wtorek, 16 czerwca 2020

Wydawnictwo NieZwykłe Książka pt.: "Xavier Cold" - rozdział 1

Xavier Cold

Michelle A. Valentine


Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!

Rz, 12:21




















Rozdział 1

Xavier


Brzęczyk cichnie, a dźwięk zamykających się metalowych krat mojej mierzącej trzy na trzy metry celi odbija się echem od ścian. Opuszczam głowę, a włosy opadają mi na twarz. Zamykam oczy, żałując, że nie mogę cofnąć kilku ostatnich godzin swojego życia.

Anna miała rację. Nie powinienem był wychodzić na ring. Kompletnie mi odbiło, a teraz nie ma już odwrotu.

– Cold – mówi strażnik burkliwym tonem. – Daj mi znać, jak będziesz chciał skorzystać z prawa do wykonania jednego telefonu.

Przesuwam dłonią po twarzy, nie kwapiąc się do odpowiedzi. Do kogo niby miałbym, kurwa, zadzwonić? Nie mam rodziny i za cholerę nie chciałbym, żeby Anna oglądała mnie w tym stanie. Dobija mnie świadomość, że była świadkiem mojego upadku na ringu, a potem musiała patrzeć, jak policja wyprowadza mnie stamtąd w kajdankach. Dla niej chciałem być lepszym człowiekiem, ale sprawiłem jej kurewski zawód.

Rozwijam przydzielony mi przez więzienie stanowe materac i ścielę swoje łóżko.

Ktoś uderza w kratę za moimi plecami. Odwracam się i widzę tego samego pulchnego strażnika z kajdankami w ręku, który odprowadził mnie tu wcześniej.

– Więźniu Cold, zbieraj manatki. Wygląda na to, że stąd wychodzisz. Muszę cię skuć i zaprowadzić do administracji w celu wypisania.

Przywołuje mnie machnięciem dłoni.

Zastanawiam się, kto przyszedł, by mnie stąd zabrać.

Odwracam się i wkładam dłonie w prostokątne okienko między kratami. Kajdanki zatrzaskują się na moich nadgarstkach.

– Cofnij ręce – instruuje strażnik po unieruchomieniu moich rąk. – Otworzyć celę numer trzysta dwadzieścia pięć! – krzyczy do kogoś.

Gdy się odwracam, drzwi zostają już otwarte. Strażnik łapie mnie za bark i prowadzi przez korytarz. Z mijanych przez nas cel dobiega mnie chrapanie współwięźniów. Jestem wdzięczny, że nie muszę spędzić tu nawet jednej nocy. Już na zawsze pozostanę dłużnikiem Anny za to, że tak szybko udało jej się mnie stąd wydostać.

Przechodzimy kilka razy przez drzwi, aż w końcu docieramy do ostatnich, na których widnieje doskonale widoczny napis „Zwolnienia”. Strażnik prowadzi mnie do biurka, przy którym siedzi facet z wąsami jak u Toma Sellecka, zajęty wypełnianiem jakichś formularzy. Nawet nie podnosi na mnie wzroku.

– Ty jesteś Xavier Cold, numer 71527371?

Chrząkam dyskretnie.

– Tak, proszę pana.

– Masz jakieś ubrania na zmianę? – pyta funkcjonariusz, nadal zajęty wypełnianiem leżącej przed nim dokumentacji.

Skąd, do cholery, mam wiedzieć, czy mam tu jakieś ubranie nadające się do wyjścia w nich na ulicę?

– Nie wiem. Jestem tu dopiero od kilku godzin – odpowiadam z całą szczerością, przypominając sobie, że kiedy zostałem aresztowany, miałem na sobie strój do walki na ringu.

– Sprawdzimy to – informuje mnie. Podnosi słuchawkę stojącego na biurku telefonu i pyta osobę po drugiej stronie kabla, czy mogłaby poszukać moich ubrań. Rozłącza się, po czym w końcu nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy. – Czy ktoś cię stąd odbierze?

Przytakuję.

– Zakładam, że moja dziewczyna, która wpłaciła za mnie kaucję, nadal tu jest.

Funkcjonariusz dopisuje coś do swoich notatek, a w sali zjawia się nowy oficer, niosąc stertę schludnie złożonych ubrań. Od razu rozpoznaję, że to te, które spakowałem do swojej walizki. Czuję ulgę, bo staje się oczywiste, że Anna przyjechała tu za mną. Nikt oprócz niej nie miał dostępu do mojego pokoju hotelowego.

Strażnik, który zabrał mnie z celi, zdejmuje mi z rąk kajdanki, po czym chowa je do czarnego etui przy pasku.

– Powodzenia, Cold. Jestem pewien, że niedługo znów się spotkamy. Narwańcy tacy jak ty zawsze tu wracają.

Zaciskam dłonie w pięści, tłumiąc chęć starcia mu z gęby tego krzywego uśmieszku. Nawet ja mam wystarczająco dużo oleju w głowie, by wiedzieć, że to kiepski pomysł.

– Podpisz tutaj i tutaj, a potem idź przebrać się w swoje ciuchy.

Szybko składam podpisy we wskazanych miejscach, po czym odbieram ubrania.

– Za tobą jest łazienka. Idź tam i się przebierz.

Nienawidzę wypełniać czyichś rozkazów, ale jestem skłonny zrobić wszystko, byleby tylko móc się stąd wydostać.

Przebieram się i wracam do sali, a funkcjonariusz wstaje zza biurka.

– Odprowadzę cię.

Przechodzimy przez kolejne drzwi, a gdy na końcu otwierają się wielkie, szare, metalowe wrota, dostrzegam stojącą w sterylnej poczekalni Annę. Wyraz, jaki maluje się na jej twarzy, można opisać wyłącznie jako pełen niepokoju. Przygryza dolną wargę i wyciąga szyję, by mnie zobaczyć. Gdy nasze spojrzenia się spotykają, ogarnia ją widoczna ulga.

– Xavier!

Gdy tylko drzwi się otwierają, wybiegam przez nie i zamykam Annę w uścisku ramion, tuląc ją mocno do piersi. Biorę głęboki wdech i zamykam oczy. Jej owocowy szampon i zapach perfum przynoszą mi ukojenie.

– Tak mi przykro. Tak strasznie mi przykro – powtarzam raz za razem. Biorę drżący oddech. – Spieprzyłem sprawę. To moja wina.

– Ciii… – mówi, próbując mnie pocieszyć, i wsuwa palce w moje włosy. – Jakoś przez to przejdziemy.

Sposób, w jaki mówi „przejdziemy”, sprawia, że robi mi się cieplej na sercu. Wiele razy byłem przez kogoś odrzucany, jakbym nic nie znaczył. Ludzie nie zagrzewają długo miejsca u mego boku, więc tym bardziej jestem wdzięczny za obecność Anny.

Gdy się odsuwam, widzę w oczach mojej kobiety łzy. Jedna z nich spływa jej po policzku. Wycieram ją kciukiem.

– Proszę cię, nie płacz z mojego powodu. Wiesz jak strasznie mnie dobija widok smutku na twojej twarzy.

Pociąga lekko nosem.

– Myślałam, że cię straciłam.

Ujmuję jej twarz w dłonie i szepczę:

– Zawsze znajdę sposób, by do ciebie wrócić.

– Obiecujesz?

Patrzę jej prosto w oczy.

– Tak – odpowiadam z absolutną pewnością w głosie.

Już nic nigdy nie stanie nam na przeszkodzie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by tego dopilnować.

Całuję ją jeszcze raz.

– Chodź, piękna. Spadajmy stąd, zanim ktoś zmieni zdanie i spróbuje zatrzymać mnie w tej smętnej norze.

– W porządku.

Obejmuję ją ramieniem, wdzięczny, że jest u mego boku, i prowadzę na zewnątrz przez ciężkie, szklane drzwi. Anna trzyma się mnie kurczowo, gdy idziemy w stronę parkingu. Przez te kilka godzin spędzonych w celi zastanawiałem się, ile czasu minie, nim znów poczuję jej bliskość. Całe szczęście, że umieściłem te pieniądze na jej koncie.

– Dziękuję, że wpłaciłaś za mnie kaucję – mówię, całując czubek jej głowy. – Byłem gotowy spędzić tam noc. Zdziwiłem się, że tak szybko mnie wypuścili.

Anna patrzy na mnie z powagą.

– Sęk w tym, że to nie ja wpłaciłam kaucję.

Marszczę brwi.

– Nie?

– Nie. Zamierzałam to zrobić, ale zanim zdążyłam dojechać do hotelu po książeczkę czekową i twoje ubrania, okazało się, że kasa została już wpłacona.

Nie mam pojęcia, kto mógł to zrobić, ale tuż po wejściu na parking moim oczom ukazuje się czarna limuzyna. Już wiem, kto za tym stoi.

Ja pierdolę. Kiepsko to wygląda.

Szyba w tylnych drzwiach zjeżdża w dół. Pan Silverman wychyla się, by móc nawiązać ze mną kontakt wzrokowy.

– Wsiadaj.

Serce zaczyna mi szybciej bić. Pójście do więzienia za to, co zrobiłem Reksowi, było zaledwie początkiem kary. Mój szef nie pozwoli, by uszło mi to płazem. Nie toleruje żadnych walk poza ringiem. Zasada ta dotyczy wszystkich osób związanych z „Tension”. Moja walka w krajowej telewizji wystarczyła, by zwolnić mnie w trybie natychmiastowym.

Prowadzę Annę do drzwiczek po drugiej stronie limuzyny, nerwowo przełykając ślinę. To koniec mojej pieprzonej kariery. Bez zapasów nie mam nic. Nic prócz Anny. Jak długo mogę próbować zatrzymać ją w swoim życiu, jeśli nie będę miał środków, by ją utrzymać? Facet z moją przeszłością nie może liczyć na to, że zostanie zasypany setkami ofert pracy. Żaden pracodawca nie zatrudni u siebie kryminalisty.

Anna przykłada dłoń do mojego brzucha.

– Będę przy tobie bez względu na to, co powie.

Nakrywam jej dłoń swoją, modląc się w duchu, by mówiła szczerze, bo nie ma mowy, żebym pozwolił jej teraz odejść.

Otwieram drzwi limuzyny i wsiadam zaraz za moją kobietą. Dzięki światłom zamieszczonym pod dachem wyraźnie widać twarz pana Silvermana. Siadam naprzeciwko niego z Anną u boku. Ściska delikatnie moją dłoń, dając mi do zrozumienia, że mogę na nią liczyć.

Szef wciska mały, czerwony guzik na widocznej obok niego konsoli.

– Odwieźmy Xaviera i Annę z powrotem do hotelu.

– W tej chwili, proszę pana – odpowiada szofer.

Limuzyna rusza. Silverman poprawia szary krawat, po czym wbija we mnie wzrok.

– Jeśli mnie pamięć nie myli, kilka występów temu uzgodniliśmy, że będziesz przestrzegał wytycznych w scenariuszu co do joty, a ja przypomniałem ci, że nie lubię pozwów. Wygląda na to, że pozostałeś głuchy na moje prośby, skoro musiałem wyciągnąć cię z aresztu za zatłuczenie do nieprzytomności jednego z moich pracowników podczas transmisji na żywo.

Nie sposób zaprzeczyć temu, co mówi. Prostuję ramiona i wysuwam podbródek, gotowy stawić czoła konsekwencjom.

– Owszem, zrobiłem to wszystko. Choć jest mi przykro z powodu bagna, w jakie się przez to wpakowałem, nie będę przepraszał za to, co zrobiłem. Rex sam się o to prosił. Zrobił z tego osobisty zatarg i rozdmuchał do rozmiarów prawdziwej afery, co nigdy nie powinno było się zdarzyć.

– Nie wątpię, że Rex zachował się wobec ciebie jak skończony sukinsyn. Brutalna prawda jest taka, że nie bez powodu stosujemy się do wyznaczonych reguł. Bez względu na to, co powiedział lub zrobił, powinieneś był zachować zimną krew.

– Wiem. Ciężko pracuję, by panować nad swoim temperamentem.

– Przez ciebie zalazłem się w dość kłopotliwym położeniu, X. Zarówno ty, jak i Rex jesteście przyszłością mojej firmy – ty w szczególności. Odkąd Brian chce się wycofać, by móc spędzać więcej czasu z żoną i córeczką, stałeś się obiektem licznych strategii marketingowych. Potrzebny nam ktoś, kto zajmie jego miejsce. Ktoś, kogo pokochają tłumy. Jestem skłonny postąpić wbrew własnym zasadom i specjalnie dla ciebie nagiąć politykę firmy. Muszę przekuć to na sukces, z którego nadal będziemy mogli czerpać zyski.

Szczęka mi opada.

– Chce pan powiedzieć, że nie zostanę zwolniony?

Anna przygryza dolną wargę, próbując ukryć uśmiech, jakby nie chciała okazywać żadnej ekscytacji, dopóki nie usłyszy oficjalnego potwierdzenia, że moje marzenia jednak nie zostały zaprzepaszczone.

– Chcę powiedzieć, że jesteś zbyt cenny, by cię zwolnić. Twoja popularność oznacza dla „Tension” pieniądze, a dzięki temu interes będzie kwitł. Dlatego wpłaciłem za ciebie kaucję. Jutro mam spotkanie z kilkoma ważnymi osobami. Muszę spróbować odkręcić tę sytuację. Powiedzieć, że pojedynek wymknął się spod kontroli, że wszystko było tak naprawdę częścią show, a gliny interweniowały bez żadnego powodu.

Przewracam oczami.

– Rex nigdy się na to nie zgodzi. Wniesie oskarżenie tylko po to, żeby mi dokopać. Ten skurwiel mnie nienawidzi.

– Dogadałem się już z Reksem. Zgodzi się uratować ci dupę, pod warunkiem że zrobię z niego następnego mistrza.

Powinienem być wdzięczny za tak łatwe rozwiązanie problemu, ale nie mogę powstrzymać ogarniającej mnie wściekłości. Czuję, jak napinają mi się mięśnie w szczęce. Świadomość, że Rex miałby zdobyć mistrzowski pas w ten sposób, jest dobijająca. Mistrzostwo powinno należeć do mnie. Gdybym nie stracił wtedy głowy, to ja chwaliłbym się teraz tym trofeum. Zamiast tego, praktycznie oddałem je rywalowi na pierdolonej srebrnej tacy.

Dlaczego zawsze muszę spieprzyć w swoim życiu wszystko to, co dobre? To powód, dla którego trzymam się Anny za wszelką cenę, i staram się być wobec niej w porządku. Jeśli nawet będzie się to wiązać z tym, że pozwolę Reksowi nacieszyć się chwilowym zwycięstwem, byle tylko uniknąć więzienia, to najwidoczniej tak już musi być. Potrzebuję tej pracy, by zapewnić Annie utrzymanie i udowodnić jej, że potrafię zadbać o każdą z jej potrzeb.

– Problem w tym – mówi Silverman, pocierając brodę – że przymusowy urlop, na który cię wysłałem, nie wystarczył, by zwiększyć dystans pomiędzy tobą i Reksem. Dlatego doszedłem do wniosku, że muszę cię zawiesić, X. Muszę dać ci nauczkę, by pozostali pracownicy wiedzieli, że bez względu na to, kim są, nie mogą wycinać takich numerów i czuć się bezkarnie.

Nie podoba mi się pomysł, że mam nie pracować, ale to o wiele lepsze niż gnicie w więzieniu czy siedzenie na zwolnieniu warunkowym. Tym razem muszę zgodzić się z szefem.

Wzdycham przeciągle.

– Na jak długo?

– Trzy miesiące – mówi rzeczowym tonem Silverman. – W tym czasie nie będzie ci wolno przekroczyć progu żadnej z hal, w której akurat będzie odbywać się nasze show. Nie chcę nawet słyszeć, że przebywasz w tym samym mieście, w którym organizowany jest program.

Przytakuję.

– W porządku. Mam się trzymać z daleka, rozumiem. Dopóki to się nie skończy, Anna i ja będziemy w Detroit.

– Nie, tylko ty. Zawieszenie nie dotyczy Anny. Jej obecność nadal będzie wymagana podczas każdego programu.

Myśl o Annie użerającej się w pojedynkę z Reksem i Deeną oraz o tym, że nie będę mógł jej wtedy ochronić, to dla mnie więcej, niż jestem w stanie, kurwa, udźwignąć. Nie dopuszczę do tego. To ja mam pilnować, by nic jej się nie stało. Niby jak mam to robić, będąc w innym stanie, setki kilometrów stąd?

– Nie ma mowy – odparowuję. – Skoro mnie tam nie będzie, Anna nigdzie nie pojedzie. Nie potrzebujecie jej.

– W porządku – mówi Silverman, wzruszając ramionami. – Wina leży po twojej stronie, ale zwolnię ją, jeśli się nie zjawi, a kiedy okres twojego zawieszenia dobiegnie końca, nie pozwolę jej wejść na arenę w trakcie żadnego z twoich występów.

Mrużę niebezpiecznie oczy.

– Nie może pan tego zrobić. To szantaż.

Silverman wybucha gorzkim, gardłowym śmiechem.

– Zapomniałeś, z kim rozmawiasz? „Tension” należy do mnie. Mogę robić, co mi się żywnie podoba.

Przeczesuję włosy palcami.

Kurwa mać.

