ROZDZIAŁ PIERWSZY
LEX
Cztery lata później
Ostatni rok studiów
– O tam. –
Przywarła piersiami do moich pleców, gdy wskazała książkę,
która, tak się złożyło, leżała z sześćdziesiąt centymetrów
nad dziewczyną. – Ta z niebieskim grzbietem.
Uśmiechając się pod
nosem, przeczytałem na głos tytuł.
– Tysiąc i
jeden sposobów na zaspokojenie mężczyzny?
– Właśnie ta. –
Wyobraziłem sobie, czy naprawdę powiedziała to zachrypniętym
głosem? Objęła mnie w pasie. – O, przepraszam. Wydawało mi się,
że widziałam kolejną książkę, która mnie… podekscytowała.
Pomyliłam się. – Zabrała rękę z mojego krocza oraz pustej
półki znajdującej się w jego pobliżu.
Parsknąłem, zdejmując
książkę. Wciąż się nie odwróciłem.
– Wiesz, miło jest
się ze mną uczyć.
– Słyszałam –
mruknęła jak kotka.
No jasne. Miałem
legendarną reputację. Za dnia byłem typowym komputerowcem,
spędzałem większość czasu w pracowni, ucząc wykładowców
kodowania. Kurna, nawet adoptowałem psy, rozdawałem ulotki
Greenpeace’u i dawałem datki na schroniska dla bezdomnych.
A nocą?
– To… –
Miękkimi, wilgotnymi wargami pieściła mój prawy biceps. – Co ty
na to?
Seksualne napięcie
przerwał irytujący głos pewnej kobiety.
– Uzależnienie od
seksu można poznać po tym, że delikwent czyha w sekcji z Kamasutrą
na laski, których nie będzie musiał oceniać w łóżku albo –
Boże, uchowaj – dawać im instrukcji.
– Gabs. –
Odwróciłem się, mocno zaciskając dłonie w pięści oraz zęby,
gotów na walkę lub by przykryć sprzęt, jeśli znów spróbuje
mnie kopnąć między nogi.
– Przytyłaś? –
rzuciłem.
– Hm, nie wiem.
Pomogli ci w przychodni dla ubogich pozbyć się tych wszy łonowych?
Dziewczyna, której imię
zapomniałem, jak zresztą niemal każdej, zabrała książkę i
szybko się oddaliła, gdy Gabi posłała mi wymowne spojrzenie.
– Tak tylko mówię,
ale to ona poprosiła mnie o pomoc. – Nie wiedziałem dlaczego, do
licha, wyjaśniałem cokolwiek pomiotowi szatana. Może stało się
tak, ponieważ patrzyła, jakby od wylądowania w areszcie dzieliła
mnie tylko jedna zła decyzja.
Gabi zacisnęła miękkie,
różowe wargi w cienką linię i zmrużyła oczy.
– Spóźniłeś
się.
– Tak się składa,
że – podszedłem do niej – przyszedłem wcześniej. Zobaczyłem
damę w potrzebie, więc posłużyłem jej pomocą. Wiesz, jak to
jest. Nic nie poradzę na to, że nieustannie przyciągam do siebie
estrogen.
– Tak. – Wskazała
na taboret stojący przy regale. – Są takie spragnione uwagi… i
tak bardzo głupie. Nie potrafiła wymyślić lepszej wymówki?
Dlaczego nie powiedziała, że ma lęk wysokości i nie zapytała,
czy mógłbyś podać jej tę książkę?
Przewróciłem oczami.
– Gabs, wiem, że
jesteś tak mała, iż wszystko wydaje ci się bardzo, bardzo
przerażające, ale taboret ma tylko trzydzieści centymetrów. Jeśli
tamta laska się go obawiała, to zapewne obawia się też
wszystkiego o podobnych wymiarach. – Pochyliłem się, uśmiechając
ironicznie. Uniosłem jej włosy, by szepnąć do ucha: – Kogo
próbuję nabrać? Uwielbiam, kiedy dziewczyny krzyczą w moim łóżku.
Gabi popchnęła mnie w
pierś. Mocno.
– Ohyda! Zarażaj
kogoś innego. – Wzdrygnęła się i oddalając z tupotem, zawołała
przez ramię: – Po prostu miejmy to już z głowy, dobra?
– Spoko. –
Ruszyłem za nią z prędkością niepełnosprawnego żółwia, z
obawą stawiając każdy krok zbliżający mnie do stolika, przy
którym dziewczyna położyła swój różowy plecak oraz rozłożyła
zakreślacze.
U niej wszystko musiało
znajdować się na swoim miejscu.
Było to zachowanie tak
typowe dla Gabi, że z trudem zapanowałem nad sobą, by się nie
uśmiechnąć lub nie roześmiać. Gdybym okazał radość, mogłaby
pomyśleć, że przynajmniej lubię ją jako przyjaciółkę, co nie
było prawdą.
Była dla mnie zupełnie
zakazana. Oznaczało to, że gdy tylko przed czterema laty odszedłem
od niej, stała się dla mnie nikim. Uznałem ją za androgenicznego,
bezpłciowego, bardzo brzydkiego kolesia, brata, kozę.
Poza tym przyjaźń między
dziewczynami a chłopakami zdarzała się… nigdy. Ergo,
teoria o kozie. Jeśli będę myślał o Gabs jak o zwierzęciu albo
bezpłciowym człowieku, to nie padnę ofiarą jej uroku ani nie
zdecyduję się z nią przyjaźnić. Zapragnąłbym zapewne czegoś
więcej, przespałbym się z nią i wszystko zepsuł, ostatecznie
czując do niej niemal równie wielką nienawiść, jaką wypełniałem
samego siebie.
Błędne koło.
Nie zamierzałem się tak
zapętlić.
Gabs ssała końcówki
włosów. Miała taki obrzydliwy nawyk. Potem wyciągnęła kartki.
– Dobra, więc
wzięłam się do roboty i przejrzałam wszystkie zgłoszenia
mężczyzn, po czym zestawiłam je z danymi klientek, które już
mieliśmy w bazie. Zaimportowałam je do nowego programu, ale nie
wiem, jak to ma wypalić przy planie zajęć twoim i Iana.
– Uroczo. Tak samo
mówisz w łóżku?
– Lex – warknęła,
podsuwając mi kartki. Były zapisane mnóstwem liczb. Byłem
uzależniony od liczb, stanowiły mój narkotyk. Kochałem je.
Najpierw zauważyłem, że Gabi nie namieszała nic z danymi, więc
nie miałem powodu, by zwolnić ją ze Skrzydłowych. Dziewczynę
zatrudnił Ian, by mogła opłacić studia. Wiedział, że
potrzebowała funduszy, ale była zbyt dumna, by przyjąć je od
któregoś z nas w prezencie – nie żebym cokolwiek jej proponował.
Zamiast tego przyjaciel
dał jej pracę.
W mojej spółce.
Dobra, byliśmy
partnerami, niemniej i tak się wkurzyłem. Olała formularze z
McDonalda oraz Starbucka, które zostawiłem w jej kuchni. Zażądałem
nawet spłaty przysługi, którą winny był mi Microsoft po stażu
odbytym u nich latem. Dziewczyna odmówiła!
Ianowi i mnie został już
tylko jeden semestr studiów.
Semestr, podczas którego
spadło na mnie przekleństwo. Musiałem wytrzymywać z Gabi nie
tylko dlatego, że przyjaźniła się z Ianem, lecz także dlatego,
że on, odkąd związał się kilka tygodni temu z Blake, nie
wyrabiał się z niczym.
Jęknąłem, gdy cyfry
zlały mi się przed oczami. Skrzydłowi byli dokładnie tym, czym
się wydawali. Ian wymyślił tę usługę po wypadku, który
wydarzył się podczas pierwszego sezonu, kiedy grał w drużynie
Seahawks. Pomagaliśmy jako skrzydłowi dziewczynom, ale tym dobrym,
a nie takim, które obmacywały mnie w księgarni, odnaleźć swoje
szczęśliwe zakończenie.
Powstrzymywaliśmy je
przed zniżeniem się do związku z totalnymi idiotami.
Jednocześnie pomagając
im zdobyć pewność siebie.
Wiem, wiem, zasługuję na
Purpurowe Serce. Może z tego powodu noce spędzałem z tyloma…
dupami. Istniała granica tego, ile dobra mogła znieść moja dusza,
nim wybuchnąłbym brokatem czy motylkami, co wcale nie byłoby
fajne.
Ian z Blake wymyślili,
byśmy poszerzyli klientelę o mężczyzn. Mimo że chciałem
odmówić, ponieważ miałbym o wiele więcej roboty, wiedziałem, że
mieli rację. Na samym moim kierunku było mnóstwo facetów, którzy
nigdy nie byli na randce, więc dzięki nim wiedziałem, że
wyświadczaliśmy społeczeństwu przysługę.
Szybko zmodyfikowałem
program, byśmy mieli bazę danych lub pulę wolnych kobiet oraz
mężczyzn, a następnie poumawiałem spotkania z najbardziej
beznadziejnymi przypadkami. Ich również wyłowił program.
– Lex? – Gabi
pstryknęła mi przed nosem palcami. – Słuchasz mnie?
– Nie. –
Odsunąłem jej rękę. – Czytałem. I chociaż nie chcę
wypowiedzieć tych słów…
– Mam rację? –
Uśmiechnęła się promiennie, po czym przygryzła dolną wargę.
Stęknąłem. Mruknąłem
pod nosem:
– Masz rację. Co
oznacza, że albo musimy zatrudnić kogoś jeszcze, albo weźmiesz na
siebie nowe zadania.
– Nowe zadania? –
Zmarszczyła ciemne brwi, okręcając długie, kasztanowe pasma
włosów wokół palców. – Yyy, nie taka była umowa.
– Uległa zmianie.
– Wstałem, zgniotłem papiery i wyrzuciłem je do kosza. – Jeśli
wezmę na siebie choćby jedną osobę więcej, odbędzie się to
kosztem studiów. – Dobra, skłamałem, ale nie chciałem spędzać
całego dnia z klientami, ponieważ byłbym zbyt zmęczony na
„dodatkowe zajęcia”. – Musisz popracować z niektórymi
kolesiami.
– Nie! – Gabi
pospiesznie wstała. – Wiesz, że nie mogę tego zrobić!
– Wiem? –
Spojrzałem ponad nią na cycatą blondynę, która zerkała na mnie
i puściła do mnie oko.
– O nie, nie ma
mowy. – Gabs wskoczyła na krzesło i ujęła moją twarz w dłonie.
– Spójrz na mnie.
– Patrzę –
powiedziałem celowo znudzonym tonem, próbując wbić wzrok w
stojącą za nią Cycatą.
– Lex! – Pacnęła
mnie w policzek. – Skup się, przestań myśleć dolnym mózgiem,
niech krew ponownie popłynie ci do góry.
Wybuchnąłem śmiechem.
– Chyba coś ci się
pomyliło…
Zakryła mi usta dłonią.
Zauważyłem, że kciuk miała pomazany różowym zakreślaczem
pachnącym truskawkami. No jasne.
Szeroko otworzyła zielone
oczy.
– Nie mogę
spotykać się z klientami płci męskiej ani ich uczyć, ani…
Przewróciłem oczami,
odsuwając jej rękę.
– Wyszkolę cię w
tydzień, Gabi. Przecież to nic trudnego. Będziesz miała do
czynienia z kujonami szukającymi kujonek, z którymi będą mogli
spłodzić małe kujonki, a te następnie również spłodzą małe
kujonki, które zapewne stworzą pewnego dnia dość robotów, by
sprowadzić na świat apokalipsę. – Nie wspomniałem, że trening
będzie dotyczył także uwodzenia oraz innych zadań. Byłem dość
pewny, że jeśli miałaby szansę, to prędzej by umarła, niż
zgodziła się na ten plan. Tak czy siak zmuszę ją, by
zrezygnowała. Przynajmniej pomachałem jej przed nosem nadzieją,
aby ostatecznie, gdy się wycofa, wina spadła tylko na nią, jakby
samodzielnie podjęła tę decyzję. Widzicie? Jestem prawdziwym
dżentelmenem, gdy tylko tego chcę.
Zacząłem się oddalać,
ale Gabi uczepiła się moich pleców jak jakaś małpka i wbiła
stopy w moje boki.
– Stój!
Odchyliłem głowę,
przywalając jej w podbródek.
– Aua! –
krzyknęła.
– Przepraszam!
– Nieprawda!
– Skąd wiesz? –
Gromadziła się wokół nas publiczność. – Złaź ze mnie!
– Dopiero gdy
obiecasz, że nie będę musiała się puszczać! – syknęła.
Spojrzał na nas pracownik
biblioteki. Świetnie.
Ściszyłem głos,
jednocześnie próbując poluzować ucisk jej nóg na mojej talii.
– Nie puszczasz
się, a pomagasz. Uwierz mi, Gabi, to wielka różnica.
Odwróciłem głowę, a
dziewczyna w tym samym czasie się nachyliła, więc musnęła
wargami moje ucho.
Zamarłem.
Ona też.
Czas się zatrzymał.
Dwa razy odetchnąłem
głęboko.
– To tylko praca,
Gabs. Jeśli sobie nie poradzisz, znajdę kogoś innego. – Oto
przedstawiłem idealny plan. Mogłem ją zwolnić, jeśli odmówi
wykonywania obowiązków, dzięki czemu oboje poszlibyśmy w swoją
stronę. Do granic szaleństwa doprowadzała mnie bliskość jej
skóry pachnącej truskawkami, a zawsze czerpałem dumę z faktu, że
ciężko było mnie złamać.
Dopóki nie pojawiła się
Gabi.
– Nie. –
Uszczypnęła mnie w szyję. – Połowa firmy należy do Iana. Po
prostu…
– Już zawsze
będziesz używać tego argumentu? To twój plan awaryjny? Będziesz
biegać po pomoc do Iana za każdym razem, gdy napotkasz jakieś
trudności?
Oddychała spazmatycznie.
Mam cię, słoneczko.
– Tak myślałem.
Słuchaj, jestem zmęczony i potrzebuję seksu, więc jeśli nie masz
ochoty mnie zaspokoić, to proszę, zejdź ze mnie i wróć do domu.
Zsunęła się. Jędrne
piersi dziewczyny pomachały mojemu ciało na pożegnanie, kiedy
zirytowany zacisnąłem zęby.
Odwróciłem się z
nikczemnym uśmiechem.
– Zaczynasz jutro –
rzuciłem.
Policzki jej
poczerwieniały. Obstawiałem, że się wycofa. Powinna, przecież
była niewinna i rzadko się umawiała. Cholera, nawet moja babcia
miała w tych sprawach większe doświadczenie niż Gabi.
Żółw miał większe
doświadczenie.
Przyjaźniliśmy się z
tym samym facetem, a kiedy rzeczony facet się upił, wyznał powód,
dla którego był tak opiekuńczy w stosunku do naszej drogiej,
kochanej Gabi. Dziewictwo. Była dziewicą.
Zasadniczo oznaczało to,
że poniesie błyskawiczną klęskę w tej robocie, a ja udokumentuję
każdą chwilę, po czym poinformuję Iana, iż dziewczyna musi
znaleźć sobie inną pracę.
Idealny plan?
O tak.
– Znaczy… –
Puściłem do niej oko. – Chyba że wolisz zacząć już dziś. –
Zwilżyłem wargi językiem i przechyliłem głowę. – Mój rekord
to czterdzieści osiem sekund. Obstawiam, że z tobą zajęłoby mi
to tylko dwadzieścia.
W stronę mojej głowy
poleciał podręcznik.
Chyba otrzymałem
odpowiedź.
– Wiesz… –
Kiwałem się na piętach. – Zawsze możesz aplikować do
McDonalda. Ludzie są mi winni przysługi, więc mogę się upomnieć,
Gabs. Nie pasujesz do Skrzydłowych.
Nozdrza jej zafalowały.
– Potrzebuję tej
pracy, Lex. Tylko u was zarobię dość, aby…
Uniosłem brwi.
– Aby… Gabs?
Kupić więcej butów? To że jeszcze nie uregulowałaś czesnego,
jest do ciebie niepodobne.
– Drań! –
wrzasnęła, rzucając we mnie kolejną książką. Uchyliłem się.
– Znów zhakowałeś moje konto?
– Ja? – Niewinnie
wzruszyłem ramionami. – Szczerze, jestem zaskoczony, że jeszcze
nie włamał się na nie jakiś pięciolatek. Zdajesz sobie sprawę z
tego, że „hasło” jako hasło to zasadniczo rozkładanie
wycieraczki z napisem „Witaj”?
– Nienawidzę cię.
– A ja ciebie,
słoneczko. – Uśmiechnąłem się złośliwie. – A teraz leć,
jak zawsze, poskarżyć się Ianowi, a ja, jak zwykle, postoję na
zewnątrz, gdy kobiety będą padać mi do stóp.
Odeszła rozwścieczona.
Nie wiedziała o tym, i
nigdy nie miała się dowiedzieć, ale cząstka mnie odeszła wraz z
nią, bo przy każdej kłótni czułem, jakby pękała część mojej
duszy.
Ha, może to dlatego coraz
bardziej jej nienawidziłem.
Gabrielle Sava odbierała
mi duszę.
Szlag, gdy skończy się
semestr, będę demonem lub wampirem.
Cycata blondynka znów
puściła do mnie oko. Pomachałem jej. Uśmiechając się, utkwiłem
wzrok w krągłym, kształtnym ciele. Zdecydowałem się dziś wbić
w nie zęby.
– Zatem zostanę
wampirem – szepnąłem i podszedłem do dziewczyny.
Brzmi bardzo ciekawie i zapewne taka właśnie jest ta książka ciekawa,wciągająca :)
OdpowiedzUsuńZachęcająco sie zaczyna
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, naprawdę wciąga
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział i już mnie zaciekawiła cała książka Dagmara Krajewska
OdpowiedzUsuńJak zacznę czytać to przepadnę z kretesem😂😂😂
OdpowiedzUsuńBardzo wciągająca historia pełna pikantnych opisów i scen.
Wciągająca
OdpowiedzUsuńinteresująco się zapowiada
OdpowiedzUsuńwygląda że dalej będzie też ciekawie
OdpowiedzUsuńopis zachęca dopoczytania
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie można oderwać oczu :)
OdpowiedzUsuńJuż przepadłam, fajnie się czyta
OdpowiedzUsuń