2
OLIVIA
Żółty autobus
szkolny jechał powoli wzdłuż wybrzeża przy Portage Point, skąd
widać było migoczące morze, i kierował się w stronę Seattle –
miejsca docelowego naszej jednodniowej wycieczki.
– Uff, w autobusie
jest tak nuuuudnooo. – Na miejscu obok usiadła moja najlepsza
przyjaciółka, Madison. Wyjęła z torebki puder i zaczęła
nakładać go na swój już matowy nos.
Jechaliśmy na
Uniwersytet Waszyngtoński, który mieliśmy zwiedzać. Nie
potrafiłam zrozumieć, dlaczego narzekała. Przebywanie poza murami
szkoły było niczym wakacje.
Madison odgarnęła
swoje długie czarne włosy i obejrzała się przez ramię.
Wiedziałam, że patrzy na Petera i ostatkiem sił powstrzymałam się
od przewrócenia oczami. Gdy chodziło o chłopaków, Madison była
wręcz nadpobudliwa.
Przesunęłam
metalową bransoletkę z zawieszkami między palcami.
– Przynajmniej
nie jesteśmy w szkole – powiedziałam.
– Szkoda, że
nie możemy zrobić czegoś fajnego. – Nałożyła na usta różowy
błyszczyk i cmoknęła głośno. – Wypełnianie wniosków o
przyjęcie do college’u jest beznadziejne.
Przygryzłam od
wewnątrz policzki, żeby nic na to nie odpowiedzieć. Rodzice
Madison byli bogaci, więc nie czuła takiej presji w kwestii
college’u jak ja.
Moja mama
oszczędzała każdy grosz, żebym po skończeniu szkoły mogła
kontynuować edukację. Cztery lata opłacania czesnego wykończą
ją. Bez przerwy proponowałam, że znajdę jakąś dorywczą pracę,
ale za każdym razem odpowiadała, że moim zadaniem jest się uczyć.
Wbiłam wzrok w okno
i zaczęłam bawić się kosmykiem włosów. Do autobusu wpadało
światło słońca, które przedzierało się przez korony drzew.
– Widziałaś
nowego pryszcza Pryszczatej Zary? – szepnęła teatralnie Madison.
– Na jej czole przeprowadzają chyba eksperymenty naukowe.
– Nie bądź
złośliwa! – skarciłam ją, powstrzymując się od śmiechu. Zara
naprawdę miała okropną cerę. Było mi jej szkoda.
– Nie stosuje
się na to przypadkiem izotretynoiny? Dlaczego po prostu nie zacznie
jej brać?
Już nie szeptała,
dlatego rzuciłam jej ostrzegawcze spojrzenie. Zara siedziała kilka
siedzeń dalej. Nie chciałam, żeby to słyszała.
Madison zignorowała
mnie. Potrafiła być wredna. Naprawdę okropna. Raz, gdy
pokłóciłyśmy się w czwartej klasie, nastawiła wszystkie
dziewczyny przeciwko mnie. Przestały ze mną rozmawiać. Te, które
nazywały się moimi przyjaciółkami, „zapominały” zająć mi
miejsce w autobusie, czy zaprosić na wspólne nocowanie. Nigdy nie
zapomniałam uczucia nieprzynależenia do żadnej grupy. Potrafiłam
się postawić na miejscu takiej osoby i czułam jej ból. Od tamtej
pory postępowałam tak, żeby nigdy, ale to nigdy nie stać się
wrogiem Madison.
– A tak w
ogóle, to co jest w syfie? – zapytała.
Prychnęłam.
– Ropa,
idiotko.
– Fu. Boże,
nawet to słowo jest okropne. Ropa. RoPa
– zaakcentowała
literę „p”. Parsknęłam śmiechem. – RoPa – powtórzyła. –
Wyobrażam sobie, jak to mówię, a z moich ust tryska ropa. Ropa z
ropnego syfa.
– O Boże!
Ohyda! – sapnęłam. Dusiłam się, walcząc z wybuchem śmiechu.
Siedząca kilka
siedzeń dalej Zara odwróciła się. Razem z Madison zsunęłyśmy
się na siedzeniach, chichocząc histerycznie.
Mój telefon
zabrzęczał, informując o nadejściu nowej wiadomości. Wyjęłam
go z plecaka. To mama.
Puk puk.
Kto tam?
Odpisałam.
Mama: Oliwka.
Ja: Oliwka?
Mama: Oliwka
z naprzeciwka!
Zaśmiałam się i
wysłałam jej kilka buziaków. Chwilę później zza naszego
siedzenia wychylił się Tyler.
– Hej,
kochanie. – Jego orzechowe oczy usiane bursztynowymi plamkami
błyszczały radośnie. Mój chłopak był typowym szkolnym
sportowcem. Kapitan drużyny piłki nożnej odnoszący sukcesy w
każdej możliwej dziedzinie sportu, pracujący na stypendium na
Uniwersytecie Waszyngtońskim. Był bardzo popularny i miał tego
świadomość. Mimo to nie zachowywał się jak dupek.
Pochylił się i
polizał mnie po uchu. Zachichotałam i odsunęłam się od niego.
Zmarszczył brwi. Widać było, że poczuł się odrzucony.
– Boże,
ludzie! Znajdźcie sobie pokój! – parsknęła głośno Madison.
Na moje policzki
wkradł się rumieniec. Czasami Madison była straszną suką. Mama
powiedziała mi, że powinnam trzymać się od niej z daleka. Tyler
sądził, że zawsze widzę w ludziach to, co najlepsze.
Rzecz w tym, że
oboje się mylili. Po prostu bałam się być nielubiana.
Znad siedzenia
wyjrzał przyjaciel Tylera, Peter.
– Jezu, masz
twarz koloru pomidora, Liv! – zadrwił.
Wyciągnął rękę,
żeby dotknąć mojego płonącego policzka, ale Tyler odtrącił
jego dłoń.
– Nie dotykaj
jej, stary.
Poczułam kolejną
falę ciepła na twarzy. Peter tylko się zaśmiał.
– Zachowujesz
się jak wariat. – Madison przewróciła zalotnie oczami.
Tyler spojrzał na
nią chłodno, zaciskając zęby.
– Zamknij
się, Madison. Czepiasz się, bo sama nikogo nie masz.
Stłumiłam wybuch
śmiechu.
– Moja twarz
i tak nie jest tak czerwona, jak twoje włosy, Peter –
zażartowałam, starając się rozluźnić atmosferę.
– Dupek. –
Madison odwróciła głowę w stronę okna i skrzywiła się. Włożyła
słuchawki do uszu i ustawiła głośność tak, że słyszałam bit
popowej piosenki.
– Zignoruj
ją. – Tyler podniósł mnie z siedzenia i zajął moje miejsc. Gdy
usiadłam mu na kolanach, wtulił twarz w moją szyję. Tyler i
Madison nigdy się nie dogadywali. Moja przyjaciółka uważała, że
Tyler wymaga za dużo mojej uwagi.
Z falowanymi blond
włosami i orzechowymi oczami, Tyler był najgorętszym chłopakiem w
szkole. Ciężko pracowałam na to, żeby w stołówce móc siedzieć
przy stoliku ze szkolną elitą, ale gdy zaczęłam chodzić z
Tylerem, dostałam miejsce w zestawie. Miło było być jego
dziewczyną. Co nie zmieniało faktu, że wstydziłam się, gdy
chciał obściskiwać się ze mną na oczach innych.
– Myślałem
o wczoraj – wyszeptał mi do ucha. Znowu się zarumieniłam i
zaczęło mi pulsować w uszach. Rozejrzałam się, mając nadzieję,
że nikt go nie słyszał.
Wczoraj, zanim mama
wróciła z pracy, leżeliśmy u mnie w pokoju i trochę nas
poniosło. Za bardzo się nakręcił, ja poczułam za dużą presję
i wybuchłam płaczem. Czasami taki był: zbyt natarczywy i ochoczy.
Ale czy to nie tyczyło się każdego chłopaka?
Odsunął się ode
mnie i przechylił głowę tak, że chrupnęły mu kości w szyi.
Wzdrygnęłam się na ten dźwięk.
– Przepraszam
za… no wiesz – powiedział. – Po prostu cię kocham.
Pomyślałem, że jesteśmy ze sobą wystarczająco długo, by to
sobie w ten sposób pokazać.
– Niedługo,
dobrze? Jeszcze nie jestem gotowa.
– Tak sobie
myślałem… – Pochylił się i pocałował mnie w policzek. –
Może w jeden z najbliższych weekendów pojechalibyśmy gdzieś
razem, co? Powiedziałabyś mamie, że nocujesz u Madison.
Chciało mi się
śmiać z tego, jak niedorzecznie brzmiał. Co byśmy zrobili,
wynajęli pokój w hotelu? Nie chciałam jeszcze uprawiać seksu. Nie
chciałam być jedną z tych głupich nastolatek, które wpadły –
jak moja mama.
Ale nie powiedziałam
tego.
– Tak,
pewnie. Może. – Nie chciałam go ranić, a jeśli to miało go
uszczęśliwić, pozwoliłam mu myśleć, że gdzieś pojedziemy.
Kiedy autobus się
zatrzymał, dotarło do mnie, że dojechaliśmy do Uniwersytetu
Waszyngtońskiego.
– Jesteśmy
na miejscu! – krzyknął ktoś z przodu autobusu.
Madison wyjęła
słuchawki z uszu i wskazała na coś za oknem.
– Tam są
inni!
Podążyłam za jej
spojrzeniem. Na końcu parkingu tłoczyła się grupa około
czterdziestu nastolatków. Połowa z nich była ubrana normalnie, z
kolei druga część nosiła mundurki. Dziewczyny miały na sobie
zielone tartanowe spódniczki, zielone sweterki i białe
podkolanówki, a chłopcy szare spodnie i zielone krawaty.
– Wymuskane
kutafony! – krzyknął Peter. Słońce uwydatniało kolor jego
włosów i pokrywające twarz piegi. Obserwował Madison, czekając
na jej reakcję. Miałam nadzieję, że dla własnego dobra nie
będzie za nią latał. Zjadłaby go żywcem, a Peter był naprawdę
fajnym chłopakiem. Tyler za jej plecami nazywał ją dziwką. Gdyby
nie była moją najlepszą przyjaciółką, zgodziłabym się z tym.
Co weekend spotykała się z innym chłopakiem, a następnego dnia go
rzucała.
– Złamasy! –
krzyknął Dan, przyjaciel Tylera.
Przez swoją odwagę
i upór Dan wydawał się zbyt arogancki, ale dzięki temu nikt mu
się nie stawiał. Tyler uważał, że Dan jest przezabawny. Dla mnie
był po prostu palantem.
– Uważajcie
na słowa, panowie! – krzyknął pan Marks, nasz wuefista, który
był opiekunem wycieczki. – No już, wysiadajcie z autobusu.
Wyszliśmy na
zewnątrz. Trafił nam się jeden z tych ładnych dni w Seattle, gdy
nie padał deszcz, a nieba nie przysłaniały chmury. W powietrzu
czuć było ciepło, które niosło za sobą obietnicę, że wkrótce
nadejdzie więcej takich dni.
Drzewa wiśniowe,
pokryte różowymi i białymi kwiatami, rosły pośród innych
wysokich drzew. W oddali zauważyłam domy studenckie mieszczące się
w budynkach w stylu elżbietańskim, gotyckim i georgiańskim.
– Tutaj,
dzieciaki! – Pan Marks machnął na nas ręką. Jego bicepsy
praktycznie rozpruwały rękawy białej koszulki polo. Ruszyliśmy w
jego stronę. Po chwili pan Marks wszystkich przedstawił.
Przyjechali uczniowie z liceum Portage Point, liceum Ballard i
Akademii Katolickiej w Seattle. Ci ostatni mieli na sobie mundurki.
Na początku
staliśmy podzieleni na grupy, ale po przedstawieniu wszyscy zaczęli
ze sobą rozmawiać.
Tyler objął mnie i
przyciągnął do siebie. Madison stała po mojej prawej stronie.
Czułam się rozluźniona i bezpieczna w moim małym świecie.
I wtedy ją
zobaczyłam.
Kilka kroków dalej
stała dziewczyna ubrana w zielony mundurek Akademii Katolickiej.
Miała długie, jasnoblond włosy, ostre rysy kości policzkowych,
zadarty nos i dołek w brodzie.
Gdy na mnie
spojrzała, poczułam, że balansuję na krawędzi, o której
istnieniu nie miałam pojęcia.
Wyglądała, jakby
była moją siostrą.
Gdy mnie zobaczyła,
jej oczy otworzyły się szerzej, co uwydatniło ich niezwykły
zielony odcień. Były identyczne jak moje.
W chwili, gdy
patrzyłam na twarz, którą znałam od zawsze, poczułam, jak
spadam. Nie wiedziałam, jak długo będę spadać albo jak mocno się
roztrzaskam. Jedyne, czego byłam pewna, to że wszystko się zmieni.
Oj zapowaiada się swietna wciągajaca ksiażka
OdpowiedzUsuńŚwietna na jesienne wieczory Dagmara Krajewska
OdpowiedzUsuńCiekawie zapowiadajaca się książka
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział,kolejna wzruszenia,emocje,zapewne jest świetna.
OdpowiedzUsuńCiekawa historia na pewno wciągnie Tak, że będzie przeczytana jednym tchem.
OdpowiedzUsuńZainspirował mnie do przeczytania całej książki
OdpowiedzUsuńCiekawie się zapowiada
OdpowiedzUsuńTen rozdział już wzbudza wiele emocji :)
OdpowiedzUsuńciekawy jest i ten rozdział
OdpowiedzUsuńidealna na obecne długie wieczory
OdpowiedzUsuń