wtorek, 19 maja 2020

Wydawnictwo Bez Fikcji Książka pt.: "Mengele" - Rozdział 3



Część druga

Auschwitz



Rozdział III

Stolica Holokaustu


Maj 1943 – styczeń 1944 roku


Auschwitz wydaje się najważniejszym symbolem Holokaustu, choć przed uruchomieniem tamtejszych komór gazowych naziści zdążyli wymordować ponad milion Żydów. Ten obóz o wręcz niewyobrażalnych rozmiarach i złożoności można uważać za „stolicę Holokaustu”, jak ujął to historyk Peter Hayes1. Auschwitz był zarówno obozem koncentracyjnym, gdzie realizowano cele karne oraz wyzyskiwano niewolniczą siłę roboczą, jak i obozem zagłady, gdzie podstawą jego funkcjonowania był masowy mord. Ucieleśniał więc wiele aspektów nazistowskiego terroru. Składał się z trzech obozów głównych: Auschwitz I, Auschwitz II-Birkenau i Auschwitz III-Monowitz; w tym ostatnim mieściła się fabryka IG Farben. Posiadał również niemal pięćdziesiąt podobozów, od gospodarstw rolnych po kopalnie węgla, w których ludzi zmuszano do pracy, nierzadko do śmierci.

To w Auschwitz masy Żydów oraz innych ofiar ze wszystkich zakątków Europy zaznały ostatecznej formy nazistowskiej polityki rasowej. Można było tam usłyszeć kakofonię prawie wszystkich języków kontynentu, w tym jidysz, polskiego, romskiego, słowackiego, norweskiego, holenderskiego, ladino, greckiego, węgierskiego, francuskiego, czeskiego, włoskiego, chorwackiego, rosyjskiego, duńskiego, niemieckiego, a nawet angielskiego. Ekonomiczny wyzysk dotyczył nie tylko owoców znoju więźniów, ale też odzieży, w której przywożono ich do obozu, a nawet części ich ciał – złotych zębów oraz włosów, które stały się surowcem do produkcji tkanin. To właśnie tam wypaczono idee medycyny i nauki oraz stosowano je na mimowolnych „obiektach badań”, często ze śmiertelnym skutkiem. Winę ponosił także przemysł, który dla zysku grabił więźniów z sił i życia. Auschwitz był miejscem nieporównywalnej z niczym tragedii, ciągłego strachu, nieskończonego cierpienia. Rozbito tam i zniszczono niezliczone rodziny. To właśnie w Auschwitz ludobójstwo realizowano w najbardziej wydajny sposób.

W przeciwieństwie do Treblinki, Bełżca i Sobiboru, obozów zagłady na okupowanych terenach Polski, w których naziści próbowali ukrywać dowody swojej działalności, mechanizm mordu w Auschwitz było prześledzić znacznie łatwiej. Z innych obozów wydostała się tylko garstka ocalałych mogących później opowiedzieć, co się w nich działo; Auschwitz przeżyły tysiące ludzi. Później opisywali horror, którego byli tam świadkami i którego sami doświadczyli. Dlatego wiemy o Auschwitz tak dużo.

Jeżeli Auschwitz, jako miejsce, jest symbolem całego Holokaustu, to Mengele, jako sprawca, stał się symbolem Auschwitz. Być może z tego powodu większość naszej wiedzy na temat jego pobytu w obozie to bardziej mity niż fakty. Prawdziwy charakter jego działalności w obozie został przysłonięty wieloma zmyślonymi świadectwami, błędnie przypisywanymi mu uczynkami oraz stereotypami. Nie jest to kwestia winy – bo Mengele bezdyskusyjnie jest winny niezliczonych zbrodni – lecz wiele mówi o naturze, motywacji i kontekście jego działalności.

Ze względu na samą liczbę pokrzywdzonych główny zarzut, jaki przeciwko Mengelemu wysunęły później niemieckie organy ścigania, był związany z jego oficjalnym stanowiskiem Lagerarzt (lekarza obozowego) i z jego udziałem w selekcjach przywożonych więźniów, a także osadzonych zamkniętych w obozie już wcześniej. Sam Mengele przyznał się do tego wielu osobom, także synowi, i jego wina nie budzi najmniejszej wątpliwości. Można by przywołać, co zresztą prokuratorzy czynili, wiele konkretnych selekcji, z datami, liczbą i krajami pochodzenia objętych nimi ludzi. A jednak to badania prowadzone przez Mengelego w Auschwitz przyciągają najwięcej zainteresowania, które karmi się naszymi wyobrażeniami rodem z sennych koszmarów i budzi w nas coraz większe oburzenie. Jego rozdęta, mroczna reputacja medycznego potwora jest odwrotnie proporcjonalna do naszej realnej wiedzy o jego działalności.

Powody jego przydziału do Auschwitz w maju 1943 roku bywały przedmiotem sporów. Czy sam złożył podanie o przeniesienie, czy też zaaranżował je jego mentor Verschuer? A może uzyskał przydział w zwykły, regulaminowy sposób? Wiemy, że Benno Adolph, lekarz, którego Mengele zastąpił jako Lagerarzt w obozie dla Cyganów, pod koniec kwietnia 1943 roku zapadł na szkarlatynę i musiał zostać zwolniony z obowiązków. W tym czasie Mengele, który posiadał odpowiedni stopień i doświadczenie, przebywał w jednostce uzupełnień, był więc dostępny. Jego syn Rolf stwierdził w wywiadzie w 1985 roku, że matka opowiadała mu, jakoby to Verschuer „zagrzewał” Mengelego do wyjazdu do Auschwitz, a nawet złożył za niego stosowny wniosek2. Hans Sedlmeier, kierownik w firmie rodziny Mengele w Günzburgu, w 1984 roku powiedział niemieckim prokuratorom, że Josef Mengele mówił, że to Verschuer pomógł załatwić przeniesienie. Siostrzeniec Verschuera był gotów potwierdzić te domniemania, ale w ostatniej chwili się wycofał3. Choć najprawdopodobniej nigdy nie poznamy dokładnych okoliczności, wydaje się pewne, że Mengele nie pojechał do Auschwitz wbrew swojej woli – jak po wojnie twierdził na własną obronę Verschuer4. Biorąc pod uwagę, jak szybko i z jakim zapałem zaczął korzystać z oferowanych przez obóz okazji, nietrudno uwierzyć, że Mengele sam poprosił o przydział. Faktem jest, że Verschuer miał oczywisty interes w umieszczeniu tam swojego wybitnego ucznia, ponieważ badania zarówno jego, jak i innych pracowników KWI-A mogły ogromnie na tym zyskać.

Niezależnie od przyczyn przeniesienia Mengelemu wiodło się w Auschwitz świetnie. Robert Jay Lifton uważa, że „harmonia Mengelego z Auschwitz uczyniła go kimś wyjątkowym, sui generis5, i że „realizował się w Auschwitz bardziej niż jakikolwiek inny lekarz z SS. To tam «poszedł na swoje» – znalazł ujście swych talentów, a możliwości zamienił w rzeczywistość”6.


Lekarskie obowiązki


Choć Auschwitz wyróżniał się na tle innych obozów rozmiarami i zakresem działalności, jego służby medyczne (Wydział V) strukturą nie różniły się od odpowiedniczek w innych placówkach. Bezpośrednim przełożonym Mengelego był major SS doktor Eduard Wirths, Standortarzt, czyli lekarz garnizonu, szef służb medycznych w całym obozie. Wirths nie odpowiadał przed komendantem obozu, któremu doradzał w sprawach medycznych, lecz przed pułkownikiem SS doktorem Enno Lollingiem, szefem lekarzy we wszystkich obozach koncentracyjnych. Lolling stał na czele Wydziału Spraw Medycznych i Higienicznych (Amt DIII) Głównego Urzędu Gospodarki i Administracji SS (SS-WVHA), który nadzorował cały system obozów koncentracyjnych. Wirths mógł się również meldować naczelnemu lekarzowi SS, generałowi broni SS doktorowi Ernstowi-Robertowi Grawitzowi7.

Wirths, jako główny oficer medyczny, odpowiadał za opiekę lekarską wszystkich członków SS przydzielonych do garnizonu w Auschwitz i trzymał pieczę nad dobrze wyposażonym szpitalem polowym, w którym nie brakowało też dentystów, farmaceutów, pielęgniarek z niemieckiego Czerwonego Krzyża, salowych i sanitariuszy. Rekrutowane z tych ostatnich „komando dezynfekcyjne” odpowiadało za infrastrukturę służącą właśnie prawdziwej dezynfekcji, ale zajmowało się też cyklonem-B, aktywnym środkiem stosowanym w komorach gazowych. Ponadto Wirths nadzorował opiekę zdrowotną nad osadzonymi, którą realizowali Lagerärzte, czyli lekarze obozowi. Dopóki z powodu zmiennych losów wojny praca więźniów nie zyskała na wartości, co zrodziło troskę o ich zdolność do jej wykonywania, SS nie przejmowało się zdrowiem poszczególnych osadzonych. Jednak w rozumieniu ogólnym ich kondycja była ważna z punktu widzenia zdrowia publicznego, ponieważ wpływała na pracujących w obozie esesmanów i cywilów. Ze względu na nędzne wyżywienie i warunki sanitarne Niemcy stale obawiali się chorób czy nawet epidemii, a obozowi lekarze z SS walczyli z nimi na pierwszej linii frontu.

Mengele zdobył reputację sprawnego pogromcy chorób, gdy pod koniec 1943 roku opracował pewną technikę, która okazała się tyleż skuteczna, co radykalna. Osadzona w obozie austriacka lekarka nieżydowskiego pochodzenia Ella Lingens, która trafiła tam za pomaganie Żydom w Wiedniu, we wspomnieniach spisanych w 1948 roku przedstawiła, z jaką brutalnością Mengele wypleniał tyfus.


W rzeczywistości tyfus został zduszony, dopiero gdy obozowym lekarzem został bezwzględny cynik, hauptsturmführer dr Mengele. Sprowadził do szpitalnego baraku 1500 najcięższych przypadków spośród żydowskich więźniów i wysłał ich do komory gazowej. Został mu więc pusty barak, który zdezynfekowano i wyposażono w nowe sienniki oraz czyste koce. Następnie pacjenci z najbliższego baraku zostali odwszeni, zbadani i wprowadzeni nago do pozbawionego już robactwa baraku, z którego zabroniono im wychodzić. To samo zrobiono z następnym barakiem i z następnym, aż wszystko było czyste. Biorąc pod uwagę okoliczności, był to właściwy sposób walki z epidemią. Lecz fakt, że władze obozu nie pomyślały, by postawić w tym celu nowy barak, że odkażanie zaczęło się od wymordowania 1500 żydowskich kobiet – to właśnie był element makabry sytuacji, w której znaczenie wszystkich pojęć jest wypaczane, w której zło było dobrem, a dobro złem8.


W innych sektorach obozu Mengele zastosował ten sam sposób „do walki z epidemią szkarlatyny wśród węgierskich Żydów w obozie BIIc oraz epidemią odry w żydowskim bloku dziecięcym (BIIa) i w cygańskim obozie rodzinnym”9. Ważny dla wielu celów medycznych, w tym dla identyfikowania i zwalczania chorób w obozie, był umieszczony w pobliskim Rajsku Instytut Higieny SS (choć nie podlegał bezpośrednio Wirthsowi). Zasadniczo było to laboratorium medyczne, które wykonywało pełny zakres badań lekarskich i patologicznych krwi oraz innych płynów ustrojowych, a także innych próbek pobieranych od esesmanów i więźniów z obozu.

Według polskiego historyka Aleksandra Lasika obowiązki lekarzy obozowych polegały na „mniej lub bardziej pro forma opiece medycznej nad więźniami”, czyli przyjmowanie i zwalnianie osadzonych z obozowych izb chorych, „stawianie diagnoz i zalecanie kuracji”, zaświadczanie o jakości posiłków wydawanych z obozowych kuchni, a także nadzorowanie izb chorych10. Wymagano od nich również, aby „sprawdzali stan medyczny nowo przybyłych i zwalnianych więźniów”, a pod koniec wojny badali też niemieckich osadzonych pod kątem przydatności do służby wojskowej. Gdy dochodziło do „przypadkowej lub gwałtownej śmierci więźnia”, lekarz obozowy musiał przeprowadzić albo nadzorować autopsję i ustalić przyczynę zgonu. Oprócz tych zadań, które w większym lub mniejszym stopniu pokrywały się z tradycyjnymi obowiązkami lekarskimi, lekarze obozowi brali istotny udział w masowych mordach. Na „rampie” dokonywali „selekcji” przywiezionych do Auschwitz więźniów, decydowali, kto ma zostać bezzwłocznie zabity w komorze gazowej, a kto najpierw wykorzystany do niewolniczej pracy. Przeprowadzali też selekcję osadzonych z izb chorych, żeby ustalić, kto jeszcze będzie zdolny pracować, a kogo należy już zabić. Potwierdzali oficjalnie śmierć ofiar komór gazowych i asystowali przy wydawaniu i wykonywaniu kar śmierci.

Oprócz przydzielonych im oficjalnych obowiązków lekarze obozowi uczestniczyli w eksperymentach z udziałem więźniów. Badania w Auschwitz, podobnie jak te prowadzone w innych obozach, obejmowały projekty mające służyć celom „praktycznym”, na wzór sprawdzanych w Dachau metod ogrzewania wychłodzonych organizmów, ważnych dla ratowania zestrzelonych pilotów Luftwaffe, czy też testowania leków pod kątem skuteczności i skutków ubocznych. Prowadzono jednak również badania mniej praktyczne, jak te Mengelego – służące rozwojowi wiedzy i kariery. Choć w Auschwitz nie toczyły się pod nadzorem Wirthsa, z całą pewnością o nich wiedział, a sam wraz z młodszym bratem, także ginekologiem, prowadził doświadczenia dotyczące raka szyjki macicy.

W Auschwitz zakrojona na najszerszą skalę seria eksperymentów dotyczyła doskonalenia metod niezawodnej i wydajnej masowej sterylizacji, którymi naziści zamierzali posłużyć się na Słowianach, tzw. Mischlingach i innych. Eksperymenty nakazał Himmler, a prowadził je profesor Carl Clauberg, ekspert od niepłodności. Zdołał on opracować nieinwazyjną metodę wykorzystującą promienie rentgenowskie. Szacował, że przy odpowiednim personelu i sprzęcie pozwoli ona sterylizować nawet tysiąc kobiet dziennie11. Równolegle serię eksperymentów nad sterylizacją prowadził doktor Horst Schumann, który naświetlał jądra i jajniki żydowskich więźniów i więźniarek, gdyż chciał określić właściwą dawkę promieniowania. Porucznik SS doktor Johann Paul Kremer prowadził doświadczenia nad skutkami głodu, szczególnie interesowała go „atrofia wątroby brązowej”. Kremer wykładał anatomię na Uniwersytecie w Münsterze i podobnie jak Mengele miał stopień naukowy doktora. Jego procedurę badań opisała polska historyczka Irena Strzelecka.


Każdego ranka w ambulatorium w bloku nr 28 w obozie głównym badał więźniów wnioskujących o przyjęcie do szpitala. Było wśród nich wiele skrajnie wygłodzonych i wycieńczonych osób (Muselmänner), z których większość zabijano zastrzykiem fenolu. Tuż przed ich zabiciem, gdy leżeli na stole autopsyjnym, pytał ich o istotne z jego punktu widzenia informacje, takie jak waga przed aresztowaniem czy ostatnie leki, jakie przyjmowali (…). Próbki wątroby, śledziony i trzustki pobierano, gdy ciała były wciąż ciepłe12.


Wielu lekarzy obozowych, w tym Friedrich Entress, Helmuth Vetter, Eduard Wirths oraz w mniejszym stopniu Fritz Klein, Werner Rohde, Hans Wilhelm König, farmaceuta Viktor Capesius i szef Instytutu Higieny Bruno Weber, wykorzystywało więźniów Auschwitz do „testowania tolerancji i skuteczności pewnych leków” dla IG Farben13. Entress i Vetter przeprowadzili doświadczenia mające określić dokładny okres inkubacji tyfusu, żeby dowiedzieć się, kiedy chorzy pacjenci są najbardziej zaraźliwi i kiedy przestają zarażać. Wymagało to celowego zarażania osadzonych tyfusem14.

Strzelecka opisuje również osobliwą i mało znaną serię eksperymentów na mimowolnych pacjentach, która miała pomóc rozwiązać pewien narastający w Wehrmachcie problem. Późnym latem 1944 roku doktor Emil Kaschub został skierowany do Auschwitz w imieniu armii, aby „zdemaskowa

rozmaite metody symulowania, które zaczynało szerzyć się wśród niemieckich żołnierzy, zwłaszcza na froncie wschodnim (…), w tym samookaleczenia, wywoływanie ropni, gorączki i zakaźnego zapalenia wątroby”15. Kaschub próbował „prowokować” u żydowskich więźniów symptomy wykazywane przez symulujących żołnierzy.

Więźniów z Auschwitz dostarczano także lekarzom z innych obozów. Na przykład dwadzieścioro wyselekcjonowanych przez Mengelego żydowskich dzieci wysłano do obozu koncentracyjnego w Neuengamme, gdzie miały stać się obiektami prowadzonych przez doktora Kurta Heissmeyera badań nad gruźlicą, w trakcie których zarażano je tą chorobą16. Według Strzeleckiej dzieci te w kwietniu 1945 roku powieszono „na rurach grzewczych w szkole Bullenhuserdamm w Hamburgu”, żeby zatuszować dowody eksperymentów Heissmeyera17.

Historyk Christian Dirks w książce na temat współpracownika Mengelego z obozu, doktora Horsta Fischera, opisuje program eksperymentów z użyciem terapii elektrowstrząsami (ECT), który Fischer w latach 1943-1944 realizował w Auschwitz III. ECT uważano wówczas za „najbardziej zaawansowaną metodę leczenia najpoważniej chorych pacjentów, często o skłonnościach samobójczych, cierpiących na schizofrenię i depresję”18. Polski lekarz i zarazem więzień, doktor Zenon Drohocki, który studiował medycynę w Krakowie, prowadził badania nad ECT w Bernie, Brukseli i Paryżu, a „w Grenoble zdobył praktyczne doświadczenie w elektroencefalografii”19, zalecił Fischerowi budowę urządzenia ECT do leczenia więźniów. Fischer, z wykształcenia chirurg, nie posiadał głębszej wiedzy o elektrowstrząsach, lecz zaintrygowany wystarał się o zgodę Wirthsa i pozwolił Drohockiemu zrealizować ten pomysł. Ten, przy pomocy innego więźnia, zdołał „załatwić” potrzebne części z zapasów IG Farben i zbudował maszynę. Do Auschwitz III przywieziono na leczenie rzekomo umysłowo chorych osadzonych z innych części kompleksu obozowego. Projekt przyciągnął duże zainteresowanie, podobno jednemu z doświadczeń przyglądał się też Mengele. Celem kuracji było wyleczenie niesprawnych więźniów, żeby mogli wrócić do pracy. Niektóre obiekty eksperymentu wywieziono później do Birkenau i zagazowano; świadkowie opowiadali, że większość doświadczeń kończyła się zgonem pacjentów.

W przeciwieństwie do tych eksperymentów, prowadzonych jednak pod pozorem celów praktycznych, doświadczenia Mengelego – które realizował we własnym czasie, poza oficjalnymi obowiązkami – podejmowane były wyłącznie dla rozwoju dziedziny, pasjonującej go, odkąd rozpoczął studia. Niemal na pewno zamierzał wykorzystać swoje badania w Auschwitz jako podstawę do Habilitationschrift, czyli niezbędnej dla rozwoju kariery akademickiej rozprawy habilitacyjnej20. Mengele nie był w tych ambicjach odosobniony. Doktor Heinz Baumkötter, naczelny lekarz obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, obronił rozprawę w 1942 roku, gdy pełnił tam służbę21, natomiast kolega Mengelego z Auschwitz, doktor Hans Delmotte, skorzystał z dostępu do więzionego tam żydowskiego lekarza, wykładowcy i „powszechnie uznanego naukowca”, który pomagał mu przy jego dysertacji22.


Selekcje


Być może najbardziej przerażającym i szeroko znanym obrazem kojarzonym z Auschwitz są wydarzenia na „rampie”, gdzie zdezorientowanych, wystraszonych, wyczerpanych i wygłodzonych więźniów wyganiano z wagonów kolejowych. Ci niewinni ludzie byli poddawani sprawnie zaplanowanemu i skutecznemu procesowi, który przeszedł do historii jako „selekcja”. Pozbawiano ich wtedy resztek mienia, odrywano od bliskich i sortowano na dwie kategorie: tych, którzy mieli zachować życie i pracować (przynajmniej przez jakiś czas), i tych, którzy mieli zostać zamordowani w ciągu kilku godzin. Obowiązki Mengelego obejmowały dokonywanie selekcji nowo przybyłych transportów, a także rutynowe selekcjonowanie więźniów, którzy trafili do obozu już wcześniej. Chociaż selekcji nie zawsze dokonywał personel medyczny, wiosną 1943 roku Wirthsowi udało się zarezerwować tę powinność dla swoich ludzi, którzy jak argumentował, mieli być przy tym bardziej profesjonalni i unikać popełnianych w przeszłości błędów, takich jak przeznaczanie na śmierć sprawnych fizycznie więźniów23. Uczestnictwo lekarzy podpierało również pogląd, że zabijanie Żydów jest kwestią zdrowia publicznego, że ma służyć ochronie wspólnoty rasowej. Innymi słowy lekarze wykonywali to medyczne zadanie dla dobra Volku24.

Rudolph Vrba, który w kwietniu 1944 roku uciekł z Auschwitz, w 1982 roku opowiedział mi, jak przebiegał przyjazd pociągów i rozładowanie więźniów. Do wiosny 1944 roku „rampa” była bocznicą kolejową ulokowaną poza obozem Birkenau, na stacji towarowej Auschwitz. Gdy ogłaszano, że nadjeżdża transport, na miejsce wysyłano zgrupowanie z batalionu obozowych strażników. Lokomotywę odłączano od reszty składu, a wartownicy z SS otaczali dokładnie cały teren, żeby uniemożliwić ucieczki i wyszukiwać wyrzucane z pociągów kosztowności. Następnie otwierano drzwi wagonów i rozkazywano wszystkim więźniom wyjść. Skrupulatnie ich liczono i dzielono na dwie kolejki, w jednej ustawiali się mężczyźni, a w drugiej kobiety i dzieci. Obie grupy miały przejść obok dyżurującego tego dnia lekarza obozowego, który dokonywał „selekcji”, wskazując poszczególnym więźniom, czy mają przejść na prawo, czy na lewo – i decydując tak o ich życiu lub śmierci. Słabych, chorych, zbyt starych, zbyt młodych oraz ciężarne kobiety przeznaczano na śmierć; matki z małymi dziećmi skazywano na zagazowanie razem z potomstwem.

Po selekcji formowano trzy grupy: kobiety, które miały zostać przyjęte do obozu, mężczyzn, którzy mieli zostać przyjęci do obozu, oraz mężczyzn, kobiety i dzieci, którzy mieli zostać bezzwłocznie zagazowani. Pierwsze dwie odprowadzano do nieodległego Birkenau, zaś ludzi skazanych na śmierć zawożono ciężarówkami do jednego z dwóch kompleksów komór gazowych i krematoriów, również znajdujących się niedaleko. Wyznaczona grupa więźniów zbierała bagaże i inne mienie, po czym transportowała łup do nazywanych „Kanadą” magazynów, gdzie był inwentaryzowany i przekazywany do wykorzystania na miejscu lub odesłania do Niemiec w celu dalszej redystrybucji. Inna grupa sprzątała wagony, a urzędnicy kończyli i sprawdzali papierkową robotę. Cała operacja zajmowała godzinę lub dwie, w zależności od rozmiaru transportu. Dokładano starań, by uśmierzać niepokój przybyłych, zasypując ich przy tym całym katalogiem uspokajających kłamstw. Josef Eber, podoficer SS, w 1979 roku powiedział w wywiadzie, że motto brzmiało: „Na rampie utrzymywać jak największy spokój, żeby wszystko przebiegło gładko”25.

3 sierpnia 1964 roku, w czasie trwającego we Frankfurcie procesu zbrodniarzy z Auschwitz, Richard Böck, członek obsługi obozowego parku pojazdów, odpowiadającej za transport skazanych na śmierć do komór gazowych, złożył szczegółowe zeznanie na temat procesu selekcji. Böck, który pochodził z Günzburga i znał Mengelego oraz jego rodzinę, opisał sądowi zachowanie Mengelego na rampie.


Były tam tory i stał tam pociąg, no i zobaczyłem tam Mengelego. I było tam jeszcze kilku oficerów; wszystkich nie znałem (…). No i zobaczyłem tam Mengelego i pozostałych (…). Potem z początku trochę mówili, a ja oparłem się o moją ciężarówkę, oparłem się o błotnik i patrzyłem dalej.


Następnie Mengele kazał wystąpić z szeregu wszystkim z medycznym wykształceniem.


Mengele (…) powiedział: „Lekarze i farmaceuci, wystąp!” (…). No i ludzie wyszli powoli, wyszli z szeregu prawdziwi dżentelmeni. Mieli pomięte garnitury, ale i tak mieli lepsze ubrania, niektórzy nosili okulary (…). Było widać, że to eleganccy ludzie. A potem Mengele pokazał im tak.


W tym momencie Böck wykonał gest kciukiem w lewo, „po czym przeszli obok niego, na lewo”. Następnie świadek opisał rozdzierające serce wydarzenie, do którego doszło, gdy Mengele zaczął rozdzielać ludzi na rampie.


Pierwsza podeszła blondynka. Dobrze się jej przyjrzałem, rozpoznałbym ją i dziś. Od razu mi się skojarzyła z tą aktorką. Lilian Harvey. I wtedy Mengele ją pyta: „Ile lat?”, a ona odpowiada: „Dwadzieścia dziewięć”. Potem Mengele pyta: „Jesteś w ciąży?”, a ona mówi: „Tak”. I wtedy Mengele pyta: „W którym miesiącu?”, a ona mówi: „W dziewiątym”. I potem Mengele zrobił tak.


Böck wykonał gest kciukiem w prawo.


I przeszła tam, za tory, tam dalej, no i w prawo (…). Potem podszedł młody mężczyzna, dwadzieścia cztery lata. „Zdrowy? Silny?”, zapytał Mengele. A on odpowiedział: „Tak”. Wtedy Mengele zrobił tak, kciukiem – robił tak albo tak, zawsze kciukiem – bez przerwy. A potem on przeszedł tam, gdzie stali ci lekarze.


A potem podszedł stary mężczyzna z brodą – kontynuował Böck. – [Mengele] o nic nie pytał, tylko zrobił tak”. Böck znowu wykonał kciukiem gest w prawą stronę. Na koniec opowiedział, że Mengele się znudził, stracił cierpliwość albo po prostu zmęczył i obojętnie zakończył całą selekcję.


No i po tym, jak (…) przeszła koło niego połowa pociągu, Mengele nagle powiedział: „Ach was…”. Wszyscy przeszli tam (…). Kobiety szły z dziećmi, potem pchały wózki, no i wszyscy przeszli tam26.


Ci ludzie zgromadzili się po prawej, a lekarze oraz silni i zdrowi młodzi mężczyźni stali po drugiej stronie torów. Böck opowiedział później o losie skierowanych na prawo – był naocznym świadkiem gazowania i opisał je z przerażającymi szczegółami27.

W ramach przygotowań do ogromnego napływu Żydów z Węgier wiosną 1944 roku zbudowano bocznicę, która biegła przez bramę Birkenau i kończyła się w samym sercu obozu, bardzo blisko krematoriów nr II/III. Po tym unowocześnieniu pociągi mogły być rozładowywane za drutami kolczastymi Birkenau i zniknęła konieczność wysyłania na stację strażników i ciężarówek, a co za tym idzie wydatnie wzrosła wydajność całego procesu.

Podczas procesu we Frankfurcie zeznawał też doktor Mauritius Berner, lekarz z Węgier, który opowiedział o tym, jak 29 maja 1944 roku przyjechał na rampę w Birkenau.


I potok ludzi ruszył naprzód, a ja powiedziałem do żony – bo byłem z żoną i trójką dzieci, trzema córeczkami: „Nic nie rób. Najważniejsze, żebyśmy w piątkę zostali razem”. I dodałem: „Zobaczymy, jak będzie”.

Ledwo to powiedziałem, gdy stanął między nami żołnierz i powiedział: „Mężczyźni na prawo, kobiety na lewo”, i nas rozdzielił. Nie zdążyłem nawet objąć żony. Krzyknęła za mną: „Chodź, ucałuj nas!”. Wyczuła zagrażające nam niebezpieczeństwo, może dzięki jakiejś kobiecej intuicji.

Podbiegłem do nich przez kordon, ucałowałem żonę i trójkę dzieci. Potem popchnęli mnie z powrotem na drugą stronę i szliśmy równolegle, ale oddzielnie. Pomiędzy dwoma liniami kolejowymi, pomiędzy dwoma pociągami, równolegle, ale osobno. A potem tłum mnie popchnął i straciłem ich, moją rodzinę, z oczu28.


Następnie usłyszał, jak ktoś zawołał: „Lekarze i farmaceuci, zebrać się tu!”. Berner dołączył do dużej grupy, która jak zapamiętał, liczyła jakieś siedemdziesiąt osób. Tylko z jego miasta było tam trzydziestu ośmiu lekarzy i kilku farmaceutów. Podeszli do nich dwaj niemieccy oficerowie. Berner znał jednego z nich – był to Viktor Capesius, który odwiedzał go niegdyś w charakterze przedstawiciela farmaceutycznego sprzedającego produkty IG Farben. Capesius tłumaczył na węgierski słowa drugiego Niemca, Berner dowiedział się później, że był nim Josef Mengele.

Berner wyjaśnił Mengelemu, że w walizce, którą z całą resztą zabrano z rampy, ma dyplom i zapytał, czy nie mógłby jej odzyskać. Po jej odszukaniu i pośpiesznym wyjęciu ze środka dyplomu oraz kilku fotografii rodziny wrócił do grupy lekarzy i farmaceutów. Mengele zdążył w tym czasie odejść na jakieś dwadzieścia, trzydzieści metrów. Berner przyglądał się, jak Mengele stał przed podążającym w jego kierunku tłumem i gestami rąk ów tłum rozdzielał. Niektórzy szli w prawo, a inni, w tym kobiety i dzieci, w lewo. Berner zeznał:


Nagle dostrzegłem żonę i dzieci, oddalały się od Mengelego. Coś mi przyszło mi do głowy: poproszę doktora Capesiusa o przysługę. Podszedłem do niego i powiedziałem: „Panie kapitanie (…), mam bliźniaczki, które wymagają dodatkowej opieki. Będę pracował, jak pan sobie życzy, tylko proszę nie rozdzielać mnie z rodziną”. Nie wiedziałem, po co tam trafiliśmy i gdzie mamy udać się dalej. Zapytał mnie: „Bliźniaczki?”, „Tak”, „Gdzie są?”, „Tam”, wskazałem. „Proszę je zawołać”, polecił.

Zawołałem żonę i dzieci. Obróciły się, a ja pokazałem ręką, żeby wracały.

Wróciły i doktor Capesius sam wziął je za ręce, to znaczy dwójkę moich dzieci, i zaprowadził nas do doktora Mengelego. Zanim podeszliśmy, rzucił mi: „Proszę mu to powiedzieć”. Więc powiedziałem: „Panie kapitanie”, nie znałem jego stopnia, „Panie kapitanie, mam bliźniaczki”, i chciałem mówić dalej, ale on powiedział: „Później, nie mam czasu”. I odprawił mnie lekceważącym gestem29.


Capesius stwierdził, że żona i córki Bernera powinny wrócić do swojej grupy, a on do swojej. Doktor Berner nie zobaczył już rodziny30.

Ogromna większość ludzi, którzy zaraz po przyjeździe do Auschwitz mieli na rampie styczność z Mengelem, nie przetrwała wojny. Ci, którym się udało, wspominają spotkanie z nim z cierpieniem, ponieważ wyznaczyło chwilę rozdzielenia z najbliższymi. Niektórzy się mylą – brali za Mengelego innych lekarzy SS lub po prostu zakładają, że to musiał być on, że to on dopuścił się potwornego czynu, w wyniku którego oni przeżyli, podczas gdy tak wielu ich ukochanych zginęło. Historyk Zdenek Zofka zauważa, że wielu ocalałych wspominało, iż Mengele zwracał się do nich po węgiersku, w języku, którego nie znał, lecz znali go jego współpracownicy, farmaceuta Viktor Capesius i lekarz Fritz Klein. „Mengele będzie często opisywany jako wysoki blondyn, podczas gdy miał tylko 1,74 m wzrostu i ciemne włosy”31. Według Zofki „prawie wszyscy więźniowie” Auschwitz utrzymują, że Mengele przeprowadzał ich selekcje.

Hermann Langbein, były więzień Auschwitz i autor cennej pracy People in Auschwitz, opisał to zjawisko i nazwał je „efektem Mengelego”, szczególną formą „przesunięcia pamięci”.


Jeżeli jakiś członek SS jest wielokrotnie wymieniany publicznie w związku z wyjątkowo potwornymi uczynkami, pojawia się możliwość, że ocaleni zwiążą z nim swoje przejścia (…). Nie raz słyszałem, jak ocaleni opowiadali, że Mengele zrobił to czy tamto, chociaż w tym czasie nie było go jeszcze w Auschwitz. Olga Lengyel opisała go jako blond aniołka, podczas gdy był typem wyraźnie ciemnowłosym. Krótko mówiąc, zbrodnie anonimowego lekarza z SS zostały przypisane Mengelemu, bo ludzie czytali, że zrobił wiele złych rzeczy (…).

Niektórzy dobrze znani esesmani byli post factum idealizowani. I tak Fania Fénelon nazwała Mengelego „przystojnym Siegfriedem”, a Therese Chassaing pisze: „Mengele jest umięśniony w swym zapiętym pasem mundurze, wysoki, ma lśniące czarne oficerki, które świadczą o czystości, dobrobycie i ludzkiej godności”. Elie Wiesel wspomina, że do charakterystycznych atrybutów Mengelego należały „białe rękawiczki, monokl i cała reszta”32.


Langbein spotykał Mengelego „niemal każdego dnia w biurze izby chorych SS, gdzie wykonywał rutynową biurokratyczną pracę”, i twierdzi, że nigdy nie wydał mu się atrakcyjny ani elegancki. Nigdy też nie widział go z monoklem. Doris Bergen, przedstawiając pracę izraelskiej historyczki Na’amy Shik, napisała o „tak zwanym efekcie Mengelego”, podkreślając, że o wiele dekad późniejsze relacje ocalałych mogą być kształtowane tym, „co w międzyczasie czytali i słyszeli”33.

Geoffrey Hartmann, który wiele pisał o świadectwach ocalałych, zauważył: „Wydaje się, jakby każdy ocalały z Auschwitz przeszedł selekcję u Mengelego, jak gdyby obsadzał on swoje stanowisko dwadzieścia cztery godziny na dobę”34. W rzeczywistości Mengele wypełniał „obowiązki na rampie” tak samo jak reszta personelu medycznego obozu. Nie ma żadnych dowodów, że pracował tam częściej lub dłużej niż jego koledzy. Wydaje się, jak sugeruje Zofka, „że nazwisko Mengele zostało oderwane od noszącego je człowieka”, że stało się „synonimem” każdego lekarza SS z Auschwitz35. Historyk Christopher Browning, opisując zeznania ocalałych z tych selekcji Mengelego, do których jak dowiedziono, nigdy nie doszło, nazwał spotkania z „Aniołem Śmierci” na rampie obozu „jednym z najszerzej rozpoznawalnych, archetypicznych epizodów Holokaustu, szeroko rozpowszechnionym w książkach i filmach”36.

Mengele wykorzystał służbę na rampie do „zwerbowania” zespołu wyjątkowych, przydatnych mu w badaniach lekarzy, antropologów, techników i innych pracowników służby zdrowia. Oprócz wywoływania ich w trakcie selekcji, jak opisywali to Böck i Berner, sprawdzał rejestry przyjętych do obozu więźniów. Helen „Zippi” Spitzer, więźniarka pracująca w administracji obozu i zajmująca się „kartoteką” (w której znajdowały się informacje na temat zawodów osadzonych), stwierdziła, że Mengele przychodził do biura i wypytywał o więźniów z określonymi specjalizacjami medycznymi37.

Obozowi lekarze regularnie dokonywali selekcji wewnątrz obozu i w izbach chorych, żeby zrobić miejsce dla nowo przybyłych i „przebrać” populację Auschwitz, pozbywając się ludzi „nieproduktywnych”, którzy byli za słabi lub zbyt chorzy, by pracować, lub ze względu na choroby stanowili zagrożenie dla powszechnego zdrowia. Wolfgang Sofsky napisał:


Selekcje obozowe pojawiają się w całej wojennej historii systemu obozów koncentracyjnych. Miały kluczowe znaczenie dla pilnowania równowagi pomiędzy pracą a śmiercią, produktywnością a zagładą. Więźniów, którzy sprawiali wrażenie słabych lub których uznawano za zbytecznych, regularnie odsiewano i zabijano. Obozy funkcjonowały jak coś w rodzaju obrotowego stołu śmierci. SS likwidowało wycieńczonych więźniów, żeby zrobić miejsce nowym, wymieniało ich na świeżych. Nowe grupy osadzano w obozach, aby zasypać wyrwy wywołane naciskami na unicestwienie, a potem i je zastępowano. W biurokratycznej logice tego systemu selekcje były środkiem jego konserwacji i kierowały organizacyjnym rozwojem38.


Doktor Horst Fischer, osądzony i stracony w Niemieckiej Republice Demokratycznej za zbrodnie popełnione w Auschwitz, w zeznaniu w sądzie rzucił światło na kryteria tych selekcji:


W celu wypracowania sztywnych kryteriów selekcji w Auschwitz odbyło się wiele narad lekarzy SS. Dyskusje zaowocowały następującym zbiorem cech niezbędnych do selekcji: obrzęki głodowe; całkowity zanik tkanki tłuszczowej na pośladkach (żeby to zdiagnozować, lekarze nakazywali obracać się rozebranym więźniom); podejrzenie gruźlicy (ze względu na braki w wyposażeniu medycznym gruźlicę było trudno zdiagnozować, a wykonywanie prześwietleń rentgenowskich uchodziło w obozie głównym za niewarte zachodu); wypadki prowadzące do złamań kości; a także dotkliwe ropnie. Mówiąc ogólnie, były to przypadki, w których selekcja wydawała się wskazana39.


Wielu ocalałych opowiadało z trwogą, jaki wpływ wywierała niezapowiedziana inspekcja Mengelego w izbie chorych. Według Roberta Jay Liftona:


Więźniowie zazwyczaj reagowali na selekcje Mengelego nadzwyczajnym strachem i bezradnością. Doktor Gisella Perl napisała: „Niczego nie baliśmy się tak, jak tych wizyt, bo (…) nigdy nie wiedzieliśmy, czy pozwoli nam zachować życie (…). Miał prawo robić z nami, co mu się podobało”40.


Wedle często powtarzanej opowieści Mengele przeprowadził jedną z selekcji dzieci poprzez sprawdzian wzrostu – na określonej wysokości powieszono deskę i dzieci miały pod nią przejść. Za niskie wysłał na śmierć41.

Choć nie ma żadnych dowodów, że Mengele dokonywał selekcji częściej od kolegów, wygląda na to, że stawiano go za przykład lekarzom, którzy mieli kłopoty z tym zadaniem. Hermann Langbein, przytaczając relację Hansa Müncha, przydzielonego do Instytutu Higieny lekarza SS z Auschwitz, pisze o pewnym nowo przybyłym lekarzu SS, Hansie Delmotte, na którym pierwsza zmiana na rampie zrobiła takie wrażenie, że odmówił dalszego wypełniania podobnych obowiązków i poprosił o przeniesienie na front. Został „na dłuższy czas” przydzielony do pomagania Mengelemu, który jak Münch opowiedział Langbeinowi, przekonywał go o „konieczności eliminowania Żydów”. Tłumaczył, że w „wyjątkowych sytuacjach” lekarz musi „wziąć odpowiedzialność za selekcje”, i podkreślał, że „każdy lekarz w armii musi dokonywać selekcji na froncie, ponieważ po bitwie nie może leczyć wszystkich poważnych przypadków na raz”. Mengele przypominał, że podczas selekcji rannych lekarz polowy musi zdecydować, kto otrzyma pomoc kosztem kogoś innego. Dodawał, że lekarz na rampie po prostu decyduje, „kto powinien zostać przyjęty do obozu w pierwszej kolejności” i że nie jest to decyzja szczególnie „doniosła”, bo przecież „stanowcze postanowienie usunięcia Żydów już zapadło”42. Innymi słowy Żydzi przyjeżdżali na rampę już martwi. Delmotte ponoć zdołał przezwyciężyć odrazę i dokonywał selekcji jak wszyscy pozostali lekarze. Pod koniec wojny wolał popełnić samobójstwo niż dać się złapać i odpowiedzieć za swoje zbrodnie.

Christian Dirks opisał wątpliwości, które po pierwszej selekcji miotały innym lekarzem SS, Horstem Fischerem, mimo że uczestniczył w niej „jedynie biernie”. Był to transport z Galicji, składający się „wyłącznie ze skrajnie biednych i wygłodzonych ludzi”. Według Dirksa Fischer „w następnych tygodniach i miesiącach wiele razy pytał sam siebie, dlaczego akurat te głodujące postacie, «ci najbiedniejsi z biednych, którzy nie mogli mieć żadnego wpływu na gospodarkę czy politykę, muszą zostać zabici»”. Kiedy zapytał o to Mengelego, usłyszał, że spogląda na ten problem z niewłaściwej strony:


To właśnie z tych zasobów ludzkich Żydzi czerpią nową siłę i odświeżają swoją krew. Bez biednych i na pozór niegroźnych wschodnich Żydów cywilizowani zachodnioeuropejscy Żydzi nie mogliby przetrwać. Dlatego trzeba niszczyć wszystkich43.


Fischer opowiadał, że Mengele „nie dostrzegał kwestii ludzkiej”, a jedynie rasową; że był „fanatycznym obrońcą” przede wszystkim „kwestii rasowej” oraz człowiekiem „najbardziej z nas przekonanym o konieczności zniszczenia narodu żydowskiego”. Z czasów w Dywizji „Wiking”, gdzie obaj służyli jako lekarze, Fischer zapamiętał Mengelego jako „bardzo wycofanego i skromnego”. W Auschwitz spotkał „odmienionego” człowieka44.

1 Hayes, „Auschwitz”.

2 Rolf Mengele, wywiad z Johnem Ware, 2 września 1985, notatki, Posner Papers, Box 16, Folder 2, GARC.

3 Przesłuchanie Sedlmeiera, 6 grudnia 1984, HHStAW 461/37976.

4 Massin, „Mengele, die Zwillingsforschung”, s. 225.

5 Lifton, Nazi Doctors, s. 346.

6 Ibid., s. 378.

7 Wirths pełnił służbę w Auschwitz od września 1942 roku do ewakuacji obozu w styczniu 1945 roku, później był przenoszony do kilku innych obozów koncentracyjnych. We wrześniu 1945 roku popełnił samobójstwo w brytyjskim areszcie.

8 Lingens-Reiner, Prisoners of Fear, s. 64-65.

9 Kubica, „Crimes of Mengele”, s. 328.

10 Lasik, Organizational Structure of Auschwitz, s. 243-258.

11 Strzelecka, Medical Crimes, s. 10.

12 Ibid., s. 13.

13 Ibid., s. 14.

14 Ibid., s. 15.

15 Ibid., s. 15-16.

16 Weindling, „Genetik und Menschenversuche”, s. 265.

17 Strzelecka, Medical Crimes, s. 16.

18 Dirks, „Die Verbrechen der Anderen” s. 135.

19 Rzesnitzek i Lang, „Material History”.

20 Massin, „Mengele, die Zwillingsforschung”, s. 220; Lifton, Nazi Doctors, s. 358.

21 Pukrop, SS-Mediziner, s. 152.

22 Lifton, Nazi Doctors, s. 311.

23 Langbein, People in Auschwitz, s. 374.

24 Lifton, Nazi Doctors, s. 150.

25 Demant, Auschwitz, s. 47.

26 Landgericht Frankurt am Main 1964, transkrypcja, s. 26.

27 Jego zeznanie zostało później podważone, oskarżono go o pewne zmyślenia w opowieści o tym, jak przyglądał się gazowaniu i że podawał informacje zasłyszane od innych jako własne wspomnienia.

28 Dr Mauritius Berner, zeznanie, 17 sierpnia 1964, cyt. w: Wojak, Auschwitz-Prozeß 4Ks.

29 Ibid.

30 Kiedy w 1965 roku we Frankfurcie Capesiusa skazywano za współudział w morderstwie, sędzia przytoczył tę sytuację z rampy w uzasadnieniu wyroku. Steinbacher et al., Der Frankfurter Auschwitz-Prozess, s. 1251.

31 Zofka, „Der KZ-Arzt Mengele”, s. 246, przypis 5.

32 Langbein, People in Auschwitz, s. 295-296.

33 Bergen, „No End in Sight?”, s. 299.

34 Cyt. w: Kushner, „Saul Friedlander”, s. 78, przypis 19.

35 Zofka, „Der KZ-Arzt Mengele”, s. 247.

36 Browning, Remembering Survival, s. 236.

37 Lower, „Distant Encounter”, s. 108.

38 Sofsky, Order of Terror, s. 243-244.

39 Cyt. w: Langbein, People in Auschwitz, s. 364.

40 Lifton, Nazi Doctors, s. 345.

41 Ibid., s. 346.

42 Langbein, People in Auschwitz, s. 360.

43 Dirks, „Die Verbrechen der Anderen”, s. 158-159.

44 Ibid.



14 komentarzy:

  1. Czyta sie dobrze ale nei dla mnei

    OdpowiedzUsuń
  2. Można się dowiedzieć ciekawych informacji ale książka nie w moim guście Dagmara Krajewska

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo ważnych informacji, ale ja nie lubię czytać takich książek bo mnie dreszcze przede chodzą jak czytam o tym jak kiedyś było. 😪

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta książka porusza jakże trudny temat obozów .....chętnie przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobra aczkolwiek nie mój gust pisarski

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasia Foltańska20 maja 2020 20:26

    Alee dlugieee �� ale chyba nie mój gust

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię książki o takiej tematyce, to moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba sobie tą książkę zakupie bo coraz bardziej mnie intryguje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Książka trudna ale dość ciekawie się ją czyta.

    OdpowiedzUsuń
  10. interesujący jak dla mnie rozdział

    OdpowiedzUsuń
  11. Książka poruszająca bardzo ciężki i smutny rozdział naszej historii, ale myślę, że warto po nią sięgnąć

    OdpowiedzUsuń
  12. Kolejny rozdział,zatem książka ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń