Prolog
Ślub
Biały
Królik jest pełen gości weselnych. Patrzę na parę młodą.
Tyle szczęścia.
Z uśmiechem
spoglądam na swoją najlepszą przyjaciółkę, ciężarną
Valentinę, która tańczy ze świeżo upieczonym mężem, Nikolaiem.
Na pierwszy taniec wybrała piosenkę Amazing
Cassie Davis.
Jest idealna.
Nik przyciągnął
Tinę do siebie, a teraz delikatnie pociera nosem o jej nos i szepcze
coś do ucha. Ona w odpowiedzi uśmiecha się, przymykając powieki.
Przewracam oczami.
Co za osły.
Miłość zmienia
ludzi w głupców. Bez dwóch zdań.
Poznali się ponad
rok temu. Początkowo Tina wypierała uczucia, jakie wobec niego
żywiła. Zostali przyjaciółmi, ale gęste napięcie seksualne
pomiędzy nimi można było kroić nożem.
Żeby nie
przedłużać. Moja kochana, najlepsza przyjaciółka przez dwa
tygodnie obserwowała Nika przez okno swojego butiku Safiry, gdy
wychodził na papierosa z Białego Królika – klubu, którego jest
właścicielem. Na widok jego skrzywionej twarzy Tinie robiło się
smutno.
A ta kobieta nie
lubi być smutna.
Postanowiła więc
anonimowo wysłać Nikowi cukierki wraz z liścikiem. Gdy teraz o tym
wspominamy, śmieje się. Wtedy jednak była przerażona, ponieważ
Nik wysłał swojego brata, Maksa, by przyprowadził do niego osobę,
która napisała liścik. Tina nie zauważyła bowiem, że skreśliła
go na firmowym papierze Safiry. Reszta to już historia.
Razem tworzą
całość.
Patrząc na Tinę,
nigdy nie domyślilibyście się, jak wiele wycierpiała w swoim
krótkim życiu. Jej mama i córka zginęły w tym samym wypadku, co
na długo pogrążyło ją w żałobie.
Mnie również.
Mieszkałyśmy w
Kalifornii. Wspólnie tam dorastałyśmy. Nasi rodzice pochodzą z
Chorwacji oraz przyjaźnią się, co jakimś sposobem również nas
uczyniło przyjaciółkami. Większość dzieciństwa spędziłam z
Tiną, która jest czystym złotem. Kocham ją najbardziej na
świecie. Wierzy, że ocaliłam jej życie, kiedy wprowadziłam się
do niej po śmierci mamy i córki, ale prawda jest inna. To ona
uratowała mnie.
Nic nie łamie serca
tak bardzo, jak widok najdroższej przyjaciółki staczającej się
na samo dno. Zamknęła się w sobie. Mieszkanie w Kalifornii tylko
wszystko pogarszało, zatem przeprowadziła się do Nowego Jorku.
Dopiero po dwóch latach spakowałam swoje graty, by za nią
pojechać. Nigdy więcej nie chcę doświadczać życia bez Tiny
gdzieś w pobliżu. Wykańczało mnie.
Nie jestem kimś,
kogo nazwalibyście „miłą osobą”. W najlepszym razie toleruję
ludzi.
Nie zrozumcie mnie
źle. Jeśli pokonacie mur, którym odgradzam się od przyjaźni,
wchodzicie do gry.
Ale Tina jest dla
mnie bardzo ważna. Dzięki niej chcę być lepszą osobą. Po tym,
co przeszła, powinna być wrakiem człowieka, lecz ona codziennie
przypomina mi, że życie toczy się dalej i trzeba za nim nadążać.
W przeciwnym razie porwie nas jego zdradliwy nurt.
Rozglądam się po
barze. Lola z Trikiem stoją objęci. Nic nowego.
Lola z całego serca
kocha Trika. To mądra, lojalna, kochana kobieta. On jednak ma
problemy z określeniem się. Nie jestem pewna dlaczego. Straszny z
niego osioł, lecz też jest kochany, a do tego zabawny. Trudno nie
śmiać się z jego okropnych żartów. Zdecydowanie coś ukrywa, ale
dopóki nam tego nie zdradzi, na pewno nie dowiemy się, o co chodzi.
Mój wzrok pada na
Maksa i Mimi, którzy siedzą z Ceecee, córką Maksa. Max i Ceecee
śmieją się z czegoś, a Mimi marszczy brwi. Z pewnością to
właśnie jej dotyczy żart. Uśmiecham się. Max i Ceecee mieszkają
z Tiną oraz Nikiem, dlatego często ich widuję.
