Rozdział
drugi
Co, proszę?
Walę
czołem o biurko, jęcząc cicho, gdy w moim boksie pojawia się
rozczochrana jasnobrązowa czupryna. Następnie widzę piwne oczy i
resztę twarzy mojego przyjaciela Toby’ego.
– Tate, co
ty, kurwa, robisz?
– Wymierzam
sobie karę.
– Dlaczego?
– Bo muszę
jakoś zapłacić za tę kupę gówna, którą wyprodukowałam.
Toby wzdycha, po
czym obchodzi niewielką przestrzeń mojego boksu. Jak zwykle wygląda
niczym Guliwer w mieście Liliputów.
Był jedną z
pierwszych osób, z którymi się zaprzyjaźniłam, kiedy zaczęłam
pracować w „Pulsie”, po części dlatego, że oboje mamy
spaczone poczucie humoru, a po części dlatego, że nasze boksy
znajdują się obok siebie. Między innymi dzięki niemu ta praca nie
doprowadziła mnie jeszcze do szaleństwa. Jako zadeklarowany nerd
Toby pisze fachowe, branżowe artykuły. Najlepiej określa go
porównanie do futbolowca, który przez przypadek trafił do sklepu z
kardiganami i wyszedł z niego przemieniony w Kudłatego ze
Scooby-Doo.
O ile Kudłaty był przypakowany.
Stojąc za mną,
ogromnymi dłońmi podnosi moją głowę z blatu biurka.
– Okej, dość
– mówi stanowczo
– Nie
rozumiesz.
Siada na wolnym
krześle.
– Rozumiem.
Napisałaś coś, od czego nieświadomi internauci dostaną raka.
Jeszcze jakieś nowości? Nie może być aż tak źle.
– Może.
Jest.
– Pokaż.
Prostuję się i bez
entuzjazmu klikam myszką, aż na ekranie pojawiają się moje trzy
ostatnie posty.
Toby nachyla się,
by je przeczytać. Pierwszy nagłówek głosi: SZOKUJĄCE
TAJEMNICZE ZDJĘCIA. RZĄD NIE CHCE, ŻEBYŚ JE ZOBACZYŁ!
Spogląda na mnie.
– Niech
zgadnę. Fejkowa autopsja kosmity?
– Ta.
– Słabe. I
stare.
– Ta.
Klika w kolejny
post. To filmik pod tytułem: LUDZIE,
KTÓRZY NIE LUBIĄ PIKANTNEGO JEDZENIA, PRÓBUJĄ PIKANTNEGO
JEDZENIA. REZULTAT JEST KOMICZNY!
Mruży oczy.
– Sama to
nagrałaś?
– Ta.
– Powiedz mi,
że to nie są te trzy ofermy z księgowości, które zrobią
wszystko, jeśli poprosi ich o to ładna dziewczyna. – Patrzy na
mnie uważnie.
– Okej, nie
powiem.
– Ale to oni,
prawda?
– Ta.
Wzdycha, po czym
przenosi wzrok na ekran, na którym widnieje trzeci artykuł.
NAJGORSI SERYJNI
MORDERCY W HISTORII! ZRÓB QUIZ I PRZEKONAJ SIĘ, KTÓRYM JESTEŚ!
Kiedy z powrotem
kładę głowę na biurku, nie powstrzymuje mnie.
– Widzisz? –
szepczę.
– No dobrze.
Nie jest to szczyt twoich możliwości. Nawet nie próbujesz zabić
produktywności niewinnych ludzi, kusząc ich gównianym tytułem.
– Nie mam do
tego serca.
– Nie musisz.
Pomyśl o tej zachłannej, samolubnej części siebie, która lubi
mieć pieniądze na jedzenie oraz czynsz.
Prostuję się, a
następnie odsuwam włosy z twarzy.
– Łatwo ci
mówić. Ty piszesz o nowinkach technicznych i grach, czyli o tym, co
kochasz.
– Tak, jednak
też wycierpiałem swoje, klepiąc gówniane, clickabitowe teksty,
zanim Derek przeniósł mnie do działu technicznego.
– Byłam
redaktorem „Washington Square News”, Tobes. Otrzymałam nagrodę
Hearsta, na litość boską – przypominam.
– Wiem. A po
stażu w „New York Timesie” znalazłaś się w finałowej dwójce
osób, które mogły zostać młodszymi reporterami, bla, bla, bla.
Teraz to bez znaczenia. Smutna prawda jest taka, że w Nowym Jorku na
każdym kroku można spotkać bezrobotnego dziennikarza, a wielu z
nich ma równie wysokie kwalifikacje. Musisz zrozumieć, że twoje
wykształcenie przydaje się mniej więcej tak, jak fotel katapultowy
w helikopterze. Rynek pracy przypomina obecnie strefę wojenną, a
tutaj przynajmniej nieźle płacą.
– Czyli co?
Mam dalej robić coś, czego nienawidzę? Albo rzucić to, aby
znaleźć pracę marzeń, ryzykując, że zostanę bezrobotna i
bezdomna? – Nie mogę ukryć irytacji.
– Nie wiem,
Tate. Potrzebujesz czegoś dobrego, by Derek zwrócił na ciebie
uwagę. Pracujesz nad jakimiś artykułami, które mogłabyś mu
pokazać?
– A żebyś
wiedział. – Chwytam notebook. – W Nowym Jorku pojawiło się
mnóstwo fałszywych mandatów za parkowanie. Wyglądają na
prawdziwe, ale konto bankowe nie wskazuje na żadną miejską
instytucję. Jakiś oszust naciąga naiwniaków.
Toby kiwa głową.
– Nieźle,
chociaż afera z tego raczej marna. Masz coś jeszcze?
– Uch… –
Patrzę na swoje pomysły. – Buntowniczy artysta, który maluje
wielkie kutasy na dziurach w ulicy, tak że miasto jest zmuszone je
zlikwidować albo ryzykować obrazę
moralności publicznej?
Przyjaciel się
śmieje.
– Podoba mi
się jego styl, ale to też nie wystarczy na dobry artykuł.
– Okej. –
Skanuję wzrokiem listę, choć wiem, że tylko marnuję czas. Gdyby
było tam coś wystarczająco soczystego, aby zaimponować Derekowi,
już dawno wparowałabym do jego gabinetu, by sprzedać temat. To
wszystko jednak średnie historie.
Odkładam notebook i
spoglądam na przyjaciela.
– Nic nie
mam.
Klepie mnie
protekcjonalnie po ramieniu.
– No to masz
problem, Tate. Potrzebujesz czegoś, żeby coś osiągnąć.
Pokazuję mu właśnie
faka, kiedy mój telefon zaczyna wygrywać Bootylicious.
Toby natychmiast lekko się prostuje. Wie, że to dzwonek przypisany
do numeru Ashy, a buja się w niej, odkąd ją poznał. Gdy tylko
pojawia się w okolicy, zachowuje się jak olbrzymi labrador, któremu
powiedziano, że idzie na spacer.
Patrzę na niego
przepraszająco. Wraca do swojego boksu, a ja odbieram.
– Hej, Ash.
Co tam?
– On
istnieje.
– Kto? –
pytam zdezorientowana.
– Pan
Romantyczny. Dziś rano Joanna rozmawiała o nim z kuzynką, która
była przerażona, że Joanna coś podsłuchała. Powiedziała, że
wszystko, co dotyczy przystojnego mężczyzny do towarzystwa, jest
ściśle tajne. Można go poznać tylko przez polecenie aktualnej
klientki. To wygląda jak system wypożyczania gorącego faceta.
– Okej,
zaciekawiłaś mnie. Czy kuzynka Joanny jest jego klientką?
– Nie, ale
zna kogoś, kto nią jest. Nie uwierzysz… – Urywa dla lepszego
efektu. – To Marla Massey.
