niedziela, 31 maja 2020

Mydliszka Pracownia Mydła Masłodo ciała z lawendą - OPINIA

Zapraszam na opinię o maśle do ciała z lawendą, jakie otrzymałam od Mydliszka Pracownia Mydła.




Masło mieści się w szklanym słoiczku z szerokim otworem. Jest ładne, a jego wydobycie nie stanowi żadnego problemu, nawet kiedy jest go malutko.

Zapach śliczny, lawendowy. Na skórze wyczuwalny dłuższy czas po aplikacji. Jest delikatny, ale doskonale wyczuwalny.

Masło ma konsystencję musu, która bardzo mi przypadła do gustu. Dzięki niej aplikacja jest bardzo łatwa. Na skórze pozostawia delikatną warstwę, która potrzebuje dłuższego czasu, aby wchłonąć (osobiście używam masełka tylko na noc, tak więc mi ona nie przeszkadza).

Po użyciu skóra jest miękka i delikatna, bardzo przyjemna w dotyku. Masełko doskonale nawilża i pielęgnuję, rewelacyjnie zdaje egzamin na podrażnioną skórę np. po goleniu.

Masełko wykonane jest ręcznie, z najwyższej jakości naturalnych składników. Nie znajdziemy w nim żadnej zbędnej chemii, za to znajdziemy m.in. wyciąg z lawendy, masło shea, olej z pestek moreli, masło mango, olej z granatu.... Dzięki temu jest bezpieczne dla skóry, nie powoduje podrażnień, uczuleń czy też innych reakcji alergicznych.

Uwielbiam używać masełka na noc, otulać się zapachem lawendy, który pozwala się wyciszyć, odprężyć, łatwiej zasnąć nawet po bardzo ciężkim dniu. Moim zdaniem ma same zalety i z przyjemnością polecam.




Zalety:

  • Naturalny skład.

  • Nawilża.

  • Pielęgnując.

  • Delikatne dla skóry.

  • Konsystencja musu.

  • Łatwa aplikacja.

  • Ładne i wygodne w użyciu opakowanie.

  • Cudowny zapach lawendy.




Wady:

Dla mnie brak





Moja ocena – 9\10



Serdecznie zapraszam na stronę Mydliszka Pracownia Mydła oraz na FB.


Masło do ciała z lawendą


sobota, 30 maja 2020

Wydawnictwo Novae Res Książka pt.: "W niewoli cienia" - Recenzja

Zapraszam na opinię o książce pt.: „W niewoli cienia”, jaką otrzymałam od wydawnictwa Novae Res.




Ta czwórka nie myślała, że ten dzień zmieni całe ich życie. Dla Asi, Wojtka, Filipa i Zosi miał to być kolejny, nudny dzień, jednak okazał się zupełnie inny. Wyprawa na opuszczony plac budowy, odkrycie tajemniczych znalezisk – glinianej skrzynki oraz dziwnej księgi jest dopiero początkiem. Asia nagle znika, a do drzwi puka młoda kobieta, twierdząc, że wie jak odszukać dziewczynkę. Trójka przyjaciół rusza na wyprawę pełną niebezpieczeństw, magicznych stworzeń, do świata, o którym istnieniu nie mieli pojęcia. Przemierzą krainę umarłych, labirynt Minotaura, na swej drodze napotkają smoka. Nie tylko muszą odnaleźć i uratować Joanne, ale również pokonać złe bóstwa, aby nie zapanował wszędzie mrok. Czy im się to uda? Czy odnajdą przyjaciółkę? Kogo spotkają po drodze? Jakie przygody przeżyją?

Książkę czytała Amelka i zdecydowanie jej się podała. Dość dynamiczna akcja sprawia, że młody czytelnik nie może się od książki oderwać. Historia jest ciekawa, z dużą dawką magii, pełna przygód, niebezpieczeństw, nieprzewidywalna. Znajdziemy w niej trochę mitologi greckiej, m.in. w postaci bóstw mniej znanych, co zachęca do poszukania o nich czegoś więcej.

Bohaterowie ciekawi i realistyczni, a to sprawia, że młody czytelnik może się z nimi utożsamiać.

Amelce przygody przyjaciół zdecydowanie się podobały. Książkę czytała z wielkim zainteresowaniem, mocno im kibicując. Jest to książka, która będzie doskonałym pomysłem na prezent. Z przyjemnością polecamy.



Moja ocena – 10\10



Serdecznie zapraszam na stronę Wydawnictwo Novae Res oraz na FB.


W niewoli cienia


piątek, 29 maja 2020

Wydawnictwo Egmont Książeczka pt.: „Wielki Wyścig Legendy motosportu - OPINIA

Zapraszam na opinię o książce pt.: „Wielki Wyścig Legendy motosportu”, jaki otrzymałam od Wydawnictwa Egmont.









Ta książka jest obowiązkowa dla każdego, kto lubi wyścigi samochodowe. Nie ważne czy to jest dziecko nimi fascynujące się, czy całkiem już dorosła osoba, w książce znajdzie bardzo dużo dla siebie.

Książka podzielona jest na dwie części.
Pierwsza z nich poświęcona jest Formule 1. Poznamy jej wielkie legendy, dowiemy się wiele o nich samych zarówno pod względem zawodowym, jak i prywatnym.
Druga część książki poświęcona jest rajdom samochodowym, m.in. wyścigowi Dakar.

Wszystkie informacje opisane są nie tylko bardzo ciekawie, ale również w prostym języku. Sprawia to, że książkę z przyjemnością przeczytają młodsze dzieci, te, które kochają wyścigi, a jednocześnie są na początku przygody z czytaniem.

Książka jest ładnie wydana. Znajdziemy w niej ciekawe ilustracje, a także piękne zdjęcia.

„Wielki Wyścig Legendy motosportu” to książka, której nie może zabraknąć w kolekcji fanów wyścigów, zarówno tych małych, jak i całkiem dużych. Wiele ciekawych i cennych informacji, a przy tym piękne zdjęcia sprawiają, że nie można się od niej oderwać, a przynajmniej mój syn nie może. Z przyjemnością polecam.




Moja ocena – 10\10



Serdecznie zapraszam na stronę Wydawnictwa Egmont oraz FB Galaktyka Czytelnika.



Wielki Wyścig Legendy motosportu


Wydawnictwo NieZwykłe Książka pt.: "Rozgrywka z sąsiadem" - rozdział 4




Rozdział 4


Haley najpierw nabrała powietrza, a następnie oświadczyła:

Jestem lesbijką.

Jesteś lesbijką? – powtórzył wstrętny facet, który od dziesięciu minut kręcił się przy niej i zawracał jej głowę w kolejce. – Na pewno?

Zdusiła śmiech. Mężczyzna wydawał się poważnie przejęty. Nie znosiła wspomagać się orientacją, głównie dlatego, że nie była homoseksualna, czasami jednak nie miała wyboru. Gdyby facet zalecał się do niej w uprzejmy sposób, grzecznie by go zbyła, ale nie, w tej chwili zachowywał się jak świnia.

Naprawdę rzucił stary tekst o tym, jak to sukienka świetnie na niej leżała, jednak lepiej wyglądałaby następnego ranka na jego podłodze. Tak, smutne, zwłaszcza że byli w kawiarni i ledwie minęła siódma rano. Zaczynał ją irytować sprośnymi uwagami, wchodzeniem w jej przestrzeń osobistą i gapieniem się na jej piersi. Ponadto Haley robiło się niedobrze od jego zapachu. Gdyby nie potrzebowała tak bardzo kofeiny, wyszłaby, ale nie mogła, więc była pewna, że umrze.

Wczoraj wieczorem na mecz przyszedł Jason z kumplami. Gra przedłużyła się o dodatkowe rzuty, a Haley, jako oddana fanka, nie położyła się przed drugą w nocy i oczywiście obejrzała pomeczowe podsumowanie. Tak oto po zaledwie czterech godzinach snu znalazła się w kawiarni, w której krytykowała ją chodząca reklama dezodorantu.

Wciąż bawiło ją, że po trzech tygodniach, odkąd Jason przestał ją onieśmielać, myślała o nim jak o wielkim misiu. Głupio jej było z powodu swojego zachowania. Jason nadal bywał utrapieniem, ale był przy tym miły. Ciągle „pożyczał” rzeczy z jej klasy, tyle że teraz zostawiał jej zabawne karteczki, przez które śmiała się do łez, czym straszyła uczniów.

Nie mogła się powstrzymać przed zastanawianiem się, ile przyjaźni ominęło ją przez całe życie z powodu nieśmiałości. Częściowo wynikało to z tego, że po latach wznoszenia wokół siebie muru za ostro oceniała ludzi takich jak Jason. Wciąż szalał i niedorzecznie flirtował, ale był też wielkim słodziakiem. Postrzegał ją jak kumpla. W sumie miło, że traktowano ją jak jednego z chłopaków.

Mimo to pierwsze wrażenie bywało czasem trafne, jak w przypadku obecnego problemu.

Tak, jestem pewna.

Rozmówca zamyślił się na chwilę.

Cóż, a może chciałybyście…

Nie – oznajmiła stanowczo.

Ale co, jeśli ja…

Nie.

No weź, nawet nie pozwalasz mi dokończyć. Mam taką kamerę…

Nie – powtórzyła uparcie.

Byłoby fajnie.

Nie.

Ale co, jeśli…

Powiedziała „nie” – wtrącił Jason, wciskając się do kolejki i obejmując ją w ten swój leniwy sposób.

Hej! Mówiłaś, że jesteś lesbijką! – rzucił oskarżycielsko facet.

Jason bez zwłoki odpowiedział:

Jest. Jestem tylko jej suką.

Koleś zmrużył oczy, gniewnie patrząc na rękę, którą obejmował ją Jason, a następnie na Haley. Jeszcze raz spojrzał na jej kumpla i wyczytała z jego twarzy, że zastanawiał się, czy ciągnąć temat. Wnosząc po jego drobnej sylwetce i atletycznej budowie Jasona, mądrze zdecydował, że lepiej odpuścić.

To co mi stawiasz? – zapytała Jasona.

Prychnął.

Ja? Dlaczego mam ci coś kupić?

Bo wczoraj pomogłam ci wygrać pięćdziesiąt dolarów w zakładzie z Brianem.

Przewrócił oczami.

Zdobyłbym je bez twojej pomocy.

Yhy – mruknęła, podchodząc do lady, aby złożyć swoje zamówienie. Wzięła też muffinkę z kawałkami czekolady, bo wiedziała, że Jason ukradnie jej jedzenie. Z jakiegoś powodu ciągle je zabierał.

Tak. Nie potrzebowałem pomocy, wiesz? – ciągnął bardziej stanowczo.

Wzięła zamówienie, kiedy czekał na swoje i ruszyła do wyjścia.

Do zobaczenia.

Sam wygrałbym ten zakład! – krzyknął za Haley, wywołując uśmiech na jej twarzy. Czasami zachowywał się jak duże dziecko, co było dość urocze.


***


Jason stłumił uśmiech, gdy Haley mówiła dyrektorowi Jenkinsowi, że nie może opiekować się uczniami na dzisiejszej potańcówce. Miesiąc temu jego nieśmiała przyjaciółka wbiłaby wzrok w kubek z kawą i zgodziłaby się bez względu na własne plany. Teraz zaś odmawiała stanowczo acz delikatnie.

Był z niej dumny. W końcu to z jego powodu nabrała odwagi. Trochę nad nią popracował i osiągnął niezły efekt. Kto by pomyślał, że pod lukrem skrywa się tygrysica? Na pewno nie on, ale miło było zobaczyć, że sąsiadka chociaż raz obstaje przy swoim. Kadrze pedagogicznej może nie podobała się jego metodyka i wyluzowane relacje z uczniami, ale przynajmniej nigdy nie atakował kobiety takiej jak Haley, aby wykorzystywać ją do opieki nad dzieciakami czy organizowania różnych rzeczy.

Ale Haley, naprawdę potrzebujemy, byś zaopiekowała się uczniami. John ma na dziś bilety do teatru.

Przykro mi, Tom, też jestem zajęta. Chciałabym pomóc, ale nie mogę odwołać planów w ostatniej chwili. Sam rozumiesz – oświadczyła grzecznie, jednak stanowczo.

Najwidoczniej rosło jej poczucie własnej wartości, przez co zyskiwała w oczach i nie on jedyny dokonał tej obserwacji. Nauczyciele okazywali jej więcej szacunku, a mężczyźni ją dostrzegali. Brał na siebie wszystkie zasługi za protegowaną. Tak, był mistrzem. Zapewne nadszedł czas, aby wykorzystał swoją wspaniałość do czynienia dobra.

Zauważył stolik, przy którym zostawiła kawę i muffinki, tak samo jak trzej mężczyźni – jego zdaniem frajerzy – którzy mierzyli wzrokiem krzesła obok miejsca Haley. Minął ich bez wahania i usiadł przy jej stoliku, czym sprowokował facetów do posłania mu śmiercionośnych spojrzeń. Peszek. Uważał, że jeśli koleś nie miał jaj, by wykonać pierwszy krok, to nie zasługiwał na kobietę, której pożądał.

Nie żeby on pożądał Haley. Bo jej nie pożądał. Była jego kumpelką i powoli stawała się jednym z najlepszych przyjaciół. Nie, po prostu bardzo pragnął gorącej muffinki z kawałkami czekolady i dodatkiem masła, którą wcześniej kupiła.

Odetchnął radośnie, gdy wyłowił wypiek z papierowej torebki.

Kiedy się nauczy? – mruknął, zabierając się do zjedzenia ukradzionego smakołyku.

Proszę, częstuj się – powiedziała cierpko Haley, siadając. Zaczęła słodzić kawę.

Dziękuję, chyba tak zrobię – odparł zadowolony, smarując muffinkę masłem. – Jakie cudowne plany masz na wieczór? – zapytał między kęsami.

Randkę – oświadczyła.

Czyli nasz romans się skończył – stwierdził, wydymając usta.

Najprawdopodobniej.

Cierpię.

Przetrwasz… dzięki terapii, rzecz jasna – dodała, puszczając do niego oko. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

Z kolejnym frajerem?

Odwróciła wzrok i wymamrotała coś pod nosem.

Przykro mi, ale nie rozumiem tego mruczenia – wyjaśnił, mierząc wzrokiem gorącą muffinkę z jabłkami i kruszonką, którą Haley wyjęła z torebki. Kurna, jak mógł nie zauważyć tego pysznego kąska?

Wydawało się, że jego ręka miała własną wolę, ponieważ wyciągnęła się w kierunku ciastka. Wydając zduszony okrzyk, Haley przykryła dłonią babeczkę.

Zapanuj nad sobą! – syknęła, odrywając kawałek wypieku. Wbił wzrok w smakołyk. Wygiął usta w podkówkę, a Haley przewróciła oczami, nie przestając jeść. Cholera, gdzie się podziała miłość? Był głodnym mężczyzną. Wzdychając, otworzył swoją torbę i wyjął jedną z trzech kawowych bułeczek, a następnie się w nią wgryzł, nie odrywając wzroku od muffinki.

Jesteś żałosny – mruknęła Haley, przewracając oczami. Podsunęła mu pozostałą połowę babeczki. Uśmiechnął się szeroko i z przyjemnością ją pochłonął. Smakowała tak samo dobrze, jak wyglądała.

No to czego nie chcesz mi powiedzieć, pasikoniku? – zapytał, mieszając kawę. Uważał, że ostatni facet, z którym się umówiła, był co najmniej frajerem, poza tym czy nie o to chodziło? Frajer nie zasługiwał na zebranie owoców ciężkiej pracy Jasona. Będą nad tym pracować, aż umówi się z kimś, kto zdobędzie jego aprobatę. Z kimś fajnym, kto ma domek w New Hampshire, z którego mogliby korzystać na wyjazdy na ryby lub dom na Florydzie, który bardzo by go ucieszył. Zimą chętnie by połowił na głębokim morzu.

Przestań tak do mnie mówić! – syknęła cicho Haley. – Setny raz ci powtarzam, że nie jestem Kwai Chang Caine’em, a ty nie jesteś mistrzem Po1.

Wzruszył tylko ramionami.

Jeśli tak ci się wydaje…

Tak.

Czy mogę prosić o uwagę, zanim rozejdziecie się do klas? – zapytał Jenkins, unosząc podkładkę do pisania, aby spojrzeli na niego wszyscy przebywający w pokoju nauczycielskim. – Potrzebujemy na dzisiejszą potańcówkę jeszcze jednego ochotnika – ogłosił, patrząc z nadzieją na Haley.

Nakładaj i ścieraj wosk2 – szepnął Jason, na co Haley prychnęła.

Mówiła coś pani, panno Blaine? – zapytał Jenkins, przez co zebrani skierowali na nią wzrok.

Jason oparł się na krześle i obserwował kobietę, na twarz której wstępował rumieniec. Nerwowo poprawiła okulary na nosie. Ach, wyglądało na to, że jego protegowana wciąż nie lubiła znajdować się w centrum zainteresowania. Cóż, musi do tego przywyknąć, jeśli mają być przyjaciółmi, bo Jason miał dość nieprzyjemny zwyczaj skupiania na sobie uwagi, gdziekolwiek by nie poszedł.

Tak, panno Blaine? Chciała pani coś powiedzieć? – dorzucił Jason z rozbawieniem.

Spiorunowała go spojrzeniem, mrużąc oczy, po czym zwróciła się do Jenkinsa, a w miejscu nieprzyjemnego grymasu pojawił się słodki i niewinny uśmiech. Tak się na nim skupił, że niemal nie zarejestrował jej słów.

Nie, panie Jenkins, ja nic nie mówiłam. Pan Bradford zgłosił się do opieki na potańcówce – oznajmiła radośnie.

Co? – zapytał, ale było już za późno.

Jenkins uśmiechnął się do Jasona.

Cóż, wspaniale! Bardzo dobrze. Niech pan przyjedzie o siódmej. Zabawa trwa do jedenastej. Dziękuję, panie Bradford – powiedział dyrektor, przy czym Jason zorientował się, że przełożony nawet nie zapytał go o zgodę, nim niemal wybiegł z pokoju, nie dając pracownikowi szansy na odmowę.

Jason zwrócił się do Haley:

Ty zdradziecka złośnico – wymamrotał cicho.

W mniej niż sekundę niewinny uśmiech stał się nikczemny.

Miłej zabawy na potańcówce. – Wstała i złączyła dłonie jak do modlitwy, po czym ukłoniła się.

Mądrala.

Zdradziła go. Cholera, ależ to zabolało. Niemniej wyszczerzył zęby w uśmiechu. Naprawdę nieźle zaczynała sobie radzić.


***


O Boże, kocham go! – zawyła głośno Cindy czy jak jej tam było. Jason ze zdenerwowaniem przestąpił z nogi na nogę. Nie radził sobie z emocjami, zwłaszcza u kobiet. Rozejrzał się z niepokojem i niemal odetchnął z ulgą, gdy zauważył grupkę dziewczyn podchodzącą do zawodzącej nastolatki.

Palant z niego! – powiedziała któraś.

Nie mów tak. Ja go kocham! – chlipała Cindy.

Oj, wiem. Ale nie jest wystarczająco dobry dla ciebie – stwierdziła odrobinę pulchna dziewczyna, obejmując płaczącą koleżankę.

Okej. Wszystko w porządku. Mógł zatem wrócić do opiekowania się gromadą napędzanych hormonami nastolatków i okropnej muzyki. Naprawdę miał ochotę zabić Haley. Oddalił się.

Panie Bradford, dlaczego on mi to zrobił? – dociekała dziewczyna.

Zamarł w pół kroku i rozejrzał się nerwowo z nadzieją, że znajdował się w pobliżu jakiś inny pan Bradford, który zajmie się problemem. Okazało się jednak, że nie miał tyle szczęścia.

Odchrząknął.

Co takiego?

Prychnęła, posyłając mu pełne niedowierzania spojrzenie, oznaczające, że uważa, iż nauczyciel powinien wiedzieć, co się dzieje w jej życiu. Biorąc pod uwagę, że mężczyzna nie zwracał zbyt wielkiej uwagi na życie jakiejkolwiek kobiety, nastolatkę czekała nieprzyjemna konfrontacja z rzeczywistością. Na szczęście zlitowała się nad nim przyjaciółka dziewczyny, która wyjaśniła:

Marc Griswold. W ciągu ostatnich dwóch tygodni dwa razy zjedli lunch przy tym samym stoliku i rozmawiał z nią podczas godziny na samodzielną naukę, nawet zapytał ją, czy pożyczy mu notatki. A przyszedł na potańcówkę z nią – warknęła z takim niesmakiem, że spojrzał tam, gdzie i ona patrzyła.

Marc tańczył z bardzo ładną brunetką. Jason przypomniał sobie, że dziewczyna miała na imię Janie. Była bystra i cholernie zabawna. Jeśli go pamięć nie myliła, uczeń podkochiwał się w niej od dwóch lat. Normalnie pewny siebie i wyluzowany, biedaczyna zamieniał się przy niej w jąkającego się durnia. Jason zastanawiał się, kiedy chłopak w końcu zbierze się na odwagę i zaprosi ją na randkę.

Hmm, to dobrze – mruknął.

Oburzone dziewczyny wydały zduszony okrzyk.

Jak pan może, panie Bradford? – zawyła głośniej nastolatka. Aż się wzdrygnął.

Zabije za to Haley.


***


Bardzo dobrze się bawiłem – powtórzył Jonathan zapewne dziesiąty raz.

Haley zmusiła się do uśmiechu i, oczywiście, kłamstwa:

Ja też – powiedziała, mając nadzieję, że mężczyzna nie będzie dociekał, co jej się podobało w ich spotkaniu, ponieważ poczułaby presję, aby zastanowić się nad czymś miłym, oczywiście nie wspominając o tym, iż przyjemny był jedynie fakt, że randka się kończyła.

Ostatni raz umówiła się z facetem poleconym jej przez Mary, jej pierwszą i najdroższą przyjaciółkę. Można byłoby pomyśleć, że Haley czegoś się nauczyła po tym, jak kumpela próbowała ją wyswatać z wypychaczem zwierząt, który lubił nosić kobiece ciuchy, ale najwyraźniej nie dostała nauczki, skoro zgodziła się spotkać z tym przegrywem.

Randka nie zaczęła się źle. Mężczyzna przyszedł na czas i uznała, że jest całkiem uroczy jak na nerda. Był wysoki, odrobinę chudy, ale mimo wszystko nieźle się prezentował. Miał czyste ubranie i przyjemnie pachniał. Pierwsza wskazówka odnośnie do tego, że coś było nie tak, pojawiła się, gdy dotarli do restauracji.

To wtedy pierwszy raz zadzwoniła jego matka. Tak, pierwszy raz, co znaczy, że telefonowała kilkakrotnie. Spotkanie trwało cztery godziny – wolno jadł – a rodzicielka dzwoniła do niego w sumie dwadzieścia trzy razy. Była pewna, że rozmawiał z mamą, ponieważ nie wstawał od stolika, by odebrać i miał ustawioną dość sporą głośność podczas rozmowy.

Matka dzwoniła do syna z różnych powodów: stęskniła się, chciała zapytać, czy nie wolałby wrócić do domu i zjeść posiłek, który sama przyrządziła, czy żeby przypomnieć mu, by posprzątał jutro w pokoju. Do tego ulubiony tekst Haley: pytała, czy wciąż był z „nią”. Wnosząc po tonie kobiety i liczbie wykonanych telefonów, mamusi nie ucieszyło, że synek poszedł na randkę. Synek miał trzydzieści pięć lat i przyznał, że nigdy nie mieszkał sam. Dlaczego miałby się wyprowadzić, kiedy mógł mieszkać z najlepszą przyjaciółką? To znaczy z najdroższą matulą. Mimo to dość długo narzekał, że matka bywała niesprawiedliwa. Kto mógł wiedzieć, że trzydziestopięcioletni mężczyźni dostają szlaban za niezbieranie brudnych skarpetek? Haley na pewno nie miała tej świadomości.

Nie mogła się doczekać wejścia do domu i przebrania w jeansy oraz T-shirt, a także pośmiania się z Jasonem z tej randki. Oczywiście pod warunkiem, że sąsiad wybaczył jej żart. Z tego powodu trzymała pojemnik na resztki z restauracji z dużym kawałkiem ciasta czekoladowego przełożonego kremem z masła orzechowego. Jason był dużym dzieciakiem. Dużym dzieciakiem, którego można było przekupić jedzeniem.

Dotarliśmy – oznajmiła pogodnie, gdy mężczyzna wjechał na jej podjazd. – Było miło. Jeszcze raz dziękuję – powtórzyła szybko, niemal wybiegając z auta.

Masz ładny dom – pochwalił, znajdując się zbyt blisko niej. Haley spojrzała za siebie i stłumiła przekleństwo, zanim je wypowiedziała. Facet szedł za nią do drzwi. Chciało jej się płakać, naprawdę. Kiedy skończy się ten koszmar?

Podeszła do wejścia i znów uśmiechnęła się sztucznie.

Jeszcze raz dziękuję.

Nie ma za co. – Uśmiechnął się nieśmiało, nim pochylił się, by ją pocałować. Na szczęście w porę zauważyła, co się święci, więc udało jej się obrócić głowę tak, aby dość mokry pocałunek złożył na jej policzku. Fuj…

Ledwie się powstrzymała, by nie wytrzeć twarzy. Postanowiła wkrótce ją umyć pod bardzo gorącym prysznicem.

Ups. Przepraszam – mruknął, pochylając się, by ponownie ją pocałować.

Otworzyła drzwi szybciej, niż wydawało się to możliwe. Cofnęła się, uciekając przed śliną.

Było miło, ale…

Mogę wejść na kawę? – zapytał gorliwie, po czym oczywiście musiał dodać: – Dziś mogę wrócić, o której chcę.

Wiedziała, że kłamał. Ktoś będzie miał w domu kłopoty. W myślach wydała dźwięk wyrażający dezaprobatę.

Otworzyła usta, by grzecznie odmówić, kiedy rozbrzmiał krzyk:

Pomocy!

Haley podskoczyła. Co, u licha? Brzmiało to tak, jakby w jej domu był Jason.

Pomocy, proszę! Niech mi ktoś pomoże! Dlaczego nikt mi nie pomaga?

Co to? – zapytał zdenerwowany Jonathan.

Haley nie została, aby odpowiedzieć, tylko od razu pognała w kierunku, z którego dobiegał wrzask. Z jej pokoju? Otworzyła drzwi i niemal potknęła się o własne nogi, zatrzymując się przed samym łóżkiem.

Co, do cholery… – Jonathan stanął za nią.

Och, dzięki Bogu wróciłaś, Haley! – powiedział sąsiad, radośnie jak na kogoś w samych bokserkach i przywiązanego do łóżka. – Mówiłaś, że podniecasz się, wiedząc, że czekam na ciebie w takim wydaniu, ale naprawdę muszę skorzystać z toalety i wyprostować nogi, zanim… – Urwał, kiedy zauważył Jonathana. Westchnął teatralnie. – Myślałem, że poinformujesz mnie z wyprzedzeniem, jeśli ktoś dołączy do nas w sypialni. – Przewracając oczami, ciągnął: – Tym razem nie mam ci tego za złe. Na szczęście mamy chyba wystarczająco lubrykantu. – Spojrzał w zamyśleniu na Jonathana, który wciąż tępo wpatrywał się w Jasona. – Mam nadzieję, że nie krzyczysz. Ostatni facet darł się wniebogłosy za każdym razem, gdy…

Jesteście chorzy! – krzyknął Jonathan, wchodząc Jasonowi w słowo. – Trzymaj się ode mnie z daleka i nie dzwoń do mnie. Powiem o wszystkim mamie!

Haley nawet nie spojrzała na Jonathana, piorunując wzrokiem mężczyznę w jej łóżku, który uśmiechał się zadowolony z siebie. Była mgliście świadoma tego, że trzasnęły drzwi, a następnie rozbrzmiał pisk opon.

To dla mnie? – zapytał Jason, wymownie patrząc na trzymany przez nią styropianowy pojemnik.

Mhm – mruknęła, podchodząc do niego. Postawiła pudełko na jego piersi i otworzyła. Nie umknęło jej uwadze, że z przyjemności szeroko otworzył oczy.

Czy to…

Tak, to krem z masła orzechowego – dokończyła za niego.

Zwilżył wargi językiem, wbijając wzrok w wielką porcję deseru.

Jesteś najlepsza. Rozwiąż mnie, żebym mógł zjeść – polecił, wpatrując się w ciasto i zapewne zastanawiając się, od której strony je zaatakować.

Nie możesz się uwolnić?

Nie.

Sam się przywiązałeś?

Tak. Ciasto. Teraz, kobieto.

Yhy… – Odeszła od łóżka i ruszyła do łazienki.

Czekaj, dokąd idziesz?

Po coś, aby cię rozwiązać.

Pospiesz się.

Jasna sprawa – wymamrotała ucieszona, że nie widział jej pełnego samozadowolenia uśmiechu.

1 Zarówno określenie „pasikonik”, jak i nazwiska Kwai Chang Caine oraz mistrz Po są nawiązaniami do amerykańskiego serialu Kung Fu, emitowanego w latach 70. To właśnie mistrz Po nazywał swojego ucznia, mnicha Caine’a, pasikonikiem (przyp. red.).

2 Nawiązanie do filmu Karate Kid (przyp. red.).


czwartek, 28 maja 2020

Wydawnictwo Egmont Gra Łap za słówka. Gry do plecaka. - Opinia

Zapraszam na opinię o grze Łap za słówka. Gry do plecaka, jaką otrzymałam od Wydawnictwa Egmont.










Znamy i bardzo lubimy grę Łap za słówka, w standardowej wersji. Jej recenzję znajdziecie na blogu - http://anka8661.blogspot.com/2018/07/wydawnictwo-egmont-gra-ap-za-sowka.html



Kładziemy przed sobą karty z literami (w dwóch kupkach, podzielone na kolory) oraz karty kategorii (w jednej kupce), a także karty z punktami. Każdy z graczy otrzymuje po dwie karty z katą kategorii, kartkę i coś do pisania.
Zadaniem graczy jest jak najszybsze znalezienie słów zawierających dwie określone litery, a jednocześnie pasujące do danej kategorii.

Zasady gry są dość łatwe, wystarczy chwila, by je zrozumieć i grać, bez konieczności zaglądania w instrukcję.

Elementy są ładne i solidne. Używane „normalnie” wytrzymają długi czas. Karty nie łamią się, nie rozdwajają.

Gra mieści się w niedużym, kartonowym pudełeczku. Jego wielkość sprawia, że doskonale nadaje się do zabrania poza dom i grania np. podczas pikniku.

Łap za słówka. Gry do plecaka to gra, dzięki której będziemy się nie tylko doskonale bawić, ale również uczyć. M.in. rozwija słownictwo, kreatywność, szybkość myślenia. Zdecydowanie polecam.



Zalety:

  • Proste zasady.

  • Solidne elementy.

  • Wspaniała zabawa.

  • Nieduże opakowanie.

  • Rozwija słownictwo, kreatywność, szybkość myślenia.




Wady:

BRAK



Moja ocena – 10\10



Serdecznie zapraszam na stronę Wydawnictwo Egmont oraz FB Kraina Planszówek Egmont.


Łap za słówka. Gry do plecaka


Wydawnictwo Insignis Książka pt.: „Lekarz wojenny. Operacja na linii frontu" - Recenzja

Zapraszam na opinię o książce pt.: „Lekarz wojenny. Operacja na linii frontu”, jaką otrzymałam od Wydawnictwa Insignis.




Lekarz to człowiek, który jest niezbędny ludzkości. W swoim życiu miałam kontakt z wieloma lekarzami i są to osoby bardzo różne, a taki prawdziwy, z powołania zdarza się bardzo rzadko. Jest to straszne, ale taka jest prawda, że większość wybiera ten zawód nie z potrzeby pomocy innym, ratowania życia, a z czysto finansowych powodów. Oczywiście nie mówię o wszystkich, na szczęście są tacy, którzy nie patrzą ani na pieniądze, ani na wygodę wykonywania zawodu, ani nawet na własne życie, tylko pomagają tym potrzebującym. Taką osobą dla mnie jest David Nott, lekarz, który zamiast bezpiecznej pracy w Londynie, wybrał tą, gdzie jest bardzo słabo rozwinięta służba zdrowia, a nawet wcale jej nie ma, tam, gdzie trwają wojny, jest głód i strach. Jako wolontariusz wyjeżdża tam, gdzie jako lekarz może pomóc. Ratuje życie innych, często w bardzo prymitywnych warunkach, nie patrząc na własne wygodny, a nawet narażając życie.

„Lekarz wojenny. Operacja na linii frontu” to książka o człowieku wielkim, odważnym i bezinteresownym. To książka, która jest bardzo ciekawa, a jednocześnie wielokrotnie przerażająca. Choć nie raz widziałam w tv co dzieje się np. w krajach Trzeciego Świata, za każdym razem, gdy na to patrzę, gdy o tym czytam, długi czas nie mogę dojść do siebie. Dla mnie to niewyobrażalne jak w dzisiejszych czasach może panować taki głód, takie wojny, taki brak dostępu do podstawowej opieki zdrowotnej.

David Nott to człowiek, którego powinno się poznać bliżej, docenić co robi dla innych, brać przykład. Nie trzeba od razu robić wielkich rzeczy, ale jeśli każdy z nas nakarmiłby jednego głodnego – na świecie nie byłoby prawie wcale głodu, jeśli każdy z nas wyciągnąłby pomocną dłoń do jednego potrzebującego – praktycznie nikt nie zostałby sam, bez pomocy, zdany tylko na siebie. ”Lekarz wojenny. Operacja na linii frontu” to książka, którą zdecydowanie warto przeczytać. Z przyjemnością polecam.



Moja ocena – 10\10



Serdecznie zapraszam na stronę Wydawnictwo Insignis oraz na FB.


Lekarz wojenny. Operacja na linii frontu


Wydawnictwo NieZwykłe Książka pt.: "Rozgrywka z sąsiadem" - rozdział 3


Rozdział 3


Czy to Long Point Road trzydzieści dwa? – zapytał krzepki, niski mężczyzna, śmierdzący jakby wykąpał się w litrze taniej wody kolońskiej i czosnku. Wysiadł z rozwalającego się taurusa, którego zaparkował na podjeździe Haley, zastawiając wyjazd.

W normalnych okolicznościach Jason zignorowałby go lub szybko przytaknął i wrócił do własnych spraw – czyli do wyciągania beczki piwa z tylnego siedzenia – ale dziś było inaczej. Dziś zamierzał wyświadczyć przeważnie nieśmiałej sąsiadce i współpracownicy przysługę. Po wczoraj był pewny, że jej tym nie wkurzy i kobieta ponownie się w sobie nie zamknie.

Dobra, może nie był pewny na sto procent, ale naprawdę nie mógł się powstrzymać, zwłaszcza że nowoprzybyły właśnie wciskał sobie w kieszeń kondom, porozumiewawczo puszczając oko do Jasona.

Walić to.

W tamtej chwili nie obchodziło go, czy sąsiadka zwieje, gdzie pieprz rośnie i wręczy mu sądowy zakaz zbliżania się, bo zmierzał przegonić dupka.

Nie przyjechałeś do Haley, prawda? – zapytał, wyciągając beczkę, po czym postawił ją na ziemi.

Facet zmarszczył brwi.

Przyjechałem. Dlaczego pytasz?

Jason ostentacyjnie się skrzywił, szybko przenosząc wzrok na dom Haley, jakby upewniał się, że kobieta ich nie obserwuje.

Nie wydaje mi się, by był to dobry pomysł – wymamrotał.

Czemu?

Posłał facetowi spojrzenie mówiące: „jaja sobie robisz?”. Musiał się powstrzymać, by się nie roześmiać, gdy mężczyzna nerwowo przestąpił z nogi na nogę.

Na pewno pan wie… – powiedział, celowo urywając wypowiedź.

Nie, przyjaciel mnie z nią umówił – odparł nieznajomy, nerwowo zerkając na dom Haley. Czy właśnie poruszyła się firanka?

Jason potarł kark, wzdychając ze znużeniem.

To nie moja sprawa, ale to naprawdę nie jest dobry pomysł.

Co? – Facet niemal jęknął.

Po chwili ciszy Jason pokręcił głową.

Przykro mi, nie lubię o tym mówić. Mogę tylko powiedzieć, że lepiej być ostrożnym. – Posłał rozmówcy znaczące spojrzenie i podkreślił: – Bardzo ostrożnym.

Mężczyzna zrobił wielkie oczy i otworzył usta. Cofnął się o kilka kroków, nerwowo spoglądając na dom Haley. Kiedy dotarł do swojego auta, wydukał:

Ja… eee… właśnie mi się przypomniało, że muszę gdzieś być. – Po tych słowach niemal wskoczył do samochodu i szybko odjechał.

Jason zaśmiał się pod nosem, idąc do Haley. Zapukał i nie zdziwił się, gdy mu nie otworzyła. Przegonił rozczarowanie i zapukał ponownie.

Świetnie.

Wyglądało na to, że ostatni wieczór był zwykłym fartem, a nieśmiała sąsiadka znowu zamierzała zamknąć się w swoich czterech kątach. Miło spędził z nią wczoraj czas, nawet milej niż mógłby przypuszczać. Poczuł się jak idiota, wracając do domu w towarzystwie beczki z piwem.

Słysząc głośne, mokre kasłanie, zatrzymał się na środku podjazdu. Kobieta powoli otworzyła drzwi i odezwała się:

Przepraszam, że tyle mi zajęło – znów zakasłała – by – kasłanie – otworzyć – kasłanie – drzwi. Ale lekarz powiedział, że wciąż – głośno i niepokojąco zakasłała – zarażam, więc… O, to ty – wykrztusiła Haley, odetchnąwszy z ulgą.

Kąciki warg mu zadrgały, kiedy dostrzegł jej strój. Na głowie miała jedną z najbrzydszych dzianinowych czapek w odcieniu wymiocin, jakie w życiu widział. Gorszy był tylko za duży, nędzny szlafrok, a spory kłębek pomiętych chusteczek okazał się niezłym dodatkiem. Nie miał żadnych wątpliwości odnośnie tego, że udawała, ponieważ poprzedniego dnia była idealnie zdrowa. Teraz też wyglądała nieźle, tylko była paskudnie ubrana.

Świetna czapka – skomentował, uśmiechając się i podchodząc do Haley.

Zaśmiała się, zdjęła obrzydliwe nakrycie głowy i rzuciła nim w Jasona. Złapał je, zanim oberwał w twarz.

O co chodzi? – zapytał, wskazując czapką jej ubiór.

O nic – odparła szybko.

Mnie to wygląda na odstraszacz na facetów.

Z miną niewinną jak u łani oznajmiła:

Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Jestem chora – zakasłała – bardzo chora. – Kichnęła na poparcie opowiastki.

Smutne. Czarujące, ale smutne.

Nie mógł się powstrzymać, więc przewrócił oczami i się zaśmiał.

Nie wiem, dlaczego nie możesz przyznać, że spławiłaś miłość swojego życia. Ale, chociaż bardzo chciałbym posłuchać, jak zaprzeczasz, muszę iść. W końcu jesteś chora.

Jestem – potwierdziła z emfazą – bardzo chora. Możliwe, że właśnie umieram – powiedziała, poprawiając urocze okulary na nosie.

Wzruszając ramionami, ruszył w stronę swojego domu.

Cholerna szkoda, bo miałem nadzieję, że przyjdziesz na dzisiejszą imprezę, ale skoro źle się czujesz…

Przycisnęła grzbiet dłoni do czoła.

Hmm, wiesz co? Już mi lepiej. O której zaczyna się impreza? – zapytała z najbardziej urzekającym uśmiechem, jaki w życiu widział.

O ósmej, mała udawaczko – rzucił, śmiejąc się, gdy pisnęła z ekscytacji i pobiegła do domu.


***


Może ten pomysł wcale nie był taki dobry, pomyślała Haley, stając w progu domu Jasona i trzymając talerz z brownie. Zgromiła się w duchu za zachowywanie się jak idiotka. Co za kujon przynosi na piwną imprezę ciasto? Dobra, założyła, że to impreza z alkoholem, ponieważ przez lata była świadkiem dość przerażającego zachowania zapraszanych gości, jakiego nie widywała na żadnych innych spotkaniach towarzyskich, w których uczestniczyła.

Niektóre z widzianych i usłyszanych rzeczy napędziły jej stracha, ale inne ją intrygowały. Nie żeby miała się kiedyś do tego przyznać, ale więcej niż raz zastanawiała się, jakby to było przyjść na którąś z imprez Jasona, i dlatego dziś tak chętnie przyjęła propozycję. Domówki sąsiada stanowiły odpowiednik prywatek najpopularniejszych dzieciaków w szkole średniej, na które zapominano zaprosić Haley, jednak teraz mogła to naprawić.

Może nie, pomyślała, przygryzając dolną wargę i patrząc na przepełniony wypiekiem talerz. Głupio będzie wyglądać z tym brownie. Uznała, że muzyka zapewne zagłuszyła pukanie, więc stwierdziła, że przydałoby się szybko wstąpić do sklepu monopolowego. Miała właśnie dać nogę, gdy ktoś otworzył.

Czego chcesz? – zapytała kobieta, patrząc na nią wilkiem. Haley zmarszczyła brwi, szybko obejmując wzrokiem gładkie, czarne włosy nieznajomej, idealne rysy muśnięte perfekcyjnym makijażem i zabójczą, krótką sukienkę. Doszła do wniosku, że jeansy i jasnoróżowy T-shirt z długim rękawem z logo Jankesów były bardzo kiepskim strojem na imprezę.

Haley otworzyła usta, by wyrzucić z siebie jakąś wymówkę i zwiać, bo wiedziała, że znalazła się w sytuacji, która ją przerastała, kiedy kobieta parsknęła.

Jesteś tą sąsiadką – powiedziała z rozbawieniem. – Czego chcesz? – Zmrużyła oczy, patrząc na trzymany przez Haley talerz.

Ja tylko…

Kto to, Amy? – Głos Jasona dobiegł gdzieś z głębi domu.

Amy przewróciła oczami.

To tylko twoja sąsiadka. Podrzuciła brownie. – Wyciągnęła ręce, by zabrać od Haley talerz. – Wezmę je, żeby mogła sobie pó…

Brownie? – zapytał Jason, nagle stając w wejściu, przez co Amy zatoczyła się w inną stronę.

Hej! – warknęła, ale mężczyzna chyba jej nie usłyszał. Wbił wzrok w ciasto.

Czy to – przełknął, aż mu grdyka podskoczyła – brownie oblane polewą z masła orzechowego?

Czy on właśnie pisnął?

To krówkowe brownie z kawałkami czekolady i polewą z masła orzechowego – wyjaśniła od razu, dostrzegając śmiercionośny wzrok Amy. Miała właśnie podać Jasonowi talerz i wyjść, gdy zamarła.

Po wczorajszym wieczorze miała dość bycia popychadłem i wstydliwą dziewuszką. Rzygać już jej się chciało od tracenia różnych przeżyć z powodu strachu przed zmianą. Niech to licho, była dorosła i jeśli chciała pójść na swoją pierwszą prawdziwą imprezę, to pewne jak cholera, że na nią pójdzie i będzie się świetnie bawić. Nawet jeśli skończy się to jej śmiercią, co, wnosząc po spojrzeniu posyłanym jej spod wytuszowanych rzęs, było dość prawdopodobne.

Wezmę to, a ty poczęstuj się piwem – powiedział Jason, biorąc od niej talerz i czule patrząc na wypieki. Odsunął się, aby Haley mogła wejść.

Hej, fajnie to wygląda! Mogę kawałek? – zapytał facet, którego Haley setki razy widziała u Jasona. Wyciągnął ręce.

Cofnij się, kurwa! Przyniosła je dla mnie, ty debilu! – warknął Jason.

Zaniepokojona Haley automatycznie cofnęła się o krok, obawiając się, że wyląduje w środku bójki, na którą z pewnością się zanosiło. Zamiast jednak nawrzeszczeć na Jasona czy się wściec, jak to robili goście w barach, kłócąc się o sprawy mniejszej wagi, mężczyzna tylko przewrócił oczami i zwrócił się do Haley:

Cześć, jestem Brad – powiedział, wyciągając dłoń.

Po chwili wahania, którego – miała nadzieję – nie zauważył, zbliżyła się o krok i uścisnęła mu rękę.

Haley.

Miło mi – oznajmił, uśmiechając się czarująco. – Przepraszam za chamstwo przyjaciela, dopiero w zeszłym roku nauczył się chodzić – oświadczył cierpko, na co Haley i większość osób w pobliżu się zaśmiała.

Jason posłał kumplowi nieprzyjemne spojrzenie, nim przeszedł do kuchni, patrząc wilkiem na każdego, kto spróbował dotknąć wypieku.

Brad wskazał w tamtym kierunku.

Są tam pizza, chipsy i sporo drinków, o ile Jason się do nich nie dobrał, a w ogrodzie trwa mecz siatki. Oczywiście w salonie grają w gry wideo, dopóki nie zacznie się mecz. Rozgość się – polecił, uśmiechając się ciepło.

Dzięki – mruknęła, przyswajając sobie wszystkie informacje.

I to tyle? – zastanawiała się, obejmując wzrokiem wyluzowanych imprezowiczów. Coś musiało się odmalować na jej twarzy, bo po chwili Brad pochylił się i zapytał ze śmiechem:

Spodziewałaś się Menażerii?

Nie! – odpowiedziała szybko. Za szybko. Dokładnie czegoś takiego oczekiwała. Na pewno nie wyobrażała sobie tego, co tutaj zastała. Z tym na pewno sobie poradzi.

Zaśmiał się po raz kolejny.

Chodź do ogrodu, to przedstawię cię żonie – zaproponował. – Obiecuję, że będziesz się dobrze bawić.

Pierwszy raz od przekroczenia progu pomyślała, że znajdzie się dla niej miejsce wśród przyjaciół Jasona.


***


Kim jest laseczka, która rozwala Mitcha?

Nie odrywając wzroku od talerza, na który nakładał pizzę, Jason powiedział:

Amy. – Przynajmniej miał nadzieję, że to była Amy. Zaczynało go denerwować, że się go uczepiła i zauważył, jak podle potraktowała Haley, a także jak przez cały wieczór posyłała jego sąsiadce nieprzyjemne spojrzenia. Wcześniej, jak tylko zobaczył Amy zmierzającą do jego domu, wiedział już, że należało się jej pozbyć.

Nie, to urocze małe stworzenie w okularach.

Marszcząc brwi, Jason powiódł wzrokiem za Pete’em w stronę kanapy, na której Haley grała z Mitchem na Xboxie.

Moja sąsiadka – wyjaśnił. Nie spodobał mu się wyraz twarzy Pete’a.

Przyszła z kimś? – zapytał przyjaciel, nie odrywając wzroku od kobiety.

Nie.

To dobrze – stwierdził Pete, zerkając przez ramię i szczerząc zęby w uśmiechu. – Nie zapytam, czy mogę zająć twój pokój, bo możemy pójść do niej.

Jason ciężko westchnął. Wyglądało na to, że jednego dnia uratuje Haley przed dwoma kretynami.

Pete przyjrzał mu się.

Co to miało być?

Co? – spytał niewinnie Jason.

To westchnienie – drążył przyjaciel, leniwie na niego wskazując.

Nic – odparł gospodarz, wzruszając ramionami i ponownie skupiając się na układaniu jedzenia na talerzu. – Po prostu nie sądziłem, że to cię kręci.

Co takiego? – dociekał Pete odrobinę niepewnie. Facet miał taką reputację, że zapewne niewiele rzeczy go nie kręciło i to dlatego Jason zdecydował, że kumpel nie nadawał się na partnera dla jego nieśmiałej sąsiadeczki. Pięć lat minęło, nim udało mu się sprawić, by Haley wyszła ze swojej skorupy, więc nie zamierzał pozwolić, by przez tego dupka wróciła do niej na dobre.

Zapomnij – burknął Jason, biorąc ze stojącej na podłodze chłodziarki napój.

Ale…

Nie chcę się w to mieszać – uciął temat. Minął mężczyznę, po czym się zatrzymał. – Tylko… upewnij się, że wzięła leki. Wtedy powinieneś być bezpieczny. To znaczy bajeczny. – Jason szybko odszedł, po czym wybuchnął śmiechem, dostrzegłszy przerażenie na twarzy kumpla.

Cholera, co za miłe uczucie. Należało zrobić tak już przed laty, kiedy dostrzegł pierwszego frajera węszącego przy Haley. Czyli jestem jej skrzydłowym? – zastanawiał się, podchodząc do kanapy. Zepchnął z niej Mitcha, żeby usiąść przy nowej podopiecznej. Pasowało mu to, ponieważ gdy z nią skończy, będzie wiodła życie pełne zabawy i pozbawione dupków.


środa, 27 maja 2020

MOSS Laboratories Bawełniane mydło Mars&Venus – Wrzos & Lawenda - OPINIA

Zapraszam na opinię o Bawełnianym mydle Mars&Venus – Wrzos & Lawenda, jakie otrzymałam od MOSS Laboratories.





Lubię produkty, które można używać do wielu rzeczy, jest to dla mnie duża oszczędność, szczególnie miejsca, którego u mnie nie jest za wiele. Mydło bawełniane jest produktem 3w1, do mycia rąk, naczyń oraz warzyw i owoców.

Nadaje się do mycia naczyń i dobrze sobie radzi z tym zadaniem. Co prawda nie sprawdzałam na zaschniętych naczyniach czy spalonych patelniach, ale z „codziennymi” naczyniami radzi sobie dobrze. Tworzy pianę, która dokładnie usuwa brud oraz tłuszcz z naczyń, a po opłukaniu nie zostaje na nich żadna warstwa.
Kolejne zastosowanie mydła to mycie warzyw i owoców. Większość z nas myje je po prostu wodą i ja również tak przeważnie robiłam. Jednak ostatnia sytuacja z epidemią, jaką mamy, zmieniła moje podejście. Obecnie nie wyobrażam sobie podać dziecku czy sama zjeść np. jabłko, które zostało tylko opłukane, musi być dokładnie umyte szczoteczką i jakimś środkiem. Mydło bawełniane doskonale się do tego nadaje. Dokładnie myje, nie pozostawiając na powierzchni żadnych warstw, a jednocześnie nie zabija witamin, jak niektóre domowe sposoby.
Ostatnie zastosowanie to mycie dłoni. Jak wiecie mam w domu dziecko z bardzo delikatną, alergiczną skórą i niestety często syn musiał mieć osobne mydełko. To używane przez resztę domowników mu szkodziło. Jednak dziecko jak dziecko, czasem zapomni i sięgnie po to, co wszyscy i tym sposobem okazało się, że mydło bawełniane nie tylko mu nie szkodzi, a wręcz jest dla niego idealne. Nie wysusza skóry, nie powoduje podrażnień czy uczuleń, nawet na bardzo delikatnej, alergicznej skórze.

Mydełko mieści się w wygodnym opakowaniu z pompką.

Jest w 100% naturalne, a co za tym idzie bezpieczne.

Zapach delikatny, przyjemny. Dla mnie mydło pachnie nutą lawendy. Na skórze wyczuwalny krótką chwilę.

Bawełniane mydło Mars&Venus – Wrzos & Lawenda to mydło, które zdecydowanie polubiłam. Testowane na różne sposoby i za każdym razem spełniło moje oczekiwania. Z przyjemnością polecam.




Zalety:

  • Przyjemny, delikatny zapach.

  • 3w1.

  • Skuteczne.

  • Wygodne opakowanie z pompką.





Wady:

BRAK




Moja ocena – 10\10



Serdecznie zapraszam na stronę  MOSS Laboratories oraz na FB.


Bawełniane mydło Mars&Venus – Wrzos & Lawenda


Wydawnictwo NieZwykłe Książka pt.: "Rozgrywka z sąsiadem" - rozdział 2



Rozdział 2


Haley z niedowierzaniem otworzyła szeroko oczy, gdy Jason rzucił się na rośliny, wyrywając je jak opętany.

Przestań! – wrzasnęła. Zignorował ją, nie przerywając zajęcia i wydzierając z ziemi tulipany z cebulkami. Rzucał je daleko na swój teren, aby nie mogła ich zabrać i przesadzić.

Nacisnęła dyszę, atakując go lodowatą wodą. Mimo to nadal znęcał się nad kwiatami.

Przestań! Proszę, przestań! – wołała płaczliwie. Zwolnił z rwaniem roślin, dopiero gdy dotarł do wąskiej przestrzeni między domami.

Jason musiał skulić ramiona, żeby się tam wcisnąć. Na szczęście kobieta przestała go polewać. Był kwiecień, ale mieszkali w Nowej Anglii, gdzie o tej porze roku świeciło słońce i wiała zimna bryza. Trząsł się gwałtownie, kiedy sięgnął po garść tulipanów. Nagle wąż ogrodowy owinął mu się wokół kostek.

Co, do cholery…? Ooo! – Pozbawiony równowagi zarył twarzą w stworzone przez kobietę gęste błoto. Nim udało mu się wstać, sąsiadka przeszła po jego plecach, aby ocalić kwiaty.

Haley wykorzystała drobną sylwetkę na swoją korzyść. Błyskawicznie przebiegła po Jasonie i wykopywała rękami tyle tulipanów, ile tylko mogła, po czym łagodnie acz szybko odkładała je przy własnym domu.

Hej! Przestań! – zażądał, pochylając się nad nią, by złapać ją za ręce.

Złaź ze mnie! – warknęła, kopiąc jeszcze bardziej zawzięcie.

Nie wszedłbym na ciebie, gdybyś nie panoszyła się na mojej posesji!

Zdzieliła Jasona łokciem, aby go z siebie zrzucić. Zaklął pod nosem, napierając na nią, aż cała znalazła się pod nim. Natychmiast zamarła. Wykorzystał jej oszołomienie i złapał tyle kwiatów, ile tylko mógł.

Kazałam ci ze mnie zleźć, a nie mnie przygnieść! – wykrztusiła. Ledwie panowała nad oddechem. Zaraz zacznie się hiperwentylacja i straci przytomność. Niewątpliwie. Leżał na niej wielki mięśniak!

Jej zmysły doznały przeciążenia, gdy spróbowała się skupić. Mogła myśleć tylko o tym, że mężczyzna przywierał silnym, twardym brzuchem do jej pleców. Nagle przeszył ją dreszcz, który nie miał nic wspólnego z zimną wodą przesączającą się przez ubranie.

Następnie coś sobie uświadomiła. Leżał na niej ogromny facet!

Oby to nie było to, co mi się wydaje – syknęła przez zęby.

Nie jest. – Było. – Nie pochlebiaj sobie, cukiereczku – prychnął, próbując nie jęknąć ani się o nią nie ocierać. Nawet jego lekko zatkało. Nie żeby kiedykolwiek miał problemy z erekcją. Bo ich nie miał. Jednocześnie od niedawna popęd nieco mu zmalał. Kurna, nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio uprawiał seks, co samo w sobie było żałosne.

Ponownie bez przekonania zabrał się za wyrywanie kwiatków, czym chyba odciągnął jej uwagę od tego, że wtulała jędrny tyłeczek w jego krocze. Zamknął oczy, trącając nosem jej szyję, i powoli wciągnął powietrze. Chyba nawet tego nie zauważyła, więc odetchnął ponownie. Przysiągłby na własne życie, że pachniała jeżynami z bitą śmietaną. Kuszący aromat.

Jęknęła z irytacją.

Nie wiem, jaki masz problem. Pomyliłam się, sadząc je na twoim terenie. Pozwól mi je przesadzić o kilka centymetrów i będzie dobrze.

Wyrwała go tym z oszołomienia.

Nie! – Wyciągnął nad nią ręce i znów wyrywał kwiaty.

Zaklęła pod nosem, wypełzając spod niego, aby ocalić trochę roślin. On tylko za nią podążał, za każdym razem zajmując tę samą pozycję i cholernie ją irytując.

Palant z ciebie! Chcę tylko zabrać cebulki! – warknęła, próbując się nie rozryczeć. Były od babci, która dostała je po wojnie od dziadka, aby uczcić sukces ich pierwszej firmy.

Nie, nie posadzisz ich tutaj. Nie mogą tu rosnąć! – odparował, kopiąc szybciej.

Dlaczego? – dociekała, gdy niemal już się rozpłakała z frustracji. – Nie rozumiem cię! Nic nie robisz u siebie. Dlaczego obchodzi cię to, gdzie znajduje się rabatka? Kwiaty nie robią ci krzywdy!

Robią! – warknął, myśląc o wszystkich miejscach na plecach i szyi, które wciąż pulsowały z bólu.

Prychnęła.

To tylko kwiaty. Czym mogły cię tak rozzłościć? – Usłyszała przy uchu bzyczenie i z roztargnieniem przegoniła owada.

Pszczoły! – krzyknął, chcąc się wycofać, ale nie był w stanie. Utknął między domami.

Tak, to pszczoła – powiedziała, jakby rozmawiała z dzieckiem.

Jęknął, usiłując się uwolnić. Kiedy mu się to nie udało, spróbował się cofnąć. Objął ją w talii, starając się pociągnąć ją ze sobą.

Hej, zabierz łapy…

Naruszyłaś cholerne gniazdo! – syknął.

Haley prędko spojrzała przed siebie i zrobiła wielkie oczy. Pół metra przed nią wystawała z ziemi końcówka gniazda, które odsłonili, wyrywając kwiaty. Wyleciał z niego rój i niewiele brakowało, żeby ich zaatakował.

Rusz się!

Nie mogę!

Haley zacisnęła zęby, uderzając w niego z całej siły. Stęknął cicho z ustami przy jej uchu, ale nie ustawał w próbach wykonania odwrotu. Ona pochyliła się w przód, po czym walnęła go dwukrotnie. Za każdym razem jęczał i przesuwali się o kilka centymetrów.

Jeszcze raz! – warknął.

Ruszyła się do przodu i gdy tym razem uderzyła w niego, naparła też ramionami, przesuwając mężczyznę. Jason wykorzystał ten impet, aby przemieścić ich o kilka metrów. Obejmował ją w talii, odciągając od gniazda.

Zbierają się! – krzyknęła Haley.

Kurna! – Jason panicznie się rozglądał, szukając bezpiecznego miejsca.

Do mnie! – Chaotycznym gestem wskazała swoje drzwi.

Dobry pomysł – powiedział, biegnąc do domu i ciągnąc ją za sobą. Bzyczenie stawało się coraz głośniejsze, gdy rój zaczął krążyć wokół nich. Kiedy dotarli do wejścia, otworzył drzwi, ciesząc się, że nie zamknęła ich na klucz. Trzasnął nimi, jak tylko wbiegli do środka.

Pszczoły! – zawołała Haley, wskazując owady, które wleciały z nimi do domu.

Szybko ją puścił i wziął ze sterty na ławie dwa czasopisma, po czym rzucił jedno jej. Bez słowa zwinęli gazety i zaatakowali kilkanaście owadów. Nie odezwali się, dopóki nie trzepnęli ostatniego.

Użądliły… mnie… pięć… nocy… z… rzędu… – wydusił z siebie Jason, łapiąc oddech.

Wiedziałeś, że zagnieździły się tam pszczoły, a mimo to wyrywałeś kwiaty? – zapytała ze zdziwieniem. Babcia dobrze ją nauczyła. Z gniazdami w ziemi się nie zadzierało. Osiągały rozmiary przynajmniej stosu ćwierćdolarówek, a mogły sięgać nawet kilku metrów.

Jason wskazał na swój dom.

Próbowałem je zabić.

Z niedowierzaniem pokręciła głową. Nie wspomniał jej o gnieździe.

Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Wiesz, że grzebię w tej rabatce – wymamrotała, z trudem panując nad tonem. Mogli umrzeć!

Powiedziałem!

Nie!

Wyrzucił ręce w powietrze.

Starałem się powiedzieć od kilku tygodni, ale gdy tylko do ciebie podejdę, uciekasz!

Otworzyła usta, aby zaprzeczyć, jednak równie szybko je zamknęła i skrzywiła się. Tak, możliwe, że tak było.

Oj – wydukała.

Tak, oj – warknął. Wyjrzał przez okno i jęknął. – Ciągle się roją.

Haley westchnęła.

Nie przestaną przez kilka godzin. Musimy wezwać kogoś do dezynsekcji.


***


Ludzie, zamarzał. Przemókł do suchej nitki i nie wyglądało na to, aby wkrótce miał wrócić do domu. W normalnych okolicznościach rozebrałby się do bielizny, ale sąsiadka już i tak się przy nim denerwowała, więc nie chciał przyprawić biedaczki o zawał. Spojrzał na jej czyściutką i bardzo zadbaną podłogę, a następnie się skrzywił.

Kurna, może wyjdę tylnymi drzwiami i się wysuszę – zaproponował, spoglądając w stronę przylegającej do pomieszczenia kuchni. Uniósł brwi, kiedy zauważył, że za oknami zrobiło się ciemno od pszczół.

Wydaje mi się, że nie przestaną przez jakiś czas – stwierdziła cicho Haley, pocierając czoło. – Może weźmiesz prysznic, a ja poszukam ci jakichś ciuchów. Jak będziesz się kąpał, zadzwonię do firmy zajmującej się usuwaniem owadów.

Skoro tak mówisz – zgodził się, licząc na to, że kobieta nie zmieni zdania. Jaja mu odmarzały. Cholera, w tym momencie wcisnąłby tyłek nawet w jakąś kieckę, żeby zrobiło mu się ciepło.

Przytaknęła z nieobecnym wyrazem twarzy, obserwując rojące się w ogrodzie pszczoły.

Tak, zaprowadzę cię do łazienki.

Dreszcze ustały po jakimś czasie, gdy radośnie się mył. Nigdy w życiu tak go nie cieszyła ciepła woda. Prysznic był przyjemnym przeżyciem. Nie szkodziło też to, że nieśmiała sąsiadeczka doceniała równie proste rzeczy jak on, a mianowicie kostkę zwykłego mydła zamiast jakiegoś perfumowanego gówna o wygórowanej cenie, które nie pieniło się jak należy i powodowało u niego wysypkę. Nie wadziło również to, że jej łazienka wyglądała jak łazienka i nie była cała w koronkach czy produktach do makijażu. Mężczyzna mógł z niej bezpiecznie korzystać, nie martwiąc się o swoją męskość.

Wkładał właśnie T-shirt, który mu zostawiła, gdy usłyszał jej krzyk:

Nie! Nie rób tego!

Jason wyleciał z łazienki w mniej niż sekundę i podbiegł do Haley, gotowy zabić drania, który ją krzywdził. Zatrzymał się przed nią z poślizgiem.

Uśmiechnęła się słodko i powiedziała:

Boże, kocham cię.

Uniósł wysoko brwi, a serce waliło mu jak młotem. Szlag, było gorzej, niż sobie wyobrażał. Nie unikała go przez te wszystkie lata z nieśmiałości. Nie, ona zakochała się w nim po uszy. O w mordę. Zrobiło się niezręcznie, zwłaszcza że utknął tutaj do czasu przybycia specjalistów. Miał nadzieję, że firma wkrótce się zjawi.

Migiem.

Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale przegoniła go drewnianą łyżką pokrytą ciastem. Cofnął się, marszcząc czoło i obawiając się, że maź wyląduje na nim, a także zastanawiając, dlaczego kobieta wyznała mu miłość, a teraz go przeganiała.

Nie wchodź między mnie a mężczyznę, którego kocham – burknęła, wyrywając go z zamyślenia.

Jason podążył za jej wzrokiem i się zaśmiał.

Dereka Jetera?

Ściągnęła brwi, jakby poddawanie w wątpliwość jej uczucia było głupotą.

Oczywiście.

Nie mógł się powstrzymać, więc uśmiechnął się szeroko. Cholera. Jak mógł tego nie zauważyć? Miała wielki telewizor. Nawet większy od jego, co mówiło samo za siebie, bo nie żałował pieniędzy na swój odbiornik.

Masz ogromny telewizor jak na tak małą kobietkę – droczył się z nią.

Cóż, a jak mam oglądać mecze, jeśli nie czuję, jakbym w nich uczestniczyła? – wypaliła. – Poza tym dzięki niemu wyraźniej widzę przyszłego męża.

Wie o tym? – zapytał, wracając do niej wzrokiem.

Uroczo zmarszczyła nos.

Jeszcze nie, ale poczekam – powiedziała z uśmiechem, dzięki któremu jej urzekająca i słodka twarz stała się poruszająco piękna.

Cholera.

Niezręcznie przestępował z nogi na nogę, gdy pochłaniało ją oglądanie meczu.

Jesteś fanem Red Soxów? – spytała nagle.

Kurna, nie – odpowiedział urażony pytaniem. Mieszkał na terytorium tej drużyny, ale nie oznaczało to, że był zdradzieckim draniem. Jego pierwszą miłością byli Jankesi i tak pozostanie.

Odetchnęła z ulgą.

Dzięki Bogu. – Posłała telewizorowi ostatnie tęskne spojrzenie, nim wróciła do kredensu, a Jason zachichotał, zauważając znajdujący się tam mały ekran, na którym również odtwarzała mecz. Musiała naprawdę kochać Jankesów, a na pewno jednego z ich graczy.

O co, u licha, chodziło z kobietami i Derekiem Jeterem?

Rozejrzał się po domu. Przeklęte pszczoły ciągle siedziały na wszystkich oknach, ale jego uwagę przykuło coś innego. Na ścianach wisiały drużynowe pamiątki. Nie zdziwił się, gdy dostrzegł nad telewizorem podpisane zdjęcie Jetera.

Wygląda na to, że nie wyjdziemy do zmierzchu – mruknęła, przyciągając jego uwagę. – Gniazda nie można ruszyć, dopóki owady się nie uspokoją. A to nastanie dopiero po zachodzie słońca. Wtedy ktoś przyjedzie, spryska gniazdo i usunie, jeśli będzie to możliwe.

Przeczesał wilgotne włosy palcami i westchnął.

No to jakiś czas spędzisz ze mną.

Wzruszyła ramionami.

To nic. Trwa dobry mecz, więc czas nie będzie się dłużył.

Prawda – zgodził się.

Robię domową pizzę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Planowałam zamówić jakąś na mecz, ale przez pszczoły… – Urwała, wzruszając ramionami.

Brzmi świetnie. Przepraszam za najście – wymamrotał, czując się jak dupek. Unikała go przez pięć lat, a teraz matka natura zmuszała sąsiadkę do goszczenia go.

Nie ma sprawy – odparła.

Przeczuwał jednak, że skłamała, ponieważ nie lubiła przebywać w jego towarzystwie. Gdy tylko stawał za blisko niej w pracy lub chciał usiąść obok, rzucała jakąś wymówkę i przenosiła się gdzieś indziej. Teraz zaś musiała go znosić, co na pewno nie napawało jej radością. Zerknął na telewizor, kiedy westchnęła z rozmarzeniem. W sumie kto inny pochłaniał teraz jej uwagę.

Piwa?

Słucham? – zapytał zdezorientowany.

Piwo – powtórzyła i, nie odrywając wzroku od ekranu, wskazała lodówkę.

O – bąknął. Zaśmiał się pod nosem, biorąc dwie butelki. Podał jej jedną, za co podziękowała cicho, po czym rzuciła kilka słów na temat jednego z graczy.

Jason oparł się o ścianę i oglądał widowisko. Tak naprawdę nie śledził meczu, bo podziwiał Haley przy gotowaniu i rzucaniu gromów. Wkrótce okazało się, że jeśli chciał, by na pizzy znalazły się pokrojone warzywa, a nie przedmioty, na których wyżywała się kobieta, gdy coś jej się nie podobało, będzie musiał sam się za to zabrać.

Następne sześć godzin spędzili na gotowaniu, oglądaniu meczu, jedzeniu, śmianiu się, przeklinaniu i krzyczeniu w stronę telewizora. Dodatkowo przez godzinę kłócili się ze specjalistą o szaloną kwotę, jakiej sobie zażyczył, po czym tematem sprzeczki ponownie stał się mecz. Kiedy noc dobiegała końca, Haley chyba zupełnie wyszła ze swojej skorupy i z radością odkrył, że znalazł sobie nowego kumpla. Takiego, który znał statystki, nie mylił ich i nie musiał sprawdzać w internecie. W przeciwieństwie do kilkorga jego przyjaciół, których wolał nie wspominać z imienia. Nie szkodziło też, że kobieta była niewiarygodnie atrakcyjna. Taki tam bonus.

Który był jednak tylko bonusem w zestawie z najlepszym przyjacielem.