Rozdział trzeci
Nie ma sensu płakać
nad rozlanym mlekiem
Łup.
Otwieram szeroko
oczy, podciągam kołdrę pod brodę i nasłuchuję.
Łup.
Ktoś jest w mojej
kuchni!
Nikt nie ma kluczy
do mojego mieszkania, więc dochodzę do wniosku, że to włamywacz.
Powoli wstaję z łóżka, uważając, by nie hałasować. Wybieram
numer 112, po czym zamieram z kciukiem nad zieloną słuchawką.
Zadanie na
później: kupić gaz pieprzowy.
Kiedy wychodzę na
korytarz, widzę mężczyznę przeglądającego zawartość mojej
lodówki. Na szczęście mnie nie zauważył. Zakradam się, a potem
z całej siły otwieram drzwi zamrażarki, tak aby on oberwał.
Intruz wydaje z siebie jęk. Wybiegam na klatkę i zaczynam się
dobijać do drzwi mieszkania Ducha.
Cała aż się
trzęsę.
– Proszę,
bądź w domu – szepczę drżącym głosem. – Proszę, bądź w
domu. – W końcu tracę cierpliwość. – Duch, otwórz drzwi!
Proszę!
Oczy wypełniają mi
się łzami.
Jestem przerażona.
Czyjaś ręka
obejmuje mnie w talii. Krzyczę. Mam właśnie wydrapać włamywaczowi
oczy, gdy słyszę przy uchu szept:
– Uspokój
się, ślicznotko. To tylko ja.
Opuszcza mnie
napięcie. Spuszczam głowę, a potem wybucham płaczem.
Odwraca mnie, a ja
opieram czoło na jego klatce piersiowej. Duch przytula mnie oraz
kołysze, szepcząc uspokajająco:
– Już
dobrze, kotku. To tylko ja.
Udaje mi się
uspokoić. Patrzę Duchowi w twarz. Spogląda na mnie zmartwiony,
ocierając mi łzy z policzków. Pociągam nosem, a on uśmiecha się
lekko. Kiedy otwiera usta, by coś powiedzieć, walę go prosto w
nos.
Cofa się i jęczy.
– Nigdy
więcej nie rób czegoś takiego! – piszczę. A potem gnam do
swojego mieszkania. Zamykam za sobą drzwi, wbiegam do pokoju, po
czym padam na łóżko i zakrywam twarz poduszką. Chwilę później
słyszę odgłos otwieranych drzwi. Wzdycham. Po kilku sekundach
materac się ugina.
– Kto cię
nauczył tak uderzać?
– Tata –
odpowiadam stłumionym głosem. Zapada cisza, aż w końcu unoszę
twarz. – Mam dwie siostry. Tata chciał, żebyśmy umiały się
obronić. Tymczasem zrobiłyśmy się przez to porywcze,
niebezpieczne. Do bójek między nami dochodziło niezliczoną ilość
razy. Kiedyś Nina dźgnęła mnie widelcem, bo zniszczyłam jej
sweter, z kolei Helena wyrwała mi garść włosów, kiedy byłyśmy
w liceum. Przez cały rok musiałam nosić kapelusz.
Duch wytrzeszcza
oczy.
– Pojebane.
Wzdycham tęsknie.
– Owszem.
– Dogadujesz
się ze swoją rodziną?
Marszczę czoło.
– Mam
wspaniałą rodzinę. Jesteśmy po prostu trochę narwani, to
wszystko. A ty masz jakieś rodzeństwo?
Duch odpowiada
beznamiętnie:
– Nik, Max i
Trik to moi bracia.
To naprawdę urocze,
ale nigdy mu tego nie powiem. Ciekawi mnie jego rodzina, a co
ważniejsze, chciałabym dowiedzieć się, co sprawiło, że Duch
jest taki, jaki jest.
Przewracam oczami.
– A takie
biologiczne?
Wzdycha.
– Nie, nie
mam żadnej rodziny. Możesz odpuścić?
Mrużę oczy.
– Co, do
licha, robiłeś w mojej kuchni z samego rana? Wystraszyłeś mnie na
śmierć.
Duch pociera nos.
– Tak, cóż,
wybacz. Skończyło mi się mleko, więc wpadłem pożyczyć od
ciebie. Tak robią przyjaciele, prawda?
