Michelle
A. Valentine
Phenomenal
X
Dedykacja
Valentine’s Vixens: Jesteście
dla mnie źródłem codziennej inspiracji. Dziękuję.
Błogosławieni cisi, albowiem
oni na własność posiądą ziemię.
(Mt 5, 5)
Rozdział 1
Anna
Nie ma lepszego sposobu na
zrujnowanie upływającego w wyjątkowo spokojnej atmosferze lotu niż
siedzenie między dwiema kompletnie obcymi osobami. Jeśli jest taka
możliwość, zawsze wybieram miejsce przy przejściu lub oknie, ale
wszystkie zostały już wykupione, a mało pomocna pracownica przy
stanowisku odprawy poinformowała mnie, że zamiana absolutnie nie
wchodzi w grę.
Starszy pan po lewej co jakiś
czas odwraca się z uśmiechem w moją stronę, z nadzieją na
uprzejmą rozmowę, ale nie jestem w nastroju na grzecznościową
wymianę zdań. Opuszczam Portland, zostawiając za sobą
dotychczasowe życie. Mam ochotę jedynie na
siedzenie w milczeniu i powtarzanie sobie w duchu, że podejmuję
dobrą decyzję.
Rankiem ojciec wpadł w jeden ze
swoich ataków szału, racząc mnie długą tyradą, w trakcie której
chciał mi uświadomić, jak okropną jestem osobą. A to dlatego, że
zaskoczyłam go wieścią, że o dziesiątej będę już w samolocie
lecącym do Detroit, z zamiarem zamieszkania u ciotki Dee, jego
ekscentrycznej siostry. Rodzice, a w szczególności ojciec, od
zawsze sprawowali kontrolę nad moim życiem. To główny powód, dla
którego wyjeżdżam.
Spełnianie poleceń ojca przez
ostatnich dwadzieścia jeden lat życia przysporzyło mi wyłącznie
masę cierpienia. Jestem gotowa, by samodzielnie decydować, co jest
dla mnie dobre, a co nie.
Z rezygnacją kręcę głową i
wyłączam telefon, po czym wsuwam go do kieszeni fotela przede mną.
– Nie ma mowy, tato –
mruczę pod nosem.
Trzy fotele przede mną zajmuje
matka z synami bliźniakami. Siedzą w pierwszym rzędzie, tuż za
ścianą odgradzającą klientów pierwszej klasy od reszty
przeciętnych pasażerów. Na oko chłopcy mają po dwanaście lat.
Spod identycznych, głęboko nasuniętych na oczy czapeczek
baseballowych wystają im kosmyki brązowych włosów. Czapeczki
pasują im do czerwonych koszulek z wizerunkiem jakiegoś sportowca.
Po napisach poznaję, że chodzi o zapasy. Pamiętam, że jako
dziecko wraz z młodszym bratem, który przechodził wtedy fazę
fascynacji tym sportem, ukradkiem oglądaliśmy w telewizji walki na
żywo.
W tej samej chwili zauważam
wchodzącego na pokład niezwykle wysokiego mężczyznę o szerokich
ramionach, ubranego w dżinsy i niebieską, zapinaną na guziki
koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Nawet w ubraniu
widać, że pod spodem kryją się same mięśnie. Materiał
opinający jego tors i ramiona podkreśla wyraźnie zarysowane
mięśnie klatki piersiowej i bicepsy. Misterne tatuaże pokrywają
każdy centymetr odsłoniętej skóry przedramion, a ja już po
sekundzie wiem, że należy do mężczyzn, przed którymi zawsze
ostrzegała mnie matka – co wcale nie umniejsza jego atrakcyjności.
Przygryzam dolną wargę,
taksując go wzrokiem, i zatrzymuję się na jego ciemnych włosach.
Są trochę przydługie, ułożone w kontrolowany, seksowny bałagan.
Kwadratową szczękę pokrywa mu lekki zarost, tak jakby zapomniał
się rano ogolić, a to, że nie ma idealnie prostego nosa, nie tylko
sugeruje, że został złamany raz czy dwa, ale też potęguje jego
męską, surową urodę. Sposób, w jaki się porusza, krocząc z
uniesioną głową i malującą się na twarzy śmiałością,
emanuje pewnością siebie. Wszystko w jego wyglądzie zdaje się
mówić, że nie pozwoli, by ktoś mu podskoczył, co jest wyjątkowo
pożądaną cechą u mężczyzny. No i to ciało… Matko
boska! Jest absolutnie do
schrupania. Nadawałoby się na okładkę każdego magazynu. Jest
stworzone do tego, by całe tabuny kobiet pożerały je wzrokiem, a
ja nie jestem wyjątkiem, bo robię dokładnie to samo.
I upajam się każdą sekundą.
W chwili, w której nasze
spojrzenia się spotykają, serce zamiera mi w piersi. Gdy nie
spuszczam od razu wzroku, kąciki jego pełnych ust wyginają się w
lekkim uśmiechu. Przez moment siedzę kompletnie oczarowana, po czym
dociera do mnie, że nadal myślę o jego ciele i przygryzam dolną
wargę.
Puszcza mi oko, zupełnie jakby
wiedział, co mi chodzi po głowie, po czym siada w pustym rzędzie
foteli pierwszej klasy. Obok niego, na miejscu
od strony przejścia, siada niski, chudy mężczyzna z brodą i
fryzurą na czeskiego piłkarza.
Opieram głowę o zagłówek
i wzdycham, czując, jak na moje policzki wypływa gorący rumieniec.
Facet jest niebezpiecznie seksowny i nie mam u niego żadnych szans.
Siedzące przede mną bliźniaki
zaczynają machać rękami w powietrzu.
– X! X! Hej, tutaj! Dasz
nam autograf?
Bez przerwy krzyczą „X”, aż
w końcu niski mężczyzna, który wszedł na pokład jako ostatni,
odwraca się i mówi:
– Nie teraz, chłopcy.
Phenomenal X próbuje odpocząć. – Seksowny facet obok niego musi
być tym X, bo chwilę później nachyla się w jego stronę i
szepcze mu coś na ucho. „Czeski
piłkarz”
przytakuje, po czym zwraca się ponownie do bliźniaków: – Dajcie
coś, a X wam to podpisze.
– Super! – wykrzykuje
jeden z chłopców, przybijając z bratem piątkę.
Gdy po pokładzie rozchodzi się
wieść, że leci z nami celebryta, pozostali pasażerowie podłapują
temat. Chociaż uważam nieznajomego za wyjątkowo atrakcyjnego
mężczyznę, nie mam pojęcia, kim jest, i nie potrafię wykrzesać
z siebie ani odrobiny ekscytacji. Mam zbyt dużo na głowie, by
interesować się jakimś facetem, który nie poświęciłby nawet
pięciu minut komuś takiemu jak ja.
Wkrótce tworzy się kolejka, gdy
ludzie zaczynają przekazywać rzeczy do podpisania poprzez
przejście między fotelami prowadzącymi do
pierwszej klasy. Prawie żal mi gościa, bo wszystko dzieje się w
trakcie kołowania, startu i wzbijania się samolotu w powietrze.
Zanim lot dobiegnie końca, biedaczek nabawi się skurczu nadgarstka.
Po tym, jak odrzucam propozycję
stewardessy dotyczącą spróbowania pokładowych napojów, tym samym
pozwalając jej zająć się starszym panem obok mnie, który zamawia
sok pomidorowy, odchylam głowę w tył i zamykam oczy. Staram się
nie myśleć o setkach SMS-ów, którymi na pewno bombarduje mnie
ojciec, powtarzając w nich, że uciekam przed problemami w domu. Nie
mam ochoty stale tego rozpamiętywać.
Otwieram gwałtownie oczy w
chwili, w której coś zimnego i mokrego oblewa mi nogi. Szczęka mi
opada, gdy widzę, że kolana mam ubrudzone sokiem pomidorowym.
To się nie
dzieje naprawdę.
Sok cieknie na podłogę, a ja
spoglądam na swoje buty i torbę wepchniętą pod siedzenie przede
mną. Wszystko jest poplamione. Wciskam guzik przywołujący
stewardessę, by pomogła mi doprowadzić się do porządku,
jednocześnie uważając, by trzymać dłonie z dala od reszty ciała.
Starszy pan marszczy brwi,
poprawiając okulary na nosie, by dokonać inspekcji.
– Najmocniej przepraszam,
młoda damo. Mój wzrok szwankuje i nie widzę już tak wyraźnie jak
dawniej. Nie chciałem pani oblać.
Widzę malującą się na jego
twarzy szczerość i uśmiecham się nieznacznie, bo nie chcę, by
poczuł się jeszcze gorzej.
– Wypadki się zdarzają.
Proszę się nie przejmować.
Do naszego rzędu podchodzi
stewardessa. Schyla się, by wyłączyć przycisk wzywający obsługę,
po czym zerka w dół na mnie.
– Ojej, wygląda na to, że
miała pani mały wypadek.
Patrzę na nią i nie mogę się
nadziwić, że potrafi zachować stoicki spokój w obliczu takiej
tragedii, ale domyślam się, że należy do kobiet, które niełatwo
wytrącić z równowagi. Z upiętych na karku włosów nie wystaje
jej ani jeden blond kosmyk, a z niebieskich oczu bije uprzejmość.
Spoglądam na upaćkane spodnie.
– Dostanę jakiś ręcznik?
– pytam stewardessę. – Wszystkie moje ubrania są w bagażu
rejestrowanym, więc nie mam się w co przebrać.
– Proszę pójść ze mną.
Zaraz zobaczymy, czy uda nam się doprowadzić panią do porządku –
odpowiada.
Przytakuję, wdzięczna za jej
propozycję.
– Dziękuję. – Każda
opcja jest lepsza od cuchnięcia zgniłymi pomidorami przez pozostałe
trzy godziny lotu. Zerkam z ukosa na starszego pana siedzącego obok.
– Przepuści mnie pan?
Przesuwa się, żebym mogła
wyjść.
– Oczywiście, młoda damo.
Idę za stewardessą, mijając po
drodze pierwszą klasę. Wchodzimy do przedziału z aneksem kuchennym
znajdującym się z przodu samolotu. Stewardessa wyjmuje ze schowka
puszkę gazowanej wody mineralnej i podaje mi ją wraz z garścią
białych ściereczek.
Patrzy na mnie spod zmarszczonych
brwi.
– Wiem, że to nie
wystarczy, ale proszę spróbować zmyć to najlepiej, jak tylko się
da. Usunięcie zapachu sprawi, że lot przebiegnie w nieco lepszych
warunkach. Zaproponowałabym pani miejsce w pierwszej klasie, bo pani
fotel jest cały zabrudzony, ale niestety mamy komplet.
– Może usiąść tutaj –
odzywa się czyjś głęboki, gardłowy głos.
Gdy unoszę wzrok, napotykam
spojrzenie najbardziej jasnoniebieskich oczu, jakie kiedykolwiek
widziałam. Są praktycznie przezroczyste. Jeśli z daleka wydawało
mi się, że jest przystojny, to widoku z bliska nie da się z niczym
porównać. Intensywność jego spojrzenia sprawia, że mój żołądek
wywija fikołka, a kolana odrobinę miękną.
Z trudem przełykam ślinę. Biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie
miejsca są zajęte, nie bardzo rozumiem, co miał na myśli, mówiąc
„tutaj”. Choć perspektywa siedzenia na jego kolanach przez kilka
następnych godzin wydaje się bardzo kusząca, nie mam ochoty
otwierać tej puszki Pandory. Facet jest porażająco męski i
władczy. Nie sądzę, bym potrafiła dać radę komuś tak…
silnemu.
– Chce pan oddać tej pani
swoje miejsce, panie Cold? – pyta zdumiona stewardessa.
Kręci głową.
– Nie, ale mój menadżer
to zrobi.
Człowieczek o fryzurze na
czeskiego piłkarza podrywa głowę.
– Zrobię?
Pan Cold zwraca się w jego
stronę, piorunując go spojrzeniem tak intensywnym, że niemal
przerażającym.
– Masz z tym jakiś
problem?
– N-nie, oczywiście, że nie, X
– jąka menadżer, wyraźnie przestraszony zachowaniem
pracodawcy. – Naturalnie, że może pani
zająć moje miejsce.
Pan Cold kiwa głową w stronę
tylnej części pokładu.
– W takim razie już cię
tu nie ma.
Menadżer szybko zgarnia swoje
rzeczy i bez słowa kieruje się w stronę mojego poplamionego sokiem
fotela w klasie ekonomicznej. Przenoszę spojrzenie na stewardessę,
ale ona tylko wzrusza ramionami i wraca do serwowania napojów.
Wbijam wzrok w puste siedzenie
obok chyba najatrakcyjniejszego i jednocześnie najbardziej
przerażającego mężczyzny, jakiego w życiu spotkałam, a moje
serce zaczyna mocniej bić. Już widzę, że nie przeżyje
najbliższych trzech godzin w towarzystwie tego człowieka.
Eksploduje od nadmiaru dodatkowych uderzeń.
Polewam czystą szmatkę wodą z
puszki i zaczynam wycierać dżinsy. Robię to z takim zapamiętaniem,
że po chwili niemal każdy centymetr spodni i koszuli jest mokry.
Nie jest to najlepsze pierwsze wrażenie, jakie można wywrzeć na
celebrycie, ale zważywszy na fakt, że jesteśmy na wysokości
jedenastu kilometrów, już bardziej czysta nie będę.
Wzdycham, po czym odkładam
pomarańczową od soku szmatkę na wózek z napojami stojący w
aneksie kuchennym i idę w stronę pana Colda. Siadam w wielkim
fotelu z szarej skóry, zaskoczona tym, jak przestronny jest ten
przedział w porównaniu do reszty pokładu. Zawsze byłam ciekawa,
jak wygląda podróżowanie pierwszą klasą.
Czuję na sobie ciężar
spojrzenia pana Colda. Wiem, że nie dam rady siedzieć obok niego
przez kilka następnych godzin bez choćby jednego słowa, więc
równie dobrze mogę mieć to już z głowy i podziękować mu.
– Dziękuję za miejsce. To
bardzo miłe z pańskiej strony.
Taksuje mnie wzrokiem, zatrzymując
się na twarzy.
– Nie ma o czym mówić. Była
pani w potrzebie, więc pomogłem.
Przygryzam zębami dolną wargę,
a on nie przestaje mnie obserwować. O
jego oczach można by pisać wiersze. Są jasnoniebieskie i
przejrzyste jak kryształ. Nigdy nie spotkałam nikogo o tak
hipnotyzującym spojrzeniu. Za każdym razem, kiedy w nie spoglądam,
prawie zapiera mi dech w piersiach.
Zanim któreś z nas w ogóle
zdążyło się odezwać, ktoś podaje
mi ponad ramieniem kartkę papieru.
– Proszę dać to X. To dla
dzieciaka z tyłu.
Biorę kartkę i kładę ją na
stoliku rozłożonym przed panem Coldem.
– Wygląda na to, że jest
pan całkiem popularny.
Przytakuje, zapisując na papierze
swoje nazwisko.
– A pani?
Marszczę brwi, zdziwiona.
– Nie rozumiem.
Zerka na mnie i uśmiecha się
krzywo.
– Dla pani też mam coś
podpisać? Ubranie… albo kawałek nagiej skóry?
Krzywię się, bo nie wiem, z
czego jest znany, ale gdybym miała zgadywać, to, sądząc po
reakcji dzieciaków, powiedziałabym, że jest jakimś zawodowym
sportowcem. Co w dalszym ciągu nie oznacza, że potrzebuję czy też
chcę
jego autograf. A już na pewno nie na
gołym ciele.
– Dziękuję, ale obejdzie
się.
Unosi brwi w wyrazie zaskoczenia.
– Pierwszy raz mi się to
zdarza.
Nagle czuję się źle przez to,
że poniekąd go obraziłam. Był na tyle miły – jeśli można tak
określić pomiatanie własnym pracownikiem – że oddał mi miejsce
w pierwszej klasie. Powinnam się bardziej postarać i okazać
wdzięczność.
– Przepraszam, to było
nieuprzejme z mojej strony. Gdyby mógł pan coś dla mnie podpisać…
byłoby miło.
Pan Cold śmieje się pod nosem, w
samą porę oddając mi podpisaną kartkę, bo w międzyczasie ktoś
znów poprosił o autograf.
– Proszę nie robić tego z
poczucia obowiązku. Nienawidzę tego. Niech pani robi to, na co
tylko ma ochotę, a nie to, czego oczekują od pani inni.
Jego słowa zapadają mi w pamięć
i przypominają, że właśnie o to chodzi w mojej przeprowadzce do
Detroit. Byłam dobrą, posłuszną dziewczyną, która zawsze robiła
to, czego od niej oczekiwano. By zadowolić ojca, uczęszczałam na
katolicki uniwersytet i umawiałam się z chłopakami, których
rodziny chodziły do tego samego kościoła, co my. Jednak żadna z
tych rzeczy nie uszczęśliwiała mnie.
Za każdym razem, kiedy chciałam poznawać świat albo próbować
innych rzeczy, które życie miało do zaoferowania, stale
przypominano mi, że nie bez powodu niektóre owoce są zakazane.
Jeśli mam być szczera, to miałam dość bycia pouczaną co robić
i czuć.
Biorę głęboki wdech. Najwyższa
pora zacząć żyć na własnych warunkach.
– Wie pan co? Ma pan
absolutną rację. Nie chcę pańskiego autografu. Nawet nie wiem,
kim pan jest.
Wbija we mnie wzrok, a moja nowo
odkryta pewność siebie ugina się odrobinę pod jego ciężarem.
Czując lekki przypływ paniki, zaczynam się wycofywać.
– Proszę mnie źle nie
zrozumieć. Jestem wdzięczna za miejsce, ale nie potrzebuję
pańskiego autografu.
Uśmiecha się, a całe moje ciało
przenika rozkoszny dreszcz. Ma cudowny uśmiech, który w połączeniu
z tymi boskimi oczami stanowi zabójczą, seksowną kombinację.
Założę się, że wiele kobiet straciło dla niego głowę.
– Jak ci na imię, moja
piękna?
Moje serce na moment gubi rytm,
gdy z trudem przełykam ślinę i próbuję sobie przypomnieć, jak
się nazywam. Jego uśmiech sprawia, że czuję się jak
niezrównoważona psychicznie. Nic dziwnego. W końcu ten
oszałamiająco przystojny mężczyzna właśnie nazwał mnie
„piękną”.
– Anna Cortez.
Oczy mu błyszczą z rozbawienia.
– Cortez – powtarza.
Sposób, w jaki wymawia moje
nazwisko, jest zmysłowy i nieprzyzwoity. Zupełnie jakby próbował
mnie podniecić i sprawić, że zacznę wiercić się niespokojnie na
swoim miejscu. A wszystko przez to, że nie przyjęłam od niego
głupiego autografu.
– Hiszpańskie?
– Tak. Oznacza „uprzejmy”.
– Zadziorna i błyskotliwa
jednocześnie – droczy się ze mną pan Cold. A przynajmniej tak mi
się wydaje. Nie wygląda na wkurzonego, bo nadal się uśmiecha. –
Miło cię poznać, Anno Cortez.
– Z wzajemnością, panie…
Cholera. Jak mam się do niego
zwracać? Panie X? A może panie Cold, tak jak stewardessa? Nie
cierpię zawiłości związanych z towarzyską wymianą uprzejmości.
Nigdy nie byłam specjalnie koleżeńska i otwarta.
Na szczęście ratuje mnie z
opresji.
– Możesz mi mówić Xavier.
W końcu coś zaczyna mi świtać.
– To stąd wzięło się „X”?
– Zgadza się.
Oblizuję usta, by po chwili
zapytać na głos:
– A „Phenomenal”?
Wbija wzrok w moje wargi, po czym
patrzy mi prosto w oczy.
– Mógłbym ci powiedzieć,
ale uważam, że byłoby o wiele zabawniej, gdybym pokazał, skąd
wzięła się ta część.
Dlaczego odnoszę niejasne
wrażenie, że ten facet właśnie złożył mi niemoralną
propozycję po niecałych dziesięciu minutach znajomości? Nikt nie
robi tego tak szybko.
– Raczej podziękuję.
– Porządna z ciebie
dziewczyna, prawda, Anno? – pyta Xavier, próbując mnie wybadać.
– Chciałabym tak myśleć, ale
gdybyś spytał mojego ojca, powiedziałby ci, że jestem szatańskim
pomiotem – rzucam nonszalancko i od razu żałuję tych
słów. Gdy się denerwuję, zaczynam paplać i
ujawniać wszystkie swoje tajemnice, a ten facet jest ostatnią osobą
na świecie, której chciałabym się zwierzać. Zresztą i tak nic
go to nie obchodzi. Najwyraźniej jest jednym z tych mężczyzn,
przed którymi wiecznie przestrzegał mnie ojciec. Takim, który chce
tylko jednego.
Xavier kręci głową.
– Miałem styczność z
prawdziwymi demonami z piekła rodem i wierz mi, piękna, że od
bardzo dawna nie spotkałem kogoś, kto byłby tak daleki od bycia
złym jak ty. Twój ojciec musi się obudzić. Po sekundzie, w której
nasze spojrzenia się spotkały, wiedziałem, że jesteś dobra i
słodka.
– Zauważyłeś mnie…
wcześniej? – pytam zszokowana faktem, że nasza krótka wymiana
spojrzeń, do której doszło w momencie, gdy wchodził na pokład,
również wywarła na nim wrażenie.
Wraca do składania autografu i
wzrusza ramionami.
– Zawsze rejestruję każdy
szczegół w swoim otoczeniu. Gdyby jakiś facet nie zwrócił na
ciebie uwagi, byłby pieprzonym głupcem.
Moje policzki pokrywają się
głębokim rumieńcem pod wpływem komplementu. Nigdy wcześniej
żaden mężczyzna nie mówił do mnie w tak… w tak… bezpośredni
sposób. Umawiałam się wyłącznie z porządnymi facetami.
Uprzejmymi, o doskonałych manierach. Xavier jednym spojrzeniem i
paroma sprośnymi słowami wprawia mnie w zakłopotanie.
Jest całkowicie poza moim
zasięgiem.
To trudne, ale jakimś cudem udaje
mi się oderwać wzrok od siedzącego obok mnie niebezpiecznego
mężczyzny. Udaję, że przyglądam się paznokciom, i robię, co w
mojej mocy, by nie zerkać w lewo. Nie poradzę nic na to, że mnie
intryguje. Gdybym zaliczała się do dziewczyn, które oddają się
grzesznym igraszkom tylko dlatego, że ktoś jest przystojny,
rzuciłabym się na niego bez większego namysłu, by sprawdzić, czy
faktycznie jest tak fenomenalny jak twierdzi – i to w ułamku
sekundy. Ale prawda jest taka, że jestem porządną dziewczyną.
Wiem, że tak jest, chociaż ojciec zdaje się podważać tę opinię
tylko przez to, że uciekłam od mężczyzny, którego obiecałam
poślubić.
– Przycichłaś. Wkurzyłem cię?
– pyta Xavier tonem, który w założeniu miał być łagodny, ale
i tak pobrzmiewa w nim charakterystyczny dla niego niski pomruk.
Przygryzam zębami kącik ust.
– Nie. Po prostu się
zamyśliłam.
– Nad czym? – dopytuje,
przenosząc wzrok na moje ramię i skupiając go na miejscu, w którym
zbyt mocny uścisk ojca zostawił ślady na skórze.
Instynktownie zakrywam dłonią
drobne siniaki. Nie chcę, żeby zaczął o nie wypytywać.
Tłumaczenie, że sytuacja wymknęła się nieco spod kontroli, gdy
powiedziałam ojcu, że wyjeżdżam, nie jest tematem, na który
zamierzam dyskutować z obcą osobą.
Zakładam ręce na piersi,
upewniając się, że siniaki są niewidoczne, i obrzucam spojrzeniem
poplamione sokiem spodnie, żałując, że nadałam wszystkie ubrania
w drugim bagażu.
– Nad niczym specjalnym. Nikt
nie lubi słuchać zwierzeń obcego człowieka. Jestem pewna, że w
porównaniu do twojego moje życie jest strasznie nudne. W mojej
szarej rzeczywistości nie ma rozdawania autografów.
Ostatnie zdanie jest nieco
uszczypliwe, by rozluźnić atmosferę.
Xavier wsuwa palec wskazujący pod
moją brodę i delikatnie ściska ją kciukiem, zmuszając mnie,
żebym na niego spojrzała.
– Jesteś smutna. Dlaczego?
Zdumiewa mnie jego troska o moje
dobre samopoczucie. Unoszę brwi. Przecież nie mogę opowiedzieć mu
całej tragicznej historii swojego życia, nawet jeśli dostrzegam
kryjącą się w jego spojrzeniu szczerość. Nie spodziewałam się
po nim takiej reakcji, więc przez chwilę jestem wytrącona z
równowagi i nie bardzo wiem, co odpowiedzieć.
– Ja… hmm…
– Smutek nie pasuje do twojej
twarzy, moja piękna – mówi, nie odwracając ode mnie wzroku. –
Jestem ciekaw, czyja to sprawka.
– Niczyja – szepczę, usiłując
wyprzeć ze świadomości fakt, że jego delikatny dotyk przyprawił
mnie o szybsze bicie serca.
– Zdenerwowałaś się przez
swojego chłopaka?
Powinnam teraz powiedzieć, że
nie mam żadnego chłopaka, bo jestem pewna, że gdy tylko Jorge
odkryje, że wyjechałam z miasta bez zamiaru powrotu, nie będzie
chciał mnie znać. Technicznie rzecz biorąc, jestem singielką. Mam
przeczucie, że właśnie to chce usłyszeć ode mnie Xavier. Po
spędzeniu kilku godzin tak blisko siebie nigdy nie będę w stanie
odeprzeć jego bezpośrednich zalotów bez wyrażenia ostatecznej
zgody na seks, gdy tylko nasz samolot wyląduje. Jeśli dowie się,
że jestem wolna, nigdy nie odpuści. Nie widzę potrzeby wymachiwać
stekiem przed wygłodniałym lwem.
– To nie przez niego. Nic mi nie
jest.
Posyłam mu nieśmiały uśmiech z
nadzieją, że przestanie drążyć, zanim pogubię się w
kłamstwach o byciu zajętą.
– Nie do końca przekonuje
mnie twój słaby uśmiech.
Zaciska usta w wąską kreskę, a
ja spodziewam się, że w końcu mnie puści, ale nie robi tego. Jego
palce dosłownie parzą mi skórę.
– Nie przeszkadza mi, że
nie chcesz powiedzieć, co ci siedzi w głowie. Rozumiem to. Musisz
jednak przestać się smucić do końca lotu, bo inaczej będę
zmuszony znaleźć inne sposoby na to, żebyś zaczęła się
uśmiechać, choćby tylko po to, by wkurzyć twojego chłopaka.
Sunie palcem po mojej szyi i
obojczyku, zostawiając po sobie ognisty ślad. Rozchylam usta ze
zdziwienia i nie mogę się powstrzymać przed zadaniem kolejnego
pytania.
– Jakie sposoby?
Szlag by trafił moje głupie,
ciekawskie myśli. To jedynie sprowokuje go do dalszych sprośności.
Xavier próbuje powstrzymać
cisnący mu się na usta ciepły, cudowny uśmiech, ale kiepsko mu to
idzie i już po chwili mnie nim oczarowuje.
– Takie, o których twoja
śliczna główka nawet nie marzyła.
Nachyla się w moją stronę, a ja
zastygam w bezruchu, bo dłonią obejmuje mnie za szyję w bardzo
intymnym geście. Jest tak blisko, że gdybym przysunęła twarz o
tych kilka centymetrów, nasze usta spotkałyby się w pocałunku,
który wstrząsnąłby w posadach całym moim światem.
– Zrobiłbym z tobą takie
rzeczy, o których większość kobiet może tylko pomarzyć w
trakcie czytania sprośnych romansów, i obiecuję, że kurewsko by
ci się podobało.
Wpatruję się w niego kompletnie
oniemiała. Łał.
Po prostu… Łał.
Nie wierzę, że to powiedział.
Xavier oblizuje pełne usta.
– Żadnych zobowiązań.
Twój chłopak nigdy o niczym się nie dowie. – Przysuwa się i
szepcze mi na ucho: – Chciałbym posmakować odrobiny ciebie.
Aż zapiera mi dech. Zamykam oczy.
Myśl o tym, by pozwolić mu zrobić ze sobą, co tylko mu się
podoba, jest bardzo kusząca. Tak bardzo, że przez chwilę na
poważnie rozważam zgodzenie się na jego warunki. Nie co dzień
trafia się szansa na prawdopodobnie najlepszy seks w życiu, a
patrząc na Xaviera Colda, domyślam się, że jego łóżkowe
umiejętności nie znają granic.
Seks z nim byłby idealnym
przejawem buntu. Zaprzeczeniem wszystkiego, czym obecnie jest moje
życie – wyobrażenia, od którego desperacko próbuję się
odciąć.
Mam ochotę się zgodzić, i to
wielką, ale bez względu na to, jak bardzo będę starała się
uciec od wizerunku porządnej dziewczyny, zdaję sobie sprawę z
tego, że przypadkowy seks z obcym mężczyzną nigdy nie będzie w
moim stylu.
Otwieram oczy i patrzę prosto w
jego jasnoniebieskie tęczówki. Biorę głęboki oddech i szepczę:
– Nie, dzięki.
Zaczynam oddychać coraz ciężej.
Z jakichś niewyjaśnionych powodów odrzucenie jego oferty jest dla
mnie wyjątkowo trudne. Zupełnie jakby moje ciało zaprzeczało
logice, coraz bardziej się podniecając, choć zdrowy rozsądek
podpowiada, bym uciekała najdalej, jak to możliwe.
Xavier zasysa dolną wargę i
powoli przeciąga ją między zębami.
– Chyba nie jesteś do
końca przekonana co do swojej odmowy, piękna. Chcesz zmienić
zdanie? Obiecuję nie zrobić ci krzywdy. Nie musisz się mnie
obawiać.
– Ja… yyy…
„Yyy” co? Nie ma się nad czym
zastanawiać. Nie mam pojęcia, dlaczego mam taki kłopot z rzuceniem
kategorycznego „nie” – takiego, po którym potraktuje moją
odmowę na poważnie. Nawet ja
uświadamiam sobie, że, pozwalając się dotykać i szeptać na ucho
sprośne obietnice, wysyłam mu sprzeczne sygnały.
W rozpaczliwej próbie wydostania
się z kłopotliwej sytuacji, na którą pozwalałam zdecydowanie
zbyt długo, odpycham go nieco i odwracam się do brunetki w średnim
wieku siedzącej po przeciwnej stronie przejścia.
– Ma pani może kartkę
papieru?
Przytakuje i sięga pod fotel
przed sobą, by wyciągnąć spod niego torebkę. Szpera w niej przez
chwilę, po czym wyjmuje notes i wyrywa jedną stronę.
– Nic innego nie mam.
Odwzajemniam jej uśmiech.
– Dziękuję. Może być.
Odwracam się i ponownie skupiam
uwagę na Xavierze, który przygląda mi się z mieszaniną
rozbawienia i ciekawości.
– Chcę jedynie twój autograf.
Nic
więcej.
Kładę kartkę na jego stoliku,
ale on nie przestaje na mnie patrzeć.
– To wszystko?
– Tak – potwierdzam.
Poprawia kartkę, po czym zerka w
moją stronę.
– Zobaczymy.
Słowne gierki z Xavierem są
wyczerpujące. Jak tak dalej pójdzie, przed końcem lotu będę
chciała go albo zabić, albo przelecieć, a mój plan rozpoczęcia
nowego życia nie uwzględnia żadnej z tych rzeczy.
Opieram głowę o zagłówek
fotela i zamykam oczy z nadzieją, że uda mi się przespać resztę
lotu. Ignorowanie siedzącego obok mnie niebezpiecznie seksownego
mężczyzny to jedyny sposób, by powstrzymać moje ciało przed
przystaniem na jego propozycję.
I jaki dlugi
OdpowiedzUsuńOj juz mi sie pododha az chce czytać dalej
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział i już skusiła by poczytać go do końca Dagmara Krajewska
OdpowiedzUsuńBardzo wciągająca historia,dobrze się czyta z dużym zainteresowaniem.
OdpowiedzUsuńEkstra opowieść, którą świetnie się czyta i czeka się na więcej
OdpowiedzUsuńciekawie zapowiada się
OdpowiedzUsuńAle długi spis :) może kiedyś przeczytam.
OdpowiedzUsuńcałkiem fajnie się zaczyna
OdpowiedzUsuńSuper że można takie fragmenty poczytac
OdpowiedzUsuńFragment mega wciągający chciałoby się więcej.
OdpowiedzUsuńJuż od samego początku książka wciąga bardzo :)
OdpowiedzUsuń