. Wiedziałam.
Nagle poczułam, że
muszę uciec. Nogi wciąż bolały mnie od wczorajszego biegania,
mięśnie miałam spięte, ale to było silniejsze ode mnie.
Zerwałam się z
miejsca i zaczęłam rozglądać dookoła. Doktor wstał, obserwując
mnie, jakbym była dzikim zwierzęciem. Pragnienie poznania prawdy
nie pozwalało mi poruszyć stopami.
– Proszę mi
powiedzieć – wyszeptałam.
– Pani córka…
– Doktor Griffith położył mi rękę na ramieniu. Jego dotyk był
uspokajający.
Powiedział coś o
wypadku.
Ktoś znalazł
Olivię na brzegu rzeki, blisko mostu.
Potem mówił coś o
napadzie padaczkowym, odruchu rogówkowym i czterech punktach w skali
Glasgow.
Mówił o ranie
głowy, nieruchomych i rozszerzonych źrenicach, o tomografii
komputerowej.
Zabrali ją na salę
operacyjną, gdy tylko przywieziono ją do szpitala.
Nic nie miało dla
mnie sensu.
Opadłam na krzesło
i pochyliłam się, chowając głowę między kolanami, jakbym
przygotowywała się do katastrofy lotniczej. Słyszałam łomoczące
w mojej piersi serce, krew ryczącą w uszach, ciężki oddech.
Łokieć nadal bolał mnie po uderzeniu w drzwi.
– Nie… nie…
– powtarzałam błagalnie, zaciskając i rozluźniając spocone
dłonie.
Doktor usiadł obok
mnie, a jego głos przedarł się przez otaczającą mnie ochronną
bańkę.
– …doznała
ciężkiego urazu głowy. Naprawdę mi przykro, pani Knight, ale mózg
pani córki został trwale i nieodwracalnie uszkodzony.
Myśli tłukły się
w mojej głowie. Usiłowałam złożyć to, co mówił, w logiczną
całość. Mimo nasilającej się paniki, zarejestrowałam pojedyncze
słowa z jego wypowiedzi.
– Czy jest
ktoś, do kogo możemy zadzwonić?
Był ktoś taki?
Mama nie żyła. Ojca nigdy nie znałam. Nie miałam męża ani
chłopaka. Byłam zbyt zajęta macierzyństwem, by randkować lub
nawiązać przyjaźnie. Miałam tylko…
– Moja
siostra. – Głos miałam odległy, jakby dobiegał z końca
korytarza, a nie moich ust.
Zapisałam numer
Sary na skrawku papieru. Doktor zabrał go i otworzył drzwi, żeby
wręczyć kawałek kartki komuś na zewnątrz, a potem wrócił do
mnie.
– Przykro mi,
pani Knight. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby ją
uratować, ale Olivia się nie obudzi. Obecnie jest podłączona do
respiratora, który nie pozwala jej ciału umrzeć. – Oblizał
usta, szykując się do powiedzenia czegoś jeszcze. – Ale ona…
– Jest
dawczynią organów – wyszeptałam beznamiętnie.
To tego chcieli,
prawda? W dniu, w którym zdała prawo jazdy, Olivia zgodziła się w
razie śmierci oddać organy, by ratować życie innym ludziom.
– No wiesz –
powiedziała wtedy, wzruszając ramionami z pewnością młodego
człowieka, dla którego temat śmierci jest czymś obojętnym. –
Jeśli kiedyś do tego dojdzie.
Moja kochana, czuła
dziewczynka.
– Nie, nie o
to… Chciałem powiedzieć, że w stanie, w jakim znajduje się
Olivia, nie możemy legalnie odłączyć jej od respiratora.
Nie rozumiałam.
Miałam wrażenie, jakby nagle zaczął mówić w języku urdu.
Czułam pulsowanie w oczach.
Odchrząknął, na
chwilę odwracając wzrok.
– Nie możemy
odłączyć od aparatury kobiety w ciąży. Nie w stanie Waszyngton.
– Cc… co? –
wyszeptałam. Ciało miałam bezwładne, wiotkie, w głowie zaczęło
mi się kręcić.
– Olivia
była… jest… Olivia jest w ciąży.
Calkiem fajnie sie zapowiada
OdpowiedzUsuńOj całkiem ciekawia aż sie chce poznac co bedzie dalej....
OdpowiedzUsuńJestem zainteresowana dalszymi rozdziałami a nawet cała książkę bym poczytała Dagmara Krajewska
OdpowiedzUsuńMocno się zapowiada i chyba każdy chciałby ją przeczytać,naprawdę brzmi ciekawie
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada
OdpowiedzUsuńTen thiller psychologiczny już od pierwszego rozdziału bardzo intryguje.
OdpowiedzUsuńpanie widać że są książką zachwycone
OdpowiedzUsuńSuper...zachwyca mnie
OdpowiedzUsuńniezwykła historia
OdpowiedzUsuń