Dopiero teraz
zauważyłam, że oboje jesteśmy w piżamach. Duch ma na sobie białą
koszulkę oraz spodenki od piżamy. Patrzę na swoje z Myszką
Minnie.
Chichoczę cicho.
– Czyli
włamałeś się do mojego mieszkania, żeby ukraść mleko?
Uśmiecha się,
przeczesuje ręką przydługie włosy w kolorze piasku, po czym
przygryza język.
Jezu. Wygląda jak
chłopiec.
Uroczo.
Wzdycha ze skruchą.
– Wybacz. Nie
chciałem cię przestraszyć.
Burczy mi w brzuchu.
Zerkam na zegarek. Ósma pięćdziesiąt siedem.
– Masz ochotę
na francuskiego tosta? – pytam powoli. Wygląda na zaskoczonego.
Szybko wyjaśniam: – Nie opłaca mi się robić ich dla jednej
osoby, zatem jeśli masz ochotę, zrobię dla dwojga, żeby nie
marnować jedzenia.
I przerwa na
oddech.
Duch szczerzy zęby.
– Jasne.
Pewnie. O ile masz też bekon.
Przewracam oczami.
– A z czym
miałabym jeść francuskie tosty, jeśli nie z bekonem i syropem?
Pycha.
Idziemy do kuchni.
Po chwili wyciągam z lodówki potrzebne składniki. Proszę Ducha,
by przygotował talerze, ale kiedy zamierzam mu powiedzieć, gdzie
się znajdują, on otwiera odpowiednią szafkę, wyciąga dwa
talerze, po czym kładzie je na blacie.
Mrużę oczy.
– Czy, oprócz
wczorajszej nocy, byłeś już w moim mieszkaniu?
Stoi odwrócony do
mnie plecami. Natychmiast zesztywniał.
O mój Boże!
Nachylam się nad
nim, szepcząc głośno:
– O mój
Boże! Byłeś! Kiedy?
Odwraca się,
podnosi ręce w geście poddania i wyjaśnia:
– Dzień po
twojej pierwszej nocy. Wróciłem do domu, kiedy byłaś jeszcze w
pracy. Postanowiłem je sprawdzić. Chciałem się tylko upewnić,
czy zostało dobrze zabezpieczone. To wszystko.
Zamykam oczy i
zaciskam dłonie w pięści.
– Jak
dokładnie je sprawdziłeś?
– Dość
dokładnie – odpowiada natychmiast.
Nie otwierając
oczu, pytam cicho:
– Byłeś w
moim pokoju?
Cisza. Mam swoją
odpowiedź.
Rumienię się.
– Zaglądałeś
do szuflady z bielizną? – szepczę.
Znowu cisza.
O MÓJ BOŻE.
Widział…
– O mój
Boże! – Zakrywam twarz dłońmi.
– Ja… ja…
tylko rzuciłem okiem. Nie wstydź się. To normalne. Mnóstwo kobiet
używa wibratora…
Robię się czerwona
jak burak.
– Zamknij
się!
– …wiem, że
wiele kobiet zadowala się na własną rękę…
– Duch!
Zamknij się!
– …na
początku byłem zdziwiony. Nie wyglądasz na kobietę, która
potrzebowałaby wibratora…
Pochodzę do niego,
po czym zakrywam mu usta dłońmi. Zamyka oczy.
– Nigdy
więcej nie będziemy o tym rozmawiać. Słyszysz?
Przez długą chwilę
po prostu stoi, ale w końcu kiwa głową.
Wracam do robienia
śniadania.
(w
tym miejscu znajdują się trzy babeczki)
Zamykam
oczy z rozkoszy, gdy gryzę kolejny kawałek pokrytego syropem
bekonu.
Nie tylko jest
seksowna, lecz także potrafi gotować.
Nieźle.
W trakcie śniadania
raczej milczymy. Od rozmowy o wibratorze nie powiedziała zbyt wiele.
Nie wiem, z czego
robi problem.
To jest sexy.
Założyłbym się,
że przynajmniej co druga kobieta ma wibrator. Podobają mi się
dziewczyny, które nie boją się same zadowolić.
Chrząkam.
– Pyszne. Nie
wiedziałem, że potrafisz gotować.
Uśmiecha się.
– Cóż,
nigdy nie pytałeś. Niespecjalnie lubisz rozmawiać, prawda, Ash?
