Rozdział
2
Anna
Budzi mnie
delikatne szturchnięcie w ramię. W sekundę wracam do
rzeczywistości. Zasnęłam, siedząc obok niedorzecznie przystojnego
faceta. Szybko ocieram palcami kąciki ust, upewniając się, że nie
obśliniłam sobie całej twarzy.
Boże,
jakie to żenujące. Mam nadzieję, że nie chrapałam. Zeszłej nocy
mało spałam. Leżałam w łóżku, obawiając się stawienia czoła
ojcu. Bez przerwy odtwarzałam w myślach wszystkie możliwe
scenariusze tego, co może powiedzieć, gdy poinformuję go, że mam
zamiar wynieść się na drugi koniec kraju. Wszystkie kończyły się
tym, że nie popiera dokonanego przeze mnie wyboru i próbuje mnie
powstrzymać – i tak właśnie się stało. Cieszę się, że
pomyślałam zawczasu i umówiłam się z Kaylą, naszą sąsiadką,
by czekała przed moim domem z włączonym silnikiem, dzięki czemu
udało mi się uciec. Ojciec nigdy nie pozwoliłby mi na
zrealizowanie swoich planów. Nie pozostawił mi innego wyboru, wręcz
zmusił do wymknięcia się z domu i wskoczenia do samochodu Kayli
przy pierwszej lepszej okazji.
Porzucenie
domu było najtrudniejszą rzeczą, jaką zrobiłam w życiu, ale nie
mogłam tam zostać. Nie potrafiłam już znieść wiecznego życia
pod kloszem.
–
Kapitan poinformował przed chwilą, że lądujemy za około
trzydzieści minut. Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć – mówi
nagle Xavier. – Zasnęłaś w mgnieniu oka, więc domyśliłem się,
że musisz być zmęczona. Stwierdziłem, że nie będę ci
przeszkadzał. Muszę przyznać, że różnisz się od większości
spotkanych przeze mnie kobiet, Anno.
Zżera
mnie ciekawość i nie mogę się powstrzymać przed zapytaniem, co
właściwie ma na myśli.
– Jak
„różnię”? Bo nie sypiam z przypadkowo poznanymi mężczyznami,
którzy składają mi niemoralne propozycje?
Xavier
wzrusza ramionami.
– Nie o
to chodzi. Po prostu nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek
zanudził jakąś kobietę do tego stopnia, że aż zasnęła. Nie
wyglądałaś na speszoną moją obecnością, gdy ucięłaś sobie
drzemkę. Prawdę mówiąc, sprawiasz wrażenie kompletnie obojętnej
na moje uroki, co, w pewnym sensie, stanowi miłą odmianę.
Parskam
śmiechem.
– Wolisz,
kiedy ludzie nie spełniają twoich próśb?
Kąciki
jego ust wyginają się w uśmiechu, od którego każdej kobiecie
zmiękłyby kolana.
– Nie,
ale podziwiam to, że trzymasz się swoich zasad i nie odpuszczasz.
Większość kobiet taka nie jest.
Uśmiecham
się.
– Uznam
to za komplement, Xavier.
Uśmiecha
się jeszcze szerzej. Wygląda na zadowolonego z siebie. Jestem
pewna, że jego opętany seksem umysł podpowiada mu, że ma u mnie
szansę.
– Co
czeka na ciebie w Detroit?
Zacinam
się, nieprzygotowana na tak proste pytanie. Spodziewałam się
kolejnej porcji podszytych erotyzmem żartów.
– Nowy
start.
Obrzuca
mnie pytającym spojrzeniem, więc dodaję:
– Muszę
zacząć od początku. Mam tam rodzinę. Kuzynka Quinn i ciotka Dee
zaoferowały mi swoją pomoc.
Xavier
odwraca się w stronę tylnej części przedziału, gdzie na moim
fotelu siedzi jego menadżer.
–
Starszy pan, obok którego siedziałaś, nie jest twoim chłopakiem,
a kobieta z drugiej strony nie jest twoją dziewczyną, więc
stwierdzam, że twojej drugiej połówki nie ma na pokładzie tego
samolotu. Nie uwzględniłaś jej w swoim nowym starcie?
Biorę
głęboki wdech. Za kilka minut opuścimy pokład i nigdy więcej nie
zobaczę tego faceta na oczy, więc równie dobrze mogę zdobyć się
na szczerość. Odrobina prawdy nikomu nie zaszkodzi.
– Nie.
Nie uwzględniłam w nim nikogo z Portland.
Xavier
unosi brwi ze zdziwienia.
– Twój
chłopak nie będzie próbował za tobą pojechać?
Kręcę
głową.
– Można
powiedzieć, że nasz związek należy do przeszłości.
– I
dlatego uciekasz z Portland? Nie byłaś w stanie znieść faktu, że
złamiesz serce jakiemuś biednemu frajerowi? – pyta żartobliwym
tonem.
Krzyżuję
ramiona na piersi.
–
Zapewniam cię, że nic Jorge nie złamałam.
Xavier
uśmiecha się krzywo.
– Chyba
sama w to nie wierzysz, co?
–
Dlaczego? Tak naprawdę nigdy nie byliśmy w sobie zakochani. Nasze
rodziny dobrze się znają, więc oczekiwały od nas, że będziemy
razem.
Gdyby
aranżowane małżeństwa nadal były zgodne z prawem, Jorge i mnie
spotkałby dokładnie ten sam los. Byliśmy dla siebie bardziej jak
rodzeństwo. Kochałam go, ale nie w sposób, dzięki któremu w
głębi duszy wiedziałam, że to ten jedyny.
Na twarzy
Xaviera odmalowuje się zrozumienie.
– Więc
uciekasz przed apodyktyczną rodziną, która próbuje kontrolować
każdy aspekt twojego życia. Nie boisz się, że ciotka też będzie
próbowała zmuszać cię do robienia rzeczy, których nie chcesz?
Jest
naprawdę dobry. Posługując się jedynie strzępami informacji,
rozwikłał historię całego mojego życia. Powinnam trzymać język
za zębami i nie zaspokajać jego ciekawości, ale miło jest się
komuś wygadać – szczególnie że Xavier zdaje się rozumieć, że
moja rodzina próbuje wymusić na mnie swoje przekonania. Mam
wrażenie, że podświadomie łączy nas jakaś więź.
– Ciotka
Dee jest zupełnie inna. To wspaniała kobieta. Pod żadnym względem
nie przypomina mojego ojca.
Xavier
przytakuje.
– Ja
też dorastałem w podobnych warunkach, w domu, w którym religia
była na pierwszym miejscu. Ciężko żyć pod jednym dachem z
ludźmi, którzy wyznają pewne… poglądy. – Milknie na chwilę,
po czym pyta: – Jak bardzo wkurzyłaś ojca tym, że wyjechałaś
bez jego zgody?
Rozchylam
usta ze zdumienia.
– Skąd
o tym wiesz?
Wzrusza
ramionami.
–
Jesteś porządną, dobrą dziewczyną, która ma despotycznego ojca.
Nietrudno było rozgryźć, że pragniesz wolności. Wyczuwam to w
tobie na odległość. Rozumiem twoją potrzebę ucieczki.
– Naprawdę?
– pytam, a w moim głosie słychać zaskoczenie.
Nie
licząc Quinn i ciotki Dee, nikt wcześniej mi nie współczuł. Gdy
osoby z moich rodzinnych stron dowiedzą się, że wyjechałam,
większość z nich wpadnie w popłoch i nazwie mnie idiotką. Ludzie
czasami nie pojmują, że wyobrażenie idealnej rodziny może być
przesadzone. Miło zatem, że chociaż Xavier to rozumie.
– Naprawdę
– odpowiada. – Bycie uwięzionym w życiu, którego się nie
wybrało, to żadna przyjemność, bez względu na to, jak dobre
wydaje się ludziom, którzy nie znają naszej sytuacji.
Doświadczyłem tego na własnej skórze. Rozumiem cię doskonale i
wcale ci się nie dziwię. Nikt nie powinien być zmuszany żyć w
sposób, który mu nie odpowiada.
Wpatruję
się w niego jak oniemiała, zszokowana faktem, że wiedział
dokładnie, o czym myślę. Przeżył to samo, co ja, i nie traktuje
mnie pogardliwie z powodu ucieczki przed dotychczasowym życiem. Na
moment udało mi się zapomnieć, że mam do czynienia z atrakcyjnym
celebrytą, w niczym nieprzypominającym zwykłego faceta – i z
przyjemnością poznałabym go bliżej.
– Miło
jest posłuchać dla odmiany kogoś, kto się ze mną zgadza. Nie
lubię sprzeciwiać się ojcu, ale miałam wrażenie, że jeśli się
stamtąd nie wyrwę, stłamsi mnie świat pełen pomysłów i
poglądów, z którymi niekoniecznie się zgadzam.
– Kiedy
mówisz o poglądach, rozumiem, że masz na myśli religijne.
Wzdycham
ciężko.
– Tak.
Nie jestem niewierząca, ale zwyczajnie nie lubię, gdy bez przerwy
kładzie mi się do głowy te biblijne frazesy.
Błękitne
oczy Xaviera studiują badawczo moją twarz.
–
Naprawdę jesteś porządną dziewczyną. – Zanim udaje mi się
odpowiedzieć, dodaje: – Dobrze, że mi odmówiłaś. Nie jestem
facetem dla ciebie.
Gdy tak
się w siebie wpatrujemy, nagle zapominam, dlaczego tak mnie
zniechęcił swoimi zalotami. Może moje przypuszczenia względem
Xaviera były błędne. Byłby wspaniałym przyjacielem pod
warunkiem, że tak cholernie by mnie nie pociągał.
– Nie
wyglądasz mi na złego człowieka. Przyjemnie się z tobą rozmawia.
Z trudem
przełyka ślinę.
– To
dlatego, że mnie nie znasz. Możesz mi wierzyć, że są ze mną
same kłopoty. Taka miła dziewczyna jak ty powinna uciekać ode mnie
gdzie pieprz rośnie.
Pierś
unosi mi się i opada w rytm przyśpieszonego oddechu. Xavier emanuje
intensywnością, która otula mnie jak kokon. Ma w sobie coś
wyjątkowo pociągającego, a ja nie umiem wytłumaczyć, dlaczego
ogarnia mnie poczucie, że jesteśmy bratnimi duszami, które przed
czymś uciekają. Wiem, że w żadnym wypadku nie jest dla mnie
odpowiednim mężczyzną – sam to przed chwilą stwierdził – ale
nie potrafię powstrzymać reakcji swojego głupiego ciała.
Spojrzeniem
zatrzymuję się na jego ustach. Przez moment zastanawiam się, jakby
to było poczuć ich dotyk. Założę się, że są stanowcze i
zarazem delikatne. Myślenie o tym jest niebezpieczne i może
zaprowadzić mnie na ścieżkę, na którą chyba nie jestem jeszcze
gotowa wkroczyć. Mimo wszystko nie potrafię się powstrzymać.
– Nie
patrz tak na mnie – kontynuuje Xiavier. – Pragnę cię. Jeśli mi
się oddasz, nie będzie już odwrotu, a ty nie jesteś gotowa na
takiego faceta jak ja. Samokontrola nie jest moją mocną stroną i w
ogóle jestem bardzo egoistycznym człowiekiem.
Głos ma
napięty, zupełnie jakby toczył wewnętrzną walkę między tym, co
wypada,
a tym, co chciałby
zrobić.
Zupełnie
jak ja.
Przysuwa
się bliżej, ocierając się nosem o krawędź mojej szczęki i
zatrzymując na sekundę, by pocałować wrażliwą skórę za moim
uchem. Zapiera mi dech i jestem zmuszona zacisnąć uda, by uspokoić
pulsowanie między nogami, którego jest sprawcą. Odczuwam lekką
ulgę, ale moja cholerna ciekawość bierze górę.
– Niby
jak na ciebie patrzę? – pytam, zniżając głos do szeptu.
Delikatnie
skubie zębami płatek mojego ucha.
–
Jakbyś rozpaczliwie potrzebowała mojego dotyku. – Wciąga
powietrze przez nos, po czym dodaje głosem przypominającym warkot:
– Nie zdążyłem cię jeszcze pocałować, a już jestem twardy
jak skała. Spędź ze mną tę noc. Pozwól mi pokazać, jak wielką
mogę dać ci rozkosz.
Zamykam
oczy. Choć jego zmysłowe obietnice są kuszące, nie mogę im się
poddać. Nie chodzę do łóżka z obcymi mężczyznami.
– Nie
– mówię ponownie, ale głosem tak słabym, że ledwie się
słyszę.
Xavier
pieści językiem odsłoniętą skórę mojej szyi.
– Nie
mam w zwyczaju błagać, ale jeśli to zapewni mi dostęp do miejsca
pomiędzy twoimi pięknymi, alabastrowymi udami, będę błagał i na
kolanach. Daj się ponieść pragnieniu.
Ma rację.
Niech to
szlag. Nienawidzę faktu, że ma rację. Pragnę go, i to bardziej
niż czegokolwiek w całym swoim życiu. Xavier odsuwa się i patrzy
mi prosto w oczy, szukając w nich pozwolenia na podarowanie mi
rozkoszy.
W
powietrzu między nami aż iskrzy, a wszystkie nerwy we mnie ożywają.
Czuję, jak silna wola zaczyna mnie opuszczać. Ile razy mogę
odrzucić coś, czego naprawdę chcę? Jeśli mam być szczera, to w
tej chwili moje ciało pragnie jedynie uprawiać seks z tym
niesamowicie władczym mężczyzną, choć zdrowy rozsądek doskonale
zdaje sobie sprawę, że to błąd. Zawsze byłam typem dziewczyny,
która słuchała głowy, a nie serca. Wpatruję się w jego oczy,
próbując zmusić się do wypowiedzenia na głos słowa „nie”,
ale z moich ust nie wydobywa się żaden dźwięk.
Odgłos
podwozia wysuwającego się ze spodniej strony samolotu sprawia, że
tętno mi przyśpiesza. Muszę podjąć decyzję, bo mam świadomość,
że w chwili, w której opuszczę pokład, już nigdy więcej nie
zobaczę tego mężczyzny.
Samolot
podskakuje, a opony wydają z siebie pisk przy kontakcie z
nawierzchnią pasa, ale Xavier nawet na sekundę nie spuszcza ze mnie
wzroku, czekając na odpowiedź. Wpatrujemy się w siebie, czekając
na wyjście z samolotu. Przez moją głowę przebiega tysiąc
scenariuszy. Nawet nie zauważam, że od kilku minut nie zamieniliśmy
ani słowa. Nie potrzebujemy ich, by wiedzieć, co oboje myślimy. Z
trudem udaje mi się usiedzieć na miejscu. Bez przerwy wyobrażam
sobie jego usta na swoich.
Członek
załogi otwiera drzwi, a pasażerowie wokół nas wstają z foteli i
zaczynają opuszczać pokład. Przełykam nerwowo ślinę, a Xavier
wbija wzrok w moje wargi, by po chwili
znów spojrzeć mi w oczy.
– Jak
to z nami będzie, Anno Cortez? Jesteś na tak czy na nie?
Serce
wali mi jak młotem. Mam przemożną chęć doświadczyć tego, co
proponuje, ale wiem, że muszę trzymać się swoich zasad.
–
Jestem na nie.
Wstaję i
odwracam się w stronę wyjścia, ale zastygam w bezruchu, gdy Xavier
chwyta mnie za nadgarstek. Skóra pali mnie od jego dotyku. Patrzę
na swoją dłoń, w którą wciska kawałek papieru. Podnoszę wzrok,
a jego usta rozciągają się w uśmiechu.
– Daj
znać, kiedy zmienisz zdanie.
Puszcza
mnie, a moja skóra już po sekundzie
zaczyna tęsknić za ciepłem jego ciała. Przez chwilę zastanawiam
się, czy nie cisnąć mu w twarz tym autografem, ale jakaś część
mnie woli go zatrzymać, by mieć pewność, że czas spędzony w
jego towarzystwie nie był tylko snem. Miło będzie kiedyś
powspominać, że Phenomenal X istniał naprawdę i przez krótką
chwilę był mną oczarowany. Zaciskam palce na skrawku papieru i
biorę głęboki wdech.
–
Żegnaj, Xavier.
Odwracam
się i szybkim krokiem opuszczam pokład, zanim zdąży złożyć mi
kolejną seksowną obietnicę;
jednocześnie chowam kartkę do tylnej kieszeni spodni. Serce nadal
bije mi jak szalone. Muszę znaleźć miejsce, w którym będę mogła
ochłonąć i wziąć się w garść.
Gdy
docieram bezpiecznie do terminala, wbiegam do pierwszej damskiej
toalety w zasięgu wzroku. Mam przemożną ochotę ochlapać twarz
zimną wodą. Muszę się uspokoić, ale nie chcę zrujnować sobie
makijażu, więc opieram się tej pokusie. Odgarniam długie, brązowe
włosy do tyłu, a potem na bok. Opieram się dłońmi o umywalkę i
patrzę na siebie w lustrze.
Próbuję
znaleźć w sobie coś, co mężczyzna taki jak Xavier mógł uznać
za wyjątkowo atrakcyjne. Mały, krótki nos i ciemne włosy
niespecjalnie wyróżniają się na tle opalonej skóry. Zielone oczy
to jedyna rzecz, za którą jak do tej pory mnie komplementowano.
Jasny odcień tęczówek w połączeniu z ciemną karnacją to coś,
co naprawdę zwraca uwagę.
Wzdycham
i sięgam do tylnej kieszeni po telefon. Muszę zadzwonić do ciotki
Dee, wydostać się stąd i znaleźć możliwie jak najdalej od
Xaviera. Z moich ust wyrywa się niski pomruk, gdy gorączkowo
przeszukuję puste kieszenie dżinsów.
– Cholera
jasna – mamroczę pod nosem.
Ostatni
raz miałam przy sobie telefon w samolocie, kiedy wyłączyłam go po
odczytaniu wiadomości od ojca. Gdy zmieniałam miejsca, zapomniałam
zabrać go z kieszeni fotela przede mną. Ramiona opadają mi
bezwładnie, kiedy uświadamiam sobie,
że nie wzięłam też leżącej pod siedzeniem torby. Będę musiała
wrócić i liczyć na to, że uda mi się zakraść na pokład, by
odzyskać swoje rzeczy.
Idę
przez terminal z powrotem do bramki, przez którą dopiero co
przeszłam. Nikogo tu nie ma, a ja boję się wrócić do
samolotu. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuję,
jest zatrzymanie przez pracowników odpowiedzialnych za
bezpieczeństwo lotniska. Kładę głowę na blacie, próbując nie
zwariować, ale czuję bolesne ściskanie w dołku i wiem, że jestem
o krok od załamania nerwowego.
Przepadł.
Mój telefon przepadł.
Przygnębiona,
siadam ciężko na najbliższym krześle. Świetnie. Po prostu
świetnie. Wyprowadzam się do nowego miasta i jeszcze zanim udaje mi
się postawić stopę na jego ziemi, gubię cały swój dobytek. W
telefonie mam zapisane numery do wszystkich, których zostawiłam w
Portland.
Kręcę
głową z niedowierzaniem. Gdy ojciec się o tym dowie, nigdy nie da
mi spokoju. Pocieram czoło, walcząc z napływającymi do oczu
łzami.
– Proszę
pani? Mogę w czymś pomóc? – pyta jakiś znajomy głos. Unoszę
wzrok, gdy spod bramki podchodzi do mnie ta sama stewardessa, która
pomogła mi doprowadzić się do porządku po incydencie z sokiem
pomidorowym. Posyła mi ten sam ciepły uśmiech, co w trakcie naszej
rozmowy. – Wszystko w porządku?
Pociągam
nosem, próbując odpędzić łzy.
– Zgubiłam
telefon i torbę. Ostatni raz miałam je przy sobie w samolocie,
zanim zamieniłam się miejscami.
Kiwa
głową ze zrozumieniem.
– Pan
Cold prosił mnie, żebym przekazała pani, że jest w posiadaniu
pani rzeczy.
Otwieram
szeroko oczy ze zdumienia.
– Naprawdę?
Ogarnia
mnie ulga, która od razu się ulatnia, gdy dociera do mnie, że nie
mam jak się z nim skontaktować.
– Nie
mam możliwości, żeby się z nim skontaktować.
Stewardessa
przekrzywia głowę w bok, a w jej głosie pobrzmiewa wątpliwość.
– Powiedział,
że dał pani swój numer.
Marszczę
brwi, całkiem zdezorientowana. Mam
jego numer? Co on jej znowu nagadał?
Dał mi jedynie…
Zaraz,
zaraz.
Wkładam
dłoń do tylnej kieszeni spodni i wyciągam z niej skrawek papieru z
jego autografem, a przynajmniej z czymś, co uznałam za autograf.
Rozprostowuję go powoli, widząc wyraziste, męskie pismo.
Anno
Cortez,
zadzwoń
do mnie, kiedy zmienisz zdanie.
Będę
czekał.
Xavier
Z trudem
przełykam ślinę, wpatrując się w numer telefonu pod podpisem.
Władczy ton przebijający się z tak prostego liściku sprawia, że
trzęsę się od środka.
Toczę
wewnętrzną walkę. Podekscytowana część mnie cieszy się na
myśl, że znów mogę spotkać się z Xavierem, ale ta racjonalna
wie, że to oznacza kłopoty. Kłopoty, którym wątpię, bym umiała
się oprzeć.
Jedno
jest pewne. Jeśli chcę odzyskać telefon i resztę rzeczy
osobistych, muszę do niego zadzwonić.
Niech
niebiosa mają mnie w swojej opiece.
Coraz bardziej wciąga tą książke trzeba przeczytac
OdpowiedzUsuńOj zas tak dlugo
OdpowiedzUsuńKolejna ciekawa historia zachęca by sięgnąć po tę książkę...na pewno znajdzie wiernych czytelników 👍
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo ciekawie i aż chce się poznać dalszą historię
OdpowiedzUsuńniezwykle interesujaca
OdpowiedzUsuńKolejna część :) tak jak sie spodziewałam
OdpowiedzUsuńKolejna książka z prawie rozebranym mężczyzną ha ha ha
OdpowiedzUsuńfajnie się czyta ten rozdział
OdpowiedzUsuńMiło się to czyta
OdpowiedzUsuńMuszę przeczytać
OdpowiedzUsuńJestem zaintrygowana co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuń