poniedziałek, 11 stycznia 2021

Wydawnictwo NieZwykłe Książka pt.: "Kochanie nie rań mnie" - ROZDZIAŁ 2

 


Rozdział 2

Słyszę, jak za moimi plecami obcasy mamy nerwowo uderzają o podłogę, jednak nie przyspieszam, wiedząc, że nie mam tutaj dokąd uciec. Chwilę później dogania mnie, kiedy wciskam guzik przywołujący windę.

Co to miało być? – syczy, stając tuż obok mnie. – Jeszcze nigdy nie było mi za ciebie tak wstyd!

Jest wściekła i wcale jej się nie dziwię. Bardzo ważne jest dla niej zdanie innych. Zawsze starała się być w czyichś oczach nieskazitelna. Idealna córka. Idealna matka. Idealna adwokat. Zaprezentowałam się z bardzo niekorzystnej strony. Skompromitowałam ją przy przedstawicielach ważnych stanowisk i jestem pewna, że nie ujdzie mi to na sucho. Drzwi windy się rozsuwają. Kilka osób będących w środku wita nas uprzejmym kiwnięciem głowy. W milczeniu zjeżdżamy dwa piętra niżej, po czym wysiadamy, a razem z nami pozostali pasażerowie.

Melody! – Amelie zaciska dłoń na moim przedramieniu i mocno ciągnie, zmuszając mnie do stanięcia z nią twarzą w twarz. – Zadałam ci pytanie.

Chłód jej stalowych oczu sprawia, że mam ochotę zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu.

Ja… – Nie wiem co powiedzieć. – Przepraszam – bąkam w końcu. – Nie czuję się najlepiej.

Jej oczy przecina niebezpieczny błysk.

Jak mogłaś się tak skompromitować?! – wybucha, nie zwracając uwagi na przysłuchujących się naszej rozmowie pracowników. – Czy ty wiesz, kim jest Singh?! Nie masz pojęcia, jak ogromne ma wpływy i ile mu zawdzięczamy! Jak mogłaś tak po prostu stać i nie odezwać się ani słowem?! Jesteś…

Dość! – Kiedy ostry jak brzytwa głos Hudsona przecina powietrze, Amelie natychmiast milknie. – Mel, do samochodu – nakazuje, pilotem otwierając pojazd. Szybko robię, co każe, w obawie, że jego gniew dosięgnie także mnie. – A ty – zwraca się do poczerwieniałej z wściekłości córki – przemyśl swoje zachowanie i zadzwoń, kiedy ochłoniesz.

Dziadek zajmuje miejsce za kierownicą i uruchamia silnik. Zaciskam powieki, kiedy przejeżdżamy obok Amelie, nie chcąc widzieć jej pełnego wyrzutu spojrzenia.

Jednak gdzieś w środku, w najciemniejszych zakamarkach duszy czuję satysfakcję. Kolejny raz miłość do wnuczki zwyciężyła z miłością do córki. I wiem, że mama nigdy mi tego nie wybaczy.


Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie pierwszy dzień w nowej pracy. Tymczasem zakończył się po niespełna trzydziestu minutach, z czego ponad dziesięć upłynęło na mojej kompromitacji. Jedynym plusem w całej tej absurdalnej sytuacji jest to, że Singh mnie nie poznał, a jeśli nawet, to w żaden sposób tego nie zdradzał.

Gdy dziadek zabrał mnie z „Prince&Stone”, pojechaliśmy prosto do niego – jedynego miejsca, które od zawsze uważam za dom – gdzie od razu zaszyłam się w swoim dawnym, dziecięcym pokoju, błagając piekło, by pochłonęło wszystkich świadków dzisiejszych wydarzeń.

Lecz kiedy mijały godziny, a to, czego najbardziej pragnęłam, wcale się nie spełniało, postanowiłam, że zrobię wszystko, by wymazać złe pierwsze wrażenie. Dlatego teraz stoję na fotelu biurowym, który jest o wiele wygodniejszy, gdy się na nim siedzi, próbując dosięgnąć sterty teczek leżących na najwyższej półce regału w gabinecie Isabell, księgowej i prawej ręki Hudsona.

Spróbuj tym. – Kobieta podaje mi długą linijkę.

Uśmiecham się do niej w odpowiedzi. Znam ją od zawsze i świetnie czuję się w jej towarzystwie, a dzięki jej pomocy bez problemu udaje mi się dosięgnąć starych dokumentów. Rzucam teczki na biurko, po czym schodzę z krzesła. W powietrzu unosi się zapach kurzu i atramentu drukarki, która nieustannie pracuje. Uważnie przeglądam każdą kartkę. Oczy już pieką mnie od wysiłku, a za mną dopiero jedna czwarta tego, co powinnam zrobić.

Nie spieszę się, pilnując, by nie popełnić żadnego błędu przy archiwizacji i wprowadzaniu danych do komputera. Jeszcze bardziej nie chcę spotkać się z Rhysem Singhem. Pamiętam, że zanim zrobiłam z siebie idiotkę, Stone mówił, że kiedy skończę porządkować dokumenty u Isabell, będę pomagać jego siostrzeńcowi. A im później to nastąpi, tym lepiej dla mnie.

Jaki jest Stone? – pytam niby od niechcenia Isabell.

Nie miałam zbyt wiele okazji, żeby z nim porozmawiać, ale coś mi w nim nie pasuje. Wydaje mi się najbardziej zakłamaną osobą, jaką spotkałam w swoim krótkim życiu. Nie ufam mu i boję się, że moja rodzina źle wyjdzie na współpracy z nim.

Kobieta podnosi na mnie jasne oczy znad klawiatury komputera.

Pan Stone to dobry człowiek – stwierdza po chwili namysłu. Wybałuszam oczy w zdziwieniu. – Naprawdę, Mel. Wiem, że trudno ci teraz w to uwierzyć, ale da się lubić. Jego sposób bycia jest dość… specyficzny, ale kiedy już go poznasz, z pewnością przyznasz mi rację.

Nie sądzę, myślę. Z moich ust pada kolejne pytanie:

A jego siostrzeniec?

Umalowane jasnoróżową szminką usta księgowej rozciągają się w uśmiechu, a wokół jasnych oczu pojawiają głębokie zmarszczki.

Słyszałam, że zdążyłaś już poznać Rhysa – wyznaje.

Na dźwięk jej słów moje policzki przybierają kolor purpury.

Zapewne cała kancelaria o tym huczy – burczę niezadowolona, wklepując kolejny numer sprawy do specjalnego programu.

O czym ty mówisz?

Wczoraj zachowałam się jak… Nieważne. – Lekceważąco macham ręką, chcąc jak najszybciej zapomnieć o wczorajszych wydarzeniach. – Kim on jest?

Isabell zamyśla się na chwilę, jakby zastanawiała się, jak dużo może mi powiedzieć.

Właściwie pojawił się znikąd – słyszę w końcu. – Nikt z nas wcześniej nie znał go osobiście, a sam James nigdy nie wspominał, że to właśnie on jest jego siostrzeńcem. Jakiś rok temu zwołał zebranie, na którym oznajmił, że będziemy pracować głównie dla jego siostrzeńca, który jest inwestorem giełdowym, a poza tym właścicielem kilkunastu firm. Samego Rhysa poznaliśmy dopiero kilka miesięcy później.

Inwestor giełdowy? Wygląda na kogoś zupełnie innego. A ilu inwestorów giełdowych znasz?, drwi ze mnie głos z tyłu głowy. Racja, żadnego…

I do czego ja mu niby jestem potrzebna? – wypalam bez namysłu. Isabell marszczy brwi, nie rozumiejąc. – Stone chce, żebym pomagała Singhowi, kiedy uporam się z tym – wyjaśniam, wskazując brodą na porozkładane wokół mnie teczki.

Zmarszczka między brwiami kobiety staje się jeszcze bardziej widoczna.

Nie mam pojęcia – przyznaje cicho. – Z reguły nikt nie ma osobistego kontaktu z Rhysem, jeśli chodzi o sprawy zawodowe. Dotychczas wszystko załatwialiśmy mailowo lub telefonicznie. Powinnaś się cieszyć. Ktoś musiał dostrzec twój potencjał, bo jego sprawy powierzają najlepszym.

Nie sięgam pracującym tu prawnikom nawet do pięt, dlatego teraz jeszcze bardziej mnie to wszystko zastanawia. Najpierw powierzają mi coś, czego nie da się zepsuć, żeby tuż po tym rzucić na głęboką wodę. Miejmy nadzieję, że się nie utopię.

Zamykam teczkę i wstaję. Nie ma sensu dłużej ciągnąć tego tematu.

Idę po kawę – oznajmiam krótko. – Czarna bez cukru? – pytam, choć dobrze znam odpowiedź.

Czarna bez cukru – potwierdza, wbijając wzrok w porozkładane przed sobą dokumenty.

Uśmiecham się, wychodząc z gabinetu księgowej, po czym kieruję się do kuchni. Pomieszczenie wypada mniej korzystnie od pozostałych, jeśli chodzi o metraż, ale jest tak samo jasne i sterylnie czyste jak reszta siedziby kancelarii.

Włączam ekspres i już po chwili upijam łyk latte. Kiedy zmieniam program i czekam, aż kubek Isabell się napełni, do kuchni wchodzi moja matka.

Dzień dobry – wita się uprzejmym tonem.

No proszę. Wcale nie próbuje rozszarpać mi gardła. To miłe zaskoczenie.

Dzień dobry – odpowiadam bez cienia emocji w głosie.

Zupełnym przypadkiem ubrałyśmy się prawie tak samo. Niemal identyczne garnitury od Pinko, które różni jedynie kolor i wysokie, czarne szpilki.

Spałaś u Hudsona – bardziej stwierdza, niż pyta. Biorę latte oraz kawę Isabell, po czym kieruję się do wyjścia. – Melody, przepraszam.

Staję jak wryta.

Spodziewałam się usłyszeć wszystko, ale nie przeprosiny.

Zapomnij – rzucam, odwracając się. – Nic złego nie zrobiłaś.

Dlaczego znowu to robię? Dlaczego pozwalam myśleć innym, że wcale nie postępują źle, choć rzeczywistość jest zupełnie inna? Amelie przeczesuje dłonią jasne, proste włosy. Jest zakłopotana i dzisiaj to ona nie radzi sobie z emocjami.

Wczoraj potraktowałam cię niesprawiedliwie. To był twój pierwszy dzień. Denerwowałaś się, a ja… Przestraszyłam się, że Singh nie będzie chciał z tobą pracować i…

Oczywiście, że od początku wiedziała, że mam pracować z Singhem. Szkoda, że nie raczyła mnie o tym poinformować. A co to by zmieniło?, pytam sama siebie. Nikt nie mógł wiedzieć, że ktoś, kto był jedynie mglistym, pijackim wspomnieniem, nagle ponownie zjawi się w moim życiu…

Nie gniewam się. – Mój głos brzmi cicho, lecz pewnie.

Amelie otwiera usta, ale odchodzę, zanim cokolwiek zdąży powiedzieć. Jeszcze nigdy nie czułam się tak daleko od niej jak w tej chwili.

Wracam do niewielkiego gabinetu, po czym zasiadam przy biurku i bez reszty oddaję się zleconemu zadaniu. Zapominam o kłótniach, które jak rak wżerają się między mnie a matkę. O żalu, który mam w sobie. I o miodowych tęczówkach, które od wczoraj prześladują mnie za każdym razem, gdy zamykam oczy.

***

Na mokre po kąpieli ciało zakładam szlafrok, a stopy wsuwam w ciepłe kapcie, po czym opuszczam łazienkę. Szybkim krokiem przechodzę przez pokój na niewielki balkon. Zachwycona panoramą miasta rozciągającą się u moich stóp odpalam papierosa. Kiedy wciągam trujący dym w płuca, coś wewnątrz mnie w końcu się uspokaja.

Rozmyślam o dotychczasowym życiu. Zawsze byłam szczęśliwą osobą, wiedzącą, czego chce od świata. Nie brakowało mi asertywności i pewności siebie. Stałaś się taka dopiero po wyjeździe na studia, przypominam sobie w myślach. Dlaczego teraz nie potrafię sprzeciwić się matce? Jestem dorosła, a w jej obecności chwilami czuję się jak pięcioletnia, zagubiona dziewczynka, która nie może spamiętać, ile ma lat.

Wrzucam wypalonego papierosa do popielnicy stojącej w rogu balkonu i jeszcze przez chwilę patrzę na zapadający zmrok. Ciężko żyć w idealnej rodzinie, kiedy samemu jest się daleko od ideału, szepcze nieśmiało głos z tyłu głowy. Wyjątkowo się z nim zgadzam, ostatni raz zerkając na kolorowe niebo, po czym wracam do pokoju, zamykam drzwi i aż podskakuję na widok dziadka siedzącego na moim łóżku.

Co robiłaś? – pyta ostro.

Mam ochotę skulić się pod jego nieustępliwym spojrzeniem, ale przypominam sobie, co sobie obiecałam.

Byłam zapalić – oznajmiam jak gdyby nigdy nic. Hudson otwiera usta, by coś powiedzieć, jednak tym razem jestem szybsza: – Jestem dorosła, dziadku. Nie możecie ciągle mi czegoś zabraniać. Nie było mnie z wami kilka lat i od tamtej pory wiele się zmieniło. Ja się zmieniłam – poprawiam sama siebie. – Jeśli dalej zamierzacie kontrolować każdy aspekt mojego życia, to wracam do Nancy.

Dziadek wstaje, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy, po czym odwraca się i od razu rusza w kierunku otwartych drzwi prowadzących na korytarz. Przez chwilę wydaje mi się, że przesadziłam i już mam powiedzieć, że nie chciałam sprawić mu przykrości, lecz ten przystaje i odwraca się twarzą do mnie.

Masz rację – przyznaje ciepło, jakby faktycznie dotarł do niego sens moich słów. – Jesteś dorosła, a ja gdzieś po drodze o tym zapomniałem. Oboje z mamą zapomnieliśmy. Obiecuję ci, że to się zmieni. – Zdziwiona jego słowami unoszę brwi, ale wciąż milczę, widząc, że chce powiedzieć coś jeszcze. – Chciałem ci tylko oznajmić, że za godzinę spodziewamy się z twoją mamą gości i chcielibyśmy, żebyś uczestniczyła w tej kameralnej kolacji.

Od śmierci babci nikt w tej rodzinie nie zaprzątał sobie głowy wspólnymi kolacjami, a gości zapraszano do restauracji. Ci dzisiejsi muszą być naprawdę wyjątkowi, skoro Amelie zgodziła się na ich towarzystwo we własnym apartamencie.

Wsuwam dłonie w kieszenie białego szlafroka.

Wybacz, ale chciałabym odpocząć – mówię zgodnie z prawdą. – To był ciężki dzień, a jutro czeka mnie kolejna walka z przedawnionymi aktami.

Hudson powoli kiwa głową.

Wiem, kochanie. Nie będę cię zmuszał. Gdybyś jednak zechciała nam towarzyszyć, będzie nam niezmiernie miło. Jeśli możesz – dodaje na odchodnym – to nie pal w mojej obecności. Będę spokojniejszy, gdy nie będę musiał na to patrzeć.

Po tych słowach wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Zdejmuję szlafrok i podchodzę do łóżka, na którym leży przygotowany wcześniej beżowy dres. Szybko zakładam przez głowę ciepłą bluzę, po czym wciągam na tyłek spodnie z przyjemnej w dotyku dzianiny. W pełni ubrana siadam na samym środku łóżka, opierając się o pikowany zagłówek.

Chwytam Macbooka, kładę go sobie na udach, po czym piszę do Nancy: Jesteś? I niemal natychmiast rozbrzmiewa dźwięk przychodzącej rozmowy. Odbieram od razu, a na ekranie urządzenia pojawia się uśmiechnięta twarz mojej przyjaciółki.

Nareszcie! – wołam, również się uśmiechając. – Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mi brakować widoku twojej rozczochranej fryzury.

Swoją drogą, wygląda naprawdę uroczo z włosami sterczącymi na wszystkie strony, jakby dopiero wstała z łóżka.

Mam dobre wieści, Prince – mówi, wygładzając dłonią jasne włosy. – Wywalili Cartera ze stażu.

Wiem, że nie powinnam cieszyć się z jego nieszczęścia, którym na pewno jest dla niego utrata pracy, bez której nie zdobędzie wymarzonego tytułu, ale nic nie poradzę na to, że po raz pierwszy od dłuższego czasu wieści o moim byłym chłopaku budzą we mnie prawdziwą radość.

Żartujesz?! – nie dowierzam, rozciągając usta w jeszcze szerszym uśmiechu. – Jak to możliwe?

Nancy wzrusza ramionami, obracając w dłoni żółty ołówek.

Podobno – robi charakterystyczny gest palcami obu dłoni – zaprzyjaźnił się z żoną ordynatora.

No tak, myślę. Jak mogłam zapomnieć, że jedyną miłością Cartera jest seks? Zawsze podkreślał, jak bardzo go uwielbia i na jak wielu płaszczyznach życia mu pomaga. Nie odpuszczał żadnej nadążającej się okazji, by nie popisać się przed kobietą łóżkowymi umiejętnościami. Seks jest jego siłą. A jeśli ma to być seks z kobietą, która teoretycznie jest poza jego zasięgiem, zrobi wszystko, by prędzej czy później zdobyć jej ciało. To daje mu satysfakcję i karmi jego już i tak przerośnięte ego.

Dlaczego mnie to nie dziwi… – mówię bardziej do siebie.

Przyjaciółka niedbale upuszcza ołówek, przerzucając jakieś kartki, zapewne notatki do kolejnych egzaminów, po czym pyta:

A co to za pilna sprawa, którą chciałaś ze mną omówić?

Biorę głęboki oddech i opowiadam przyjaciółce o wszystkim, co wydarzyło się w ostatnich dniach. O tym, jak wyobrażałam sobie aplikację w „Prince&Stone”, a jak w rzeczywistości wyglądała, o kłótniach z mamą, o szefie, który pożera mnie wzrokiem, gdy tylko znajdzie się w pobliżu. I w końcu o tym, jak bardzo czuję się zagubiona w mieście, w którym spędziłam niemal całe życie, a które teraz wydaje mi się tak obce i przerażające.

Jest coś jeszcze – stwierdza, kiedy kończę. – O czymś mi nie mówisz.

Kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu, że Nancy byłaby o wiele lepszym prawnikiem ode mnie. Potrafi wyczuć, że coś ukrywam nawet przez wideo rozmowę, będąc tak daleko stąd. Nie chcę jej okłamywać. Nie zasługuje na to. Wzdycham zrezygnowana.

On… – zaczynam niezgrabnie. – Ten mężczyzna, z którym się całowałam…

Boże, ty znowu o nim? – przerywa mi znudzonym głosem. – Mel, mówiłam ci, że…

Nancy, on tu jest! – niemal krzyczę. – Mam dla niego pracować!

Prostuje się na dźwięk moich słów.

Niemożliwe – szepcze, a jej oczy robią się okrągłe jak spodki. – Jesteś pewna, że to on? Byłaś pijana. Możesz dobrze nie pamiętać, jak wyglądał.

Za to doskonale pamiętam smak jego ust i dotyk dłoni. I… głos. Głos, który gra na każdym kawałeczku mojej duszy.

To on – powtarzam z przekonaniem. – Rhys Singh.

Na dźwięk moich słów przyjaciółka porusza ustami jak ryba wyjęta z wody.

Wszystko dobrze? – pytam zaniepokojona.

Cholera jasna – wydusza w końcu. – Wiedziałam, że już gdzieś go widziałam. Pamiętasz, jak interesowałam się akcjami giełdowymi? – Potwierdzam kiwnięciem głowy, przypominając sobie, że był to jej sposób na reset mózgu po ciężkich sesjach na studiach. – Był okres, gdy jego nazwisko przewijało się niemal w każdym tematycznym artykule – ciągnie. – Singh jest… nieziemsko przystojnym, obrzydliwie bogatym i niesamowicie wpływowym człowiekiem. Nie wiem, jakim cudem los skrzyżował wasze drogi, ale wykorzystaj to, Mel. Ten facet może otworzyć przed tobą cholernie dużo drzwi.

Z trzaskiem zamykam komputer, po czym zimnymi dłońmi dotykam rozpalonych policzków. Nie mam pojęcia, czego od niej oczekiwałam, wyznając jej, że Singh zjawił się w moim życiu, ale na pewno nie tego, że będzie mnie namawiać do wyciągnięcia ze znajomości z nim tyle, ile tylko się da. Jednak jej pomysł wydaje się o wiele lepszy od mojego, którym była ucieczka, zmiana tożsamości albo odejście z pracy, która tylko mnie męczy. Kiedy się prostuję, do moich uszu dobiegają odgłosy rozmowy. To już? Zerkam na zegarek i uświadamiam sobie, że rozmowa z Nancy trwała zdecydowanie dłużej, niż mi się wydawało.

Z szafki nocnej przy łóżku podnoszę pustą butelkę po wodzie. Świetnie! Ostatnio wszystko jest przeciwko mnie, nawet woda. Niechętnie zwlekam się z łóżka, po czym wychodzę na korytarz. Zapewne kolacja odbywa się w pokoju dziennym, z którego jest doskonały widok na cały dolny poziom apartamentu, lecz przy odrobinie szczęścia uda mi się pozostać niezauważoną.

Najciszej jak potrafię schodzę po schodach. Tak jak myślałam. Odgłosy żywej rozmowy i głośny śmiech Amelie stają się coraz wyraźniejsze. Podchodzę bliżej. Od kuchni dzieli mnie niewielka odległość. Muszę tylko pokonać otwartą przestrzeń, na której nikt mnie nie zobaczy, zakładając, że goście siedzą przy stole jadalnianym. Decyduję się zaryzykować.

Ukradkiem zerkam w lewo i wtedy moje spojrzenie krzyżuje się z pięknymi, zapierającymi dech w piersi tęczówkami Singha. To on jest tym gościem matki? On i… Krzywię się, kiedy dostrzegam Stone’a. Myliłam się, myśląc, że kolacja odbywa się w jadalni. Wszyscy siedzą w części wypoczynkowej na eleganckich kanapach obitych ciemnoczerwonym materiałem.

Odwracam się na pięcie i znikam, zanim pozostali mnie zauważą. Przeskakuję po dwa stopnie, a moja stopa dwa razy ześlizguje się z krawędzi schodów. Na szczęście udaje mi się je pokonać bez żadnego upadku i chwilę później z mocno bijącym sercem zatrzaskuję za sobą drzwi pokoju. Nigdy się od niego nie uwolnię. Dotychczas dręczył mnie jedynie w snach, teraz robi to również w realnym życiu. Zrezygnowana siadam na łóżku, chowając twarz w dłoniach. Muszę odpocząć. Położyć się, zamknąć oczy i… Przerażona zrywam się na równe nogi, kiedy coś ciężkiego opada na materac obok mnie.

Cześć, Melody. – Sposób, w jaki wypowiada moje imię, sprawia, że całe ciało przeszywają mi przyjemne dreszcze.

Co pan tu robi? – pytam ledwie słyszalnym głosem, trzymając dłonie po lewej stronie klatki piersiowej.

Mężczyzna wstaje, a w jego dużych oczach w kształcie migdałów tańczą wesołe iskierki. Staje zaledwie kilkanaście centymetrów ode mnie. Od jego nagłej bliskości kręci mi się w głowie, a serce wali jak oszalałe.

Wybacz – mówi, lecz w jego niskim głosie nie słychać ani grama skruchy. – Nie chciałem cię przestraszyć.

Mimowolnie robię krok w tył. Nie wiem, co zrobić z rękami, więc krzyżuję je na piersi.

Co pan tu robi? – ponawiam pytanie. Tym razem mój głos brzmi zdecydowanie pewniej.

Chciałem się przywitać. – Uśmiecha się, odsłaniając białe, równe zęby, a w idealnie ogolonych policzkach pojawiają się dołeczki. Znowu robię krok w tył, a potem kolejny, aż plecami opieram się o chłodną ścianę. – Boisz się mnie? – pyta, nie kryjąc rozbawienia.

Ja… – Nie wiem co powiedzieć.

Cholera!

Jego obecność kolejny raz odbiera mi możliwość racjonalnego myślenia.

Spójrz na mnie – prosi, zbliżając się, po czym ujmuje kciukiem i palcem wskazującym moją brodę, czym zmusza mnie, bym na niego patrzyła. Z tej odległości jego oczy są jeszcze piękniejsze. – Co się stało z kobietą, którą poznałem w „Golden Eye”?

Pamięta!, krzyczy każda najmniejsza komórka w moim ciele.

Moje policzki przybierają kolor purpury, ale nie odwracam wzroku. Niesamowicie podoba mi się to, jak jego przeszywający wzrok wdziera się do najciemniejszych zakamarków mojej duszy.

Nie wiem, o czym mówisz – kłamię pewnie.

Kiedy zbliża twarz do mojej, oddech mimowolnie mi przyspiesza.

Z przyjemnością przypomniałbym ci pewną sytuację – szepcze prosto w moje usta – ale najpierw chcę cię poznać.

Kiedy się odsuwa, cała drżę. Przypomnij mi!, krzyczę w myślach. Poznawać będziemy się później.

Zaraz. Co?

Jakie poznawać? – pytam.

Rhys śmieje się cicho, wkładając ręce do kieszeni eleganckich spodni.

Muszę wracać – oznajmia jak gdyby nigdy nic. – Powiedziałem, że idę do łazienki. Niektórzy mogliby się mocno zdenerwować, zastając mnie w twojej sypialni. Do zobaczenia, Melody.

Wychodzi, zostawiając mnie samą. Przez długą chwilę wpatruję się w drzwi, za którymi zniknęła jego smukła, wysportowana sylwetka. W końcu bez sił osuwam się na podłogę, podciągając kolana pod brodę. Co to w ogóle było? Kompletnie nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Reakcja mojego ciała na bliskość tego piekielnie przystojnego mężczyzny jest dla mnie zupełnie niezrozumiała. Dlaczego, kiedy jest blisko mnie, nie potrafię skupić się na niczym poza jego ustami? Odpowiedź może być tylko jedna. Pragnę go. Od samego początku. Odkąd zobaczyłam go w „Golden Eye”. Odkąd pocałowałam go na tym pieprzonym parkingu. Proszę bardzo! Przyznaję się sama przed sobą. Pragnę Rhysa Singha. Do szaleństwa.

4 komentarze: