Rozdział
3
– To
co zrobimy z tą cholerną trojaczką Barkerów?
Logan
Forest wziął łyk piwa ze swojej butelki i odstawił ją na bar.
Potem odwrócił się do nieco oddalonej od niego grupy mężczyzn.
Był piątkowy wieczór – konkretnie piątek trzynastego – a w
miejscowym barze Grill wrzało.
Miał
ciężki dzień, jeden z tych, w którym wszystko idzie źle i szlag
go trafiał, kiedy słuchał, jak grupa dorosłych facetów
zachowywała się, jakby świat miał się skończyć tylko dlatego,
że dziewczyna chciała dołączyć do ich ligi. Jasne, był zdania,
że Billie-Jo nasłucha się jeszcze niejednego, ale, cholera, jeśli
chciała takich problemów, to jej wybór.
Przypomniał
sobie ten wyzywający błysk w jej oczach, który widział w zeszły
weekend i był pewien, że Billie sobie poradzi. Poza tym jej praca
nóg na lodzie i umiejętności w posługiwaniu się kijem były już
w sumie legendarne.
Nogi.
Cholera, chętnie założyłby się, że miała najlepsze nogi w
całym kraju.
Mała
Billie-Jo Barker dorosła i to we wszystkich właściwych miejscach.
Zauważył to po sposobie, w jaki jej krągłości wypełniały te
spłowiałe, znoszone jeansy i T-shirt, który miała na sobie w
sklepie. Z jej długimi, błyszczącymi włosami i oszałamiającymi
oczami wyglądała bardziej jak królowa piękności niż zawodniczka
hokeja. Bardziej jak Betty-Jo.
Dla
Logana raczej nie oznaczało to nic dobrego.
Uniósł
głowę i spojrzał na Duke’a Everetta. Właściciel baru dobiegał
sześćdziesiątki, miał głowę pełną śnieżnobiałych włosów
i równie imponujący, podkręcony wąs. Zaczynał jako bokser,
później zajął się zapasami, przez wiele lat jeździł po Stanach
na turnieje klasy B i robił to tak długo, aż w końcu jego ciało
się poddało. Szczęśliwie dla niego, poznał jedną z sióstr
Wilson i osiadł w New Waterford. Obchodzili niedawno dwudziestą
rocznicę ślubu.
Duke
spojrzał wilkiem na mężczyzn i zarzucił ścierkę na ramię. Wąs
mu zadrgał, gdy się skrzywił.
– Longwood
mocno się ciska.
– Wygląda
na to, że nie ma nic lepszego do roboty – zgodził się z nim
Logan.
– Taka
prawda. Bierze wypłatę i w każdy piątek przepuszcza połowę
tutaj. – Duke pokręcił głową. – Żeby nie było, nie
narzekam. Dostaję od niego spory zastrzyk gotówki, ale to jasne, że
facet do niczego nigdy nie dojdzie.
– Nie
zaprzeczę.
Duke
zmarszczył brwi i pokręcił głową.
– Mam
już dość słuchania o waszej piątkowej lidze hokeja i jakimś
chucherku, przez które pół miasta podniosło wrzawę. Kurna, nawet
żona się zezłościła.
– O
jakim chucherku mówicie?
Na
stołku przy Loganie usiadł Shane Gallagher i spojrzał na barmana.
– Cholera,
Duke… strzyżesz się w ogóle czasami?
Logan
nie zdawał sobie sprawy, jaki był spięty, dopóki jego mięśnie
się nie rozluźniły. Uważnie przyjrzał się Gallagherowi. Kumpel
nieźle przypakował, odkąd Logan ostatnio go widział. Włosy,
kiedyś długie, zostały przystrzyżone do ramion, a niewielki
zarost i skórzana kurtka sprawiały, że robił wrażenie groźnego.
Sęk w tym, że Shane Gallagher nic nie musiał, żeby tak było.
Zawsze był dziki, jako nastolatek żył na krawędzi i miał gdzieś
bezpieczeństwo. Nie rozumiała go ani rodzina, ani połowa tego
miasta.
Jednak
Logan i on zaprzyjaźnili się w pierwszej klasie podstawówki i byli
najlepszymi kumplami do dzisiaj. Kilka lat temu pewne okoliczności i
złe decyzje sprawiły, że ich drogi się rozeszły. Logan poszedł
w jedną stronę – na studia – a Shane wziął ostry zakręt w
lewo, który przysporzył mu więcej kłopotów, niż nawet on mógł
udźwignąć.
A
mimo to Logan wiedział, że on i Shane zawsze będą przyjaciółmi.
Mógł liczyć na jego pomoc i to nigdy się nie zmieni. Może to
była domena facetów, ale Logan zawsze uważał, że lepiej było
skupiać się na przyszłości, niż tkwić w przeszłości.
Ich
ponowne spotkanie było tylko kwestią czasu.
Logan
się uśmiechnął i klepnął Shane’a w ramię.
– Nie
byłem pewny, czy się zjawisz.
Shane
przechylił głowę i choć kiedyś wyszczerzyłby zęby w lekko
szalonym uśmiechu, teraz jedynie wzruszył ramionami.
– Niespecjalnie
mam dokąd pójść.
Duke
odchrząknął i się pochylił.
– Miło
cię widzieć, Shane. Mam nadzieję, że tym razem zostaniesz na
dłużej i będziesz się trzymał z daleka od kłopotów.
– Zawsze
można mieć nadzieję – odparł żartobliwie Shane, chociaż jego
usta nieco się zacisnęły.
Duke
potarł podbródek, ignorując siedzącą kilka stołków dalej i
przywołującą go gestem parę, i zmrużył oczy.
– Mówię
poważnie, chłopcze. Niewielu ludzi dostaje drugą szansę. Lepiej
nie zmarnuj swojej.
Logan
uważnie przyjrzał się przyjacielowi. W jego oczach dostrzegł
złość i… gniew, i to mu nie przeszkadzało, bo to dobrze znał.
Zmartwiło go coś innego. Sztywny ton głosu kumpla i jakaś pustka
w jego spojrzeniu.
– Dzięki,
Duke, ale wykład możesz sobie darować. Logan już się tym zajął,
poza tym wróciłem już do innego świata, przyjacielu. Nowy
rozdział i takie tam. – Shane się uśmiechnął. – A teraz
jestem cholernie spragniony. Mogę prosić duże z nalewaka?
Duke
zmarszczył brwi.
– Na
pewno możesz pić? – Barman zerknął na Logana, nim wrócił
spojrzeniem do Shane’a.
– Tak,
mogę pić. Mam ci pokazać papiery, które dał mi kurator?
Logan
potwierdził. Widział je.
– Dobra.
– Duke zabrał się za nalewanie piwa, a Shane obrócił się na
stołku. Kiwnął głową w stronę stołu, przy którym siedzieli
mężczyźni. Seth wciąż głośno ględził o tej „cholernej
Barkerównie”, żywo przy tym gestykulując, a do tego
poczerwieniała mu twarz. Wyglądał jak marionetka, którą jakiś
szaleniec wprawiał w ruch.
– A
temu co? – zapytał Shane.
– Wpienia
się, bo najmłodsza Barkerówna, Billie, wróciła do miasteczka i
zapisała się do naszej piątkowej ligi hokeja.
Duke
podał Shane’owi duży, oszroniony kufel i prychnął.
– Najmłodsza?
O ile… kilka minut?
Logan
otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął i
tylko kiwnął głową. Jasne, były trojaczkami, co nie zmieniało
faktu, że o hokeistce zawsze myślał jako o tej młodszej z sióstr.
W dawnych czasach Bobbi była strasznie narwana, a Betty… skrzywił
się. Zawsze sprawiała wrażenie, jakby odstawała o krok milowy od
pozostałej dwójki. Betty-Jo Barker szybko się zorientowała, jak
wykorzystać swoje atuty. Zjadała chłopców jak cukierki i choć
chciałby przyznać, że okazał się bardziej odporny od pozostałych
facetów z miasteczka, prawda wyglądała inaczej.
W
miejscowości na tyle małej, że każdy był po imieniu z
burmistrzem, ale też na tyle dużej, że nie znało się
sekretów każdego mieszkańca, trojaczki Barker były niemal…
sławne. Trzy identyczne dziewczyny wyglądające jak gwiazdy filmowe
różniły się charakterami jak dzień i noc.
Bobbi
i Betty były bardziej towarzyskie od skoncentrowanej wyłącznie na
sporcie Billie, której w sumie prawie wtedy nie zauważał. Cholera,
ledwie ją pamiętał z tamtego okresu.
Zaczął
wodzić palcem po etykiecie butelki od piwa, kiedy przed oczami znowu
stanęła mu Billie. W tych jeansach i koszulce. Teraz był też
pewien, że wyglądałaby w bikini równie dobrze jak Betty.
Shane
odchylił się i upił duży łyk browaru.
– Co
słychać u Bobbi?
Logan
spojrzał uważniej na przyjaciela.
– Podobno
umawia się z Dooleyem.
– Nie
gadaj.
– Ona
nie jest dla ciebie, Shane.
– Nie
gadaj – powtórzył Shane, po czym upił kolejny łyk piwa.
– Nie
jest już dziewczyną, którą znałeś, zanim…
Teraz
to Shane spojrzał na Logana, a blask neonu reklamującego
budweisera, znajdujący się na ścianie tuż za nimi, oświetlił
jego wkurzoną twarz.
– Zanim
poszedłem do więzienia?
Logan
przytaknął.
– Tak…
przed tym. – Na pewno niełatwo było mu wrócić do domu,
zwłaszcza że wszyscy wiedzieli, że ostatnie trzy lata spędził za
kratami.
Shane
oparł łokcie na ladzie, pochylił się i cicho zagwizdał.
– O
wilku mowa.
Logan
powiódł wzrokiem po barze, aż zatrzymał go na ciemnych,
egzotycznych oczach nie kogo innego, jak najbardziej niesławnej
kobiety w New Waterford. Przynajmniej dopóki jej siostra, Betty, nie
zdecyduje się wrócić.
Billie-Jo
Barker uniosła brew i podbródek w taki sposób, że musiał się
wyprostować. Przyszła z Tracy Steeles i Laną Holbrook, córką
burmistrza.
Za
cholerę nie wyglądała jak żaden znany mu sportowiec.
W
morzu jeansu i czerni czerwona sukienka Billie wyróżniała się jak
latarnia morska. Opinała jej krągłości i kończyła się zaledwie
kilka centymetrów za tyłkiem. Czarne rajstopy i cholernie seksowne
buty do kolan tworzyły obraz, który byłby fantazją każdego
faceta. Na ustach miała szminkę w kolorze swojej sukienki. Włosy
sięgały jej niemal do talii i przez chwilę Logan miał ochotę
przebiec całe pomieszczenie i zanurzyć dłonie w tych jedwabistych
falach.
Wszyscy
faceci w barze odwrócili głowy w kierunku drzwi. Nawet Longwood
przestał dziamolić. Zniknęły wszystkie dźwięki w barze, jakby
zostały wciągnięte w czarną dziurę, a pozostała po nich tylko
kompletna cisza. Billie przygryzła wargę – gest, który u każdej
innej kobiety wydawałby się wyćwiczony – jednak u niej sprawiał
wrażenie, jakby był czymś zupełnie nowym. Nachyliła się do
Tracy i szepnęła jej coś na ucho, po czym we trzy ruszyły w
kierunku pustego stolika przy drzwiach.
Niczym
wody Morza Czerwonego wracające na swoje miejsce, tak i w barze
nagle ponownie rozbrzmiały rozmowy, a wśród nich najdonośniejszy
był głos Longwooda.
– Żaden
z niej zawodnik. Wygląda jak przeklęta dziwka – oświadczył,
zwracając się do grupy mężczyzn przy swoim stoliku. – Naprawdę
chcemy, żeby grała z nami jakaś cipa?
W
normalnych okolicznościach Logan nie był facetem, który łatwo
wpadał w gniew. Szybko nauczył się, że najlepiej, żeby
problematyczna sytuacja sama się rozwiązała, bo wtrącanie się w
cudze sprawy przeważnie kończyło się kłopotami, na które nie
miał ani czasu, ani chęci. Jednak, jak ktoś się bardzo postarał,
potrafił mocno go wkurwić i wtedy Logan się nie hamował. I to
była jedna z tych sytuacji. Chamskie teksty Setha przekroczyły
granicę, w której Logan zachowywał spokój. Nie zamierzał
siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak taki baran jak Longwood obraża
kobietę.
– Spokojnie,
Forest. To tylko banda idiotów, którzy nie mają nic lepszego do
roboty niż narzekanie i zrzędzenie. – Shane pokręcił głową i
upił kolejny łyk z kufla. – Poza tym naprawdę chcesz, żebym
naruszył warunki zwolnienia, bo jak tam pójdziesz, to się do
ciebie przyłączę.
– Mną
się nie przejmuj. – Logan wstał i podszedł do stolika Setha.
Siedziało przy nim z dziesięciu mężczyzn, każdy pił, ale nie
każdy był w tym samym stanie nietrzeźwości. Większość milczała
przez cały wieczór, ale kiedy zjawiła się Billie, włączyli się
do rozmowy i teraz udzielali się tak aktywnie jak Longwood.
– Po
moim trupie – krzyknął jeden z nich. – Gram w piątkowe
wieczory, żeby zwiać od starej i spędzić czas z kumplami, a nie z
jakąś szurniętą babą, która ma się za lepszą od nas.
– Sama
prawda. Żadnych cip – wtrącił kolejny.
Logan
się zatrzymał i powoli obrócił głowę. Miał ponad metr
dziewięćdziesiąt, szerokie bary, był silny i dbał o siebie, więc
już samą posturą wzbudzał pewien szacunek.
Seth
spojrzał na niego wilkiem, a czerwona jak burak twarz spuchła mu
tak, że przypominał nadętą rybę. Pewnego dnia Logan będzie
musiał go utemperować przy pomocy pięści, ale nie tutaj, nie w
barze Duke’a.
– Radzę,
żebyś się zamknął, Longwood. – Objął zimnym spojrzeniem cały
stolik, spinając mięśnie rąk. – To samo radzę wam, chłopcy.
– Jaki
masz, u diabła, problem? – bełkotał Seth. – Jezu, Forest,
wszyscy lubimy cipki, ale wszystko ma swoje miejsce.
Logan
zmrużył oczy, gdy ktoś głośno zawtórował.
Wydawało
się, że ta aprobata dodała Longwoodowi odwagi. Wypiął jeszcze
bardziej klatkę piersiową.
– I
za cholerę nie jest to lodowisko i nasza liga.
– Naprawdę
chcesz ze mną wchodzić w tę dyskusję? – zapytał cicho Logan,
chociaż nie dało się nie poznać, że jest wściekły.
Grdyka
Setha drgnęła, gdy opuściła go buta. Nerwowo uniósł ręce.
– Nie
szukam zwady, tylko nie rozumiem, jaki masz problem z tym, że
mówimy, jak jest. – Wskazał swoich towarzyszy. – Nie ma nic
złego w wyrażaniu naszej opinii.
Logan
uniósł brew i się pochylił, kładąc dłoń na ramieniu Setha.
Mocno zacisnął palce.
– Możesz
mówić, co sobie chcesz, Longwood. Tylko wydaje mi się, że to
byłoby w twoim najlepszym interesie, żebyś używał przy tym mózgu
i ostrożnie dobierał słowa. – Logan wyprostował się. –
Zrozumiano?
– Na
twoim miejscu wziąłbym sobie radę mojego przyjaciela do serca, bo
naprawdę mam ochotę na jakąś rozróbę i przyznaję, że by mi to
pomogło, gdybym kogoś stłukł. – Shane stanął przy Loganie i
uśmiechnął się do mężczyzn, którzy słysząc jego słowa,
zamilkli.
Wszyscy
o nim słyszeli, wiedzieli, do czego jest zdolny i że nie zawaha się
spełnić swoich obietnic, a raczej gróźb.
Seth
zmrużył oczy.
– Mówię
tylko to, co wszyscy myślimy. Nie weźmie jej do siebie żaden
kapitan. Nikt nie chce z nią grać.
– Jesteś
pewien? – zapytał Logan.
Popatrzył
ponad ich głowami w kierunku pewnego stolika. Billie nie odrywała
od nich wzroku i mimo że na pewno nie słyszała rozmowy w całym
tym hałasie, wiedział, że zrozumiała jej sedno. Ciężko było
się nie zorientować, czego dotyczyły, przy tych wszystkich
przekleństwach i rzucanych w jej kierunku surowych, gniewnych
spojrzeniach.
Uśmiechnął
się i kiwnął głową, zwracając się do Longwooda.
– Nie
przejmuj się tym. Ja ją wezmę.
Po
jego słowach zapadła cisza.
– Co
się dzieje, Logan?
Kurwa.
Zapomniał, że miał się spotkać z Sabriną. Logan zaklął pod
nosem, po czym odwrócił się do blondynki, która wbijała w niego
wzrok sugerujący, że chyba postradał zmysły. Spotykał się z
Sabriną od mniej więcej pół roku i mimo że całkiem dobrze się
bawili, ostatnio jakby się nudził. Nie było żadnej wyraźniej
przyczyny dlaczego, oprócz tego, że nie interesowała go poza
sypialnią, a nawet to zaczynało słabnąć.
Cholera,
kiedy ostatnio u niej był, zasnął na kanapie, nawet nie docierając
do jej łóżka.
Zmrużyła
niebieskie oczy, patrząc w kierunku drugiej strony pomieszczenia.
– Powiedz,
że nie zaproponowałeś, że ona dołączy do twojej drużyny.
Poirytowany
zignorował jej słowa i zwrócił się do mężczyzn:
– Widzimy
się w następny piątek, chłopaki.
Sabrina
wsunęła mu rękę pod ramię, a on bardzo zapragnął, żeby ją
stamtąd usunąć.
– Poważnie,
Logan? Będziesz z nią grać?
– To
nie twoja sprawa, Bree – powiedział zdawkowo i poczuł się jak
ostatni dupek, gdy rozeźlona i zraniona odwróciła głowę. Szlag,
pewnie nadszedł czas, żeby się z nią rozstać, zanim zacznie się
robić zaborcza, jak wiele kobiet po sześciu miesiącach związku.
Billie
obserwowała go, więc idąc w kierunku baru, szybko i nieznacznie
kiwnął do niej głową. Po chwili rzucił gotówkę na blat.
– Powinno
wystarczyć, Duke.
Shane
zamówił kolejne piwo.
– Chyba
zostanę tu trochę i, yyy, upewnię się, że nikt nie będzie już
dokuczał naszej małej Billie.
Logan
uważnie zmierzył wzrokiem przyjaciela, nagle czując wkurzenie i
nie wiedząc, dlaczego.
– Wiesz,
że to nie jest Bobbi, prawda?
Shane’owi
pociemniały oczy, gdy na jego twarzy pojawił się grymas.
– Wiem.
– Kumpel milczał przez chwilę. – A w ogóle czemu Billie cię
tak interesuje?
Co
to za pytanie? Troszczył się tylko o dzieciaka.
– Nie
interesuje. Tak tylko mówię.
Tylko
że z jakiegoś powodu go interesowała. Na myśl o Shanie
Gallagherze w pobliżu Billie poczuł, że coś mu się ściska, co
tylko jeszcze mocniej go zirytowało. Kiedy zdecydował się zostać
jej opiekunem i ochroniarzem? Rozum mu odjęło, ot co. W tej chwili
potrzebował czasu na uporanie się z problemem w postaci Sabriny, a
później musiał się wyspać.
– Właśnie
widzę – powiedział powoli Shane. – Dobra.
Logan
sięgnął do kieszeni i rzucił przyjacielowi klucz do swojego domu.
– Później
się zobaczymy.
– Nie
wypijemy czegoś? – dąsała się Sabrina, nie rozumiejąc, co się
dzieje.
– Chodźmy
stąd – mówiąc to, planował przeprowadzić z nią tę
rozmowę, tę, w której z nią zerwie. Zbyt się z nim
spoufaliła, a to mogło prowadzić do problemów. Sygnały pojawiały
się już od jakiegoś czasu, ale je ignorował. Kiedy ostatnio
spędzała noc w jego domu, rano znalazł świeżo wyprane i złożone
ubrania. Zły znak. W cholerę, pewnie nawet by je odłożyła
na miejsca w szafkach, gdyby jej nie powstrzymał.
Tak,
zdecydowanie za mocno się przywiązała, co nie przeszkadzałoby na
pewno niektórym facetom, ale zdecydowanie to nie było dla niego.
Ona nie była dla niego.
Sabrina
jeszcze raz zerknęła na Billie, po czym posłała jej przebiegły i
seksowny uśmiech.
– Brzmi
dobrze – zamruczała jak kot.
Wiedział,
że myślała, że pójdą prosto do łóżka i gdyby był każdym
innym gościem, chętnie by skorzystał z takiej okazji. Poużywałby
sobie, żeby złagodzić frustrację, która ostatnio w nim
narastała, a rano by ją zbył. Tylko że Logan nie był takim typem
faceta. Nie chciał jej zranić. To nie była wina Sabriny Fairfax,
że jego uczucia nie biegły drogą, którą ona podróżowała.
Westchnął i skierował się do wyjścia.
Czekała
go długa noc.