– Znaczy,
żona senatora Masseya? – upewniam się. – Byłego pastora, który
podaje swoją żonę za przykład? Mówisz poważnie?
– Śmiertelnie
poważnie. Wygląda na to, że kiedy pobożny kongresmen pracuje w
Waszyngtonie, jego oddana połowica zabawia się z przystojniakiem.
Wyobrażasz sobie, co by się stało, gdyby to wypłynęło?
Gdy uświadamiam
sobie, jaki artykuł mógłby z tego powstać, na moich ramionach
pojawia się gęsia skórka. Jeżeli dobrze to rozegram, zrobię
dzięki niemu karierę, o której zawsze marzyłam. Pieprzyć „Puls”.
Będę mogła wybierać spośród największych graczy w branży.
– To co mam
zrobić? – pytam. – Zaprzyjaźnić się z panią Massey na tyle,
aby przedstawiła mnie swojemu wynajętemu chłopakowi? Marne szanse.
– O ile nie
zmienisz się nagle w megabogatą gospodynię domową, która lubi
chodzić po galeriach sztuki i czytać Biblię, raczej trudno ci
będzie zacząć się obracać w tych samych kręgach, co ona. Nie
będzie nawet chciała z tobą rozmawiać, jeśli się dowie, że
jesteś dziennikarką.
Asha ma rację.
Muszę mądrze to rozegrać albo mój jedyny dobry temat rozwieje się
niczym dym.
– Okej, więc
jak one się kontaktują z tym facetem do towarzystwa? Przez telefon?
E-mail? Za pomocą gigantycznego penisa wyświetlonego na niebie?
Siostra ścisza
głos.
– Joanna
mówi, że jeśli dana kobieta uchodzi za wystarczająco dyskretną,
by zostać jego klientką, ta, która ją poleca, przekazuje jej
specjalny kwestionariusz. Trzeba go wypełnić, włożyć do koperty
razem z tysiącem dolarów, a potem dostarczyć do skrzynki pocztowej
w Williamsburg.
Niemal spadam z
krzesła.
– Tysiąc
dolarów? Tyle koleś sobie liczy za randkę?
Głowa Toby’ego
pojawia się nad ścianką działową.
– O czym ty,
kurwa, gadasz? – szepcze.
Macham na niego i
mocniej chwytam telefon.
– Nie –
mówi Asha. – Randka kosztuje pięć tysięcy. Tysiaka bierze za
samo rozważenie, czy zostaniesz jego klientką.
– Jezu! Nie
obchodzi mnie, jak wygląda, żaden facet nie jest wart takiej kasy.
– Cóż, on
najwyraźniej stanowi wyjątek.
Odchyliwszy się,
łapię krawędź biurka.
– Znasz adres
tej skrytki pocztowej?
– Tak, wyślę
ci SMS-em. Nie przyda ci się jednak, jeżeli nie zdobędziesz
kwestionariusza. Kuzynka Joanny go nie ma, a nawet gdyby było
inaczej, wątpię, żeby nam dała.
– A myślisz,
że Marla Massey go ma?
– Pewnie tak
– przyznaje. – Ale jak go zdobędziesz, nie pytając jej o to? –
Patrzę na Toby’ego, który nadal marszczy brwi, usiłując
zrozumieć, o czym, do licha, rozmawiam.
– Coś
wymyślę. Dzięki za info, Ash.
– Żaden
problem. Też na tym skorzystam. Bóg mi świadkiem, że jeżeli
jeszcze raz usłyszę, jak narzekasz na pracę, odetnę sobie uszy.
Uśmiecham się.
– Oto
siostra, na której wsparcie można liczyć. Tak swoją drogą, Toby
cię pozdrawia.
– Uh-um.
Paaa!
Gdy się rozłączam,
przyjaciel pyta:
– Co tam u
niej?
– Obawiam
się, że nie jest zainteresowana.
– Nie jest
świadoma, jak wiele traci?
– Najwyraźniej
nie, lecz obiecuję, że szepnę jej o tobie dobre słówko, jeśli
pomożesz mi z tym tematem.
– Czekałem
na to. Opowiedz coś więcej.
W miarę jak
zdradzam kolejne szczegóły dotyczące Pana Romantycznego, Toby
coraz bardziej się ożywia.
– Eden, to
może być coś dużego. Szczególnie gdy okaże się, że ma więcej
klientek takich, jak Marla Massey.
– Własnie.
– To czego
ode mnie oczekujesz?
Posyłam mu błagalny
uśmiech.
– Żebyś
włamał się na pocztę Marli Massey i znalazł ten kwestionariusz.
– Żartujesz?
– pyta zdumiony.
– Ani trochę.
To drażliwy temat.
Wiem, że w wolnym czasie działa jako haker społecznościowy tylko
dlatego, iż zwierzył mi się pewnej nocy, gdy za dużo wypił. Do
tej pory nie sugerowałam, że o tym pamiętam, ale hej… trudne
sytuacje i tak dalej.
– Jest żoną
kongresmena – przypomina Toby.
– Zdaję
sobie z tego sprawę, jednak nie widzę innego rozwiązania.
– Na pewno
będzie miała zaawansowane zabezpieczenia. No, daj spokój.
– Twierdzisz,
że nie dasz rady?
Parska.
– Nie bądź
śmieszna. Po prostu upewniam się, że wiesz, jak wielką jestem
legendą, zanim złamię jej system jak suchą gałązkę.
– Przyjęłam
do wiadomości.
Kiwa głową.
– Lepiej
powiedz też siostrze, że wymiatam albo coś podobnego, aby to było
tego warte.
– Zgoda.
Opowiem o twoich rzekomych łóżkowych zdolnościach.
– TATE!
Rozglądam się, gdy
słyszę swoje imię dobiegające z gabinetu szefa. Redaktor naczelny
„Pulsu” oraz uniwersalny opierdalacz, Derek Fife, mógłby
uchodzić za atrakcyjnego, gdyby nie był równie przyjemny jak
rzeżączka.
Krzywi się,
wskazując kciukiem drzwi.
– Do mnie. W
tej chwili – nakazuje.
Nie czekając na
odpowiedź, wraca do siebie.
– Miło było
cię poznać – rzuca Toby, znikając. Oboje wiemy, co oznacza ten
ton. Ktoś dostanie opieprz i wygląda na to, że to będę ja.
Wstaję, biorę
głęboki oddech, prostuję ramiona, po czym ruszam na spotkanie z
Derekiem.
Gdy zatrzymuję się
przed jego biurkiem, mówi:
– Zamknij
drzwi i siadaj.
Nawet nie podnosi
wzroku znad tabletu.
Po tym, jak wykonuję
jego polecenie, dalej przesuwa palcem po ekranie, marszcząc brwi.
– Tate,
wiesz, dlaczego „Puls” porusza tak różnorodną tematykę? –
pyta w końcu.
– By
przyciągnąć wielu czytelników?
– Właśnie.
A jak sądzisz, dlaczego obok poważnych newsów publikujemy
codziennie clickbaitowe artykuły?
– Bo mamy
nadzieję, że czytelnicy, którzy nas przez to odwiedzą, zostaną,
żeby przeczytać wartościowe teksty?
– Nie.
Dlatego, że clickbaitowe gówno generuje ogromny przychód, dzięki
któremu możemy płacić za wszystko inne, włączając w to twoją
pensję. – Patrzy na mnie surowym wzrokiem. – Myślisz, że tym,
co piszesz, zarabiasz na swoją wypłatę?
Opieram dłonie na
kolanach.
– Um… Cóż…
Podnosi tablet, aby
pokazać artykuł sprzed kilku dni.
TA KOBIETA
SCHYLIŁA SIĘ PO CENTA. NIE UWIERZYSZ, CO STAŁO SIĘ PÓŹNIEJ!
Unosi brwi.
Przełykam nerwowo
ślinę.
– Uch… Nie
przypadł ci do gustu?
– Nic się
później nie stało. Podniosła centa i poszła dalej. To całkowicie
bezsensowna historia – wyjaśnia.
– Tak, to
miała być ironia.
Przesuwa palcem po
ekranie, po czym pokazuje kolejny post.
NAJWIĘKSZA
KOLEKCJA GIGANTYCZNYCH KUTASÓW, JAKĄ KIEDYKOLWIEK WIDZIAŁEŚ!
Kiwam głową.
– Tak, ale…
– Co było na
zdjęciach, Tate?
Wzdycham.
– Koguty.
– I nie były
to nawet gigantyczne koguty, tylko zwykłe, przeciętnej wielkości.
W komentarzach poleciała fala hejtu. – Nachyla się, zniżając
głos. – Widzisz, większa część internautów ceni sobie każdy
klik i jeśli marnujesz ich cenne trzy sekundy, które mogliby
wykorzystać na „pomoc” chorym dzieciom poprzez lajkowanie postów
na Facebooku albo podpisanie jakiejś, kurwa, petycji, na pokazanie
niepornograficznego żywego inwentarza, bezlitośnie wyrażają swój
gniew.
– Wiem o tym.
Rzuca tablet na
biurko.
– A jednak
nadal wrzucasz artykuły, które mogłaby napisać moja
dziesięcioletnia siostrzenica, waląc głową w klawiaturę.
– Derek,
chodzi po prostu o to…
– Że jesteś
okropna w tym, co robisz? – pyta wprost, nie pozwalając mi
dokończyć.
– Nie mogę
zaprzeczyć, że być może nie mam smykałki do tego rodzaju postów…
– Niedopowiedzenie
roku.
– Jeśli
dałbyś mi szansę na napisanie czegoś poważniejszego, obiecuję,
że nie będziesz rozczarowany. Pozwól mi się wykazać.
Odchyliwszy się,
krzyżuje ramiona.
– Znasz
zasady, Tate. Nie dam ci do napisania żadnego artykułu, dopóki…
– Nie odrobię
pańszczyzny. Tak, wiem. Ale mam gorący temat.
Mruży oczy.
– Jaki temat?
– Jest w
Nowym Jorku taki mężczyzna do towarzystwa, o którym mówią Pan
Romantyczny… – zaczynam wyjaśniać.
– Jezu
Chryste. – Pociera oczy. – Pan Romantyczny? Serio?
– Zaczekaj.
Wysłuchaj mnie.
– Masz
dziesięć sekund, żeby mnie przekonać.
Pochylam się
ożywiona.
– Jego
klientki należą do elity Nowego Jorku. Dowiedziałam się, że żona
przynajmniej jednego kongresmena płaci za jego usługi, a nie mam
wątpliwości, że jeśli zgłębię temat, znajdę całą masę
ustosunkowanych kobiet na jego liście. Możliwe, że również
celebrytki. Aktorki, gwiazdy rocka…
Derek patrzy na mnie
uważnie przez kilka sekund.
– Pieprzy te
kobiety za pieniądze? – pyta.
– Nie. Umawia
się z nimi.
– Co to, do
cholery, znaczy?
– Nie jestem
pewna, ale nawet jeśli w grę nie wchodzi seks, pomyśl o
konsekwencjach. Pięć tysięcy dolarów za randkę. Ten koleś
wyłudza od znudzonych, spragnionych romantyzmu kobiet ogromne
pieniądze. To będzie wielki skandal.
– Masz
wiarygodne źródło?
– Na tę
chwilę to wiadomości z drugiej ręki, ale właśnie dostałam
informacje, które mogą doprowadzić mnie do żyły złota. A jako
że jesteśmy pierwsi, „Puls” mógłby uzyskać wyłączność na
tę historię.
To przyciąga uwagę
Dereka. Stuka palcami w usta.
– Wyłączność
byłaby dobra. Nasi reklamodawcy to lubią.
Kładę dłonie na
biurku.
– W takim
razie pozwól mi nad tym popracować. Jeśli nie wypali, obiecuję,
że sercem, duszą oraz ciałem oddam się tworzeniu najbardziej
chwytliwych clickbaitów w historii. Znajdę wspaniałe zdjęcie
największego kurczaka na świecie. Jeżeli jednak mi się uda…
– Zaczyna się
– mówi pod nosem.
– Chcę
stałego miejsca na stronie głównej. I podwyżki.
Śmieje się, lecz
nie ma w tym dźwięku nic przyjemnego. Brzmi raczej tak, jakby żywił
urazę za to, że osłabiłam jego gniew.
– Masz jaja,
Tate – rzuca. – Wezwałem cię w celu zwolnienia, a teraz
sprawiasz, że naprawdę rozważam, czy nie zasługujesz na awans.
Posyłam mu swoje
najbardziej zdeterminowane spojrzenie.
– Jestem
dziennikarką, Derek, i to cholernie dobrą. Pozwól mi działać w
terenie. Daj chociaż szansę, żebym pokazała, na co mnie stać.
Nie zawiodę cię – zapewniam.
Zastanawia się
przez kilka sekund, stukając palcem w usta.
– Okej. Jedna
szansa. Idź za tym tropem i zobacz, dokąd cię zaprowadzi. Informuj
mnie o postępach.
– Tak jest. –
W myślach przybijam sobie piątkę. – Och, jeszcze jedno:
potrzebuję tysiąca dolarów w gotówce.
Znów podnosi
tablet.
– A ja
potrzebuję kutasa, który sam się obciąga. Wygląda na to, że
zarówno ciebie, jak i mnie czeka rozczarowanie.
– Bez
pieniędzy nie uda mi się umówić z tym facetem – wyjaśniam. –
Nie będzie ze mną rozmawiał, jeśli powiem, że pracuję jako
dziennikarka. Muszę udawać klientkę. Bogatą klientkę. Jeżeli
zgodzi się na spotkanie, będę potrzebowała kolejnych czterech
kawałków, aby zapłacić za randkę.
– Że co,
kurwa? – pyta autentycznie zaskoczony. – Co, do licha, ten koleś
robi kobietom za pięć kawałków?
– Tego właśnie
mam zamiar się dowiedzieć.
Niechętnie odwraca
się do komputera, by napisać e-mail.
– Mam
nadzieję, że nie usiłujesz w ten sposób zaliczyć na koszt firmy.
Przewracam oczami.
– Derek,
proszę cię. Jakbym musiała płacić facetom, aby się ze mną
umawiali…
Ściąga brwi, po
czym wysyła wiadomość.
– Idź do
Emily z finansów. Będzie miała dla ciebie pieniądze. Lepiej, żeby
ta inwestycja zwróciła mi się z nawiązką.
– Tak będzie.
– Świetnie.
A teraz spieprzaj z mojego biura. – Zakłada bezprzewodowe
słuchawki, po czym podkręca głośność. Słyszę coś, co można
opisać jedynie jako ciężki metal.
– Dupek z
ciebie – mruczę.
Patrzy na mnie
wilkiem i zdejmuje słuchawki.
– Co?
Uśmiecham się
słodko.
– Mówiłam,
że ta historia okaże się hitem.
Nie czekając na
jego reakcję, odwracam się, by odejść, szczęśliwa, że
uniknęłam katowskiego ostrza. Przynajmniej na jakiś czas.
***
Wracam
do swojego biurka, przy którym siedzi Toby, pisząc coś z furią na
moim komputerze.
Chcę zapytać o
postępy, gdy rzuca:
– Nie pytaj.
Massey nie posiada adresu IP, który dałoby się namierzyć, co
oznacza, że albo nie ma internetu, co jest raczej mało
prawdopodobne, albo wysiadło u niej zasilanie. Ale nie martw się.
Zdobywam zdalny dostęp do jej telefonu, więc gdy tylko wejdę na
pocztę, będę mógł… Och.
– Och?
– Och –
powtarza.
Nachylam się, żeby
sprawdzić, na co patrzy, ale na ekranie widzę jedynie kod.
– Proszę,
wyjaśnij, o co chodzi, Tobes. To dobra czy zła wiadomość?
– Obie.
Prywatnie Marla używa zupełnie innego konta. Może właśnie
dlatego udaje jej się ukrywać swoje poczynania przed mężem. –
Śmieje się, a ja zaglądam mu przez ramię. – Ma nick Goodwife69.
Cóż za ironia. – Kontynuuje pisanie. – No dobrze, tajemnicze i
zapewne sprośne e-maile, chodźcie do tatusia.
Pracuje jeszcze
przez kilka minut, aż w końcu na ekranie pojawia się niebieski
pasek postępu. Toby wstaje, a następnie pokazuje, abym zajęła
miejsce.
– Gotowe.
Kiedy skończy się pobierać, otrzymasz kopię każdego jej e-maila.
Jeśli ten kwestionariusz istnieje, pewnie tam będzie.
Przytulam się do
niego.
– Jesteś
wielki, Tobes. Serio.
Wzrusza ramionami,
lecz policzki mu różowieją.
– Wszystkie
mi tak mówią. Tylko jak federalni zapukają do twoich drzwi,
pamiętaj, że zrobiłaś to wszystko sama, a mnie nawet nie znasz. A
teraz mogę już wrócić do własnej pracy?
– Jeśli
musisz. Ale później kupuję ci lunch w ramach podziękowania.
– Umowa stoi.
Po jego odejściu
skubię skórkę przy palcu wskazującym, obserwując, jak pasek
postępu dociera do końca. Siadam wygodnie, gdy interfejs poczty
Marli Massey wyświetla się na ekranie.
– No dobrze,
pani Massey. Zobaczmy, co my tu mamy.
Wiem, że to, co
robię, jest niezgodne z prawem, nie wspominając o etyce, ale ta
historia stanowi mój bilet do lepszego życia, więc odsuwam na bok
wahanie i zabieram się do roboty. Upominam się jednak, by szukać
jedynie wiadomości związanych z jej kochankiem. Inne mroczne
sekrety Marli to nie moja sprawa.
Wpisuję w
wyszukiwarkę „Pan Romantyczny”. Tak jak się spodziewałam, nie
ma żadnych wyników. Po tym, co słyszałam o tym będącym kimś w
rodzaju ducha facecie, nie spodziewałam się, że to będzie łatwe,
ale zawsze można sobie pomarzyć.
W następnej
kolejności próbuję z „żigolakiem”, „męską dziwką”, a
także „mężczyzną do towarzystwa”. Trafiam na kilka wiadomości
odnoszących się do romansów, jednak na tym koniec. W zasadzie, z
tego, co widzę, większość jej skrzynki zajmują faktury za
internetowe zakupy oraz e-maile potwierdzające rejestrację w
różnych sklepach. Może założyła to konto, żeby się nie
wydało, że jest zakupoholiczką? Nie byłaby pierwsza.
Po kilku kolejnych
minutach zaczynam myśleć, że Toby mylił się co do potajemnej
korespondencji. Wtedy moją uwagę przyciąga temat: Dziękuję
za polecenie ogiera czystej krwi.
Klikam na wiadomość i skanuję ją wzrokiem.
Droga M,
bardzo Ci
dziękuję za polecenie tego wspaniałego ogiera czystej krwi, Petera
Richarda. Cudowne stworzenie! Od dawna nie spędziłam czasu z tak
wspaniałą bestią. Przesyłam wyrazy wdzięczności, moja droga.
Czuję się dziesięć lat młodsza.
C.
Wysłał ją ktoś o
nicku CJ872.
Czytam jeszcze raz.
Peter Richard… P.R. Czy to nasz nieuchwytny Pan Romantyczny?
Naciągane, ale nie sądzę, aby to był przypadek, że tym skrótem
można jednocześnie opisać konia i mężczyznę. Być może panie
porozumiewają się szyfrem, by uniknąć wykrycia.
Zamierzam poczynić
bardziej gruntowne poszukiwania, kiedy telefon zaczyna grać
Only the Good Die Young
Billy’ego Joela. Wzdrygam się, gdy widzę napis NASZA
KOCHANA BABCIA!!! Nie
trzeba było pozwalać, żeby sama zapisała swój numer, a następnie
wybrała do niego dzwonek.
Nie jestem w
nastroju na rozmowę z babcią czy też Nannabeth, jak każe na
siebie mówić. Jak nic zapyta o moje życie miłosne, by upewnić
się, że spotykam się ze wspaniałym mężczyzną, który na
poważnie myśli o ustatkowaniu się; zacznie od dobrych intencji, a
skończy na mówieniu, że czym prędzej powinnam znaleźć sobie
kogoś ważnego, bo „bądźmy szczerzy, muffinko, nie młodniejesz”.
Z westchnieniem
odrzucam połączenie. Czuję się z tym źle, bo kocham Nannabeth,
ale obrona przed jej ciągłymi naciskami, bym znalazła chłopaka,
jest wyczerpująca, a w tej chwili nie mam na to siły.
Aby zmniejszyć
wyrzuty sumienia, wysyłam jej wiadomość.
Cześć, Nan!
Wybacz, nie mogę teraz rozmawiać, ponieważ mam mnóstwo pracy.
Wpadnę do Ciebie w sobotę z samego rana, okej? Kocham Cię!
Niemal natychmiast
przychodzi odpowiedź.
Nie prac za dużo!
Buź!!!
Śmieję się.
Niezależnie od tego, ile liter oszczędziła, stosując skróty,
nadrobiła wszystko wykrzyknikami.
Obowiązek
spełniony, więc wyłączam telefon i wracam do e-maili. Teraz,
kiedy już wiem, czego szukać, wpisuję w wyszukiwarkę „ogier
czystej krwi”. Pokazuje się kilka wiadomości – wszystkie
dotyczą wspaniałej kurtuazji Petera Richarda, a sposób, w jaki
zostały napisane, utwierdza mnie w przekonaniu, że ten ogier to Pan
Romantyczny. Kilka minut później w jednej wiadomości znajduję
załącznik, a kiedy go otwieram, piszczę triumfalnie na widok
nieuchwytnego kwestionariusza.
Głowa Toby’ego
pojawia się nad ścianką.
– Sukces? Czy
masz czkawkę?
– Sukces –
przyznaję z szerokim śmiechem. – Znalazłam kwestionariusz.
– Świetnie.
Teraz będzie już z górki.
Podczas gdy drukarka
wypluwa kolejne strony, czuję się jak Sherlock Holmes na tropie.
Uczucie podekscytowania w brzuchu mówi mi, że gra zdecydowanie jest
warta świeczki.
Bardzo ciekawie , czytajac coraz bardziej sie wciągam
OdpowiedzUsuńTa książka zdecydowanie jest "warta świeczki".
OdpowiedzUsuńNa pewno znajdzie wielu czytelników.
Jestem tego pewna🙂🙂🙂
Mnie wciągnęła moze i innych tez
OdpowiedzUsuńPrzyjmie się czyta
OdpowiedzUsuńNo doś fajma książka
OdpowiedzUsuńInteresująco się zapowiada,dla pożeraczy książek w sam raz.
OdpowiedzUsuńMiło się czyta ...może być hitem
OdpowiedzUsuńMożna powiedzieć,ze główny bohater to facet ze snów.Myślę,że dalej będzie bardzo intrygująco :)
OdpowiedzUsuńwidać że można się w niego wciągnąć
OdpowiedzUsuńbardzo wciągająca..
OdpowiedzUsuń