czwartek, 17 października 2019

Wydawnictwo NieZwykłe Książka pt.: "Pan Romantyczny" - rozdział 3




Rozdział trzeci
Prywatny detektyw

Patrzę przez obiektyw aparatu i zauważywszy mężczyznę wchodzącego na pocztę, poprawiam ostrość. Przez szklaną szybę doskonale widzę wnętrze. Wstrzymuję oddech, czekając, czy to on skorzysta ze skrytki numer sześćset dwadzieścia jeden.
Nie robi tego.
Cholera.
W ciągu czterech ostatnich dni przez budynek przewinęło się ponad pięćdziesiąt osób, ale nikt nie odbierał poczty Pana Romantycznego. Na szczęście naprzeciwko znajduje się kawiarnia, dzięki czemu mogę obserwować teren we względnie wygodnych warunkach, lecz nadal… Spodziewałam się, że do tej pory będę już coś miała, a nawet zobaczę faceta. Bóg mi świadkiem, że wystarczająco dużo czasu spędziłam na wypełnianiu jego kwestionariusza; cholerstwo liczyło dwanaście stron. Wygląda na to, że nasz pilny pan do towarzystwa chce wiedzieć o swoich klientkach wszystko – od chłopaków z liceum i college’u, po ulubione filmy, muzykę oraz książki. Zamieścił nawet test osobowości. Nie rozumiem, po co, do cholery, potrzebuje tych informacji. Z pewnością mężczyzna ze snów musi znać oczekiwania kobiety, a jednak nigdzie nie pyta o te fantazje. O co w tym chodzi? Wybiera tylko te, do których ma przebrania?
Jeśli nie liczyć tego, iż użyłam fałszywego nazwiska, odpowiedziałam szczerze na każde pytanie. Doszłam do wniosku, że kiedy zabierze mnie na randkę, łatwiej zapamiętam prawdę niż kłamstwa, a nie chciałabym stracić jego zaufania przez wpadkę dotyczącą szczegółów. Oczywiście musiałam udawać, iż mam więcej pieniędzy niż w rzeczywistości. Nie mogłam zdradzić, że dorastałam w biedzie, podczas gdy mama pracowała na dwie zmiany, ponieważ nie pasowałoby to do roli damy z towarzystwa.
Gapię się na kolejnego odbierającego paczkę mężczyznę, który nie okazał się właściwym człowiekiem, kiedy pada na mnie cień. Unoszę wzrok na kelnera.
– Och, cześć. Idealne wyczucie czasu. Mogę prosić o kolejne espresso? – Wypiłam już siedem, więc mogę zachowywać się nieco dziwnie.
– Pewnie – mówi, wręczając mi kopertę. – Jakiś facet kazał ci to przekazać.
Zaintrygowana zaglądam do środka. Znajduję tysiąc dolarów w gotówce z listem napisanym odręcznie na grubym papierze.

Droga Pani White,
dziękuję za zapytanie. Obawiam się jednak, że tym razem jestem zmuszony odmówić.
Proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny.
Pozdrawiam ciepło
P.R.

Rozglądam się po kawiarni, po czym odwracam do kelnera.
– Kto ci to dał?
Wzrusza ramionami.
– Jakiś facet. Wysoki. W ciemnych okularach.
– W którą stronę poszedł?
Wskazuje ulicę.
– Tam. Ale nie złapiesz go. Dał mi dwudziestkę, żebym odczekał piętnaście minut, zanim przekażę kopertę. Już dawno zniknął.
Jasna cholera!
Nie tak to zaplanowałam.
Skąd, do diabła, wiedział, że tu jestem? Co ważniejsze, co, do diaska, mam teraz zrobić?
– Podać kawę mimo wszystko? – pyta kelner.
– Nie. Poproszę rachunek.
– Robi się.
Gdy odchodzi, pocieram powieki. Na pewno mogę rozegrać to inaczej. Muszę się tylko zastanowić.
Dzwonię do Toby’ego, by poinformować o rozwoju sytuacji.
– Lipa – stwierdza. – Do bani.
– Właśnie.
– Co teraz?
– Możesz się dowiedzieć, na kogo jest zarejestrowana ta skrytka? Może w ten sposób go wyśledzę.
Wzdycha.
– Kolejne przestępstwa? Mój Boże, kobieto, masz na mnie zły wpływ. – Słyszę szybkie stukanie w klawiaturę.
– Ale i tak to zrobisz? – pytam z nadzieją.
– Ech. Przynajmniej to jakaś atrakcja. Używanie hakerskich zdolności zawsze jest całkiem ekscytujące.
– Świetnie. Dziękuję, Tobes.
Rozłączywszy się, jeszcze raz czytam liścik.
Niech cię szlag, Panie Romantyczny.
W oczekiwaniu na telefon od Toby’ego robię notatki.
Dlaczego P.R. jest takim paranoikiem? Martwi się o swoje klientki? A może tylko o siebie?
Dlaczego mnie odrzucił? Skąd wiedział, że będę go dziś obserwować z tego miejsca? Zakładam, iż się dowiedział, ale jak?
Czuję wibracje. Dostałam wiadomość od Toby’ego.
Zejdzie mi z tym jakąś godzinę. Liczne zapory do pokonania. Odpręż się trochę, abym mógł czynić swoją magię.
Kiedy kelner przynosi rachunek, rzucam na stół trochę gotówki, wkładam laptopa do torby, po czym patrzę na zegarek. Dopiero piętnasta. Równie dobrze mogę pójść na siłownię.
Biorę swoje rzeczy, a następnie kieruję się w stronę metra.
Muszę zrobić coś, co pozwoli mi pozbyć się z organizmu całej tej kofeiny, albo zacznę obijać się o ściany.

***

W uszach ryczy mi Led Zeppelin, gdy uderzam stopami w bieżnię. Choć pot płynie po twarzy, a płuca płoną, tę część treningu lubię najbardziej. Gruczoły dokrewne działają na zwiększonych obrotach, dlatego czuję się jak na haju.
Aaach, tak, chodźcie do mnie, kochane endorfinki.
O tej godzinie siłownia jest prawie pusta. Na szczęście nie pojawiły się jeszcze księżniczki z obsesją na punkcie wyglądu ani przypakowane osiłki. Zwykle trzymam się bieżni i ruchomych schodów, ale nie znoszę czekać, aż urządzenia się zwolnią, a szczególnie nie trawię lawirowania między odzianymi w lycrę, obcinającymi się wzrokiem ludźmi, co się zdarza, kiedy robi się tłok.
Nie jestem fanką podrywu na siłce. Kiedy tu przychodzę, chcę pokazać się z najgorszej strony, dzięki czemu po tym, jak się wykąpię oraz zrobię makijaż, mogę udawać kogoś lepszego. Próby imponowania innym, gdy jestem spocona i ledwo żywa, nie uznaję za przyjemną formę spędzania czasu.
Jednakże nie mam nic przeciwko patrzeniu na najwspanialsze męskie okazy, a kilka metrów dalej ćwiczy właśnie idealny osobnik. W zasadzie poza mną jedyną osobą w tej części siłowni jest ciemnowłosy przystojniak. Widziałam go tu wcześniej w tym tygodniu i wtedy też obczajałam – muskularną klatę i nogi, oraz włosy, które podczas biegu zwijają mu się nad czołem w cholernie seksowny sposób.
Zwalniam nieco tempo, zerkając na niego. Porusza się zarówno z gracją, jak i niesamowicie męsko, co stanowi hipnotyzującą mieszankę. Mogłabym się tak przyglądać przez cały dzień.
Kiedy o tym myślę, on nagle unosi głowę, zauważając, że się gapię. Natychmiast odwracam wzrok. Teraz nie może zwrócić na mnie uwagi. Nie, kiedy pot wypływa każdym porem i cuchnę jak wysypisko śmieci.
Na ramieniu wibruje mi telefon. Nie przestając truchtać, odbieram.
– Tobes! Hej. – Okej, trudno rozmawiać, biegać, a do tego jeszcze oddychać w tym samym czasie. – Co masz?
– Uch… Mam zadzwonić później? – pyta po chwili.
– Nie, dlaczego? Jestem na siłowni.
– Och, w porządku. Po prostu usłyszałem sapanie i pomrukiwanie, więc pomyślałem… cóż, nieważne. No, więc skrytka jest zarejestrowana na Reggiego Bakera z Greenpoint na Brooklynie. Wyślę ci adres.
– Myślisz, że ten Reggie to facet, którego szukamy?
– Pewnie. Jeżeli ten cały Pan Romantyczny to sześćdziesięcioletni emerytowany nauczyciel.
Kręcę głową.
– Mało prawdopodobne. Czy Reggie ma jakąś rodzinę? Może synów po dwudziestce?
Toby uderza w klawisze.
– Nie. Reggie oraz jego żona mają dwie córki, Priscillę i Daisy, obie po trzydziestce.
Zmniejszam prędkość, aż przechodzę do szybkiego marszu.
– Cóż, to mi nie daje zbyt wielkiego pola do popisu, przyjacielu.
– Wiem. Wybacz. Byłoby miło, gdyby skrytka doprowadziła nas prosto do gościa.
– Ale oczywiście nic z tego. – mówię z rezygnacją. – To by było za proste. Tak czy inaczej, dziękuję, Tobes.
– Żaden problem. Podeślę ci szczegóły. Daj znać, jak będziesz jeszcze czegoś potrzebowała.
Żegnam się i chowam telefon do pokrowca na ramieniu. Cała historia zmierza prędko w ślepy zaułek, więc jeśli nie chcę stracić jedynego tropu, muszę złożyć wizytę panu Reginaldowi Bakerowi. Może rozmowa z nim da jakieś rezultaty.
Wyłączam bieżnię, a następnie odwracam się, żeby z niej zejść, lecz wtedy daje o sobie znać ta dziwna ludzka przypadłość polegająca na tym, że po biegu nogi tkwią przez chwilę w jednym miejscu. Lecę do przodu ze stanowczo zbyt wielkim impetem. Z najbardziej dziewczyńskim piskiem, jaki kiedykolwiek wydobył się z mojego gardła, upadam i upuszczam komórkę. Już mam walnąć czołem w podłogę, kiedy czuję wokół talii silne ramiona, po czym zostaję przyciśnięta do gorącego, twardego ciała.
– Wow. Nic ci nie jest? – Słyszę ciepły męski głos z wyraźnym irlandzkim akcentem.
Unoszę wzrok na wybawcę, by zobaczyć, że przystojny, ciemnowłosy sąsiad z bieżni przygląda mi się z niepokojem. Oczywiście, nie wystarczy, że widział mój widowiskowy upadek, musiał jeszcze doświadczyć potreningowego smrodu oraz obrzydliwego potu na swoim pięknym, umięśnionym ciele.
– Cholera, wybacz – mówię, odsuwając się zakłopotana. – Dzięki za ratunek.
Spodziewam się, że wytrze dłonie w spodenki, bo, mówiąc szczerze, jestem dość lepka, jednak nie robi tego jednak.
Podnosi z podłogi telefon, a następnie rzuca na niego okiem, aby sprawdzić, czy nie został uszkodzony.
– Żaden problem. Ostatnio też upadłem. Całe szczęście, że byłem sam i nikt nie widział, jak wykładam się na podłodze niczym mała żyrafa.
– Żałuję, że mnie to ominęło – mówię żartobliwie.
– Powinnaś. Gdybyś to nagrała, mógłbym zyskać popularność w internecie. Jak mogłaś pozbawić mnie tych pięciu minut publicznego upokorzenia? – Sposób, w jaki wymawia słowa, jest cholernie seksowny. Co gorsza, kiedy biorę od niego komórkę, razi mnie prąd, gdy nasze palce się ocierają.
O Boże, nie. Zabujanie się w takim kolesiu, jak on, to kiepski pomysł. Instynkt podpowiada, żebym wycofała się i zwiała, ale oczy go ignorują, więc stoję, uśmiechając się.
– No, teraz już naprawdę jest mi przykro.
Kiwa głową usatysfakcjonowany.
– Wybaczam ci. Ostatecznie pierwsze wrażenie, jakie na tobie wywarłem, nie wiązało się z wyśmianiem, zatem nie jest źle.
Odsuwam grube pasmo włosów, które wydostało się z kucyka i przykleiło do policzka niczym wodorost.
– No cóż. Nie ma nic gorszego niż zrobienie czegoś upokarzającego na oczach nieznajomego, nie? To najgorsze – przyznaję.
Śmieje się. Rany, jeśli wcześniej wydawało mi się, że wygląda atrakcyjnie, kiedy jego włosy kręcą się w biegu, to na ten krzywy, oceniający uśmieszek, który mi posyła, brakuje skali.
– W zasadzie to, że padłaś mi do stóp, było całkiem urocze – stwierdza. – Nie musiałaś się aż tak starać, by przyciągnąć moją uwagę, zapewniam. Jednak nie narzekam.
Jezu, ten akcent mnie dobija. Nie wspominając o błyszczących zielonych oczach. I wysokich kościach policzkowych. I pełnych, kształtnych wargach.
Muszę stąd spadać. A jednak nie przestaję paplać.
– Co mogę powiedzieć? Niektóre kobiety lubią robić na mężczyznach wrażenie dobrym wyglądem oraz ciekawym charakterem. Ja wolę popisywać się niezdarnością. Myślę, że to bardzo niedoceniony sposób na zaimponowanie płci przeciwnej.
Potakuje, omiatając moje ciało szybkim, acz uważnym spojrzeniem.
– Coś w tym jest. Naprawdę mi w tej chwili zaimponowałaś. Czy faceci też mogą skorzystać z tej taktyki? Gdybym spadł ze schodów, dałabyś się zaprosić na drinka?
Krzywię się.
– No co ty. Nie możesz od razu spadać ze schodów. To typowy błąd nowicjuszy. Zabiłbyś się. Zacznij od czegoś małego, jak potknięcie się o własne nogi. Albo wpadnij do basenu. To może wydawać się proste, ale jest spora różnica między byciem uroczo-niezdarnym a nieatrakcyjnie nieprzytomnym – wyjaśniam. – Mierz siły na zamiary.
Kiwa głową z powagą.
– Ach tak. Właśnie tego potrzebowałem. Nie tylko ocaliłaś mnie przed upokorzeniem i zrobieniem sobie krzywdy, lecz także udało ci się zignorować zaproszenie na drinka, nie sprawiając, że poczułem się jak ostatni frajer. Całkiem imponujące.
Chwytam ręcznik z bieżni, po czym ocieram twarz. Nie chciałam zlekceważyć jego propozycji. To było po prostu zaskakujące. Faceci podrywają mnie zwykle w barze po kilku głębszych. Albo jeśli ja jestem po kilku głębszych, daję znać, że jestem zainteresowana, wsadzając im język do ust.
Mężczyźni wyglądający jak ten wspaniały irlandzki osobnik z reguły nie zwracają na mnie uwagi. Przystojniacy nie podrywają zwykłych lasek o kanciastych kształtach, z małym biustem, ćwiczących w rozciągniętych podkoszulkach oraz niemodnych legginsach. Wolą ulepszone silikonem króliczki Playboya, którym jakimś cudem udaje się wyjść z zajęć na rowerach z idealną fryzurą, a także nietkniętym makijażem.
Nie chodzi to, że uważam się za nieatrakcyjną, jednak biorąc pod uwagę, iż obecnie moja twarz jest cała czerwona, wątpię, aby potreningowy wygląd stawiał mnie w najlepszym świetle.
– Dzięki – rzucam. – Ale staram się nie umawiać z facetami, których oczarowałam swoją niezdarnością. To byłoby nie w porządku wobec nich. Wystarczyłoby, żebym założyła szpilki i spróbowała przejść w nich po pokoju, a już nigdy nie spojrzałbyś na żadną kobietę. Jesteś młody. Całe życie miłosne przed tobą. Nie przyjmuję twojego zaproszenia, bo mi na tobie zależy. – I dlatego, że zaproszenie od kogoś tak pięknego jak ty jest dziwne.
Spuszcza głowę.
– Wow, niezdarna oraz bezinteresowna? Już się zakochałem.
A potem patrzy na mnie tymi błyszczącymi zielonymi oczami, a ja mimowolnie odwzajemniam spojrzenie.
– Tak w ogóle mam na imię Kieran – przedstawia się. – A ty?
Bez namysłu ujmuję jego dłoń. Jest duża, ciepła i twarda.
– Eden Tate.
– Miło cię poznać, Eden.
– Ciebie również, Kieranie. – Przysuwa się nieco bliżej, kiedy delikatnie ściska moją dłoń. W rezultacie w całym ciele czuję zdradzieckie łaskotki.
Reakcja jest tak silna i niespodziewana, że muszę się odsunąć, by odetchnąć.
Dobry Boże, kim jest ten facet? Nikt mi się tak nie podobał od… W zasadzie nie pamiętam, abym kiedykolwiek przeżyła coś podobnego. Na ogół umawiam się z kolesiami, którzy wyglądają dobrze, ale nie jakoś nadzwyczajnie. Ten facet zdecydowanie prezentuje się wyjątkowo. Atrakcyjny w sposób, jakiego nigdy sobie nawet nie wyobrażałam. Dokładnie takich mężczyzn próbuję unikać.
Skołowana odwracam się z zapartym tchem do bieżni, po czym chwytam wodę ze stojaka.
– Cóż, miło było cię poznać, Kieranie. Dzięki, że ocaliłeś mnie przed złamaniem nosa.
– Idziesz już?
– Tak. Muszę pracować, żeby zapłacić za rachunki.
– Cóż, może jeszcze na siebie wpadniemy? Przychodzę tu prawie codziennie. – Wydaje się tak pełen nadziei, że czuję ukłucie żalu.
– Może się uda. Pa.
Uśmiecha się, kiedy go mijam, przez co znów czuję motyle w brzuchu. Nie przywykłam do odczuwania niejasnego pociągu do mężczyzn, a już z pewnością do tego, co czuję przy nim. To zaskakujące, a także niepokojące, dlatego staram się otrząsnąć, zmierzając pod prysznic.
Nie jestem kimś, komu przytrafiają się znajomości z czarującymi ludźmi. To się zdarza głównym bohaterkom książek czy filmów, a nie mnie. Gdybym grała w filmie, główną rolę zgarnęłaby osoba podobna do mojej siostry, natomiast ja skończyłabym jako przemądrzała przyjaciółka, która nie ma problemów z tym, by zaliczyć, lecz umawianie się z facetami traktuje bardziej jako sport niż szansę na znalezienie życiowego partnera.
Kiedy kończę się myć, a potem ubieram, próbuję wyrzucić z myśli Kierana.
Brutalna prawda jest taka, że nieważne, jak bardzo jest przystojny oraz seksowny. Skoro się mną interesuje, musi być zakamuflowanym dupkiem. A choć nie mam nic przeciwko sypianiu z takimi typami, umawianie się z nimi na randki to kiepski pomysł.
Dupki sprawiają, że zaczynasz coś czuć, a potem znikają. Pozwalają ci myśleć, że jesteś dla nich wszystkim, a pewnego dnia stwierdzają, że jednak nie jesteś. W tej chwili powinnam skupiać się na ratowaniu kariery, a nie pracować na złamane serce.
Chwyciwszy swoje rzeczy, zmierzam do drzwi. Choć kątem oka dostrzegam Kierana i czuję na sobie jego wzrok, nie patrzę na niego.
Czas popracować.

***

Spoglądając na gigantyczny, paskudny budynek przed sobą, wybieram numer Toby’ego.
– Co tam? – pyta.
– Jesteś pewien, że wysłałeś mi dobry adres?
– Tak, a co?
– To nie dom. To magazyn, w dodatku opuszczony, z powybijanymi szybami oraz graffiti. – Bezdomny siedzący na szczycie schodów unosi butelkę whiskey i posyła mi bezzębny uśmiech. – Całe dziewięć jardów zapomnianego przez Boga miejsca.
– Cóż, tylko taki adres znalazłem. Chcesz, abym poszukał czegoś o Reggiem Bakerze?
– Pewnie. Nie zaszkodzi. Znalazłbyś też jakieś informacje o tym budynku? O poprzednich właścicielach… jakichś lokatorach. Kiedy skończysz, wyślij mi e-mail.
– Robi się. A, jeszcze jedno… – szepcze. – Derek węszył i pytał mnie, jak ci idzie.
– Co mu powiedziałeś?
– Że zbliżasz się do przełomu w sprawie. Nie wyglądał na przekonanego. Chce, żebyś pojawiła się jutro, by osobiście zdać relację.
– Świetnie. Nie mogę się doczekać, aby mu uświadomić, że nie mam nic więcej ponad to, co już wie.
– W takim razie lepiej coś wymyśl, bo wczoraj pojawiła się skarbówka, więc jest w paskudnym humorze – informuje Toby. – Nie dawaj mu powodu, żeby wyżył się na tobie.
– Dzięki za ostrzeżenie, Tobes. Postaram się.
Po zakończeniu rozmowy obchodzę budynek w poszukiwaniu wejścia czy raczej czegoś, co mogłabym wykorzystać jako trop. Udaje mi się jednak odkryć tyle, że magazyn jest ogromny i wygląda, jakby nikt go od dawna nie używał. Jedyny znak życia stanowi przykuwający wzrok mural, przedstawiający wielką czarno-białą twarz, namalowany przy tylnym wejściu nad niewielką klatką schodową. Tuż obok widnieją słowa: Porzućcie nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie.
Wchodzę po schodach, po czym naciskam klamkę. Oczywiście drzwi są zamknięte, lecz zauważam nowoczesny, lśniący domofon.
Hmmm… Ciekawe.
Wydaje się całkowicie nie na miejscu, biorąc pod uwagę, że reszta budynku wygląda jak żywcem wyjęta z horroru.
Odnoszę wrażenie, że jestem obserwowana, ale gdy spoglądam na uliczkę, nie widzę nikogo oprócz ogromnego faceta na murze za moimi plecami, który wygląda naprawdę przerażająco.
Odwracam się do klawiatury. Dla jaj wpisuję datę swoich urodzin. Jak się mogłam spodziewać, rozlega się irytujące brzęczenie, a drzwi pozostają zamknięte.
Po wypróbowaniu kolejnych kombinacji odkrywam, że kiedy wciskam guziki w odpowiedniej kolejności, wygrywam melodię Uptown Funk.
Kiedy sprawdzam, jakie jeszcze piosenki mogę zagrać, mój telefon zaczyna dzwonić tak głośno, iż niemal wyskakuję z butów.
Odbieram bez patrzenia na ekran.
– Tobes?
Słyszę głęboki męski głos, który z całą pewnością nie należy do przyjaciela.
– Proszę przestać wybierać przypadkowe kombinacje. Kolejna nieudana próba uwolni psy, a ja nie będę sprzątał po tym, jak cię dopadną.
– Co, do diabła? – Zerknąwszy szybko na komórkę, dostrzegam nieznany numer. – Kto mówi?
– Wiesz dobrze kto. Szukasz mnie.
O mój Boże. Nie może być.
– Uch… Pan Romantyczny?
Wzdycha sfrustrowany.
– Zwykle nie mam nic przeciwko, gdy klientki tak mnie nazywają, ale kiedy ty to mówisz, kojarzy mi się to z lichym magikiem w cylindrze i goździkiem w klapie marynarki. Albo gorzej, z okładką książki, na której widnieję z gołą klatą oraz rozwianymi włosami.
Uśmiecham się na tę myśl. Zakładam, że tajemniczy rozmówca wygląda właśnie tak, jak modele z okładek romansów, a nie jak Danny DeVito. No, bo serio, kobiety raczej nie płaciłyby za randkę z kimś przypominającym DeVito, chociaż nigdy nie wiadomo. Ludzie mają różne dziwactwa.
– To nie jest śmieszne – stwierdza, a ja dochodzę do wniosku, że nawet gdyby był paskudny jak cholera, mógłby zbić fortunę za telefoniczny seks. Ma diabelnie grzeszny głos.
Chrząkam.
– To jak mam na ciebie mówić?
– Gdyby to ode mnie zależało, nijak. Biorąc jednak pod uwagę, że zignorowałaś subtelną aluzję i nie dałaś mi spokoju po tym, jak oddałem ci pieniądze, możesz mówić do mnie Max – odpowiada. – A ja mam nazywać cię Bianką White czy Eden Tate? Co wolisz?
W kwestionariuszu podałam się za Biankę White. Skąd, do diabła, dowiedział się, jak brzmi moje prawdziwe nazwisko?
Zdenerwowana sięgam kolejny raz do klawiatury.
– Mówiłem, byś tego nie robiła – przypomina ostro.
Unoszę wzrok, ale nie zauważam kamery. Odwracam się zatem, a następnie lustruję wzrokiem uliczki. Dostrzegam sylwetki ludzi spieszących do domu, lecz nikt się nie zatrzymuje.
– Gdzie jesteś? – pytam, z każdą sekundą coraz bardziej zaniepokojona. Słońce zachodzi, a coraz większe cienie nie sprawiają, że czuję się bezpiecznie.
– Dobre pytanie. Jak ci się wydaje?
Patrzę w drugą stronę. Kilkanaście metrów dalej spostrzegam ciemną postać, która się na mnie gapi. Stoi tyłem do światła, więc nie dostrzegam rysów twarzy. Natychmiast sięgam do torebki po gaz.
– Okej, to nie jest normalne. – Mocniej ściskam telefon. – Udajesz teraz Bruce’a Wayne’a? Bo szczerze mówiąc, idzie ci tak sobie.
– Jeżeli nie chcesz spotkać w ciemnej uliczce dziwnego mężczyzny, panno Tate, sugeruję, abyś trzymała się od nich z daleka.
– Mądre słowa. Pozwolisz mi odejść?
– Myślisz, że zrobiłbym ci krzywdę? – pyta. – Czuję się urażony. Masz mnie za jakiegoś zbira?
– Oczywiście, że nie – odpowiadam szybko. – Na pewno jesteś idealnym, miłym psychopatą. Ale jeśli zbliżysz się chociaż o krok, zacznę krzyczeć tak głośno, że usłyszą mnie na Manhattanie.
Z głośnika płynie niski śmiech.
– Choć chciałbym to usłyszeć, możesz być spokojna. Nie masz się czego bać. – Postać odwraca się, a w uliczce rozbrzmiewa echo głośnego beknięcia. – To Charlie, miejscowy pijaczek. Nieszkodliwy. Cóż, uszy by ci pewnie zwiędły, gdybyś musiała słuchać o tym, jaką suką jest jego była żona, ale nie skrzywdziłby muchy.
Rozglądam się po raz kolejny, szukając innego mężczyzny, który może się czaić za śmietnikami.
– Jakim cudem to widzisz? Jesteś tutaj?
– Spójrz w prawo. – Unoszę wzrok. Na ścianie dostrzegam małą, zakamuflowaną muralem kamerę. – Uśmiechnij się. Włączyłaś alarm, kiedy bawiłaś się domofonem. Obserwuję cię na żywo na swoim telefonie.
– Czyli cię tu nie ma?
– Nie.
– Żałosne – stwierdzam. – Mam wielką ochotę przywalić ci za to, że śmiertelnie mnie przestraszyłeś.
– W zasadzie to Charlie cię przestraszył. Ale nie krępuj się, idź mu przywal. Sądzę, że nie będzie protestował.
Serce mi wali, kiedy opieram się o drzwi.
– Podnieca cię straszenie niewinnych kobiet? Czy lubisz to robić tylko mnie?
– Niewinnych, panno Tate? Tak byś się nazwała? Na twoją prośbę twój przyjaciel Toby przez ostatni tydzień zajmował się wieloma nielegalnymi rzeczami. A teraz, proszę, wtargnęłaś na teren prywatny – wymienia. – Gdybym nie był takim dżentelmenem, już dawno zadzwoniłbym na policję. Daję ci jednak ostatnią szansę, żebyś postąpiła właściwie i odpuściła.
– Jak się dowiedziałeś, kim jestem?
– Nie tylko twój kolega jest uzdolniony. Naprawdę myślisz, że nie sprawdzam wszystkich potencjalnych klientek? Rozczarowałaś mnie tym, jak słabo się postarałaś. Po kobiecie, która zinfiltrowała tajne stowarzyszenie w swoim college’u, spodziewałem się znacznie więcej – wyznaje.
To boli. Robiłam, co mogłam. Wybrałam nazwisko dziewczyny, z którą chodziłam do liceum, a która obecnie jest żoną jednej z szych z najbardziej prestiżowych firm maklerskich na Wall Street. Nie kumplowałyśmy się, ale wyglądałyśmy na tyle podobnie, że często brano nas za rodzeństwo, w przeciwieństwie do mojej prawdziwej siostry. Każdy, kto wygooglowałby Biankę White, zobaczyłby bogatą lwicę salonową, przypominającą mnie z wyglądu i posiadającą mnóstwo kasy na wydanie. Jakim cudem wykrył kłamstwo?
– Okej – mówię. – Więc moja przykrywka została spalona. Co teraz?
– Nic. Wyniesiesz się z mojego terenu, po czym zapomnisz, że kiedykolwiek o mnie słyszałaś.
Śmieję się.
– Jasne, nie w tym życiu. Może utrudniasz odkrycie swojej tożsamości, lecz mocno wierzę, że zdeterminowana kropla wody potrafi wydrążyć dziurę w skale.
– Jak rozumiem ty jesteś wodą, a ja skałą? – upewnia się.
– Bingo.
– Nadal nie będziesz miała z tego dobrej historii. Nawet jeśli mnie wyśledzisz i ujawnisz całą bazę klientek, bez ich wypowiedzi albo wywiadu ze mną nie powstanie artykuł. A zapewniam cię, iż żadna z pań, które skorzystały z moich usług, nie będzie z tobą rozmawiać. Ja też nie. Więc po co to ciągnąć?
– Od dziecka nienawidzę sekretów, natomiast ty, Max, jesteś gigantyczną zagadką – odpowiadam. – Muszę poznać więcej nazwisk z listy twoich sławnych klientek.
Milknie na chwilę, a następnie pyta:
– Dlaczego?
Zaskakuje mnie tym.
– Co masz na myśli?
– Dlaczego chcesz to wiedzieć? Oferuję tym kobietom coś, co je uszczęśliwia. Jesteśmy dorośli i wyrażamy na to zgodę. Nikomu nie dzieje się krzywda, więc po co to psuć? Jeżeli wydasz klientki, doprowadzisz tylko do cierpienia osób, które na to nie zasługują, a mnie pozbawisz źródła dochodu.
– Ma mi być żal ciebie oraz tych bogatych dam? Chcesz, żebym przez współczucie zapomniała o temacie?
– Byłoby miło.
– Nic z tego.
Wzdycha poirytowany.
– Doprowadzasz mnie do szału, wiesz?
– Wiem. Zdaję sobie też sprawę, że kiedy wyznaczam jakiś cel, zwykle go osiągam, zatem równie dobrze możemy przeprowadzić wywiad, oszczędzając nam obojgu kłopotu.
– Mówiąc szczerze, panno Tate, nie jestem aż takim ciekawym człowiekiem. Twoi czytelnicy byliby znudzeni.
– Mężczyzna spełniający kobiece fantazje? Jestem pewna, że przynajmniej połowa kobiecej populacji uzna to za fascynujące, włącznie ze mną.
Niemal słyszę, jak zgrzyta zębami. Trochę martwi mnie, że tak wiele przyjemności sprawia mi drażnienie się z nim. Może mu się wydawać, że zna kobiety, ale mnie nie zna, a ja zamierzam go wyśledzić i może nawet zdobyć po drodze Pulitzera.
– Prosisz o niemożliwe – informuje. – Mogę kontynuować swoją pracę tylko, jeśli będę zapewniał klientkom całkowitą anonimowość. Nie pogrzebię tego poprzez rozmowę z tobą.
– A jeżeli obiecam, że nie zdradzę tożsamości tych kobiet?
– Mam zaufać dziennikarce? Nie jestem głupi.
Co do tego nie ma wątpliwości. Każdą inną osobę wyśledziłabym już dawno.
– Słuchaj, Max, mamy dwie możliwości – mówię. – Pierwsza zakłada, że zgodzisz się na spotkanie, na którym udzielisz szczerego wywiadu, a ja obiecam na wszystko, co dla mnie święte, że nie zdradzę szczegółów, które powinny pozostać tajemnicą. Zmienię dane twoich klientek, a także zadbam o ochronę tożsamości zarówno ich, jak i twojej. Drugie rozwiązanie natomiast polega na tym, że mnie zbyjesz, a wtedy, kiedy w końcu cię dopadnę, a dobrze wiesz, że do tego dojdzie, ujawnię wszystko. Nic się nie uchowa. Szlag trafi całą poufność.
Gdy po drugiej stronie zalega cisza, wstrzymuję oddech w oczekiwaniu. Nigdy nie grałam dobrze w karty, bo blefowanie nie jest moją mocną stroną, lecz muszę przyznać, że ta groźba wyszła nieźle.
Milczenie się przedłuża, więc zaczynam się martwić, że połączenie zostało przerwane.
– Max? – Nie odpowiada. – Jesteś tam jeszcze? – Dalej nic. – Okej, w takim razie pewnie muszę pogrzebać głębiej…
– Przestań.
– Och, czyli jednak się nie rozłączyłeś.
– Myślałem – wyjaśnia. – Nie podoba mi się to ultimatum, szczególnie że nie dotyczy tylko mnie.
Czuję, że się waha.
– Max, rozumiem, iż wolałbyś, żebym się o tobie nie dowiedziała, jednak stało się. Teraz nie mogę odpuścić. Ta historia ma taki potencjał, że mogłabym zbudować na niej swoją karierę. Nie musi to jednak oznaczać końca twojej. Jeżeli zgodzisz się na przedstawione warunki, będę ostrożna. Ochronię cię.
– A jak się nie zgodzę, to mnie zniszczysz?
– Cóż, nie ubierałabym tego w takie słowa, ale tak.
Wzdycha.
– Pomyślę o tym. Ta decyzja nie należy do łatwych. Potrzebuję czasu.
– Okej. Masz czterdzieści osiem godzin – informuję. – Potem nie ręczę za siebie.
– To zabrzmiało dość mocno jak na mój gust.
– Cóż, sam zacząłeś. Potrzebuję twojej odpowiedzi do piątku.
– Dostaniesz ją – zapewnia. – Czy do tego czasu możesz wstrzymać się ze swoim śledztwem?
– Pewnie. – Nie wiem, czy wyczuwa kłamstwo, lecz nie drąży.
– Świetnie. Dobranoc, panno Tate.
– Dobranoc, Ma… – mówię, ale zdążył się już rozłączyć.
Przyglądam się ścianie z niepokojącym muralem oraz nowoczesną klawiaturą, po czym robię kilka zdjęć.
Ledwie kończę zbierać swoje rzeczy, jak wibruje mój telefon.
Jeśli nie znikniesz z posesji w ciągu trzydziestu sekund, przekonasz się, czy żartowałem z psami.
Śmieję się, ale gdy słyszę w pobliżu szczekanie, krew odpływa mi z twarzy. Dostaję kolejną wiadomość.
Dwadzieścia sekund, panno Tate. Nie były jeszcze dzisiaj karmione. Na Twoim miejscu bym uciekał.
Truchtam do końca uliczki i możliwe szybko przechodzę na drugą stronę. Dopiero kiedy dziesięć minut później wsiadam do metra, a drzwi się za mną zamykają, przestaję czekać na atak wygłodniałej sfory psów.

10 komentarzy:

  1. Wciagająco czyta sie super i aż szkoda ze nie można do konca

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciągająca historia i.dodatkowo trzyma w napięciu Dagmara Krajewska

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie dobra :) widać po recenzji :)

    OdpowiedzUsuń
  4. woooooo. niedosyt mam :))))) Iwona

    OdpowiedzUsuń
  5. Miło się czyta ten fragment i powiem szczerze, że ma coś w sobie

    OdpowiedzUsuń
  6. Z rozdziału na rozdział coraz bardziej nakręca do dalszego czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  7. widać że paniom bardzo książka zaczyna się podobać

    OdpowiedzUsuń