Rozdział 3
Anton
Kobieta przede mną jest cholernie pewna siebie i piekielnie irytująca. Mimo że wygląda niczym anioł, ma niewyparzoną gębę. Mam ochotę ją udusić za to wszystko, co robi, ale ma rację, oszukałem ją. Jednak to i tak nie zmienia faktu, że moi synowie noszą nazwisko tego skurwiela.
Nie rozumiem, jak ktoś taki jak Jordan mógł się związać z kimś takim jak Sullivan. Jej pożal się Boże mężulek siedzi dokładnie w tym samym interesie co ja. Jego ojciec, mój ojciec i jego szwagier mieli wspólne biznesy, stąd znam to nazwisko. Jednak nie to jest teraz najważniejsze.
– Moi synowie… – nie kończę, gdyż moją uwagę przykuwa idąca w naszym kierunku Chloe wraz z Nickiem. Nie wierzę. – Co jest, do cholery, Jordan? To jakiś pieprzony zlot rodzinny?
– Jordan – odzywa się Chloe – możesz powiedzieć mojemu przygłupiemu bratu, że może się pieprzyć?
Że jak? One się znają?
– Co jest grane, Chloe? – Zastępuję jej drogę. – Skąd znasz Jordan? I co to wszystko ma znaczyć?
– Jordan to moja stara sąsiadka. – Dziewczyna macha ręką w stronę blondynki. – Przyjaźnimy się.
– Że jak? Żartujesz sobie?!
– Uważaj, popierdoleńcu – odzywa się Nick – jak zwracasz się do mojej siostry.
– Kochający braciszek się znalazł – kpię sobie. – Akurat ty, McCoy, nie powinieneś się wypowiadać na ten temat, więc stul pysk. I uważaj, bo jestem gorszy od Morisa.
– Dosyć tego. – Wymianę zdań przerywa wchodzący Sullivan. Wzrok kieruje na Jordan. – Na ciebie, Tarasow, już pora.
Wkurwia mnie, jak na nią patrzy. Nie wierzę w to, co mówiła Jordan. Ten skurwiel musiał maczać we wszystkim palce i ją czymś zaszantażować. Bo za chuja nie dam sobie wmówić, że Phoenix związałaby się z nim dobrowolnie. Ciekawe, co na nią miał? Kiedy się dowiem, Sullivan poczuje smak zemsty, bo odebrał mi moją rodzinę.
– Zdaje się, że twój brat jest bezpieczny – zwracam się do Chloe – więc możemy jechać.
– Tak. Jedziemy. – Kiwa głową z cichym westchnieniem. – Mam nadzieję, że spotkamy się ponownie, Jordan.
– Liczę na to – odpowiada.
A ja bym na to nie liczył. Kiedy Aleksiej dowie się o naszej samowolce, Chloe nie wyjdzie z domu do końca ciąży, a ja dostanę wpierdol. W sumie jest za co.
Bez słowa ujmuję bratową pod rękę i ignorując wszystkich, ruszam z nią do wyjścia. Jej cholerny braciszek wędruje za nami. Wychodzimy na zewnątrz, pomagam Chloe usiąść w aucie na miejscu pasażera, po czym obracam się do McCoya.
– Nie wiem, co wy między sobą ustaliliście, ale Chloe już nie jest pod twoją opieką i radzę ci zniknąć, inaczej Aleksiej wypatroszy cię jak rybę, a ja mu w tym pomogę.
– Ona jest z nim w ciąży – warczy.
– Dziwne, żeby nie była. Dla twojej wiadomości, spodziewają się bliźniąt. Więc masz tylko jedno wyjście: zostawisz siostrę w spokoju – ostrzegam go. – Zdaje się, że ukartowałeś to z Jordan, więc nie wkurwiaj mnie jeszcze bardziej, bo poznasz, czym jest gniew Tarasowa. A mój brat w porównaniu do mnie jest jak niedzielny spacerek. Więc spierdalaj, McCoy.
Koleś chce coś powiedzieć, ale w końcu rezygnuje, kiedy posyłam mu twarde spojrzenie. Ze mną się, kurwa, nie zadziera. Nikt tego nie robi, jeżeli ma odrobinę zdrowego rozsądku.
Patrzę, jak odchodzi, ale jego miejsce zastępuje Sullivan.
Jeszcze tego tutaj brakuje, kurwa mać.
– Radzę ci dobrze, nie prowokuj mnie, Tarasow – odzywa się spokojnym, opanowanym głosem. – I zostaw Jordan oraz chłopców w spokoju.
– To są moi synowie.
– Tak, macie to samo DNA, ale noszą moje nazwisko i to się nie zmieni. – Zaciskam szczękę, a furia wypełnia moje żyły. – A co do Jordan… ona ci tego nie wybaczy, nigdy.
– Czego? Tego, że nie wyjawiłem jej prawdy o sobie?
– Nigdy nie powinieneś się z nią wiązać, jeśli od początku miałeś zamiar ją okłamywać.
– Święty się, kurwa, znalazł. Moja przeszłość już nie stanowi problemu, bo teraz ty nim jesteś. Czym ją zmusiłeś, żeby z tobą była? Zna twoje grzeszki? Wie, czym się zajmujesz?
– Myślisz, że to o to chodzi? Że ją okłamałeś? Ja pierdolę, jesteś największym kretynem na świecie. Moja żona wie, kim jestem, i nie pozwolę jej skrzywdzić. I dam ci cenną wskazówkę, tak za darmo, po starej znajomości. Piętnasty listopada, pięć lat temu, mówi ci to coś?
– Nie.
– Nie? A to szkoda. Zabieraj swoją dupę z tego domu i wypierdalaj, bo moi ludzie nie będą tak grzeczni jak ja – rzuca i odchodzi.
Pierdolony skurwiel. Myśli, że może mi grozić? Nic z tego.
Ma moich synów oraz Jordan, ale to się już niedługo zmieni i nawet jej nienawiść do mnie nie sprawi, że zrezygnuję. Ona zostanie ze mną, nawet jeżeli trzeba będzie ją do tego zmusić.
Kolejny raz wszystko uległo zmianie.
Pozostaje mi poszukać tej daty w pamięci, bo Sullivan nie bez powodu o niej wspomniał. Kiedy wszystko wskoczy na swoje miejsce, będę mógł sprecyzować plan usunięcia tego dupka tak, żeby nikt nie powiązał mnie z tą sprawą.
Godzinę później stoję w gabinecie brata i patrzę, jak ten nalewa sobie wódki. Mam, lekko mówiąc, przesrane. Gdy tylko wróciłem z Chloe i przekroczyliśmy próg domu, wpadliśmy na Aleksieja. Wszystko się wydało. Żonie kazał iść do sypialni, a ja czekam tutaj na jego tyradę. Może jak sobie ulży, to mu przejdzie.
– Coś ty sobie, do kurwy, myślał?! – ryczy wściekły.
Wiedziałem, że będzie darł mordę.
– To był jej warunek – oświadczam beznamiętnie.
– Warunek?! Pojebało cię do końca?! Chloe jest w ciąży, w każdej pieprzonej chwili może jej się coś stać przez takie rewelacje. Czym ty w ogóle myślałeś, dupą?
– Nie dramatyzuj – warczę. – One się znają, i to bardzo dobrze.
– Co się z tobą…? Jak to się znają? O czym ty mówisz?
– Twoja żona i Jordan Phoenix – nie dodaję, że zmieniła nazwisko – były kiedyś sąsiadkami. Mieszkały na jednej ulicy. Znają się, i to bardzo dobrze, a tym samym ona zna Nicka.
– Jebana blać, nie wierzę. – Aleksiej wypija do końca swoją wódkę i przeszywa mnie spojrzeniem. Akurat to na mnie nie działa. – I tak ci nie daruję, że naraziłeś Chloe na niebezpieczeństwo.
– Da. Wiem.
– Gdzie jest McCoy?
– Kazałem mu spierdalać i się nie pokazywać, bo go wypatroszymy.
– Posłuchał?
– A czy ktoś mnie nie słucha?
– Jesteś maszynką do zabijania.
– Właśnie. – Wzruszam ramionami. – On mnie nie obchodzi, ale tobie radzę jednak pogadać z żoną.
– Nie pouczaj mnie. I po co ci były nasze zdjęcia?
– Odpuścisz?
– Nie, więc lepiej gadaj.
– Jesteś jak wrzód na dupie – mamroczę.
– Do usług, bracie.
– Nie wiem, jak Chloe z tobą wytrzymuje. Ja po kilku dniach przebywania z tobą sam na sam chybabym cię zastrzelił.
– Ona mnie kocha, a tobie mogę wpakować kulkę tam, gdzie byś nie chciał.
– Poddaję się. – Aleksiej posyła mi zwycięski uśmiech. – Zamknij się, inaczej nic ci nie powiem.
– Ale przecież nic nie mówię.
– Wiesz, że kilka lat temu przez jakiś czas Jordan i ja byliśmy parą. – Aleksiej potakuje. – Okazuje się, że zaszła w ciążę.
– Czekaj, czekaj. Była z tobą w ciąży? – Jest zaskoczony tak samo jak ja byłem.
– Tak. Mamy dwóch czteroletnich synów.
– Ja pierdolę. Chcesz mi powiedzieć, że to kolejne bliźnięta Tarasow? – Jego zszokowany wyraz twarzy już nawet mnie nie bawi.
– Nie, nie Tarasow – zaprzeczam.
– Co? Jak to nie Tarasow?
– Wyszła za mąż, a dzieci dostały nazwisko jej męża.
– Chyba sobie, kurwa, jaja robisz. Jak to się, do cholery, stało?
– O to trzeba byłoby zapytać Jordan, ale ja też nie jestem bez winy. – Nalewam sobie szklaneczkę alkoholu, bo bez niego nie dam rady. Muszę się z deka znieczulić, żeby nie myśleć o tym, jaki numer mi wykręciła.
– Wyduś to w końcu z siebie.
– Już, chwila. Daj się, kurwa, człowiekowi napić. – Upijam łyk. – Podałem jej fałszywą tożsamość i zmieniłem numer telefonu na czas między jedną akcją a drugą. Kiedy dostałem kolejne zlecenie, wyjechałem na dwa dni, po czym do niej wróciłem, a jej już nie było. Ponoć później próbowała mnie odnaleźć.
– Przejebałeś sprawę, bracie.
– Taa. Tylko wciąż nie mogę pojąć, dlaczego wyszła za mąż, i to za pieprzonego Nathana Sullivana.
– Czy ty powiedziałeś Sullivan?
– Tak.
– Ja pierdolę.
– Właśnie. Tylko wciąż mi czegoś brakuje w tej układance, ale nie wiem czego.
– A sprawdziłeś jej przeszłość? – dopytuje.
– Nie, nigdy nie widziałem takiej potrzeby. Była zwykłą studentką i tyle.
– Niby tak. Ale sam Sullivan wziął ją pod swoje skrzydła. Więc jednak nie do końca była taka zwyczajna, skoro ta rodzina się nią zainteresowała – sugeruje i trudno mi się z nim nie zgodzić.
– Wygląda na to, że możesz mieć rację. W przeszłości zawsze się coś kryje i jestem ciekaw, czego się dowiem o Phoenix. – Nie mówię mu nic na temat rewelacji dotyczących daty, którymi uraczył mnie Sullivan. Sam muszę sprawdzić, gdzie wtedy byłem i co robiłem. Nie bez powodu mi o tym powiedział. Miał świadomość, że zacznę kopać, bo zacznę.
– Rób swoje, ale zapierdolę cię, jeśli jeszcze raz narazisz moją żonę na podobne gówno, Anton.
– Jesteś cholernym pantoflarzem.
– Dla niej mogę być, jest moim życiem, ale dla ciebie będę skurwysynem. Zapamiętaj to.
– Cokolwiek powiesz – mamroczę i wypijam jednym haustem swojego drinka.
Jordan
Od spotkania Chloe z jej niedorozwiniętym bratem mija kilka dni. Wciąż nie mogę pojąć, jakim cudem Nick jest tak głupi. Jak on mógł przehandlować własną siostrę za dług? Ale z drugiej strony stwierdzam, że wyszło jej to tylko na dobre.
Okazuje się, że mnie trafił się nie ten brat, co trzeba, a ona zgarnęła lepszą pulę genów. Chociaż byłabym zakłamaną idiotką, gdybym udawała, że byłam wściekła na Antona za ciążę. Początkowo tak było, ale z perspektywy czasu uważam, że to najlepsza rzecz, jaka mogła mi się przytrafić. Moi synowie są najwspanialszym prezentem od losu. To młodzi mężczyźni, których kocham ponad życie i właśnie dla nich zrobiłam to wszystko. Dla nich wyszłam za Nathana, który obiecał nam bezpieczeństwo, kiedy dowiedział się prawdy, o której sama nie miałam pojęcia.
Czasem zdarza się, że prawda bywa wyzwoleniem, ale i samym piekłem. Potrafi złamać człowieka, ale i uczynić go silniejszym. Potrafi również pozostawić w sercu zgliszcza, tak jak zrobiła to w moim.
Zastanawialiście się, jak to jest być córką szefa mafii i o tym nie wiedzieć? Cóż, tego nie da się z niczym porównać. Jednak zabawa zaczęła się dopiero, kiedy pozostałe karty zostały przede mną odkryte. Zapewne jeszcze nie wszystkie, ale nawet nie chcę o tym myśleć.
Moi rodzice wzięli ślub dopiero po narodzinach mojego młodszego brata, kiedy to ponoć tata skończył z tym biznesem. Ja dla bezpieczeństwa oraz żeby nie stać się kartą przetargową nosiłam panieńskie nazwisko mamy. Ponoć to miało mnie chronić przed wrogami ojca, który siedział w biznesie narkotykowym. Szkoda tylko, że to jeden wielki stek bzdur.
Pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj. Anton wyjechał dzień wcześniej bez informowania mnie, kiedy wróci, więc postanowiłam, że spędzę trochę czasu z rodziną. Mieszkali godzinę drogi od Nowego Jorku, pojechałam więc w odwiedziny. Tęskniłam za mamą i bratem. Za tatą trochę mniej. Nasze stosunki były poprawne, ale nie był zbyt wylewny, gdy okazywał mi uczucia, chociaż jakoś narzeka
też nie miałam na co. Bywają gorsi ojcowie, nieprawdaż? Nie bił mnie, więc nie było tak źle.
Tamtego dnia taksówka zabrała mnie prosto z dworca do domu. Chciałam zrobić rodzinie niespodziankę, więc nie uprzedziłam ich o przyjeździe. Teraz zdaję sobie sprawę, że być może właśnie to uratowało mi życie. Jednak to tylko domysły. Jeszcze nie wszystko się wyjaśniło.
Po przyjeździe pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to panująca dookoła ciemność. Rodzice zawsze tuż po zmierzchu włączali oświetlenie zewnętrzne, ale pamiętam, że wtedy tak nie było. Drugą dziwną rzeczą była cisza. Było zbyt cicho. Nie widziałam psów, które zawsze biegały dookoła domu i szczekały na powitanie. Nie dostrzegłam też ochroniarzy, którzy zazwyczaj kręcili się gdzieś na zewnątrz.
Wtedy nawet nie przypuszczałam, że to, co zastanę w środku, zmieni moje życie na zawsze.
Drzwi wejściowe nie były zamknięte od środka, a to się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Wchodząc do własnego domu, poczułam ciarki na plecach, które się spotęgowały, kiedy nie zadziałało oświetlenie. Mieliśmy czujnik ruchu. To wtedy zaczęłam podejrzewać, że coś się musiało stać. Sięgnęłam do włącznika, ale żadne ze świateł w holu nie zajaśniało, mimo że pstrykałam wielokrotnie. Zawołałam dwa razy mamę. Odpowiedziała mi cisza. Nikt z rodziny nie zareagował na mój głos. W końcu użyłam latarki w telefonie i z duszą na ramieniu poszłam sprawdzić gabinet taty. Ciemność od zawsze wyzwalała we mnie strach. To wtedy z człowieka wychodzą jego lęki i demony. Jednak kiedy tam także nikogo nie zastałam, zaczęłam się naprawdę bać. Powoli ruszyłam do kuchni, licząc, że może tam ktoś będzie, ktokolwiek. Pchnęłam drzwi, zrobiłam dwa kroki do przodu i pośliznęłam się na czymś rozlanym na kaflach. Wtedy tak myślałam… Próbując zachować równowagę, upuściłam telefon i zaraz runęłam jak długa, boleśnie uderzając plecami o podłogę. Leżałam tak przez krótką chwilę, próbując odzyskać oddech. Czułam coś mokrego pod całym ciałem oraz włosami. Kiedy próbowałam się podnieść, moje dłonie zanurzyły się w jakiejś gęstej cieszy. I wtedy to poczułam – dziwny zapach, który dotarł do moich nozdrzy. Podnosząc się do pozycji siedzącej, dostrzegłam kilka metrów dalej mój telefon. Nie zważając już na nic, z głośnym jękiem próbowałam się do niego dostać na czworaka, gdyż próba wstania skończyła się ponownym upadkiem.
Na samą myśl o tym, co wtedy ujrzałam, żołądek próbuje podejść mi do gardła.
To, co zobaczyłam na dłoniach pięć lat temu, zapoczątkowało wszystko. To była krew, krew mojej rodziny. Miałam ją na sobie wszędzie, nie tylko na rękach. Cała byłam nią pokryta. Wtedy dotarło do mnie, co się wydarzyło. Trzęsąc się, wstałam i skierowałam snop światła w miejsce, gdzie wcześniej upadłam. To, co rozpościerało się przed moimi oczami, przedstawiało masakrę w czystej postaci. Trzy bezwładne ciała skąpane w morzu krwi, którą byłam przesiąknięta, tak samo jak powietrze. Zwymiotowałam na ten widok, po czym pierwszy raz w życiu krzyczałam tak bardzo, że na kilka dni straciłam głos.
Moja rodzina… Osoby, które kochałam najbardziej na świecie, zginęły, zastrzelone z precyzją. Wpakowano w nich całą serię pocisków. Zginęli za to, kim byli oraz w jakim świecie żyli.
Nie pamiętam, kto wezwał policję, karetki i jak znalazłam się w szpitalu. Wszystko to pochłonęła jedna wielka, czarna dziura – do momentu, kiedy w szpitalnym pokoju pojawił się nieznajomy Nathan Sullivan. On był tym, który mi wyjaśnił, jak się sprawy miały. A miały się bardzo źle.
Zdaje się, że wtedy naprawdę miałam szczęście. Zostałam oszczędzona. Ale nie wiem, czy dlatego, że o mnie nie wiedziano, czy może dlatego, że postanowiono pozostawić mnie przy życiu dla przykładu. Tak właśnie wyglądają porachunki mafii. Zabiera się innym wszystko, co kochają, a osoby oszczędzone mają stać się przestrogą dla innych. Brutalność tego świata jest przerażająca, ale ja od zawsze do niego należałam i wciąż należę, tak samo jak moi synowie. Noszę piętno swojego ojca. W moich żyłach płynie jego krew. Moje życie definiują jego postępki, ale teraz jestem bezpieczna.
Bezpieczeństwo zapewniła mi jedna osoba. Wbrew temu, co się uważa, mafia ma swój kodeks. Rządzi się swoimi prawami. Posiada również honor. A dlaczego to właśnie Sullivan był tym, który przejął nade mną pieczę? Jego ojciec był coś winien mojemu, więc jego syn, opiekując się mną, spłaca dług honoru. W tamtym czasie miałam w nosie, że to tylko wyrównanie rachunków, po prostu chciałam żyć. Uciec przed przeznaczeniem.
Nathan pomógł mi szukać faceta, z którym byłam związana. Podałam mu wszystkie dane, jakie posiadałam, ale nie znalazł tego mężczyzny, nie mógł. Nie mógł, bo on nigdy nie istniał. W bazie danych nie było o nim wzmianki. Jeszcze wtedy żadne z nas nie wiedziało, że osoba będąca moim chłopakiem to sam Anton Tarasow, cholerny dupek. Nie zdawałam sobie sprawy, że byłam związana z Tarasowem, zabójcą pracującym dla mafii i będącym w jej szeregach od urodzenia. Później nastąpiła kolejna część tej historii.
Miesiąc po tym, jak straciłam rodzinę oraz mężczyznę, którego kochałam, okazało się, że jestem w ciąży. Załamałam się. Ale wtedy kolejny raz na ratunek przyszedł mi Nathan Sullivan. To on znowu mnie uratował, całkowicie biorąc pod swoje skrzydła, ofiarowując opiekę. Od tamtego czasu jestem chroniona przez jednego z synów mafii.
Nathan wciąż mnie ratuje. Wciąż stoi za mną i jest moim murem. Trwa przy mnie. To słowny facet. Jeśli mówi, że coś zrobi, to tak będzie. Tego się od niego nauczyłam, że słowo jest święte. Ufam mu prawie bezgranicznie. „Prawie” jest dobrym określeniem, bo jednak trochę ostrożności nie zaszkodzi. To jest specyficzny świat. Tutaj rządzą inne prawa. A ja jestem, kim jestem.
Jakiś czas temu Nathan w końcu dokopał się do informacji o mordercy mojej rodziny. Wiadomość, którą mi przekazał, ponownie wstrząsnęła moim światem. Wciąż jednak jedną wielką zagadką pozostaje to, dlaczego moi bliscy musieli zginąć. Nikt nie wie, kto stał za zleceniem, jedynie wiadomo, kto je wykonał. Być może były to porachunki przestępczego świata albo, jeśli wierzyć policji, zwykły napad. Sprawę zamknięto, kwalifikując jako zwyczajne morderstwo. Mój ojciec miał wrogów z powodu tego, kim był i jak żył. Teraz, kiedy jestem żoną Sullivana, wiem, że z mafii nigdy się nie odchodzi. Zostaje się na amen i nic więcej nie ma znaczenia. Jestem w tym teraz na sto procent i liczy się dla mnie tylko to, by moi synowie byli bezpieczni.
– Cześć – wita się ze mną uśmiechnięty Nathan. Spoglądam na niego. Jak zawsze wygląda dobrze: ma metr osiemdziesiąt siedem wzrostu, ubrany jest w zwykłe jeansy i biały podkoszulek, pod którym rysują się dobrze wyrzeźbione mięśnie. Jest naprawdę gorącym facetem. Pociąga mnie i to bardzo, a może to coś więcej… Kto wie?
– Cześć – odpowiadam i posyłam uśmiech, który jest zarezerwowany tylko dla niego.
– Mamy zaproszenie. – Macha mi przed oczami kartonikiem. – Od Dunina.
– To ktoś ważny?
– Jest z branży. Jest tym, kim mój ojciec.
– Czyli musimy iść.
– Tak, musimy. Masz jakąś suknię?
– Oho, czyli to będzie jedno z tych przyjęć. – Przewracam oczami. – I jak rozumiem, mam wyglądać olśniewająco.
– Jak milion dolców, kochanie, ale ty zawsze tak wyglądasz – mruczy, przyciąga mnie do siebie i układa swoje dłonie na mojej talii.
– Kiedy to przyjęcie? – dopytuję.
– W sobotę.
Szlag, ten cały Dunin jest szybki.
– Mało czasu – jęczę. – Czy będzie tam ktoś, kogo znasz? – Mój mąż od razu pochmurnieje, co nie wróży niczego dobrego.
– Tarasow – cedzi.
– Czyli Chloe też.
– I Anton.
– Akurat jego się nie spodziewałam.
– A jakże, ten skurwiel też dostał zaproszenie.
– Będzie interesująco.
– Nawet nie wiesz jak bardzo. – Gdy mocniej zaciska palce na moim ciele, wpatruję się w jego niebieskie oczy płonące gniewem i wtedy to do mnie dociera.
– Jesteś zazdrosny.
– Jestem, do cholery.
– Ale dlaczego? Nie masz powodu.
– Mam powód i mam prawo być, bo jesteś moją żoną, Jordan, i nie oddam cię. On nie dostanie naszych synów i gówno mnie obchodzi, że jest ich biologicznym ojcem. Oszukał cię w każdy możliwy sposób i zrobił coś, przez co mam ochotę go rozpierdolić. Zasłużył na piekło, które ci zafundował.
– Tak, w pełni się z tobą zgadzam. Ale życie bez swoich synów i ze świadomością, co zrobił, będzie dla Tarasowa wystarczającą karą. Doszłam do wniosku, że jego śmierć to za mało. To nie będzie zemsta, mimo że zamordował moją rodzinę. Ten bydlak powinien cierpieć każdego dnia. Więc nie bądź o niego zazdrosny, bo jestem z tobą. Jestem lojalna, nie wybiorę go, nawet gdybym mogła i miała wybór.
– Nie chcę, żebyś była tylko lojalna, chcę…
– Nathan…
– Cii. – Przykłada palec do moich ust. – Wiesz, że to miał być układ, a wyszło z tego coś więcej.
– Wiem.
– Nigdy cię nie traktowałem… – Kręci głową i odgarnia kosmyk z mojego czoła. – Kocham cię, zakochałem się w tobie dawno temu.
Ściska mnie w gardle, bo podejrzewałam to od dłuższego czasu. Jego zachowanie wobec mnie się zmieniło. Jest bardziej uczuciowy. A ja nie chcę go oszukiwać, Nathan na to nie zasługuje. To, co do niego czuję – nie wiem, czy to miłość – jest inne od tego, co czułam do Antona. Właśnie – „czułam”, czas przeszły. Stado motyli w moim brzuchu dawno umarło, a serce nie wybija już szalonego rytmu na widok Tarasowa. Już nie.
– Ja… – zacinam się.
– Spokojnie. W swoim czasie będziesz wiedziała, co do mnie czujesz, i wtedy mi powiesz. A teraz pozwól, że pocałuję moją śliczną żonę.
– Lubię, jak mnie całujesz – wyznaję zgodnie z prawdą.
– To dobrze, bo mam zamiar zrobić coś więcej. – Przyciąga moją twarz ku sobie i zagarnia usta w gorącym pocałunku, aż wszystkie myśli ulatują z mojej głowy. Tak, on sprawia, że każdego dnia świeci słońce, mimo że czasem pada deszcz.
Kilka dni później
Kiedy nastaje sobotni wieczór, wiem, że mogę spokojnie iść, bo dwójka czortów przed pięcioma minutami zasnęła. Okrywam ich, układam ulubione maskotki tuż przy rączkach i po cichu wychodzę, zostawiając lekko uchylone drzwi. Mają ochronę, są w dobrych rękach. Rosto sobie poradzi. Chciałabym zostać, ale niestety czasem obowiązki są ważniejsze.
– Zasnęli? – dopytuje Nathan, podchodząc do mnie.
– Tak. – Kiwam głową. – Możemy jechać.
– Nie zostaniemy tam długo, pokażemy się, zatańczymy i uciekniemy.
– Dobrze. – Oddycham z ulgą, że nie będę musiała zostawać tam dłużej, niżbym chciała.
Daję się poprowadzić mężowi do limuzyny, a następnie wyjeżdżamy do willi Dunina.
Niespełna czterdzieści minut później jesteśmy prawie na miejscu. Jego dom to jakaś cholerna rezydencja dla milionerów, którzy chyba nie wiedzą, co robić z gotówką. Ale w końcu facet jest w mafii, więc nie moja sprawa, na co wydaje te swoje zielone.
Zdaję sobie sprawę, że to nie jest zwykły dom. Całą posesję okala wysoki mur, brama wjazdowa jest potężna, stoi przy niej strażnik, który w tej chwili sprawdza nasze zaproszenie. Przy wjeździe umieszczone są cztery kamery świadczące o tym, że facet bardzo dba o swoje bezpieczeństwo. Jednak szczęka opada mi w momencie, kiedy dostrzegam ludzi z psami. Dwóch mężczyzn prowadzi cztery groźnie wyglądające rottweilery. Nie chciałabym stanąć im na drodze. Zapewne pożarłyby mnie żywcem.
Nie powiem, nasz dom też posiada różne zabezpieczenia, ale te tutaj… Dunin musi być naprawdę wysoko w hierarchii, a to oznacza, że bardzo dba o bezpieczeństwo. Czyli ma wrogów.
Długi asfaltowy podjazd prowadzi wprost do okazałej rezydencji. Z każdej strony wprost wylewa się przepych. Nie wiem, czy to jakaś taka rosyjska mentalność, czy po prostu ten facet tak lubi. Nie mój interes, ale udusiłabym się, gdybym miała tutaj mieszkać na co dzień.
Czekamy przez chwilę, aż inny samochód ustąpi nam miejsca, po czym zatrzymujemy się tuż przy wejściu. Mój mąż wysiada, okrąża auto, żeby otworzyć mi drzwi. Mogłabym sama wysiąść, ale nie robię tego. Nauczyłam się, że pewne rzeczy muszą po prostu być zrobione tak, a nie inaczej. Z jego pomocą wstaję, poprawiam swoją czerwoną suknię, chwytam go pod ramię i ruszamy. Z nerwów przewraca mi się w żołądku. Mam ochotę zwymiotować w najbliższe krzaki.
– Nie denerwuj się, on ci nic nie zrobi. Jesteś tutaj ze mną.
– Wiem, ale nic na to nie mogę poradzić. On wie, kim jestem? – szepczę.
– Na pewno. Nigdy nie wpuszcza do siebie bezimiennych.
– Czyli… – Ponownie robi mi się niedobrze na samą myśl, że ten Rosjanin zna moją tożsamość. Wie, kim był mój ojciec.
Kurwa mać!
– Kochanie. – Nathan przystaje, ujmuje moją twarz w dłonie, po czym składa miękki pocałunek na moich ustach. – Wszystko będzie dobrze – stwierdza i mu wierzę, chociaż czuję zupełnie coś innego. Naprawdę mu ufam, co nie zmienia faktu, że i tak jestem kłębkiem nerwów. A wszechświat mnie chyba dzisiaj nie lubi.
– Witam. – Słyszę gruby głos. Moim oczom ukazuje się straszy mężczyzna przewiercający mnie spojrzeniem na wylot.
– Dunin. – Mój mąż odpowiada mu ze stoickim spokojem. Obejmuje mnie ramieniem i układa dłoń na mojej talii. Znaczy terytorium, a ja nie mam nic przeciwko. Czuję się bezpieczniej w tej jaskini lwa.
– Cieszę się, że mogłeś przyjść. Zdaje się – znów na mnie patrzy – że to twoja żona. – Słowo „żona” wymawia, jakbym była co najmniej trędowata.
Kutas.
– Tak. I matka moich dzieci. – Nathan akcentuje każde słowo, chcąc przekazać facetowi ostrzeżenie.
– A tak, słodcy czteroletni chłopcy – potwierdza Dunin z nikłym uśmiechem.
Niech to cholera, wszystkiego się dowiedział. Wdech, wydech, nakazuję sobie. Wszystko będzie dobrze. Musi być, ten stary pryk mnie nie zniszczy, nie po tym, co przeszłam.
– Tak, a teraz wybacz, dołączymy do reszty gości. – Brwi gospodarza lekko podjeżdżają do góry i naprawdę mam ochotę się roześmiać. Nathan jest samcem alfa i bywa niegrzeczny, ale w tej sytuacji w ogóle mi to nie przeszkadza. Zresztą mój mąż nie jest pierwszym lepszym, którego można postawić do pionu.
– Pierdolony dureń – odzywa się, gdy tylko odchodzimy kilka metrów. – Myśli, że jestem na tyle głupi, iż uwierzę, że to zwykłe zaproszenie.
– Zdaje się, że przeprowadził dokładny wywiad na mój temat – mamroczę niewyraźnie.
– Nie byłby tym, kim teraz jest, gdyby tego nie zrobił, ale – pochyla głowę i całuje mnie w skroń – nie przejmuj się nim. Nie należę do facetów, którzy dają się łatwo zastraszyć.
– Wiem.
Skanuję pomieszczenie. Wiele par wita się ze sobą, kelnerzy roznoszą szampana, a ja czuję, jak coś albo raczej ktoś wypala we mnie dziurę. Obracam dyskretnie głowę i napotykam przeszywające mnie na wskroś spojrzenie. Anton stoi razem z facetem, który wygląda prawie identycznie, przy którego boku widzę Chloe. Ale wzrok Tarasowa jest skupiony na mnie. Mam ochotę podejść i wyrzygać mu wszystko, wykrzyczeć, że wiem, co zrobił. Jest cholernym kutasem. Ale nie uczynię tego, nie zasługuje na moją uwagę. Więc ignoruję go i przywołując uśmiech na twarzy, przyjmuję lampkę szampana od mojego męża.
Anton
Przyszedłem tutaj, bo Duninowi nikt nie odmawia. Nie mam ochoty go urazić, więc jestem i szaleję z wściekłości, kiedy widzę Jordan w obecności tego drania. Mam ochotę pójść tam i wytłuc z niego życie, bo odebrał mi kobietę. Taa, kurwa, sam spowodowałem, że wpadła w jego łapy. Zaciskam palce na kieliszku tak mocno, że aż powoduje to ból. Ale to dobrze, wręcz kurewsko dobrze, bo muszę się opanować, do cholery. A jednak nie. Ta kobieta wie, jak sprowadzić faceta do bram piekieł. Jej pieprzona sukienka nie ma pleców. Kto pozwala swojej żonie wychodzić w czymś takim? Jebana blać.
– Ślicznie wygląda – odzywa się znienacka Chloe z uśmieszkiem na ustach. Przyłapała mnie i jeszcze dolewa oliwy do ognia. Moja zazdrość jest aż nadto widoczna. Muszę wziąć się w garść.
– Powiedzmy – odpowiadam beznamiętnie.
– A jej mąż… mhym.
– A co to ma znaczyć? – syczy Aleksiej.
– Nic, nie denerwuj się, kochanie – szczebiocze do niego. – Wiesz, że cię kocham, ale facet naprawdę wygląda dobrze. Cieszę się, że Jordan po tym gównie, które przeszła w życiu, ma kogoś przy sobie.
– Coś ty powiedziała? Jaki rodzaj gówna masz na myśli? – cedzę, a Chloe aż się wzdryga.
– Odpierdol się, Anton – warczy mój braciszek. – Sam sobie narobiłeś problemów, to teraz je przetraw.
– Chcę tylko wiedzieć, co Chloe miała na myśli.
– Cóż, powinieneś zapytać nie mnie, tylko ją. – Bratowa wbija we mnie przenikliwe spojrzenie. – To jest wasza sprawa, ale nie wiem, czy ja bym ci wybaczyła cokolwiek z tego, co jej zrobiłeś.
– Nic jej, kurwa, nie zrobiłem – warczę.
– Poza kłamstwem, oszustwem i Bóg jeden wie czym jeszcze? To rzeczywiście nic jej nie zrobiłeś – prycha.
– Chloe… – interweniuje Aleksiej.
– Muszę siku, mam za mały pęcherz. Przepraszam was. – Po tych słowach odchodzi.
– Ona wie? – dopytuję.
– Nie wiem, ale chyba Jordan musiała jej coś powiedzieć, skoro moja żona jest na ciebie taka cięta. Ale ma rację, musisz to załatwić sam i porozmawiać z panią Sullivan.
– Jak cholera – cedzę. Wiem, że ma rację. Muszę wyjaśnić z Jordan wszystko, najlepiej tutaj, bo w tym miejscu nie urządzi sceny. W mojej głowie formuje się chytry plan.
Godzinę później nadarza się idealna okazja do jego przeprowadzenia. Przecinam salę i zgrabnie lawirując między tańczącymi parami, przystaję, by z wielkim uśmiechem wyrecytować to jedno słowo:
– Odbijany.
– Nie wydaje mi się, Tarasow – cedzi Sullivan, a oczy Jordan robią się wielkie. O tak. Teraz zatańczysz ze mną.
– Cóż… – nie odpuszczam – mogę urządzić tutaj scenę i wszyscy się dowiedzą, czyje są bliźnięta, albo dasz mi zatańczyć ze swoją żoną. Wybieraj.
– Ty… – Sullivan puszcza ją i widzę, że jeszcze trochę, a może się skończyć rozlewem krwi.
– Kochanie – przerywa mu blondynka, a mnie zaraz chuj jasny strzeli za to „kochanie” – to tylko jeden taniec.
– Wiesz, że gówno mnie obchodzi, co on zrobi – mówi do niej, jakby mnie tutaj nie było – ale dobrze. A ty – zwraca się do mnie – lepiej uważaj. To, że jesteś, kim jesteś, nie ochroni cię. Nawet brat ci nie pomoże.
Nie odpowiadam, nie ma potrzeby. Facet może się pierdolić. Jak tylko się odsuwa, układam dłoń na talii Jordan i mimo że stawia opór, udaje mi się ją do siebie przyciągnąć. Jest sztywna jak kij od szczotki. Chcę ją trochę pomęczyć, więc się nie odzywam. W końcu odchrząkuje i wypala:
– Czego ty ode mnie jeszcze chcesz, Anton?
– Bardzo dużo, ale na początek zadowolę się moimi synami.
– Ty…
– Uważaj na słowa, kochanie – droczę się z nią.
– Nie nazywaj mnie tak.
– Kiedyś lubiłaś, jak tak do ciebie mówiłem. – Przyciągam ją mocno, tak że swoimi cudownymi piersiami ociera się o mój tors. A jej zapach jest tak cholernie pociągający, że aż mi staje.
– To było dawno temu. A moich synów nie dostaniesz. Mordercy nigdy nie pozwolę się do nich zbliżyć.
– Mordercy? Zabiłem ci kogoś z rodziny czy może kota, że wciąż mnie o to oskarżasz?
Jej ciało momentalnie się spina. W oczach pojawia się chłód albo raczej coś, co bardzo przypomina wieczną zimę i lodowce.
– Kota nie, ale rodzinę owszem.
– Nie rozumiem – odpowiadam. Naprawdę nie wiem, o co jej chodzi. Nie znam jej rodziny.
– Miałbyś pamiętać dawne zlecenie? – Na twarzy ma wymalowaną furię. – Kolejni ludzie, kolejny rozkaz, kolejna rodzina. Tylko że tym razem trafiłeś na… – Urywa, a jej oddech jest szybki oraz płytki. Marszczę brwi, bo nie przypominam sobie, żebym na liście miał kogoś o nazwisku Phoenix. – Powiedz mi, jak to jest zabić kogoś z zimną krwią? Wahasz się czy po prostu pociągasz za spust i po sprawie?
– Nie zabiłem nikogo z twojej rodziny – mówię dobitnie. – I tańcz, bo zaczynamy przyciągać uwagę.
– Samuel Delecorte, mówi ci to coś? A może Elizabeth Delecorte albo Matt Delecorte? Przypominasz ich sobie? – Wymawia to tonem, który tnie niczym bicz. Patrzę na nią i powoli coś zaczyna mi świtać w głowie, a moje ciało wypełnia chłód. – Listopad, pięć lat temu. Niewielki dom, godzinę drogi od Nowego Jorku. Rodzina zasiadająca do kolacji. Cały magazynek albo i dwa. Trzy kule w głowach, trzy ciała, trzy trupy. Delecorte poszli w zapomnienie. Rozsypali się niczym pył. Puf! Wiesz, kim byli?
– Wiem. – To akurat wiem.
– A wiesz, kim byli dla mnie?
– Nie – odpowiadam, ale w tej sytuacji pozostaje tylko jedna odpowiedź.
– Byli moją rodziną. Mój tata, mama i młodszy brat.
Sztywnieję cały, bo, kurwa, pamiętam to zlecenie.
Chryste, kurwa. Ja pierdolę, to niemożliwe…
– Oni byli twoją rodziną? – dopytuję jak ostatni świr, bo chociaż powiedziała to przed chwilą, to muszę się upewnić.
– Tak. Czas przeszły, Tarasow. Byli, a teraz leżą dwa metry pod ziemią i to dzięki tobie. Wiesz co? Pierdol się, po prostu się pierdol.
O ja cie dluzszego sie nie dalo
OdpowiedzUsuńKsiązka jest świetna polecam rózwnież
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie super
OdpowiedzUsuńNa pewno ta książka znajdzie wielu czytelników.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu aż chcę się poczytać całą książkę Dagmara Krajewska
OdpowiedzUsuńKolejny rozdzia słynnego gangstera :D
OdpowiedzUsuńObszerny opis. Super
OdpowiedzUsuńZaciekawił mnie ten fragment
OdpowiedzUsuńNie do końca moje klimaty, choć każdej książce daję szansę, więc kto wie.. może by mi się spodobała po przeczytaniu 😁
OdpowiedzUsuńBudzi moją ciekawość,że nie mogę się doczekać co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie
OdpowiedzUsuńpaniom widać że rozdział się podoba
OdpowiedzUsuń