Uwielbiam, gdy
wymawia moje imię.
Trącam bekon
widelcem i przyznaję cicho:
– Nie. Nie
bardzo.
– Dlaczego?
Jesteś przecież inteligentny. Nie byłbyś w stanie robić tych
wszystkich wymyślnych rzeczy z ochroną, gdybyś był głupi. Czemu
zatem tak mało mówisz?
Wzruszam ramionami.
– Wolę
słuchać. Można się o kimś wiele dowiedzieć, jeśli wydaje mu
się, że nie interesuje cię to, co mówi. Dzięki temu mogę się
zorientować, jakim człowiekiem ktoś jest.
– Mnie też
słuchasz? – Kiwam głową, a wtedy ona zadaje kolejne pytanie: –
Czego się o mnie dowiedziałeś?
Opieram się o
oparcie krzesła.
– Że twój
wygląd jest zwodniczy.
Marszczy brwi.
– Co to
znaczy?
Potrząsam głową.
– Mowy nie
ma, nie powiem. Gdybym to zrobił, znów byś mnie walnęła.
Przewraca oczami.
– Obiecuję,
że nie będę cię już biła. Dzisiaj.
– Okej. Sama
tego chciałaś, ślicznotko. – Nachylam się w jej stronę. –
Zachowujesz się jak twardzielka, ale jesteś tak samo podatna na
zranienie, jak inni. Po prostu o tym nie mówisz. Nigdy nie okazujesz
swoich prawdziwych emocji i bardzo się pilnujesz przy innych
ludziach. Czasem wykorzystujesz swój wygląd, by dostać to, czego
pragniesz. Ukrywasz się za rudymi włosami, ładnymi sukienkami oraz
seksownymi ustami. Jesteś też nieprzewidywalna. Stanowisz mokry sen
każdego faceta, a jednocześnie jego największy koszmar. Faceci
nieświadomie się w tobie zakochują. Ale tylko w jednej wersji
ciebie. Prawdziwą twarz pokażesz jedynie, gdy poczujesz się
bezpiecznie. Może się ona okazać bowiem nie tym, czego twój
partner pragnie.
Spojrzenie jej się
zamgliło. Gapi się nieobecnym wzrokiem w moją klatkę piersiową.
Cholera.
Właśnie dlatego
nie rozmawiam z ludźmi. Zwykle mówię coś, co wyprowadza ich z
równowagi albo wprawia w przygnębienie. Nie żebym był
niewychowany, po prostu nie do końca rozumiem emocje.
Przeczesuję włosy
dłonią.
– Nat,
przepraszam…
Ona mi jednak
przerywa, unosząc dłoń i potrząsając głową.
– Dobry
jesteś w te klocki. Powinieneś zostać policyjnym profilerem czy
kimś w tym stylu. W sumie wszystko, co powiedziałeś, to prawda.
Chrząkam.
– Nie
chciałem cię urazić. Po prostu opowiedziałem o tym, co
zaobserwowałem. Nie potrafię kłamać. Wolę mówić prawdę.
Żadnego owijania w bawełnę, wiesz?
Uśmiecha się
lekko.
– Właśnie
takiego przyjaciela potrzebuję. Nie po drodze mi z kłamstwami.
Nienawidzę ich.
Muszę to
zapamiętać.
Świetnie.
Nie mam pojęcia,
dlaczego czuję taką ulgę. Gdy kilka miesięcy temu powiedziała
mi, że powinniśmy się unikać, byłem wkurzony.
I odrobinę
zraniony.
Ten jeden pełen
pożądania raz z Nat wystarczył mi, by sądzić, że mieliśmy
szansę, ale ona najwyraźniej uważała to za jednorazowy wybryk.
Więc kiedy zaczęła się domagać, żebyśmy nie rozmawiali,
pomyślałem „jebać to”. Ale za każdym razem, kiedy widziałem
ją w klubie i nie mogłem usiąść na tyle blisko, by usłyszeć
jej głos, czułem złość. Nigdy się do tego przed nią nie
przyznam, ale uspokaja mnie. Zwykle siadałem w loży obok niej tylko
po to, by przenikał mnie jej głos. Słodki, jedwabisty dźwięk,
który odganiał wszystkie wspomnienia o ojcu. Po tym jak zaczęła
mnie unikać, budziłem się w nocy częściej niż zwykle. Tylko
pieprzenie przypadkowych dziewczyn aż do wyczerpania pozwalało mi
zasnąć, ale tylko na kilka godzin.
