czwartek, 24 września 2020

Wydawnictwo NieZwykłe Książka pt.: "Diabeł tylko się uśmiechnął" Sylwii Brataniec - rozdział 4

 


Rozdział 4


Grigoriy


Wszyscy w klubie kłaniają przede mną głowy, bojąc się spojrzeć głęboko w oczy diabła, który kroczy między nimi. Alkohol leje się litrami, muzyka zagłusza wszelkie myśli, ale oni nawet po takim odurzeniu wiedzą, że muszą mi okazać szacunek. To ja jestem tu władzą i dyktuję wszelkie zasady, robiłem to nawet zza krat więzienia. Ten świat należy do mnie i wyłącznie, kurwa, do mnie.

Idę w stronę sekcji dla VIP-ów, by nikt nie był w stanie mi przerwać. Nie mam dzisiaj czasu ani ochoty na lizanie mi dupy. Muszę skrupulatnie przemyśleć kolejny krok, ponieważ nie mogę popełnić teraz nawet najmniejszego błędu. Zerkam w stronę drzwi i dostrzegam, że w środku już czeka na mnie Siergiej.

Załatwiłeś sprawę z młodym? – pytam go, siadając na kanapie. Biorę szklankę z whisky, po czym wlewam całą jej zawartość do gardła. Czuję, jak ogień trawi każdy milimetr mojego przełyku. Tego najbardziej brakowało mi w więzieniu.

Tak. Powinien zapamiętać nauczkę na dłuższy czas – odpowiada. – Spodziewałem się, że będzie błagał o litość, płakał, ale przyjął to jak prawdziwy mężczyzna. – Na jego twarzy pojawia się dumny uśmiech, jeśli można cokolwiek zobaczyć spod tej brody.

Jeśli jeszcze raz nawali, to nie będę taki łaskawy – mówię, pokazując pustą szklankę kelnerce.

Też mu to powiedziałem. – Wzdycha zirytowany. – Wspomniałem mu delikatnie, że jeśli jeszcze raz coś takiego odpierdoli, nie będzie miał jak trzepać kapucyna.

Stęskniłem się za tym. Czas w więzieniu był czasem straconym, ale ta pizda, sędzina, nie dała się przekupić. Nawet mój prawnik się zarzynał, żebym mógł wyjść na wolność, jednak wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. I jeszcze ten jebany Sebastian musiał się wtedy pojawić. Same cholerne utrudnienia.

Czy moja przesyłka doszła do tego zdrajcy? – pytam, wpatrując się w sufit. Nawet nie chcę wypowiadać jego imienia, ponieważ nie powstrzymam siebie. Siergiej tylko kiwa głową w odpowiedzi, obawiając się mojej reakcji. – Sądzisz, że zrozumie przekaz?

W paczce były wszystkie pierścienie martwych członków jego małego zgrupowania, których zabiliśmy od wyjścia z więzienia. Myślałem, żeby dodać również ich palce, bo wtedy byłoby mu łatwiej ich zidentyfikować, ale to zostawię na później.

Chłopak jest uparty, może być z nim trudno. Próbuje zjednać sobie chłopaków z Pruszkowa – wyjaśnia, a ja popijam jeszcze więcej whisky. Niestety ma rację, z Sebastiana był przebiegły skurwysyn. To przez niego trafiłem do więzienia jak jakiś złamas z ulicy. Wiedział, kiedy uderzyć, żeby jak najmocniej mnie to zabolało. Nie pozwolę, by ta sytuacja się powtórzyła.

Sądził, że jak pozbędzie się mnie z Warszawy, to bez trudu przejmie całe terytorium, ale Siergiej dobrze się spisał. Gdy ja utknąłem w więzieniu, on próbował utrzymać resztę chłopaków w spokoju i kazał im grzecznie czekać. Inaczej doszłoby do wielkiej masakry, której nie dałoby się ukryć przed mediami.

To właśnie moja prawa ręka zapewniała wszystkich, że wrócę, i każdy mu uwierzył. Mimo że byłem zamknięty za kratami, to i tak ja podejmowałem decyzje, a nie jakiś Sebastian. Nic nie jest w stanie mnie powstrzymać.

Każdy ma jakiś słaby punkt. On też. Tylko musimy poczekać – stwierdzam, zapalając papierosa. – Chłopaki mają uważać bardziej niż normalnie. Nikogo nie możemy stracić. Pokażemy temu złamasowi, że nie przejmie tutaj tak łatwo władzy. – Biorę duży łyk alkoholu i nadal trzymając szklankę, dodaję: – Król jest tylko jeden i kara spotka każdego, kto mu się sprzeciwi.

Zerkam na Siergieja, na którego twarzy właśnie pojawił się uśmiech. Ja wszystko widzę i wiem. Nikt nie ucieknie od diabelskiej ręki sprawiedliwości.

Przypomnę paru osobom, że wróciłem i widziałem, co robili podczas mojej nieobecności. To teraz jest najważniejsze – oznajmiam, wydmuchując powietrze. – Niech poczują strach tak wszechogarniający, że znowu na wzmiankę o moim imieniu każdy będzie srał po nogach. A potem reszta przyjdzie na kolanach, błagając o litość. Najpierw musimy zabić wszystkich szpiegów, Złotoustego również. Żadna cipa nie będzie wpychać swojego nosa tam, gdzie jest niechciany. Niech ich ciała z wyrytym orłem zostaną powieszone na Pałacu Kultury i Nauki.

Wpatruję się jeszcze raz w salę pełną tańczących osób. Nie mają bladego pojęcia, co się dzieje w tym mieście. Żyją w spokojnej rutynie. Ufają rządowi i mediom. Trzymają się swoich przyzwyczajeń i nie zwracają uwagi na to, co się wyprawia pod nimi.

Niech paru chłopaków ma na oku Sebastiana i jego ludzi. Z dystansem. Ma ich nie zauważyć. Chcę wiedzieć o nim jeszcze więcej – rozkazuję, bawiąc się pustą szklanką w dłoni. – Przypilnuj dostawy koki z Włoch. Jeśli zniknie chociaż gram, to będę wiedział, komu mam wymierzyć karę. Masz być czysty – warczę, a Siergiej natychmiast spuszcza głowę.

Nadal nie mogę uwierzyć w zdradę Sebastiana. To ja wprowadziłem go do mojego klanu, a on się tak odwdzięcza, wbijając mi sztylet w plecy. Myślałem, że będzie z niego posłuszny chłopak. To właśnie ten błysk mordercy przekonał mnie do zwerbowania go. Zero zasad moralnych, wyłącznie bezwzględność. Zamiast być wdzięcznym za szansę, którą mu dałem, to on za moimi plecami powoli rozwalał mi klan. Będzie cierpiał skurwiel.

Zauważam zbliżające się do mojego boksu panienki. Nawet nie zwracam uwagi na ich twarze. Są tak kuso ubrane, że widzę tylko ich trzęsące się cycki. Zbyt dobrze wiem, co to jest. Pozdrowienia od samego właściciela. Nakazuję im ręką podejść bliżej. Może dzięki nim na chwilę zapomnę o różowym kotku. Zaprząta mi głowę, chociaż powinienem być skupiony na pracy.

Jedna z dziewczyn, ta odważniejsza, od razu zaczyna ocierać się tyłkiem o moje krocze, nawet nie czekając na pozwolenie. Druga jest bardziej skrępowana. Zbliża się o wiele wolniej i każdy jej krok jest niepewny. Skupiam się na niej, bo przypomina mi pewną osobę.

Twoja pierwsza noc w pracy? – pytam, rozsuwając szerzej nogi, by tańcząca dziewczyna miała lepszy dostęp.

Nie – szepcze, patrząc w podłogę.

Boi się i nie dziwię się jej ani trochę. Nie jestem najdelikatniejszym klientem, ale taka jest jej praca. Trzeba było się lepiej uczyć, to miałaby lepszą przyszłość.

To na co tam czekasz? Myślisz, że będę czekał całą noc, aż wreszcie do mnie podejdziesz? – warczę, tracąc nerwy.

Biorę głęboki oddech, bo przecież miałem się tutaj zrelaksować. Skupiam całą uwagę na tancerce. Odwróciła się do mnie przodem, więc mam idealny wgląd w jej jędrne cycki. Pewnie sztuczne, ale nadal miło na nie popatrzeć.

Rozepnij mi spodnie – rozkazuję jej. – Możesz iść do domu, Siergiej – instruuję go, nawet nie patrząc w jego stronę.

Wiedziałem, że będzie w stanie mnie zrozumieć. W więzieniu nie miałem jak sobie poużywać. Tutaj mogę robić, co mi się żywnie zapragnie, i nikt się nie odważy mi przerwać.

Skupiam się na ruchach ręki dziewczyny między moimi nogami. Stanął mi od razu, kiedy pomyślałem o Catrionie, więc nie jest to zasługa tych panienek, jednak i tak się do czegoś przydadzą. W końcu prezentów nie można odmawiać.

Przyciągam za szyję tę nieśmiałą pannę do swojej twarzy. Jej oczy rozszerzają się z przerażenia, jednak nawet nie próbuje się wyrywać.

Jakie dostałaś instrukcje od szefa? – pytam, zrywając jej stanik. – Powiedział ci, co lubię? – Druga dziewczyna zaczyna bardzo powoli ssać mojego fiuta. To się dopiero nazywają wyćwiczone usta. Wolałbym wypieprzyć jej te usta szybko i agresywnie, ale dzisiaj mogę spróbować czegoś nowego.

Powiedział tylko, że dzisiaj należymy do pana i mamy spełnić każde życzenie – odpowiada.

Zawsze lubiłem tego typa. Wie, jak sprawić, by klient przyszedł ponownie. Jednak nadal z tyłu głowy nie mogę zapomnieć o Catrionie. Powinienem potrafić się nacieszyć tą chwilą. Od paru miesięcy nie byłem w trójkącie. Mógłbym pieprzyć je tak mocno, jak chcę, przez całą noc. Brać i nic nie dawać, ale znowu przypominam sobie jej piwne oczy skupione na mnie.

Przestań – warczę do dziewczyny robiącej mi loda, mimo to ta nie przerywa. – Przestań, do kurwy nędzy! – wrzeszczę jeszcze głośniej.

Łapię ją za włosy, po czym odpycham od siebie. Obie wpatrują się we mnie zmieszane i nadal się nie ruszają.

Powiedzcie swojemu szefowi, że byłem zadowolony – rzucam wkurwiony, trzymając się obiema rękami za głowę.

Ale… – zaczyna mówić ta od fiuta, ale walę pięścią w stół, przez co wszelkie protesty cichną.

Wypierdalać stąd! – wrzeszczę na cały głos, nawet nie patrząc w ich kierunku.

Panienki wybiegają w popłochu, zostawiając mnie ze sterczącym fiutem. Co jest ze mną nie tak? Spoglądam na zamknięte drzwi, nie potrafiąc pohamować gniewu.

Blać1! – krzyczę jeszcze raz i rozwalam szklankę o podłogę. Kładę się na kanapie i staram się oddychać głęboko. Powinienem o niej zapomnieć.

Szefie – odzywa się niepewnie jeden z ochroniarzy, wsadzając do pokoju tylko głowę.

Przynieś mi butelkę whisky – instruuję go podminowany, z całych sił próbując okiełznać napad gniewu.

Jeśli nie mogę nikogo przelecieć, to chociaż się napiję.

1 Blać – (z ros.) kurwa (przyp. red.).

8 komentarzy:

  1. Coraz ciekawaie i wciąga , ech ja już bym chciała całośc przeczytac

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo Ciekawa z pewnością przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że na długi jesienny wieczór ta książka będzie w sam raz 😁😁😁

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki fajny tytuł, to już intryguje. Rozdział miło się czytało

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytało się lekko i przyjemnie Dagmara Krajewska

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę koniecznie Aniu przeczytać całą książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. przeczytałem jak mi i paniom też się podoba ten fragment

    OdpowiedzUsuń