Kocham wszystkie te
osoby.
Max to dobry
przyjaciel, a oprócz tego potrafi przywołać ludzi do porządku.
Ceecee natomiast jest rozkoszna, aż ma się ochotę ją zjeść.
Niestety w dzieciństwie uległa wypadkowi, po którym została
sparaliżowana. Oboje są więc świetnym dowodem na to, że życie
toczy się dalej i wcale nie musi być złe.
Mimi, znana także
jako Meems, od czasu mojej przeprowadzki do Nowego Jorku bardzo się
zmieniła. Wcześniej była gburowata. Wiecie, bez kija nie podchodź.
Ale odkąd zaczęłyśmy się przyjaźnić z chłopakami, częściej
się uśmiecha, a także więcej śmieje.
Chłopaki, o których
mowa, to… cóż, chłopaki. Grupa składa się z Nika, jego brata
Maksa, ich kuzyna Trika oraz starego przyjaciela z dzieciństwa,
Ducha.
Duch.
Niech go diabli.
Tak, do diabła z
nim.
Jest do mnie
podobny. Też niespecjalnie towarzyski. To oznacza, że nie łączy
nas przyjaźń.
Koleś jest wielkim
wrzodem na mojej dupie. Wykorzystuje każdą okazję, by wyszeptać
mi do ucha coś, przez co tracę nad sobą panowanie.
A wiele mi do tego
nie trzeba.
Tak naprawdę ma na
imię Asher. W zeszłym roku mieliśmy swój „moment”. Czy można
tak nazwać to, że zaciągnął mnie do pustej salki konferencyjnej,
zerwał ze mnie majtki, po czym zerżnął na stole, a ja błagałam
o więcej? Jeśli tak, to owszem, mieliśmy swój moment. Z tym że
ta sytuacja była jednorazowa. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym
wydarzeniu. Uwielbiam seks, a z nim uprawiałam zdecydowanie
najlepszy w swoim życiu, i nie obawiam się go, o ile nie ma
problemu z zabezpieczeniem.
Nie nazwałabym
siebie szmatą. Po prostu dobrze dogaduję się ze swoją wewnętrzną
zdzirą. A wiecie co? Ona wymiata.
Ale z ciebie
głupek.
Nienawidzę się za
to, że oglądam się za Duchem. Nawet jeśli robię to ukradkiem.
Facet jest
nieznośny. To skończony palant. Nie słyszał o dobrym wychowaniu.
Wcale.
Więc dlaczego
nie potrafisz przestać myśleć o jego małym?
Boże. Jestem
beznadziejna.
Czyjeś ramię
obejmuje mnie i ściska. Kiedy podnoszę głowę, widzę swoich
rodziców.
– Wspaniałe
wesele, prawda? Tak się cieszę z Valentiną. – Mój tata nie mówi
najlepiej po angielsku.
Mieszka w Ameryce od
trzydziestu lat, a nadal ma mocny akcent. Nie on jeden. W głosie
Marka, ojca Tiny, również go słychać. Pracują z Chorwatami,
większość ich przyjaciół także pochodzi z Chorwacji, więc
zapomnieli o byciu Amerykanami. Choćby troszkę.
Mama szturcha tatę.
– Boris, nie
mów przy Natalii o ślubie. Wiesz, jaka ona jest. – Mama z kolei
cholernie dobrze posługuje się angielskim. Zachowuje się nieco
melodramatycznie. Nie żebym ją winiła. Wychowywanie trzech w
gorącej wodzie kąpanych córek musiało przecież pozostawić w
niej ślad. Kiedy miałam osiemnaście lat, tata próbował oddać
moją rękę miłemu Chorwatowi, więc gdy tylko zaczyna temat
małżeństwa, po prostu odchodzę.
Zerka na mamę.
– Ana…
– Boris –
przerywa mu.
Tata wydyma wargi,
po czym odwraca wzrok.
Mama: 1 – Tata: 0.
– Widzę Ninę
przy barze. Chyba pójdę się z nią napić. – Wykorzystuję
szansę, by odejść.
Robię może ze dwa
kroki, gdy woła:
– Pamet u
glavu! Nemoj mi sramotit!
Uśmiecham się pod
nosem. Już dawno tego nie słyszałam. Dosłownie oznacza: Myśl
głową! Nie
przynieś mi wstydu!
Każde chorwackie dziecko słyszało to w trakcie dorastania i pewnie
nadal tak jest. Ja słyszę ciągle, chociaż mam niemal dwadzieścia
dziewięć lat!
Moje siostry stoją
przy barze, flirtując dość otwarcie z blondwłosym barmanem.
Jest naprawdę
przystojny, lecz nie w ten zmysłowy sposób. Po prostu wygląda
elegancko.
Widziałam go kilka
razy, ale nie wiem, jak ma na imię. Co sobotę wszyscy spotykamy się
w Białym Króliku. Nik załatwił nam stałe wejściówki VIP, a
nawet lożę!
Chichoczę w
myślach, gdy postanawiam zachować się jak prawdziwa suka. Zepsuję
im zabawę.
Z najlepszym
uwodzicielskim uśmiechem na twarzy staję pomiędzy siostrami,
po czym nachylam się nad ladą w stronę barmana.
– Cześć. –
Przechylam głowę, przyglądając mu się, jakbym naprawdę widziała
go pierwszy raz. Zabawę czas zacząć. – Na pewno jesteś tu nowy.
Inaczej z pewnością bym cię zapamiętała. – Delikatnie
przygryzam mały palec, eksponując swoje naturalnie pełne usta.
Mężczyzna gapi się
na moje wargi, przełyka ślinę i odpowiada zduszonym głosem:
– Cześć. –
Chrząka, po czym próbuje jeszcze raz: – Cześć. W zasadzie to ja
cię znam, Nat. Przychodzisz tu w każdą sobotę z dziewczynami z
Safiry.
Przybieram swoją
najlepszą, wyrażającą upokorzenie minę. Nachylam się jeszcze
bardziej, żeby mógł zobaczyć mój dekolt.
– Wybacz.
Może będę mogła ci to jakoś wynagrodzić…
– Stefan. Ale
wszyscy mówią na mnie Szeryf. – Całuje moją dłoń.
Ja natomiast całuję
koniuszek jego środkowego palca i przesuwam nim leciutko po dolnej
wardze. Stefan delikatnie rozchyla usta, po czym się spina. Wygląda,
jakby cierpiał.
– Pozwól, że
kiedyś ci to wynagrodzę… Szeryfie – szepczę, a potem mrugam i
odchodzę, zostawiając za sobą wściekłe siostry.
Haha… i co wy
na to, zdziry?
Moje relacje z
siostrami są oparte na miłości oraz nienawiści. Kochamy się
nienawidzić. Wszystkie wyglądamy podobnie, mamy ten sam
charakterek, a także jesteśmy bardzo porywcze. Ale kochamy się na
zabój i gdyby ktoś skrzywdził którąś z moich sióstr, musiałby
za to odpowiedzieć przede mną. I moją pięścią. Wielokrotnie.
Idę do łazienki.
Tam od razu słyszę, że ktoś wymiotuje.
– Wszystko
gra? – wołam.
– Tak!
Maleństwo nie lubi, jak mama za dużo tańczy.
Biedna Tina.
Chichoczę.
– Albo to,
albo po prostu szuka uwagi.
Tina też chichocze.
– Zupełnie
jak ciocia Nat!
Wyduszam z siebie
najbardziej fałszywy śmiech, na jaki mnie stać. Brzmi trochę jak
rechot staruchy. Tina wybucha śmiechem w kabinie, ale zaraz znów
zaczyna wymiotować. Biedactwo ma mdłości przez cały dzień.
Pamiętam, że miała dokładnie takie same dolegliwości, kiedy była
w ciąży z Mią, swoją zmarłą kilka lat temu córeczką.
– Przynieść
ci lemoniady? – pytam.
Jęczy.
– Tak,
poproszę, skarbie – odpowiada zachrypniętym głosem.
Przed wyjściem
przeglądam się kontrolnie w lustrze. Uwielbiam swoje włosy. Są
długie i lekko pofalowane. Ostatnio przefarbowałam je z niezwykle
ciemnego fioletu na wściekłą czerwień. Dzięki czerwonym wydatnym
wargom, zielonym oczom oraz ciału o przyjemnych krzywiznach, łatwo
można by mnie pomylić z Jessiką Rabbit. A ja uwielbiałam odgrywać
rolę uwodzicielki.
Wychodzę z
łazienki, zmierzając w stronę baru, do moich nieszczęśliwych
sióstr.
– Co to, do
diabła, miało oznaczać, zdziro? – syczy moja starsza siostra,
Nina.
– Właśnie,
on już tu nie wróci, bo zafiksował się na tobie, małpo –
sarknęła młodsza, Helena.
Ach, tyle miłości.
Gdy ktoś widzi nas
razem, bez problemu może stwierdzić, że jesteśmy siostrami. Mama
rodziła nas rok po roku. Różnimy się tylko kolorem włosów. Nina
zafarbowała swoje na blond, a Helena na czarno.
Nina jest fryzjerką
i prowadzi własny salon w Kalifornii. Nienawidzę płacić za
fryzjera w Nowym Jorku, skoro siostra mogłaby obciąć mnie za
darmo. Helena z kolei jeszcze studiuje. Chce zostać fizjoterapeutką.
– Odwalcie
się, suki. Jak na dłoni było widać, co usiłujecie osiągnąć.
Przestańcie się ośmieszać – mówię półgębkiem.
Gdyby ktoś spojrzał
na nas z boku, zobaczyłby trzy rozmawiające, uśmiechnięte
siostry. Nikt by się nie domyślił, jak do siebie mówimy. Ale
każde przekleństwo czy inwektywa wypowiadane są niemal z
czułością. Macie moje słowo.
Nina uśmiecha się,
obejmując mnie ramieniem.
– Wpadłam mu
w oko bez dwóch zdań. Nie wtrącaj się, wiedźmo.
Helena śmieje się
fałszywie, popychając lekko Ninę.
– Och, proszę
cię, nikomu nie podobają się dziewczyny z wąsikiem.
Wszystkie wybuchamy
śmiechem, po czym obejmujemy się nawzajem w talii. Naprawdę się
kochamy, lecz okazujemy to w dziwny sposób.
– Może
powinnyśmy zrobić naszą siostrzaną sztuczkę – żartuję. –
Wiecie, jeśli chcesz jedną z nas, musisz wziąć wszystkie.
– Jasne, bo
jedna zdzira to za mało, musi mieć trzy – odpowiada Nina.
– Pewnie –
droczy się Helena. – Możemy zaprosić mamę i tatę, żeby sobie
popatrzyli.
Spoglądamy na
siebie, krzywiąc się.
– Fuuuj.
Mija nas Stefan,
więc krzyczę:
– Szeryfie,
potrzebuję lemoniady. Na cito. Panna młoda ma mdłości.
Zatrzymuje się
gwałtownie, odwraca, a przede mną w magiczny sposób pojawia się
lemoniada.
Odbieram butelkę,
całuję siostry w policzki i wracam do łazienki. Przekazuję napój
pod drzwiami, a Tina woła:
– Huuura!
Koniec z cuchnącym oddechem.
Chichoczę.
– Chcesz,
żebym z tobą posiedziała, skarbie?
– Nie –
odpowiada natychmiast. – Nie ma nic gorszego, niż słuchanie, jak
ktoś wymiotuje. Chociaż nie, jest. Wąchanie czyichś wymiotów!
Poddaję się.
– No dobra.
Gdybyś mnie potrzebowała, dzwoń, mam przy sobie telefon.
Wychodząc z
łazienki, wpadam na kogoś. Z impetem. Niemal upadam, ale silne
ramię łapie mnie w pasie i mocno trzyma.
Głowa mi się
kołysze. Nagle czuję się lekka. Zamykam oczy, oddychając głęboko.
O cholera.
Znam ten zapach.
Fantazjuję o nim. Unoszę powieki, po czym skupiam wzrok na gnojku
przede mną.
Duch patrzy na mnie
z troską na twarzy.
– W porządku,
ślicznotko?
Nienawidzę tego, że
uwielbiam, gdy mnie tak nazywa.
Nadal zamroczona,
wypalam głupio:
– Ładnie
pachniesz.
Oklaski, proszę.
Brawo.
Przyciska mnie do
piersi. Jest innej postury niż Nik – szczuplejszy, ale prawnie
równie wysoki, a także dobrze zbudowany. Ma smukłe ciało pływaka,
a przy tym szerokie bary. Gdy czuję jego mięśnie, moja wagina
zaczyna tańczyć. Rozczochrane blond włosy wyglądają na idealnie
ułożone, choć przeczesuje je dłonią co jakieś pięć minut. W
smokingu i muszce prezentuje się szokująco przystojnie. W ciepłych
brązowych oczach dostrzegam iskierki rozbawienia.
– Tak? –
odpowiada cichym, chrapliwym głosem, a potem pochyla się,
zanurzając nos w moich włosach. Zaciąga się zapachem. – Cóż,
muszę przyznać, że ty też, ślicznotko.
Prostuję się
szybko i warczę:
– Boże,
czemu jesteś takim dupkiem?!
Znikam, zanim będzie
miał szansę odpowiedzieć.
To było
niestosowne.
Zamknij się, mózgu.
(w
tym miejscu znajdują się trzy babeczki)
Wesele
powoli się kończy, a ludzie rozchodzą. Jest druga w nocy.
Siedzę przy barze i
flirtuję z Szeryfem, który szybko się przede mną otworzył.
Łatwo się z nim
rozmawia, jest zabawny oraz atrakcyjny. Przez chwilę zastanawiam
się, dlaczego nigdy wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi.
A potem przyglądam
mu się uważniej. To wysoki, muskularny, brązowooki blondyn.
Duch.
Wygląda jak Duch.
Właśnie dlatego.
A ja nie chcę
imitacji Ducha. Miałam go prawdziwego, dzięki czemu wiem, jaki jest
dobry. Nie da się go podrobić.
Stefan ujmuje moją
dłoń.
– Wybacz,
Nat. Muszę posprzątać. Wspaniale mi się z tobą rozmawiało. Mam
nadzieję, że powtórzymy to w sobotę. – Całuje mnie w rękę, a
ja delikatnie się do niego uśmiecham.
– Ja też.
Nie udawaj nieznajomego, Szeryfie.
Zamierzam wstać,
lecz ktoś nagle obejmuje mnie w talii. Kiedy unoszę wzrok, widzę
Ducha spoglądającego na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Rozwiązana
mucha wisi mu przy kołnierzyku.
Sexy.
– Tańczymy.
Już – rozkazuje.
A potem obejmuje
mnie mocniej i zaciąga na parkiet. Znajdujemy się na nim tylko my
dwoje. Zarzuca sobie moje ręce na szyję, po czym przysuwa się
bliżej. Jedną dłoń kładzie na moich plecach, a drugą niemal na
tyłku.
Nie jestem pewna, co
robić, więc reaguję w najlepiej znany mi sposób. Gniewem.
– Co z tobą
jest nie tak? – syczę.
Mruga. Marszczy
brwi, a oczy mu błyszczą.
– Ze mną? Co
jest, kurwa, nie tak z tobą?
Auć.
Nie lubię, gdy jest
na mnie zły. Co tym razem zrobiłam?
– Ze mną
wszystko jest w porządku. Bawię się. – Przewracam oczami,
wzdychając. – Będziemy się tak zachowywać za każdym razem?
Duch przestaje się
kołysać. Odpowiada ostro:
– To nie ja
się tak zachowuję, Nat. To ty. Odkąd… Jesteś dziesięć razy
wredniejsza niż zwykle. Dlaczego nie rozumiesz – pochyla się, po
czym szepcze: – że to coś dla mnie znaczyło? Sprawiło, że mam
ochotę poskromić twoją wewnętrzną bestię. Oprzeć cię o stół
i zniewolić, bo to na ciebie działa. – Przesuwa wargami po moim
uchu. – Zmieniasz się z tygrysa w mruczącego kociaka. A mnie się
taka podobasz. Zresztą, podobasz mi się w każdej odsłonie,
ślicznotko. Myślisz, że odstraszysz mnie tym wrednym zachowaniem?
Nic z tego. W ten sposób jedynie jeszcze bardziej mnie podniecasz.
Odsuwam się, patrzę
mu w oczy, po czym chrypię:
– Sądzę, że
powinniśmy się unikać.
Potrząsa powoli
głową, uśmiechając się krzywo.
– A ja sądzę,
że powinniśmy się pieprzyć. Dzisiaj.
Żołądek mi się
zaciska, a w majtkach robi się mokro na samą myśl, że mogłabym
znów zrobić to z Duchem.
Uciekaj od niego,
idiotko!
Opuszczam głowę i
potrząsam nią.
– Nie –
szepczę. – To był błąd. Nigdy więcej się nie powtórzy. Muszę
iść. Proszę, zostaw mnie w spokoju.
Duch się spina.
– Jeśli
właśnie tego chcesz, ślicznotko – odpowiada cicho.
Gdy patrzę mu w
oczy, zamieram. Nie wygląda na zdenerwowanego. Raczej na zranionego
oraz zrezygnowanego.
Nie rozumiem.
Serce mi się
ściska.
– Proszę.
Nie pasujemy do siebie. Musimy zacząć się unikać.
Marszczy brwi,
kiwając głową. Puszcza mnie, po czym odchodzi.
A ja czuję się
samotna i zgorzkniała.
Dlaczego to
zrobiłam?
Bo w przeciwnym
razie zakochałabyś się w nieodpowiednim mężczyźnie, który i
tak by cię zostawił.
Ano tak.
Dzięki, mózgu.