Nat ma w sobie coś,
co doprowadza mnie do szaleństwa.
Jest inna.
Powiem wam jedno –
odkąd się pieprzyliśmy, pragnąłem jedynie znów zaciągnąć ją
do łóżka. Gdy straciłem tę szansę, obiecałem sobie, że jeśli
jeszcze kiedyś będę miał taką okazję, zrobimy to powoli i
delikatnie. Będę się tym rozkoszował. Poprzedni raz był szybki,
wybuchowy, pełen żądzy. Nic bym w nim jednak nie zmienił. Doszła
dwa razy wyłącznie dzięki mojemu fiutowi. Nigdy nie przydarzyło
mi się nic podobnego.
Było fenomenalnie.
Na samą myśl o tym
robiłem się twardy.
I… staje ci.
Kurwa. Cudownie.
W sumie zmieniłbym
w tamtej nocy jedną rzecz.
Pocałowałbym ją.
(w
tym miejscu znajdują się trzy babeczki)
Duch
wierci się na krześle.
– Wszystko
gra? – pytam.
– Tak –
odpowiada zduszonym głosem. Zrobił się jakiś czerwony na twarzy.
– Chcesz wody
albo soku?
Spogląda na mnie z
wdzięcznością.
– Wody! Tak,
wody. Cudownie. Dzięki. – Stawiam przed nim wodę, a sama kończę
śniadanie. Wrzucam do ust ostatni kawałek tosta, jęcząc.
Uwielbiam
jedzenie.
Duch przełyka
głośno ślinę, po czym sztywno rusza do łazienki.
Co za dziwak!
Kocham jeść. Na
każdy nastrój znajdzie się odpowiedni posiłek.
Przygnębienie –
coś smażonego.
Radość – słodkie
wypieki.
Zadowolenie –
lody.
Mogłabym stworzyć
całą listę.
Kiedy Duch wychodzi
z łazienki, bez żadnego konkretnego powodu pytam:
– Jakie masz
plany na dziś, przyjacielu?
Uśmiecha się
szeroko.
– Nie wiem.
To mój jedyny wolny dzień, więc staram się załatwić jak
najwięcej bzdurnych spraw, które muszę ogarnąć.
Kiwam głową.
– Ja też.
Muszę jechać na zakupy. Pewnie jak włamałeś się dziś rano do
mojego mieszkania, żeby ukraść mleko, zauważyłeś, że to był
ostatni karton.
Chichocze.
– Tak.
Potrzebujesz więcej mleka.
– Kupić ci
coś? – rzucam luźno.
Wygląda na
zaskoczonego moją propozycją. Sama jestem nią nieco zaskoczona.
Pojawił się ponownie w moim życiu jakieś dwanaście godzin temu,
ale w tym czasie zdradził mi na swój temat więcej niż w ciągu
ostatniego roku. A ja chciałabym wiedzieć jeszcze więcej.
Tak sobie to
tłumaczę. Tego będę się trzymać.
– Tak, ja też
muszę się wybrać na zakupy – odpowiada w końcu. Spogląda na
mnie niepewnie. – Może pojedziemy razem? Zwykle kręcę się w
kółko, bo nie zabieram ze sobą listy.
Nie robi listy?
Świętokradztwo!
Całkowicie
ekscytuję się zakupami z Duchem.
– Jasne. Nie
ma problemu – odpowiadam znudzonym tonem, po czym wzruszam
ramionami.
Mówi, że spotkamy
się za pół godziny. W tym czasie myję się oraz ubieram.
A potem wychodzimy.
(w
tym miejscu znajdują się trzy babeczki)
Nat
chce, żebyśmy pojechali na zakupy jej samochodem.
Mowy nie ma.
Bez urazy dla
kobiet, ale kiedy jestem z jakąś w samochodzie, nawet jeśli to jej
auto, ja prowadzę.
Być może dlatego,
że mój samochód jest moim oczkiem w głowie. Harowałem jak wół
oraz oszczędzałem każdy grosz, żeby go zrobić. Chevy Impala z
1968 roku to czarna bestia – zarówno z zewnątrz, jak i w środku.
Skórzane fotele ściągałem z Włoch. Ktoś mógłby powiedzieć,
że ładowanie tylu pieniędzy w samochód to głupota, ale, do
diabła, dzięki temu jestem szczęśliwy.
Będąc już na
ulicy, kłócimy się przez dziesięć minut, aż w końcu podchodzę
do swojego auta, odpalam silnik i podjeżdżam do Nat. Muszę ukryć
uśmiech.
Wygląda tak
cholernie uroczo.
Groźnie marszczy
brwi. Stoi sztywno z rękami założonymi na piersiach i wydyma wargi
jak pięciolatka.
Naciskam klakson, na
co podskakuje przestraszona. Śmieję się mimowolnie. W końcu
przewraca oczami, poddaje się i wsiada.
Nie odzywa się.
Nawet gdy dojeżdżamy do sklepu, nie jest zbyt rozmowna. Rzuca
tylko:
– Bierzemy
jeden wózek?
Kiwam głową.
Kieruje się prosto
do działu z owocami oraz warzywami. Wkłada do koszyka przypadkowe
rzeczy: truskawki, pół melona, marchewki, pomidory, seler, jabłka,
a także awokado. Patrzy na mnie.
– Jakich
produktów potrzebujesz?
Nie bardzo wiem, o
co jej chodzi.
Potrzebuję
jakichś produktów?
Jestem pewny, że
żyło mi się dobrze bez zieleniny. Kieruję wózek w stronę działu
mięsnego. Słyszę, jak Nat mruczy:
– Okej,
żadnych owoców ani warzyw. Zanotowane.
Kiedy rozglądam się
po stoiskach, zauważam, że Nat trzyma w rękach dwa rodzaje
mielonej wołowiny. Przez całą minutę spogląda to na jeden, to na
drugi. Zabieram jej oba, po czym jeden wkładam do wózka, a drugi
odkładam na półkę. Marszczy brwi, ale jestem na to przygotowany.
– Co? To
tylko wołowina!
– Wcale nie!
Różnią się zawartością tłuszczu! Masz szczęście, że w wózku
znalazła się ta, która ma go mniej.
Przewracam oczami.
– Jak sobie
chcesz.
Ładuję do wózka
cztery rodzaje mięsa.
No dobrze, więc
jestem typowym kawalerem.
Lubię mięso. Nic
nie pobije dobrego steku. Mógłbym jeść steki codziennie. Właśnie
taki mam plan na dzisiejszy obiad. Już nie mogę się doczekać.
Przechadzamy się po
kolejnych alejkach, powoli zapełniając koszyk. Dodaję inne
produkty pierwszej potrzeby: chipsy ziemniaczane, czekoladę, keczup,
masło orzechowe, galaretkę, sos czekoladowy i tłuste mleko. Z
kolei Nat wrzuca rzeczy, o których nigdy nie słyszałem: komosę
ryżową, pszeniczne krakersy, humus, makaron ryżowy, dwuprocentowe
mleko oraz vegetę. Mam zamiar zapytać, czy jest jedną z osób
mających fioła na punkcie zdrowej żywności, kiedy dorzuca
rozpuszczalną czekoladę, trzy rodzaje lodów, a także bekon.
No, to rozumiem.
Boże, nienawidzę,
kiedy kobiety się głodzą. Lubię, gdy jest za co złapać. Od
tamtej nocy spędzonej z Nat unikam kobiet o bujnych kształtach.
Wybieram szczupłe laski. Z Nat żadna się nie równa.
Udajemy się do
sekcji z produktami higienicznymi oraz lekami, a ja zatrzymuję się
przed kondomami. Spoglądam na Nat. Patrzy na mnie.
Gapimy się na
siebie niemal minutę, aż w końcu chwytam z półki dwa opakowania.
Wkładam je do koszyka.
– Jedno dla
mnie, jedno dla ciebie. Pewnie będziesz ich potrzebowała, skoro
masz nowego chłopaka. – Próbuję jakoś zacząć ten temat.
– Och,
jeszcze nawet o tym nie myślałam – odpowiada szybko. Brzmi
szczerze.
– Jak to? –
Ciągnę ją za język. – Chcesz przez to powiedzieć, że nie
sypiasz z facetami, którzy ci się podobają?
Odwraca się,
unikając mojego wzroku.
– Oczywiście,
że sypiam.
Kłamstwo.
Potrafię ocenić,
czy ludzie mówią prawdę. Dałbym sobie rękę uciąć, że Nat nie
puszcza się na prawo i lewo.
Czemu więc tamtej
nocy pozwoliła mi się zaciągnąć do salki konferencyjnej? Czuję
się szczęśliwy, choć nie mam prawa.
– To kiedy
znów spotykasz się z tym pieniaczem?
Natychmiast staje w
jego obronie.
– Nie jest
pieniaczem! Po prostu myślał, że coś do mnie masz. Ma na imię
Cole, tak swoją drogą. Jutro z nim wychodzę.
Potrafię to
zrozumieć. Gdyby ktoś wciął się między mnie a moją kobietę…
cóż, jeśli byłbym z Nat i jakiś koleś zacząłby ją przy mnie
podrywać, miałbym ochotę skręcić mu kark. Ale było coś
dziwnego w tym kolesiu. Będę musiał się mu przyjrzeć.
Patrząc na półki,
mówię:
– Musisz
podać mi też nazwisko, ślicznotko. Coś mi się w nim nie podoba.
Sprawia wrażenie zbyt nerwowego.
Marszczy brwi, ale
ma nieobecne spojrzenie, co każe mi wierzyć, że myśli podobnie. W
końcu kiwa głową.
– Okej. Jak
zrobi coś dziwnego, pozwolę ci go sprawdzić. I będę z tobą
szczera w tej kwestii. Ale jeśli uznam, iż to normalny facet, nie
będziesz się wtrącał. – Wyciąga do mnie rękę. Lekko ją
ściskam, a potem kontynuujemy zakupy.
Z radością
jeszcze raz wybrałbym się z nią na zakupy. Podoba mi się, jak
chodzi wokół wózka, potrącając mnie, a także mówi do siebie.
Odprężam się przy niej. Mógłbym cały dzień słuchać jej
głosu.
Pół godziny
później ruszamy do domu. Kiedy jesteśmy już na miejscu,
obładowani zakupami zmierzamy do swoich mieszkań.
– Chcesz
wieczorem pooglądać ze mną telewizję? – pyta Nat.
Chce spędzić ze
mną więcej czasu?
Spędziliśmy razem
cały poranek. Szczerze mówiąc, naprawdę się cieszę, że jeszcze
nie ma mnie dość.
– Umm, noo,
tak. Chyba. Ale będziemy musieli oglądać u ciebie, bo ja nie mam
telewizora.
Chwyta się za
pierś.
– Nie masz
telewizora? – szepcze głośno.
Zachowuje się tak,
jakbym powiedział, że mam sztuczne serce.
Uśmiecham się
krzywo.
– Nie. Nie
mam.
Kładzie mi rękę
na ramieniu.
– Co jest z
tobą nie tak?
Odrzucam głowę, po
czym wybucham śmiechem.
Wyraz jej twarzy
łagodnieje.
– Wow –
mówi z zachwytem.
Ciągle chichocząc,
pytam:
– Co?
Przestępuje z nogi
na nogę, patrząc w podłogę.
– Pierwszy
raz słyszę twój śmiech. – Nerwowo obraca pierścionek. – Jest
bardzo przyjemny dla ucha. Powinieneś częściej to robić.
A potem znika za
drzwiami swojego mieszkania.
Robi mi się ciepło
na sercu. Uśmiecham się.
Niech to licho.
Dumny jak paw idę
do mieszkania.
Bardzo wciągająca historia, nie idzie oderwać oczu Dagmara Krajewska
OdpowiedzUsuńOj aż chce się czytac , wciagająca ksiązka
OdpowiedzUsuńCiekawa ,lubię tego typu historie też bym przeczytała.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie ksiazki
OdpowiedzUsuńOjejku do końcaa nie czytam bo bardzo wciągająca :)
OdpowiedzUsuńlubię taki typ ksiązek
OdpowiedzUsuńTaką ksiażkę czyta się jednym tchem...nawet nocą😂😂😂
OdpowiedzUsuńWciągnęłam się
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawa i wciągająca
OdpowiedzUsuńBardzo wciąga, proszę o ciąg dslszy
OdpowiedzUsuńAż jestem Aniu zaintrygowana by całą książkę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńwidzę że panie są zaciekawione co będzie dalej w książce
OdpowiedzUsuń