wtorek, 1 grudnia 2020

Wydawnictwo NieZwykłe Książka pt.: "Układ z milionerem" - Rozdział 3

 


III

Gdy wracałam do domu, zdążyło zrobić się dość ciemno. Jedynie na horyzoncie widniała pomarańczowa smuga światła, która towarzyszyła zachodzącemu słońcu. Powietrze było zaskakująco chłodne oraz wilgotne, zwiastowało deszcz. Otuliłam się swetrem skostniałymi z zimna palcami, po czym przyspieszyłam kroku.

Cały czas myślałam o Marry z nadzieją, że zastanę ją w dużo lepszym stanie niż o poranku. Jednak kiedy tylko dotarłam na odpowiednią ulicę, spostrzegłam Chrisa, który chodził nerwowo wzdłuż drzwi naszego domku. Gdy tylko mnie spostrzegł, zaczął biec w moim kierunku:

– Ivon! Ivon!

– Co się stało? – zapytałam zaniepokojona.

Przykucnęłam, żeby móc spojrzeć na jego pobrudzoną buzię oraz dowiedzieć się, co się dzieje.

– Z Marry jest źle – oznajmił pospiesznie.

Natychmiast złapał moją dłoń, po czym zaczął pędzić w kierunku domu. Ledwie nadążałam za tempem, jakie narzucał. W dodatku z każdą chwilą rósł mój niepokój.

Weszliśmy do środka, a ja od razu skierowałam się do posłania chorej siostrzyczki. Mała kuliła się z bólu, trzymając za brzuch, i drżała z powodu wysokiej gorączki. Pogłaskałam z troską jej włoski. Po chwili przeniosłam spojrzenie na przejęte dzieci.

– Chris, przynieś wody ze studni – rozkazałam, na co od razu pobiegł wykonać polecenie.

– Co jej jest? – zapytała cicho Madeline.

– Nie wiem – powiedziałam szczerze. Sięgnęłam po miseczkę, zaczerpnęłam trochę z wiaderka wody, po czym podałam trochę chorej. – Ale na pewno niedługo wyzdrowieje – dodałam, choć sama w to nie wierzyłam. Bez wątpienia nie było to zwykłe znane mi przeziębienie czy inne zatrucie.

– A będzie się mogła jutro ze mną pobawić? – wymamrotała niepewnie, wlepiając wzrok w podłogę.

– Obawiam się, że będzie potrzebowała dużo odpoczynku, więc może nie dać rady – oznajmiłam, a następnie przeniosłam spojrzenie na stojącą obok siostrę i uśmiechnęłam się. – Za kilka dni wydobrzeje na dobre, a ja zrobię wam nową lalkę do zabawy – powiedziałam, na co Madeline od razu się rozpromieniła oraz objęła mnie swoimi chudymi rączkami.

Kiedy wrócił Chris, podałam Marry resztę leku, namoczyłam kawałek szmatki w lodowatej wodzie i zaczęłam schładzać jej rozpalone czoło. Próbowałam odgadnąć, co jej dolegało. Może to jednak było zatrucie? A może silne przeziębienie?

– Ivon? – Z rozmyślenia wyrwał mnie głos brata.

– Tak?

– Kiedy będzie kolacja? – zapytał, nie patrząc na moją twarz, lekko zawstydzony swoją śmiałością.

– Już robię. – Podniosłam się. – Jeśli okład zrobi się ciepły, to namocz go w wodzie dopiero przyniesionej ze studni – poinstruowałam, po czym poszłam rozpalić w piecyku.

Na początku nie wiedziałam, co mogłabym przyrządzić z samej mąki, więc zdecydowałam się na dodanie odrobiny wody i zrobienie czegoś w rodzaju klusek. Dodatkowo w szafce znalazłam połówkę nadgnitego mango. Odkroiłam to, co było zepsute, a z reszty zrobiłam papkę, która miała stanowić dodatek do posiłku. Kiedy wszystko było gotowe, wręczyłam po miseczce każdemu z rodzeństwa, a następnie postanowiłam udać się do ciotki, aby poprosić ją o pomoc. Byłam pewna, że będzie wiedziała, co trzeba zrobić, aby Marry poczuła się lepiej i wyzdrowiała jak najszybciej. W końcu nieraz ratowała nam biednym skóry, gdy ktoś chorował.

– Chris! Opiekuj się siostrami. Idę do cioci Genowefy. Za chwilę wrócę – poinformowałam ich i natychmiast ruszyłam do jej domu.

Na zewnątrz zdążyło się już zrobić bardzo ciemno i zimno, ale nie stanowiło to żadnego problemu, ponieważ znałam drogę niemal na pamięć. Biegłam najszybciej jak potrafiłam, byle tylko znaleźć się u niej jak najprędzej. Nie chciałam zostawiać dzieci samych, zwłaszcza że w każdej chwili mógł wrócić Roy. Poza tym, pałętanie się o tak późnej porze po ulicy nie należało do najrozsądniejszych posunięć.

Z każdym oddechem chłodne powietrze wdzierało się do moich płuc, co sprawiało, że odnosiłam wrażenie, jakby miały zamarznąć, więc zasłoniłam usta swetrem, nie zwalniając tempa. Ignorowałam ból mięśni oraz kości towarzyszący każdemu krokowi, a także zmęczenie po całym dniu szukania śmieci. Mimo to musiałam się spieszyć, żeby zdążyć przed powrotem ojca.

– Dokąd tak pędzisz? – Usłyszałam nagle niski głos, na co nerwowo rozejrzałam się w poszukiwaniu mężczyzny, którego doskonale znałam.

– Do ciotki – powiedziałam oraz zatrzymałam wzrok na postaci Danny’ego.

Dostrzegałam jedynie zarys jego masywnej sylwetki, widocznej tylko dzięki blaskowi ognia z czyjegoś domu. Opierał się o niego ramieniem i uśmiechał szyderczo, mnąc coś w palcach.

– Spieszę się – oznajmiłam najspokojniej jak potrafiłam, choć na niewiele się to zdało. Danny doskonale wiedział, że się go bałam.

Po chwili odwróciłam się z powrotem w kierunku drogi, po czym stanowczo szłam przed siebie, aby tylko jak najszybciej się go pozbyć oraz nie kusić losu.

– Rozmawiałem ze sklepikarzem. – Ruszył za mną. – Ponoć znów ceny butelek zmalały. Nie mają w ogóle szacunku do was, biednych ludzi.

– Niestety. – Przyspieszyłam kroku.

– Po co ten pośpiech, Ivon? – Zaszedł mi drogę.

Cofnęłam się i zaczęłam panicznie rozglądać dookoła w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby udzielić mi pomocy, jednak ulice były kompletnie puste. Ciężko przełknęłam ślinę, czując jak serce podchodziło mi do gardła.

– Chcę tylko pogadać.

– Nie mam czasu – powiedziałam, a następnie spróbowałam go minąć, ale nie miał zamiaru pozwolić mi odejść.

– U mnie zawsze zarabiałabyś wystarczająco, aby wykarmić rodzinę. Naprawdę żyłoby ci się lepiej – stwierdził, przeczesując swoje blond włosy palcami, przez co zwichrzył grzywkę, która uporczywie wchodziła mu w oczy. Przełknęłam ciężko ślinę, po czym zaczęłam się zastanawiać, co odpowiedzieć, żeby go nie zdenerwować.

– Dziękuję panu, ale nie planuję zmiany zawodu – oznajmiłam cicho.

Chciałam znów odejść, ale ten po raz kolejny zastąpił mi drogę, chwytając mocno moje nadgarstki.

– Dlaczego od razu uciekasz? – Zaśmiał się, gdy panicznie próbowałam się wyrwać. – Nauczyłbym cię wszystkiego. Byłabyś wspaniałą ozdobą burdelu – powiedział z rozbawieniem spowodowanym moimi próbami uwolnienia się.

Starałam się go drapać, odpychać, ale to nie przynosiło żadnego skutku. Bicie serca przyspieszyło jeszcze bardziej, gdy każdy opór okazywał się daremny. Danny był dużo silniejszy i gotowy zrobić mi krzywdę.

– Pomocy! – zaczęłam krzyczeć w akcie desperacji, wierząc, że się wystraszy lub ktoś wyjdzie z domku i stanie w mojej obronie.

Na szczęście wołanie przyniosło natychmiastowy skutek, bo mężczyzna od razu rozluźnił uścisk, dzięki czemu zdołałam od niego odskoczyć. Pędem ruszyłam przed siebie w stronę domu ciotki.

– Jeszcze będziesz błagała o posadę! – zaczął się odgrażać, ale te słowa nie robiły już na mnie wrażenia, bo słyszałam je od niego nazbyt często.

Moje serce nadal biło jak oszalałe, a ręce drżały z nerwów. Powoli się uspokajałam, ale wciąż sprawdzałam, czy Danny jednak za mną nie szedł. Wyglądało na to, że na razie kryzys znów został zażegnany.

W końcu dotarłam do drzwi, więc energicznie zapukałam, przestępując z nogi na nogę.

– Co się stało? – zapytała przestraszona Genowefa.

Wyraźnie się mnie nie spodziewała. Już na pewno nie w takim stanie, bo nadal ledwie łapałam oddech. Zapewne wyglądałam na co najmniej wystraszoną.

– Danny – wyjaśniłam z trudem.

– Nie ma wstydu. – Pokręciła głową. – Wejdź. – Zeszła mi z drogi.

– Z Marry jest źle. Musisz mi pomóc. – Popatrzyłam na nią błagalnie.

– Już idę – oznajmiła, po czym szybko zarzuciła szal na plecy i natychmiast ruszyłyśmy w drogę.


***


Kiedy dotarłyśmy na miejsce, Genowefa nachyliła się nad posłaniem Marry i zaczęła ją oglądać. Dotknęła jej czoła, dotknęła brzuszka, ale wciąż nic nie mówiła.

Zaniepokojona Madeline chwyciła swoją lodowatą rączką moją dłoń. Zdjęłam sweter, owinęłam ją nim, po czym przytuliłam mocno do siebie. Pomimo tego, że była jeszcze mała, to zaczynała rozumieć niektóre rzeczy dziejące się w naszym życiu, więc kiedy atmosfera w domu stawała się ciężka, udzielała się także jej.

Dzieci potrzebowały dużo miłości. Zawsze starałam się im jej nie oszczędzać, choć to bywało trudne, gdy wracałam późno i kompletnie zmęczona. Bardzo chciałam, aby chociaż one niczym się nie martwiły.

Siostrzyczka wtuliła głowę w moje ramię, a wtedy zerknęłam na Chrisa, który stał na baczność, uważnie obserwując ciotkę. W końcu ja również zaczęłam spoglądać na minę kobiety i doszukiwałam się w niej wstępnej diagnozy. W pewnym momencie spostrzegłam u znachorki niepokojący wyraz, po którym załamała ręce.

– To woreczek żółciowy albo wyrostek! – oznajmiła ze łzami w oczach.

– Woreczek? Wyrostek? Jak jej pomóc? – zapytałam przejęta, uczepiając się jej ręki.

– Tylko operacja… Tylko operacja! – powtarzała z łkaniem. – Tylko operacja i to natychmiast! Ze trzydzieści tysięcy będzie, albo i więcej! – dodała, na co przysiadłam na taborecie, załamana.

Czułam, jakby moje serce pękło na pół. Początkowo to jakoś do mnie nie docierało. Przecież raptem wczoraj wszystko było w porządku. Jak to mogło stać się tak szybko? Trzydzieści… Może więcej? To przecież tak dużo pieniędzy! Te myśli kotłowały się w mojej głowie, przez co ignorowałam resztę jej słów.

– Czy ciocia jest pewna? – zapytałam z nadzieją. – Może to jakieś zatrucie?

– Widziałam takie objawy już kilka razy. – Potarła powieki. – Zawsze kończyło się tak samo… Po dziecku! – powiedziała, a następnie zaczęła wycierać oczy rogiem szala, przez co i mnie chciało się głośno płakać.

Rozpacz udzieliła się także reszcie dzieci, które zaczęły szlochać oraz tulić się do mnie. Odwzajemniłam ich uścisk, po czym spojrzałam znów na ciotkę z czerwonymi od łez oczami przepełnionymi żalem.

Nagle w pokoju obok rozległ się szmer. Rodzeństwo natychmiast uciekło, chowając się po kątach kuchni. Ja i ciotka zamarłyśmy przerażone. Obie skupiłyśmy wzrok na drzwiach od pokoju Roya. Po krótkiej chwili otworzyły się z impetem.

Ukazała się w nich masywna sylwetka pijanego ojca ubranego w przetarte jeansy oraz flanelową, dziurawą koszulę w czarno-czerwoną kratę. Potarł twarz dłonią, a następnie zatopił palce w przydługich czarnych włosach, jakby chciał się rozbudzić.

– Czemu się drzecie, baby!? – zawołał oburzony. – Zaraz was uspokoję! – Zaczął pospiesznie odpinać skórzany, popękany pasek u spodni.

– Nie masz wstydu! Zostaw dzieci! – odezwała się Genowefa, zdobywając się na trochę odwagi, ale gdy tylko raz się zamachnął i cudem uniknęła uderzenia, błyskawicznie uciekła z domu.

Wystraszona cofnęłam się pod ścianę. Starałam się głośno nie szlochać, bo to jedynie go prowokowało do ataku. W oczach błyszczały mu dziwna zajadłość oraz gniew, gdy się zbliżał. Po moich policzkach spływały łzy strachu oraz żalu, a w głowie powtarzałam ciche błagania, aby znów nie bił. Jednak już po pierwszym ciosie wiedziałam, że nie skończy, dopóki nie wyładuje złości. Skóra piekła z bólu w każdym miejscu, na które spadło uderzenie. Kuliłam się, próbując zasłonić twarz oraz brzuch, a także nie płakać głośno. Pasek świszczał raz za razem, przy czym Roy wyrzucał z siebie wulgaryzmy.

Nie wiedziałam, jak długo to wszystko trwało, ale w końcu usłyszałam kłapnięcie drzwi. Rozejrzałam się niepewnie i zorientowałam, że wrócił do siebie. Spojrzałam przeszklonymi oczami na ręce. Widniały na nich czerwone pręgi. Zasłoniłam usta dłonią, żeby nie sprawić, by wrócił, po czym przysunęłam się do posłania Marry, przy którym stało wiadro z wodą. Zmieniłam jej okład, a potem wzięłam drugą szmatkę, zwilżając ją mocno. Zaczęłam wycierać krew z miejsc, gdzie stworzyły się rany.



***

Przez prawie całą noc schładzałam czoło dziewczynki, myśląc nad możliwymi wyjściami z tej sytuacji. Rozważałam nawet zgłoszenie się do Danny’ego, ale wiedziałam, że nawet jako prostytutka nie zdołałabym w tak krótkim czasie uzbierać całej kwoty.

Kiedy zaczęło świtać, przygotowałam śniadanie dla dzieci, nałożyłam sweter, aby ukryć ślady po pobiciu, i wyszłam z domu. Ta straszna diagnoza wciąż do mnie nie docierała. To niepojęte, jak szybko do tego doszło. Tak z dnia na dzień, kompletnie niespodziewanie. Chodziłam totalnie załamana. Czasami nawet zapominałam, że powinnam zbierać butelki. Jednak ból oraz zmęczenie wcale nie zachęcały do działania.

W pewnym momencie zrównała się ze mną Genowefa. Przez długi czas szłyśmy obok siebie, nie mówiąc nic. Nie miałam do niej żalu o to, że zostawiła mnie samą z Royem, bo nawet we dwie nic byśmy przeciwko niemu nie wskórały. Zdążyłam się przyzwyczaić do takich sytuacji, a nawet traktowałam je jako zasłużoną karę. W końcu jednak kobieta zebrała się na odwagę i odezwała się:

– Co zrobisz, Ivon?

– Nie wiem – wyszeptałam.

– Musisz zbierać na pogrzeb – stwierdziła i pokręciła głową z politowaniem.

– Nie pozwolę na to! Choćbym się miała sprzedać! – zawołałam tak głośno, że aż wszyscy spojrzeli w moim kierunku.

Zawstydzona opuściłam głowę oraz przyspieszyłam, aby schować się przed oczami ludzi, którzy usłyszeli moje słowa. Nie chciałam śmierci swojej siostry. Ten brak jakiejkolwiek nadziei mnie dobijał. Najgorsze jednak było to, że Marry jeszcze nie umarła, a mimo to już spisano ją na straty.

– Słyszałam kiedyś… – zaczęła jakaś kobieta – że Handerson uratował jakąś dziewczynę. Od tamtego czasu żyje sobie jak królowa. Biedę zapomniała… – Splunęła w kierunku rezydencji.

– To prawda? – zapytałam z nadzieją w oczach, podchodząc do szczupłej blondynki z cienkim kucykiem i siniakiem na policzku, ubranej w sukienkę z ogromną błotną plamą.

– Nawet jeśli… – wtrąciła się ostro ciotka oraz szarpnęła mną mocno, żeby odciągnąć od mówczyni – to tobie nie pomoże, bo zbankrutowałby, gdyby tak każdemu pomagał! Poza tym Oliver to gangster. Nieraz widziałam, jak ludzi jak psy zabijał! – dodała cicho, po czym wcisnęła mi w rękę jakąś fiolkę. – Weź. To pomoże. Trochę złagodzi – wyszeptała, a ja przytuliłam ją z całych sił, ledwie powstrzymując wzruszenie. – Leć do niej, dziecko. Podzielę się z tobą butelkami – oznajmiła, za co podziękowałam gorąco i ściskając fiolkę, pobiegłam do domu.

8 komentarzy:

  1. Oj muszę przeczytać cała książke

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna ciekawa książka, zapisuję ją na listę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejny ciekawy tom,myślę że warto przeczytać

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znoszę przemocy, ale to nie znaczy, że zniknie. Nawet mnie wciągnęła ta książka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tytuł zachęcający i opis również...ciekawi mnie ...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem zaintrygowana co będzie dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. widzę że paniom to podoba się rozdział

    OdpowiedzUsuń