wtorek, 8 września 2020

Wydawnictwo NieZwykłe Książka pt.: "Money Man" - Rozdział 4

 


ROZDZIAŁ CZWARTY

Bailey


Otworzyłam oczy, ale jaskrawe, słoneczne światło wpadające do pokoju sprawiło, że szybko je zamknęłam. Budzenie się z kacem nigdy nie jest fajne, a w moim przypadku zdarzało się to niezmiernie rzadko. Mimo to od razu rozpoznałam typowe dla tego stanu objawy.

Choć większość tego, co zjadłam ubiegłej nocy, wylądowała na chodniku, miałam wystarczająco dużo alkoholu we krwi, żeby obudzić się z potwornym łupaniem w głowie, które przypominało paradę orkiestry dętej.

Przerzucenie stóp przez krawędź łóżka wymagało ode mnie znacznego wysiłku. Gdy w końcu udało mi się wstać, doznałam serii wyjątkowo nieprzyjemnych odczuć, które umiejscowiły się między nogami. Na pewno miało to związek z faktem, że wczoraj zostałam porządnie zerżnięta. Wcale nie chciałam znowu sobie tego przypominać. Bolał mnie każdy skrawek ciała w tym miejscu. Na chwiejnych nogach poszłam do łazienki, którą udostępniła mi Lizzy.

Znalezienie mieszkania w Nowym Jorku w krótkim czasie było niewykonalne. Na szczęście moja dawna współlokatorka ze studiów miała akurat wolny pokój, który chętnie mi odstąpiła bez żadnych dodatkowych opłat i ograniczeń w trakcie mojego pobytu. Nadal szukałam własnego miejsca, ponieważ nie chciałam wykorzystywać jej dobroci – mimo faktu, że wcale nie potrzebowała tych pieniędzy.

Patrząc w lustro, przerzuciłam kasztanowe włosy na plecy. Dziś wyglądały bardziej rudo niż zwykle. Nie wiedziałam, czy to z powodu nastroju, w jakim się obecnie znajdowałam, czy dlatego, że była zima. W lecie miałam we włosach zdecydowanie więcej naturalnych refleksów.

Umyłam twarz i zęby. Jasnoniebieskimi oczami wpatrywałam się w swoje odbicie. Wyglądały znajomo, ale nie wiedziałam, czy mogę powiedzieć to samo o kobiecie w lustrze. Kim się stałam? Co zrobiłam z Bailey Glicks, dziewczyną, która dorastała w przekonaniu, że ludzie powinni być czyści aż do ślubu? Seks stanowił temat tabu. Seks po ślubie miał służyć prokreacji, a nie przyjemności.

Często zastanawiałam się, czy opuszczając dom ponad cztery lata temu, zrobiłam to wyłącznie dla możliwości robienia kariery w świecie zewnętrznym, czy dla seksualnej wolności. Może dla obu tych rzeczy? Gdyby rodzice wiedzieli, jak nisko upadłam, ciekawe, czy ojciec kiedykolwiek pozwoliłby mi wrócić do domu, aby zobaczyć mamę albo rodzeństwo.

Odepchnęłam od siebie te myśli, próbując wmówić sobie, że Lizzy miała rację. Co się stało, to się nie odstanie. Nie mogłam cofnąć czasu. Jeśli miałam być wobec siebie szczera, podobało mi się tutaj – i to bardzo. Nigdy wcześniej się tak nie czułam. Wolna i dająca się ponieść własnym instynktom, zamiast naginająca się do woli innych.

Zeszłam do kuchni i wzięłam szklaną butelkę wody Perrier. Lizzy nie kupowała zwykłej, butelkowanej wody. Nie dziwiłam jej się. Lizzy była w czepku urodzona. Moi rodzice nie zrozumieliby i nie zaakceptowaliby nowoczesnych udogodnień i rozwiązań, jakie posiadała ta kuchnia, w szczególności sprzętów ze stali nierdzewnej, które były rzadko używane, dopóki ja się tu nie pojawiłam. Wieńczył je marmurowy blat, na którym stała kryształowa misa od Waterforda. Zanim tu zamieszkałam, służyła wyłącznie do dekoracji. Dzięki mnie znalazła zastosowanie jako misa do owoców. Wyjęłam z niej banana i zaczęłam obierać skórkę. Nadal było mi niedobrze, a banany podobno pomagały zwalczać skutki kaca.

Usiadłam na kuchennym blacie, pełna niepokoju w związku z wizytą w domu rodziców Lizzy na noworoczny brunch. Z drugiej strony miałam zaplanowaną randkę z maklerem giełdowym. Brawo ja.

– Witaj, bogini seksu – powiedziała Lizzy, wchodząc do kuchni. Wyglądała bezbłędnie, jak zawsze.

– Wal się – odcięłam się.

W przeciwieństwie do Lizzy byłam rannym ptaszkiem, ale dziś nie bez powodu zachowywałam się jak straszna zrzęda.

Dziewczyna nasypała ulubionej kawy do wymyślnego ekspresu i odwróciła się do mnie.

– Jak tam twoje sumienie?

Nie potrzebowałam kolejnego przypomnienia ubiegłej nocy.

– Tak samo sponiewierane jak wczoraj – odparłam beznamiętnym głosem. Lizzy zachichotała, myśląc, że żartuję, choć byłam śmiertelnie poważna. Postanowiłam, że odwdzięczę się tym samym. – Ja nie pytałam o faceta, który wpychał ci język do gardła w trakcie świętowania Nowego Roku. Podał ci chociaż nazwisko albo wizytówkę?

Ostatnie pytanie było zawoalowanym przytykiem. Lizzy zwykle nie umawiała się z facetami, którzy rozdawali wizytówki, czy nawet umieli przeliterować słowo „wizytówka”. Lubiła, gdy byli trochę nieokrzesani.

– Tak. Ten seksowny przystojniak miał na imię Hans. Jest wschodzącą gwiazdą modelingu ze Szwecji.

– Wiedziałam. Od razu się domyśliłam, że jest modelem. – Był zbyt wysoki i piękny, aby zajmować się czymś innym. – Jestem pewna, że spodoba się twojej matce – stwierdziłam, puszczając jej oko i chcąc zapomnieć o własnych wyborach.

– Niekoniecznie, ale i tak podobałby jej się bardziej niż reszta facetów, z którymi się zadawałam. Poza tym, i tak nigdy się o nim nie dowie. Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że się tu przeprowadziłaś. Teraz to ciebie mama zmusza do chodzenia na zaaranżowane randki, nie mnie.

Westchnęłam, a ona się roześmiała. Moje nieoczekiwane pojawienie się na progu jej mieszkania na tydzień przed Bożym Narodzeniem i historia o zdradzie mojego narzeczonego sprawiły, że rodzina przestała tak mocno czepiać się jej statusu singielki. Matka Lizzy, Kathryn, oczekiwała od córki, że ta pójdzie do szkoły, aby znaleźć męża. Dyplom miał być jedynie dodatkową korzyścią.

– Spóźnimy się – powiedziała Lizzy, mrugając do mnie i dopijając kawę.

Wiedziałam, że matka Lizzy nie znosi spóźnialstwa, więc kiwnęłam głową i poszłam do pokoju, aby przygotować się do brunchu. Zanim dotarłyśmy do oddalonego o kilka przecznic domu rodziców Lizzy, po moim kacu prawie nie było śladu. Banan i woda z pewnością się do tego przyczyniły, więc mogłam tam pójść i nie krzywić się z bólu. Byłam kiepską aktorką, a Kathryn miała wyjątkowo bystre oko.

W ich domu, luksusowym, dwupiętrowym apartamentowcu przy Park Avenue, położonym niedaleko Central Parku, zostałam powitana dwoma całusami w policzek. Ted, wysoki i dostojny ojciec Lizzy, nadal był nadzwyczaj przystojnym mężczyzną z gęstą czupryną poprzetykaną siwizną. Matka Lizzy, mająca metr siedemdziesiąt pięć wzrostu – tyle samo, co córka – była blondynką, naturalną bądź nie. I tak nigdy nie odważyłabym się o to zapytać.

Przeszliśmy do pokoju, w którym podejmowała gości, wyposażonym w szarą sofę i dwa identyczne, szare fotele w kwiecisty wzór. Siedzieliśmy, dopóki kamerdyner nie przyniósł tacy z kawą i herbatą.

Usiadłam obok Lizzy na jednym z gustownych foteli, a jej rodzice zajęli miejsce na sofie naprzeciwko. Czekając, aż zostaniemy obsłużeni, Kathryn spytała:

– Jak ci minął wieczór, kochanie?

Lizzy odwróciła się i puściła mi oko. Miałam ochotę spiorunować ją wzrokiem, ale jakimś cudem udało mi się utrzymać uśmiech na twarzy.

– Dobrze, wręcz wspaniale.

Byłam zaskoczona łatwością, z jaką skłamałam. Wiedząc, że rumieniec od razu by mnie zdradził, nigdy, przenigdy nie opowiedziałabym o tym, jak naprawdę potoczył się mój wieczór. Bez umiejętności zachowania kamiennego wyrazu twarzy, moje kłamstwo nie byłoby wiarygodne.

– To świetnie – odparła Kathryn. – A ty, Lizzy? Jak się dziś czujesz?

Lizzy, roztaczając aurę niewymuszonej elegancji i z nienaganną prezencją, odpowiedziała:

– Cóż, przyznam, że jestem odrobinę zmęczona.

Mina mi zrzedła, a moje dobre maniery odeszły w zapomnienie. Nogi miałam skrzyżowane, ale dłonie, które spoczywały złożone na podołku – jak u damy, czego nauczyła mnie Kathryn – miałam ochotę zacisnąć w pięści. Lizzy grała nieczysto, jakby chciała mnie wydać.

Na szczęście do pokoju wszedł kamerdyner i oznajmił:

– Podano do stołu.

Ted podniósł się i podał żonie dłoń, pomagając jej wstać.

– Przykro mi to słyszeć. Skrócimy brunch do minimum, żebyś mogła wrócić do domu i odpocząć.

Gdy rodzice Lizzy odwrócili się do nas plecami, uszczypnęłam moją niesforną przyjaciółkę, na co ona zaśmiała się cicho pod nosem. Musiałam jednak przyznać, że jej wybieg dał nam wymówkę, aby opuścić dom w dowolnym momencie.

Zaprowadzono nas do jadalni, w której stał ogromny stół, zdecydowanie zbyt duży dla dwóch osób. Postawiono przy nim cztery krzesła z wysokimi oparciami – po jednym na obu szczytach stołu i dwa na środku, dokładnie w połowie. Nakrycia z nieskazitelnie czystej, srebrnej zastawy z białą obwódką już na nas czekały. Matka Lizzy upodobała sobie ostatnio srebro. Po obu stronach talerzy spoczywały idealnie ułożone sztućce, po jednym komplecie na każde danie. Wszystko było dokładnie na swoim miejscu, tak jak życzyła sobie Kathryn.

Na studiach byłam najlepszą przyjaciółką Lizzy, zostałam więc przybranym członkiem jej rodziny, podczas gdy moja własna praktycznie zniknęła z mojego życia. Nauczono mnie tu zasad etykiety, które powinna znać każda młoda dama.

Rodzice Lizzy siedzieli naprzeciwko siebie, na przeciwległych końcach stołu, jednak w tym przypadku nie miało to żadnego związku z podtekstem, który automatycznie nasuwał się na myśl. Tak naprawdę bardzo dobrze się dogadywali. Lizzy i ja siedziałyśmy naprzeciwko siebie w niewielkiej odległości.

Kamerdyner nie przyszedł do nas ponownie. Zamiast tego zajął się dyrygowaniem służbą, która wkrótce po tym, jak usiedliśmy, zjawiła się z pierwszym daniem. Ted streścił nam przebieg najnowszych wydarzeń, począwszy od polityki, a skończywszy na pogodzie. W tym czasie służba zabrała ze stołu nakrycia po pierwszym posiłku.

Miło było posłuchać aktualnych wiadomości, ponieważ nie oglądałam zbyt dużo telewizji ani nie czytałam regularnie gazet. Uważałam je za zbyt przygnębiające. Aż do lata moje myśli zaprzątało wyłącznie zdobycie dyplomu z księgowości, po którym skupiłam całą energię na nauce do egzaminów na certyfikowanego księgowego.

Posiłkowi towarzyszyła przyjemna rozmowa na niezobowiązujące tematy. Cieszyłam się, że nikt nie poruszył kwestii mojego życia uczuciowego. Gdy podano deser, byłam już świetnie zorientowana we wszystkich najświeższych doniesieniach dnia.

– Ted, czy to prawda, co mówią o Kingu? – spytała męża Kathryn.

Ożywiłam się nieco na dźwięk nazwiska, które było dobrze znane w Nowym Jorku.

Ted wzruszył ramionami.

– Odkąd otrzymał tę straszną diagnozę, chodzą słuchy, że za sterami ma stanąć jego syn.

– Słyszałam, że mówią o nim Kasiarz” – dodała Lizzy, puszczając mi oko.

Kathryn spiorunowała córkę wzrokiem.

– Dość tego. To brzmi jak pseudonim jednego z tych współczesnych raperów.

Lizzy wzruszyła ramionami.

– Podobno jest przystojny i zarabia kupę forsy dla swoich inwestorów.

– Czym ściąga na siebie uwagę Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd – dorzucił Ted.

Komisja Papierów Wartościowych i Giełd była niezależną agencją państwową, która sprawowała nadzór nad przestrzeganiem prawa obrotu papierami wartościowymi oraz kontrolowała rynek finansowy, aby chronić interesy inwestorów.

Choć uważałam rodzinę Lizzy za swoją własną, przemilczałam fakt, że będę częścią zespołu, który w poniedziałek przeprowadzi audyt wyżej wspomnianej firmy. Nie wiedziałam dlaczego zostaliśmy przez nich zatrudnieni, skoro nie byliśmy ich głównym zespołem biegłych rewidentów. To, co powiedziała Lizzy, bardzo mnie zaciekawiło.

– Ciekawe, czy jest tak przystojny, jak o nim mówią – zastanawiała się na głos Lizzy.

Nie byłam aż tak na bieżąco z informacjami, jak reszta towarzystwa, ale zdziwiło mnie, że komuś rzekomo tak potężnemu nie zrobiono ani jednego zdjęcia.

– Nikt go nigdy nie widział? – spytałam, nie zwracając się do nikogo konkretnego.

– Mamo? – zagadnęła Lizzy w moim imieniu.

– Z tego, co wiem, wynika, że po tym, jak odeszła jego matka, poszedł do szkoły z internatem.

Ludzie korzystali z telefonów. W dzisiejszych czasach człowiek nie mógł już nawet kichnąć normalnie na ulicy w obawie, że stanie się internetowym memem.

– Czyli nie ma żadnych jego zdjęć? – zdziwiłam się.

Kathryn wzruszyła ramionami.

– Widziałam kilka fotografii w domu Royce’a Kinga z czasów, gdy jego syn był jeszcze chłopcem, ale od tamtej pory minęło wiele lat.

– Gdy wycofaliśmy nasze zasoby finansowe z jego firmy, przestaliśmy być tam mile widziani – dodał Ted.

– Może powinnam zacząć się umawiać z jednym z synów Kinga – rzuciła od niechcenia Lizzy, jawnie prowokując matkę, która wyglądała, jakby miała się za chwilę udławić.

To było ich więcej?

– On ma dwóch synów? – zapytałam bezgłośnie Lizzy, a ona pokiwała głową.

Gołym okiem było widać, że rodzina Kingów wypadła z łask wyższych sfer, a przynajmniej w mniemaniu rodziców Lizzy.

– Gotowa na wieczorną randkę? – Kathryn skutecznie zmieniła temat.

I pomyśleć, że prawie udało mi się wyjść bez szwanku z opresji. Zignorowałam wredny uśmieszek malujący się na twarzy Lizzy i odparłam:

– Tak. Już nie mogę się doczekać.

Kopnęłam Lizzy pod stołem, co wcale nie powstrzymało jej chichotu.

Tak naprawdę wcale nie miałam na to ochoty. Było mi szkoda faceta. Kimkolwiek był, nie miał u mnie żadnych szans. Nie byłam w nastroju na randkę. Po wydarzeniach z ubiegłej nocy chciałam pobyć trochę w samotności. Prawdę mówiąc, byłam szczególnie ciekawa rodziny Kingów.

Jutro rozpoczynam nowe zlecenie w pracy i może uda mi się poznać któregoś z Kingów. Kilka dodatkowych godzin snu na pewno nie zaszkodzi. Poza tym kto normalny idzie na randkę w ciemno w Nowy Rok? Nie mam pojęcia, czemu się na to zgodziłam. Najwyraźniej ów makler, który też był nowy w swoim fachu, rzadko kiedy miał wolne.

– To świetna partia. Wywodzi się z Wilshire’ów, tych z Park Avenue. Dobrze by było, gdybyś weszła do ich rodziny.

Weszła do rodziny? Nie byłam gotowa na randki, a co dopiero na małżeństwo. Jednak Kathryn dopięła swego. Nie było odwrotu. Szczerze mówiąc, po wszystkim, co dla mnie zrobiła jej rodzina, jak mogłabym odmówić? Jednak słyszałam tę gadkę już wcześniej. W pierwszej kolejności to Lizzy była zmuszana do tych randek, aż w końcu jej matka się poddała. Lizzy nie obchodziło, czy zrobi z siebie pośmiewisko i wkurzy jakiegoś faceta, który nie był w jej typie. Nie dbała o konsekwencje ani o to, czy ucierpi na tym reputacja jej rodziny.

Niedługo później Lizzy udała, że zaraz zemdleje i wyciągnęła nas stamtąd, zanim jej matka zaczęła planować mój ślub z maklerem. Gdy dotarłyśmy do jej mieszkania, byłam psychicznie wyczerpana.

– Co założysz? – zapytała Lizzy, unosząc brew.

Rozsiadła się na białym fotelu w typowy dla siebie nonszalancki sposób. Nie mogłam wyjść ze zdumienia, że mebel nadal był tak czysty.

– Może po prostu odwołam to spotkanie? – jęknęłam, po raz tysięczny rozważając wystawienie kolesia do wiatru.

Przecież i tak nigdy nie widzieliśmy się na oczy. Czy można mi się dziwić? Dopiero co zerwałam z narzeczonym. Od tego zdarzenia upłynęło zaledwie kilka tygodni.

Lizzy pokręciła głową.

– Wykluczone. No chyba że chcesz się później tłumaczyć przed moją matką.

Wzdychając ciężko, poszłam do swojego pokoju i stanęłam przed szafą. Jeśli choć trochę zależało mi na spotkaniu z potomkiem tych Wilshire’ów z Park Avenue, powinnam pożyczyć coś od Lizzy. Nie mogłam wywrzeć na nim złego wrażenia i przynieść wstydu jej rodzinie.

I nie, wcale nie miałam ochoty na rozpamiętywanie zeszłej nocy, a i tak to robiłam. Miałam mętlik w głowie. Musiałam skupić się na randce i oszczędzeniu przyjaciółce kłopotu.

Założyłam czarną, ołówkową spódnicę, szmaragdową bluzkę podkreślającą kolor moich włosów oraz czarne buty na szpilkach z nadzieją, że facet nie jest niski.

Portier poinformował nas, że mój towarzysz jest już w drodze na górę. Lizzy zajrzała do łazienki, by obejrzeć mój strój.

– Dobrze wyglądasz – stwierdziła.

– Cholera. Może powinnam założyć worek?

Lizzy parsknęła śmiechem.

– Daj biedakowi szansę. To może być ten jedyny.

– Nie jestem gotowa na tego jedynego – odparłam marudnym tonem, śmiejąc się razem z nią. Poszła otworzyć drzwi i zająć go rozmową, a ja kończyłam się przygotowywać.

Gdy weszłam do salonu, moja najlepsza przyjaciółka flirtowała w najlepsze z moim partnerem na wieczór. Była w tym mistrzynią. Na widok przystojnego mężczyzny z uroczym dołeczkiem w policzkach zrozumiałam dlaczego. Może ten wieczór wcale nie będzie taki zły?

8 komentarzy:

  1. Fajnie się czyta ciekawa jestem jak to dalej będzie

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyta się przyjemnie i z zaciekawieniem Dagmara Krajewska

    OdpowiedzUsuń
  3. Roi sie coraz ciekawiej a moja lista ksiazek do poczytanai rośnei

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejna ciekawa inspiracja na długie wieczory z tego co przeczytałam

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam rozdział uważnie i bardzo mnie zaciekawił co nastąpi dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ten rozdział jest ciekawy nie ma nudy w nim

    OdpowiedzUsuń