Rozdział
1
Aleksiej
Patrzę
na rząd równo ustawionych butelek, które aż błagają, żebym
zrobił sobie cholernego drinka. Bardzo chętnie bym się napił, ale
nie mam, kurwa, na to czasu. Muszę być dzisiaj skupiony. Więc
zamiast ze szklanką wódki w dłoni siedzę o suchym pysku rozparty
w fotelu w swoim gabinecie i patrzę na monitory, na których widać
nieszczęśników rozgrywających kolejną partyjkę pokera. I może
nie wszyscy wyjdą stąd przegrani, ale jeden na pewno. Ten facet nie
wie, kiedy skończyć. To taki typ człowieka, który myśli, że
jeszcze się odegra. Naiwny koleś. Wiem, że nie wygra. Za długo
jestem w tym biznesie, tak samo jak moja prawa ręka, Oleg. Właśnie
na niego spoglądam. Siedzi po drugiej stronie biurka, zupełnie
spokojny i opanowany.
– Ile
już nam wisi? – pytam, a kiedy na mnie patrzy, jego wyraz twarzy
momentalnie zmienia się w posępny grymas.
– Ten
facet igra ze śmiercią. Dzisiaj jakieś pięćdziesiąt tysięcy, a
ogólnie będzie tego z ćwierć miliona.
– Koniec.
Ma standardowy czas na spłatę. – Mówię to, co zwykle, żeby nie
było niejasności. Dla nikogo nie robię wyjątków. Zawsze jest
górny pułap, którego nie pozwalam im przekroczyć.
Oleg
tylko kiwa głową i wychodzi, a ja zabieram się za zaległe
papiery. Prowadzenie tego biznesu – nielegalnych gier i całkiem
legalnego klubu – wymaga trzymania ręki na pulsie. I mimo że mam
dopiero dwadzieścia osiem lat, nikt mi nie podskakuje, bo nie jestem
sympatycznym kolesiem z sąsiedztwa. Mogę zafundować im cholerne
piekło, jeśli zajdzie taka potrzeba.
W
chwili, gdy sięgam po fakturę, słyszę pukanie do drzwi. Unoszę
głowę i spoglądam na wchodzącego Olega.
– Chce
negocjować – odzywa się.
– Negocjować?
A niby co? – Facet
jest zabawny. Poważnie.
– Przegrał w chuj kasy, a chce jebanych negocjacji?
– Nie
wiem, powiedział tylko, że ma coś, czym mógłbyś być
zainteresowany, szefie.
– Interesujące.
Wprowadź go – rozkazuję, wygodnie opierając się w fotelu. Moja
ciekawość jest większa niż irytacja.
Po
chwili do gabinetu wchodzi Nick „przegrałem w chuj kasy” McCoy.
Facet, który powinien spieprzać stąd jak najdalej, ale jest na
tyle głupi, że tego nie robi. Nikt ze mną nie negocjuje. Nikt, kto
zna moją reputację i jest przy zdrowych zmysłach. Ale zdarzają
się odważni, którzy jednak próbują i płacą za to wysoką cenę.
Ale co kto lubi.
– Zdaje
mi się – zaczynam – że gra się skończyła. Czy może o czymś
nie wiem? – Stukam palcem w blat i czekam na odpowiedź, którą
znam. Oni wszyscy są tacy sami. Zawsze te same, monotonne
odpowiedzi. To jest tak nudne, że aż chce się rzygać.
– Muszę
się odegrać.
A
nie mówiłem?
– Nick,
masz więcej długu niż przeciętny obywatel tego kraju. Więc jak
chcesz go spłacić?
– Pozwól
mi jeszcze raz zagrać.
– A
jak przegrasz? To nie jest kilka tysiaków tylko kilkaset tysięcy,
których, jak wiem, nie masz. Zdajesz sobie sprawę, co się dzieje z
kolesiami, którzy nie oddają? – pytam, zauważając, że przełyka
nerwowo ślinę. Jest jednak stanowczo zbyt opanowany jak na kogoś,
kto może za chwilę skończyć na cmentarzu. Taa, ma coś w
zanadrzu, coś wartościowego, czego jeszcze nie spieniężył. Gra w
pokera od mniej więcej roku i nawet jak przegra, to zawsze spłaca
długi, ale tym razem nie jest to kilka dolców.
– Wygram,
jednak jeśli karta się odwróci, to przysięgam, że spłacę co do
centa.
I
cholera, wierzę mu, ale nie w tym rzecz. Nie mogę czekać na kasę
od niego dłużej niż od innych. Jeżeli się rozejdzie, że McCoy
dostał specjalne warunki, przestaną mnie szanować, a na to nie
mogę sobie pozwolić. Wzdycham, bo męczy mnie ta rozmowa.
– Potrzebuję
zabezpieczenia. Masz coś, co jest warte więcej niż twój
potencjalny dług? – pytam, ale znam odpowiedź.
– Nie.
– To
nie mamy o czym rozmawiać. Oleg – kiwam na mojego człowieka –
wyprowadź go.
– Nie,
nie. – McCoy podchodzi bliżej. – Może to nie jest to, ale…
– Ale?
– Cholera, naprawdę jestem ciekawy.
– Mam
to. – Wyjmuje telefon i mi go rzuca. Łapię urządzenie i patrzę…
– Jesteś
tego pewien?
– Tak.
Jeżeli się nie odegram, to twoje zabezpieczenie do czasu, aż
wszystko oddam.
I
w tym momencie przestaję szanować tego dupka. Jednak nie powiem mu
tego. Jest zbyt głupi, żeby wiedzieć, że takich rzeczy się nie
robi. Czasem nienawidzę tego biznesu, ale jak każdy z czegoś muszę
żyć.
– Zgoda
– oznajmiam. – Ale to ja decyduję kiedy, jak i na jak długo.
– Jasne,
dziękuję, panie Tarasow. – Wygląda, jakby właśnie wygrał
bańkę w totka. A ja wiem, że nie powinien mi dziękować ani ja
nie powinienem tego przyjmować, jednak i tak to robię.
– Obyś
zdawał sobie sprawę z konsekwencji. – Oddaję mu telefon i każę
wyjść, po czym zakopuję się w cholernych fakturach, odpychając
wspomnienie zdjęcia.
Po
godzinie ślęczenia nad papierami, które już dawno powinny być
przejrzane, zerkam na monitory przed sobą. Nick McCoy siedzi
skupiony i zdaje się, że jednak los mu sprzyja. Podnoszę telefon i
wybieram numer Olega. Faceta, który wie więcej niż inni. Jeśli
trzeba, wyciągnie kogoś nawet z piekła. Dlatego jest moją prawą
ręką, ufam mu. I zawsze robi to, czego się od niego oczekuje. Mówi
się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Pewnie to prawda, ale on
naprawdę taki jest.
– I?
– pytam krótko.
– Cholerny
szczęściarz.
– Przypilnuj,
żeby oddał dzisiaj część długu. Nie można mu odpuścić.
– Jasne,
szefie – odpowiada, po czym się rozłącza.
Patrzę
na zegarek. Jest druga w nocy. Powinienem zostać do zamknięcia
klubu, ale nie dzisiaj. Przez to, co pokazał mi McCoy, nie mogę się
skupić i, do cholery, powoli zaczyna mnie to drażnić. Blać, muszę
się trochę zabawić i odreagować. Nie ma nic lepszego od panienki
na jedną noc. To druga, po alkoholu, najlepsza forma rozluźniacza.
Wychodzę
z biura i ruszam wąskim, ledwo oświetlonym korytarzem w kierunku
baru, licząc na udane łowy. Barman od razu mnie dostrzega, bo jak
można nie zauważyć gościa w garniturze od Armaniego w takim
przybytku jak ten? Jestem jak świecący neon i zwracam uwagę
ponętnej blondynki popijającej jakieś słodkie świństwo.
Idealna, chociaż byłaby bardziej w moim typie, gdyby nie ten
silikon. Ale nie będę wybrzydzał, to nie moja przyszła żona,
tylko dziwka, która za chwilę rozłoży dla mnie nogi lub użyje
swoich nabotoksowanych ust.
– Masz
ochotę się zabawić? – szepczę jej do ucha.
– Zależy,
jaki rodzaj zabawy masz na myśli. – Wyciąga wisienkę z drinka i
ssie ją sugestywnie, a ja jestem już prawie gotowy.
– Chcę,
żebyś zabawiła mnie swoimi ustami – mówię pierwszą rzecz,
która przychodzi mi do głowy.
– Dlaczego
nie, ogierze – mruczy, najwyraźniej uważając, że to seksowne.
Ale to, co mówi, mam generalnie w dupie. Nie bawię się w te
wszystkie sentymentalne bzdury. Już nie. To dobre dla ciot.
Chwyta
mnie za dłoń, więc prowadzę ją w kierunku mojego biura. Jednak
przechodzę obok niego, bo nigdy nie wpuściłem tam żadnej kobiety
i nie zamierzam tego zmieniać. Bez ceregieli wpycham nieznajomą w
ciemną wnękę, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał i, patrząc,
jak klęka przed mną, rozpinam rozporek. Wyciąga mojego twardego
kutasa, by od razu wziąć go do ust. Zatapiam dłonie w jej włosach
i zaciskam mocniej palce, kiedy to na przemian liże i ssie mojego
fiuta. Chcę, żeby wzięła go całego, ale krztusi się, więc
trochę odpuszczam i zadowalam się tym, co dostaję. Pompuję w nią
dość agresywnie, ponieważ jej jęki dają mi do zrozumienia, że
jej się podoba. Kiedy wybucham gorącą spermą, połyka wszystko, a
ja zaraz potem chowam swój sprzęt, zapinam spodnie i odsuwam się,
zostawiając ją niezaspokojoną. Jestem skurwielem, ale jeśli ktoś
zachowuje się jak dziwka, to zasługuje na takie traktowanie. Jasne,
mógłbym dać jej fenomenalną przyjemność, jednak nie robię
tego. Potem przyszłaby tutaj znowu i chciałaby, żebym ją
przeleciał, a ja tego zwyczajnie nie mam w planach. Dlatego, widząc
zmierzającego w moim kierunku Olega, zatrzymuję go.
– Możesz
się zabawić, bo ja wychodzę – mówię, a Oleg się szczerzy,
kiedy jego spojrzenie ląduje na blond lalce. Lubię go, bo nie ma
nic przeciwko ochłapom. Tak jak ja uważa, że te suki zasługują
na to, co dostają.
– Suczka
pierwsza klasa. Dzięki, boss.
– Miłej
zabawy – rzucam na odchodne, po czym opuszczam lokal z całkiem
inną wizją w głowie niż to, co przed chwilą miało miejsce.
Chloe
Na
widok świateł na podjeździe wstaję z kanapy i ruszam do drzwi. Od
kilku dni próbuję porozmawiać z Nickiem, ale za każdym razem,
kiedy wracam do domu, jego już nie ma. Ale dzisiaj mi nie ucieknie.
Jest prawie druga w nocy i czekam na niego od dobrych dwóch godzin,
a poza tym jestem wyjątkowo wkurzona. Staję przy wejściu i gdy
tylko przekracza próg, napadam na niego.
– Możesz
mi powiedzieć, gdzie ty, do cholery, znikasz na całe wieczory i
noce? – Depczę mu po piętach, kiedy kieruje się do kuchni,
całkowicie mnie ignorując.
– Chloe,
nie teraz – jęczy.
– A
kiedy? W ogóle cię nie ma. I gdzie są moje pieniądze?
– Jakie
pieniądze? – pyta, popijając wodę i starając się na mnie nie
patrzeć.
– Moje,
te, które oszczędzałam na wyjazd. Nie ma ich. Może wiesz coś na
ten temat?
– Siostra…
– Wziąłeś
je czy nie? – naciskam. Nie odpuszczę mu.
– Dobra,
były mi potrzebne. Wyobraź sobie, że miałem nagłą sprawę –
rzuca.
– Trzeba
było iść i zarobić! – Trącam go palcem w klatę. – Wiesz,
ile odkładałam?! – krzyczę, bo ten gnojek ukradł mi kasę. –
Tam było kilka tysięcy! Chcę je z powrotem. Wszystko!
– Nie
mam ich – oświadcza tak po prostu, a ja mam ochotę walnąć go w
ten durny łeb.
– Zabić
ciebie to mało! – Wyrzucam ręce w powietrze i wychodzę z kuchni.
– Chloe!
– Cmoknij
się! Nie rozmawiam z tobą, kretynie!
Moje
ciężko zarobione pieniądze, które miałam wydać tylko na siebie,
przepadły. Jeżeli on myśli, że kolejny raz mu odpuszczę, to jest
w cholernym błędzie. Głośniej niż planowałam, zamykam drzwi
swojej sypialni i idę spać, bo w tej sytuacji nic innego mi nie
pozostaje. Kiedy zasypiam, słyszę pukanie, a po chwili cichy głos
brata.
– Oddam
ci wszystko. Odkuję się – obiecuje i wzdycha tak samo jak ja.
– Kiedy
ty w końcu skończysz z hazardem, co? Kiedyś wpadniesz w niezłe
gówno. A teraz daj mi spać, bo rano idę do pracy.
– Przepraszam,
naprawię to – pada któraś z kolei obietnica.
– Oby.
Dobranoc.
– Dobranoc,
siostra.
Budzik
zawsze dzwoni wcześniej, niżbym sobie tego życzyła, ale nie ma,
że boli, muszę zwlec tyłek z łóżka. Tylko, Boże, tak mi się
nie chce. Cholera. Jednak zbieram się w sobie i najpierw jedna noga,
następnie druga i wstaję. Taa, to, że jestem już w pionie, to
jedno, a że ledwo widzę na oczy, to już inna historia. Jestem
niewyspana, ale mam nadzieję, że ciepły prysznic i wypita w biegu
kawa postawią mnie na nogi.
Godzinę
później, prawie spóźniona, docieram do restauracji, w której
pracuję. Całe szczęście, że nie ma jeszcze szefa, bo miałabym
jazdę bez trzymanki. Cholerny gnojek z niego i gnida pierwsza klasa.
W
porze lunchu jestem już tak zmęczona, że marzę tylko, żeby ten
cholerny dzień się skończył. Nie ma to jak wkurzony szef i
współpracownik, któremu chyba żona nie dała, bo kolejny raz
próbował na mnie swoich świńskich tekstów. Nie jestem osobą
agresywną, zawsze odpuszczam, ale dzisiaj nie wytrzymałam. Koleś
dostał po pysku, a ja stwierdziłam, że chyba nadeszła pora na
zmianę pracy. Jedyny powód, by zostać, jest taki, że całkiem
dobrze tutaj płacą. Bycie managerem w restauracji ma swoje plusy i
minusy, ale nie zniosę molestowania przez innych pracowników tylko
dlatego, że szef ma wywalone na wszystko i wszystkich.
Wczesnym
wieczorem szef vel dupek łaskawie oznajmia, że mogę się zmyć.
Wychodzę tak szybko, jak to możliwe. Całkiem prawdopodobne, że aż
się za mną kurzy. Wsiadam do auta i jak co dzień pokonuję tę
samą trasę w podobnym czasie, mimo że Vegas nigdy nie śpi i tłok
na ulicach jak cholera. To miasto tętni życiem dwadzieścia cztery
godziny na dobę, siedem dni w tygodniu i to jest akurat dobre.
Zmęczona,
parkuję przed domem, ściągam cholerne szpilki i ruszam na bosaka
po betonowym podjeździe w stronę budynku. Nawet się nie
zastanawiam, czy Nick jest w środku, bo pewnie nie. I w sumie guzik
mnie to obchodzi. Marzę tylko o kąpieli, lampce wina i łóżku.
Pierwsze kroki kieruję do kuchni, z lodówki wyciągam upragniony
trunek i nalewam sobie szczodrze. Biorę duży łyk i z przyjemnością
zamykam oczy. O tak, stanowczo tego potrzebowałam. Z lampką w dłoni
idę w stronę sypialni, jednocześnie rozpinając żakiet, ale staję
nagle, zaskoczona na widok brata siedzącego na kanapie w salonie. To
do niego niepodobne.
– A
co ty tutaj robisz? – pytam podejrzliwie. Bo to raczej nie jest
pora, kiedy on przebywa w domu.
– Zaraz
wychodzę i nie czekaj na mnie – informuje.
– Wierz
mi, nie mam takiego zamiaru – rzucam oschle i zanim zdołam doda
coś
jeszcze, odzywa się dzwonek do drzwi, na co Nick zrywa się i pędzi
otworzyć. Zaskoczona, przypatruję mu się kolejny raz.
– Do
ciebie. – Podaje mi wielki bukiet różnokolorowych róż w
szklanym wazonie. – Masz jakiegoś faceta, o którym nie wiem? A
może to jakiś zakochany amant, co? – Rusza zabawnie brwiami i
sięga po karteczkę.
– Zostaw!
– Uderzam go w dłoń. – To do mnie, a nie do ciebie. I dla
twojej wiadomości, nie spotykam się z nikim, więc nie wiem, od
kogo te kwiaty.
– Nie
ma co, facet ma gest. – Nick kiwa głową z uznaniem.
– A
ty czasem nie miałeś gdzieś wyjść? – sugeruję.
– Nieee,
chcę wiedzieć, od kogo ta wiecha.
Wzdycham,
bo czasem wciela się w nadopiekuńczego brata, ale jeśli myśli, że
tym sposobem coś ugra i daruję mu kasę, to się przeliczy.
Odwracam się i stawiam kwiaty na stoliku kawowym, po czym wyjmuję
bilecik. Zwykła biała kartka i trzy słowa.
„Dla
pięknej kobiety”.
Tylko
tyle, zero podpisu. I skąd mam, do cholery, wiedzieć, od kogo one
niby są? Ten dupek z restauracji nie pofatygowałby się, żeby
wysłać mi kwiaty na przeprosiny, i na pewno nie są od mojego
byłego. Jest takim sknerą, że nie kupiłby mi jednej róży, a co
dopiero tuzina, a może i dwóch.
– I
co? – dopytuje braciszek.
– I
nic, nie wiem od kogo, ale są śliczne – stwierdzam.
– Dobra,
to ja spadam. Nie czekaj na mnie i nie martw się, wszystko będzie
dobrze.
– Dlaczego
odnoszę wrażenie, że kiedy tak mówisz, to wcale tak nie będzie?
– Ty
i to twoje czarnowidztwo. Cześć, siostra. – Rusza do wyjścia,
ale jeszcze się obraca. – Zamknij dobrze drzwi.
– Jasne,
jakbym tego nigdy nie robiła i trzeba mi przypominać – mówię z
przekąsem, bo znowu traktuje mnie jak pięciolatkę, a mam
dwadzieścia dwa lata.
Zapowiada sie ciekawie
OdpowiedzUsuńNie powiem....ciekawa propozycja do poczytania 😍
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej mnie wciąga
OdpowiedzUsuńŚwietna pozycja
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawa , z każdym momentem wciąga coraz bardziej
OdpowiedzUsuńDługa i dogłębna recenzja aż chce się przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPo 1 rozdziale zapowiada się ciekawie Dagmara Krajewska
OdpowiedzUsuńNo cóż czuję niedosyt.
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział a już zaczyna bardzo intrygować i mam chęć czytać dalej :)
OdpowiedzUsuńpaniom już spodobała się książka
OdpowiedzUsuń