Co mam, do cholery, zrobić? Szlag mnie trafi, jeśli się na to zgodzę, a jeśli tego nie zrobię, będzie tak samo. Pozostaje tylko jedno wyjście.

Patrzę mu prosto w oczy.

– W takim razie chyba powinienem odejść.

– I czym się zajmiesz? Facet z tak wybuchowym charakterem jak ty potrzebuje pracy, więc przestań się wydurniać. Anna jest istotną częścią scenariusza. Dostosuj się i przez następne trzy miesiące rób, co mówię, a puszczę wszystko w niepamięć. Potem będziesz mógł wrócić na ring i ubiegać się o mistrzostwo.

Kręcę głową. Nie poświęcę swojego związku z Anną przez wzgląd na pracę.

Otwieram usta, by powiedzieć to szefowi, ale Anna pochyla się do przodu, zerkając na mnie kątem oka, po czym przenosi spojrzenie na Silvermana.

– To bardzo hojna oferta, proszę pana. Zrobimy wszystko, aby ten plan się udał. Będę pojawiać się na galach. Nie chcę narażać swojego przywileju przebywania z Xavierem za kulisami, gdy jego zawieszenie dobiegnie końca. Tylko to się dla mnie liczy.

– Anna… – wypowiadam jej imię ostrzegawczym tonem.

Przenosi na mnie swój wzrok.

– Wiem, co sobie myślisz, ale nic mi nie będzie. Poradzę sobie podczas twojej nieobecności. Poza tym, to nie potrwa długo. Nie będziemy się widywać tylko przez kilka dni w miesiącu. Damy radę.

– Posłuchaj jej, X. Jest bystra i ma na uwadze twoje dobro.

Wiem, że tak jest. Anna przez cały czas była dla mnie dobra. Ufam jej. Kurewsko nie podoba mi się pomysł, że będzie tam całkiem sama, ale jaki mam wybór? Moja porywczość przynosi wyłącznie same kłopoty, więc muszę nauczyć się, jak być rozsądnym. Na razie zachowam kamienną twarz i powiem, że popieram ten pomysł, ale tylko do czasu, aż uda mi się przemówić jej do rozumu.

– Dobrze. Ale gdy tylko moje trzymiesięczne zawieszenie dobiegnie końca, musi pan dać mi szansę na zdobycie mistrzowskiego pasa.

Wiem, że stawianie jakichkolwiek żądań jest z mojej strony wyjątkowo bezczelne, ale bycie mistrzem to coś, na czym nadal bardzo mi zależy.

– Oczywiście. Fani będą tego oczekiwać. Dopilnuję, by ten, kto ma pas…

– Nie chodzi mi o byle kogo. Chcę Reksa.

Ta część umowy musi być jasna jak słońce. Jest tylko jedna osoba, z którą będę chciał zmierzyć się na ringu po swoim powrocie. Tylko jedna osoba, której chcę zadać ból, jednocześnie pozbawiając ją rzeczy, którą ceni sobie najbardziej na świecie.

Silverman przytakuje.

– To byłby iście spektakularny pojedynek. Zezwolę na niego – pod warunkiem że będziesz stosował się do moich ostrzeżeń i trzymał z dala od show do czasu zakończenia twojego okresu zawieszenia. Dzięki temu zyskam trochę czasu na zbudowanie napięcia w oczekiwaniu na twój wielki powrót.

Limuzyna podjeżdża pod hotel i zatrzymuje się przed wejściem, a ja w międzyczasie zastanawiam się nad tymi warunkami. Bycie z dala od Anny to ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę. Odkąd ją poznałem, nie spędziliśmy osobno ani jednego dnia. Choć ten pomysł w ogóle mi się nie podoba, wiem, że mam innego wyjścia. Przysięgam jednak na Boga, że jeśli Rex zacznie jej się w jakikolwiek sposób naprzykrzać, to nikt nie będzie w stanie ściągnąć mnie z niego w trakcie następnej walki.

– Zrozumiałem – mówię, otwierając drzwi samochodu i wysiadając. Wyciągam rękę, by pomóc Annie wyjść z limuzyny. – Chodź, piękna.

Anna trzyma się mnie kurczowo, gdy zmierzamy w kierunku naszego hotelowego pokoju. Gdy czekamy na windę, całuję moją kobietę w czubek głowy. Choć sytuacja nie jest zbyt optymistyczna, wiem, że mogło być jeszcze gorzej.


11 komentarzy: